poniedziałek, 5 września 2011

"Sonata Kreutzerowska" Lew Tołstoj


Skrzypce delikatnie przewodzą, dołącza się fortepian, gra szarpana, melancholijna, za chwilę gwałtowna, pełna pasji, gniewu, słodka, a za moment nienawistna. Sonata Kreutzerowska Beethovena...

Taka sama jest ta książka - odwzorowuje pełnie emocje targające człowiekiem w trakcie słuchania Sonaty Beethovena. Na poczatku delikatnie, jakby z niedowierzaniem, potem lekka gorycz przeplatana słodyczą, następnie znużenie, złość, nienawiść, zdziwienie, niedowierzanie, szaleństwo!

Sonata Tołstoja to melodia kół pociągu. Taka muzyka gra w tle opowieści, która snuje się całą noc w jednym z przedziałów pociągu w Rosji. Dwóch mężczyzn, który przypadek umieścił w jednym wagonie, rozmawia. Chociaż czy to można nazwać rozmową? To raczej spowiedź jednego z nich...

Pozdnyszew w osobie przypadkowego nieznajomego znalazł spowiednika, a czerń nocy i anonimowość pociągu skusiły go do wyznania swych win. Win człowieka - można się chyba na takie określenie ośmielić - szalonego. Opowiada o swojej młodości, młodości chłopca bogatego, pochodzącego z tzw. dobrej rodziny. Chłopca, żyjącego w środowisku, w którym młodych mężczyzn uczy się, że seks służy zdrowiu i rozwojowi, dlatego już w bardzo młodym wieku lądują w burdelach, gdzie na samym początku rozwoju swej seksualności tracą szacunek do płci żeńskiej. Służy przecież ona tylko do jednego - do zaspokajania wszelkich męskich zachcianek. Ale jednocześnie wmawia się młodym, że to dobre, że od tego są kobiety. W tym samym czasie dziewczęta mają być czyste, niewinne, nieświadome. I trafiają na siebie potem rozpustnik z syfilisem i młodziutka panienka. Jak z tego może nie być tragedii?

Bohater opowiada o znalezieniu żony, o miesiącu miodowym, o szoku, jakim było dla niego małżeństwo i to, że raczej złości go żona, a wręcz jest mu nienawistna, niż kochana przez niego. I tak toczy się gra - małżeństwo dla konwenansów, niezrozumienie, nagromadzenie złości, narodziny kolejnych dzieci, wizyty gości... Aż pewnego dnia poznają skrzypka, którego Pozdnyszew zaprasza do duetu z jego żoną. A to znowu wzbudza jego szaloną zazdrość, podejrzewa, że jest zdradzany. I tak nakręca się koło nienawiści, które prowadzi aż do tragicznego końca...

Ach, cóż to za duszna i mroczna książka! Można ją zapewne traktować na wiele sposobów - sonatę o nienawiści do kobiet, tekst o upadku mężczyzn, rozważania o upadku całych społeczeństw, moralitet. Wszystko zależy przez kogo będzie czytana. Ja widzę ją jako bardzo gorzkie rozważania o ludzkości, o tym, co nami powoduje, o naszych pragnieniach i niemożności życia razem. Oczywiście, można Pozdnyszewa widzieć tylko i jedynie jako wariata, jednak trudno zaprzeczyć temu, że przez niektóre z jego stwierdzeń przebija coś prawdziwego. Gorzka pastylka człowieczeństwa.

Do tej pory z dzieł autora znałam tylko "Annę Kareninę". I tamta powieść podoba mi się o wiele bardziej, jest to cudeńko i majstersztyk. W porównaniu z "Anną Kareniną" ta książka jest o wiele bardziej mroczna i gorzka, można wręcz rzec - przepełniona szaleństwem. Ale warta poznania!

Polecam wszystkim miłośnikom tego autora, osobom pragnącym zapoznać się z rosyjską klasyką oraz tym, którzy lubią badań mroczne zakątki ludzkiego umysłu.

PS. A na koniec posłuchajcie utworu Beethovena - TUTAJ. Chciałam wkleić filmik, ale nie mam pojęcia jak to się robi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz