niedziela, 26 grudnia 2021

Charles Dickens, Anthony Trollope, Najsłynniejsze opowiadania wigilijne.


 

Uwielbiam książki, do których wracam z wielką przyjemnością.W tej grupie znalazł się pięknie wydany tom zawierający trzy świąteczne opowiadania: Kolęda prozą, czyli Bożonarodzeniowa opowieść o duchach Charlesa Dickensa, Boże Narodzenie w rezydencji Thompsonów oraz Boże Narodzenie na plebani w Kirkby Cliffe autorstwa Anthony'ego Trollope'a. Warto zwrócić uwagę na grafikę wydania.

O ile pierwsze opowiadanie Dickensa jest bardzo dobrze znane, o tyle dwa kolejne, które napisał Anthony Trollope, już mniej. Rezydencja Thompsonów pachnie ciastem i ostrokrzewem, którym pięknie przyozdobione zostały ogrzewające posiadłość wiktoriańskie kominki. Zima jest bowiem w 187... r. sroga i śnieżna. W starym dworze organizowane jest spotkanie Thompsonów. Spodziewano się nawet Państwa Brown. Tymczasem Pan Brown zachorował i małżeństwo musiało zatrzymać się w Paryżu... To swoista opowieść o tęsknocie za rodzinnym domem. Z kolei w drugim opowiadaniu Trollope'a mowa jest o miłości. Córka pastora i przyjaciel rodziny zakochują się w sobie, ale on mówi jej, że Boże Narodzenie to nudziarstwo (sic!). Oczywiście tym samym popełnia wielki błąd. Autor pokazuje, jak brak prawidłowej komunikacji i szczerej rozmowy może wpłynąć na bieg zdarzeń. Z niedopowiedzeń i próby zachowania się "właściwie" i z "godnością" rodzi się seria niefortunnych wypadków. To zabawna, ciepła, z dobry zakończeniem i uroczymi bohaterami opowieść. 

Opowiadanie Charlesa Dickensa bezapelacyjnie jest jedną z ulubionych książek dotyczących Świat Bożego Narodzenia, która przypomina najważniejsze wartości i zwraca uwagę na problem biedę. Z kolei Anthony Trollope to wiktoriański pisarz, który posiadał niezwykle poczucie humoru i którego cechowała spostrzegawczość. W prosty, nienachalny i przyjemny sposób, posługując się satyrą i czarując klimatem opisuje charaktery Anglików. To ponadczasowe opowiadania, do których warto wracać w tym szczególnym świątecznym czasie. 

 

Charles Dickens, Anthony Trollope, Najsłynniejsze opowiadania wigilijne, wydawnictwo Zysk i S-ka, wydanie 2021, tłumaczenia; Jerzy Łoziński, Tomasz Tesznar, okładka twarda z obwoluta, stron 278.

 

* Słowem malowane post z 26.12.2021 r.

czwartek, 2 grudnia 2021

Mrs Henry Wood, Posiadłość East Lynne.


 

Od pierwszej książki pokochałam twórczość Ellen Wood, która wydawała książki pod pseudonimem Mrs Henry Wood. Posiadłość East Lynne to powieść, która po raz pierwszy ukazała się w 1861 r. Skomplikowana, ale jakże wciągająca fabuła powieści zyskała na popularności i potem wiele razy doczekała się adaptacji scenicznych i filmowych. Początek powieści nic nie zwiastuje tego, co potem serwuje nam autorka. Dziś być może prawdopodobny czytelnik powieści może uznać, że ma do czynienia z wiktoriańską odmianą opery mydlanej.

Tytułowe East Lynne to posiadłość położona w pobliżu małego miasteczka West Lynne. Jej właściciel, hrabia Mount Severn, cierpi na podagrę i ze względu na dotychczasowy tryb życia popadł w długi finansowe. Żywi jednak nadzieję, że uda mu się sprzedać East Lynne bez rozgłosu. Wiadomość o jej sprzedaży nie mogła dotrzeć bowiem do jego wierzycieli. Nabyciem rezydencji zainteresowany jest Archibald Carlyle, odnoszący sukcesy młody prawnik z West Lynne. Pewnego dnia odwiedza on hrabiego i podczas kolacji poznaje jego córkę, osiemnastoletnią lady Isabel Vane. Dziewczyna jest piękna, niewinna, bardzo kocha ojca i nie ma pojęcia, jak niepewna jest ich pozycja finansowa. Jeszcze tego samego dnia lady Isabel poznaje na przyjęciu kapitana Francisa Levisona, kuzyna jej opiekunki lady Vane. Mężczyzna jest oczywiście czarujący, uwodzicielski i dość łatwo rozkochuje w sobie lady Isabel.

Tymczasem umiera hrabia Mount Severn, a majątek i tytuł dziedziczy jego daleki kuzyn. Przyjmuje on co prawda do swojego domu lady Isabel, ale jej położenie nie należy do najlepszych. Koniec końców Archibald Carlyle proponuje jej małżeństwo i powrót do East Lynne. Lady Isabel przyjmuje propozycję, tym bardziej, że ku jej rozczarowaniu Levison nie pojawia się u jej boku. Warto wspomnieć, że małżeństwo nie jest po myśli zakochanej w Archibaldzie Barbary Hare. Tymczasem jej brat wmiesza się w kryminalne kłopoty, a ona sama prosi o pomoc przyjaciela, sąsiada i mężczyznę, którego zamierzała poślubić – oczywiście chodzi o Archibalda. W tajemnicy przed wszystkimi oboje zaczynają działać, aby oczyścić imię Richarda. To oczywiście rodzi same problemy, niedopowiedzenia, tajemnice i niesie za sobą wiele nieprzewidzianych wypadków.

Lady Isabel Carlyle jest wytworną damą, żoną, a wkrótce zostaje matką, ale zaczyna być zazdrosna o przyjaźń męża z Barbarą Hare. W dodatku w East Lynne zaczyna mieszkać władcza starsza siostra Archibalda, panna Corny. Gdy więc na horyzoncie pojawia się ponownie arystokratyczny zalotnik w osobie Francisa Levisona, Isabel postanawia ulec podszeptom serca i podejmuje decyzję, która przynosi straszne konsekwencje. Warto wspomnieć, że drugoplanowe postacie zwłaszcza kobiece, mają niezwykle przemyślane przez autorkę osobowości.

Fabuła jest zawiła i mamy w niej wątki miłosne, złamane serca, rozczarowania, morderstwo, dramat sądowy, wypadki, zmianę tożsamości i śmierć. Jest zbyt wiele melodramatów i zbiegów okoliczności, a mimo to czytelnik jest ciekawy, co wydarzy się dalej. Wszystko rozgrywa się na tle okazałych wiktoriańskich posiadłości, zarysowanego ówczesnego klimatu, obyczajów i konwenansów. Wydaje się, że autorka bardzo dobrze rozumie położenie swoich bohaterów. Cechuje ją wiele empatii i zrozumienia. Nie stroni od przedstawiania trudnych, niezręcznych i nieaprobowanych przez społeczeństwo sytuacji. Mamy też jasno i dosadnie określone moralne zasady oraz religijny motyw odkupienia. Mimo, że to prawdziwe tomiszcze, to w książce nie ma nudnego momentu. Treść jest przystępna i łatwa w odbiorze, a co najważniejsze fascynująca.



Mrs Henry Wood, Posiadłość East Lynne, wydawnictwo Zysk i S-ka, tytuł oryg.: East Lynne, tłumaczyła Mira Czarnecka, okładka twarda z obwolutą, stron 748.

 

*pierwotnie na blogu Słowem malowane, post z dni. 26.11.2021 r. 

 



niedziela, 21 listopada 2021

Sonata kreutzerowska Lew Tołstoj

Sonata to spowiedź mordercy, który choć żałuje zbrodni, to usiłuje ją usprawiedliwić  zachowaniem innych (winne jest społeczeństwo, wychowanie, kobiety, ich domniemani lub nie kochankowie, nawet muzyka, wszyscy i wszystko tylko nie on sam). Idee prezentowane przez  Pozdnyszewa są w dużej mierze absurdalne, choć nie można zaprzeczyć, iż analiza związku małżeńskiego z końca XIX wieku jest jak najbardziej trafna: mężczyźni nurzający się w rozpuście i kobiety podbijające swą cenę na matrymonialnym rynku.  

Skoro mężczyzna żył ...ani na chwilę nie porzucając zamiaru ożenienia się  i urządzenia sobie najwznioślejszego, najczystszego życia rodzinnego i w tym celu rozglądał się za odpowiednią panną. Tarzał się w gnoju rozpusty, a jednocześnie przyglądał się na tyle czystym, by były go godne (str. 81) kobieta uważała, że jeśli  wymaga się od niej, aby była [wyłącznie] obiektem pożądania – to ona ujarzmi mężczyznę, właśnie jako obiekt pożądania (str. 91) Stąd te ohydne dżerseje, te podkładki na tyłkach, te gołe ramiona, plecy, prawie gołe piersi. Kobiety zwłaszcza te, które przeszły przez szkołę mężczyzn doskonale wiedzą, że rozmowy na wzniosłe tematy swoją drogą, a mężczyźnie potrzebne jest ciało i to wszystko, co je ukazuje w najponętniejszym świetle i tak właśnie robią (str. 85).

Pozdnyszew nie wierzy w miłość inną, niż cielesna, a i ta jest krótkotrwałą i prowadzi jedynie do prokreacji. Namiętność cielesna, której oddawał się za młodu uważając zgodnie z sądami społecznymi za korzystną dla zdrowia zaczyna w statecznym małżonku budzić wstręt, bowiem prowadzi do zniewolenia kobiet. Te zaś w akcie odwetu (zmuszane do spełniania męskich potrzeb) stają się uwodzicielkami, a tym samym uzależniają od siebie mężczyzn. Jakie zatem jest wyjście? Życie w ascezie i czystość małżeńska.

Abstrahując od tego, czy Sonata jest studium psychologicznym Pozdnyszewa, czy też (za pewnie niezamierzenie) jej autora stanowi ona ciekawe spojrzenie na człowieka owładniętego idee fix. Żądza płciowa, choćby najbardziej zawoalowana, jest złem, strasznym złem, z którym należy walczyć, a nie popierać go, jak to się czyni u nas. Słowa Ewangelii, że kto patrzy z pożądaniem, już z nią cudzołożył, dotyczą nie tylko cudzych żon, lecz właśnie i przede wszystkich – własnej zony. (str. 102). Miejcie się panowie na baczności, bo nawet nie wiecie, że cudzołożycie.

Przyznam, iż na początku lektury nużył mnie jej moralizatorski wydźwięk, jednak w miarę postępu w lekturze coraz bardziej zaciekawiało kuriozum poglądów Pozdnyszewa / Tołstoja. Dla przykładu jeden z nich - prokreacja nie jest według niego niezbędna, bo skoro ludzie są zdemoralizowali, to lepiej aby wyginęli. Do tego dochodzi sprzeczność poglądów, bo choć potępia prokreację to nie popiera antykoncepcji, co jeśli wziąć pod uwagę preferowaną przez niego ascezę ma pewien sens.

Po raz pierwszy opinia została opublikowana na blogu Moje podróże.

Sztukmistrz z Lublina Isaac Singer

Po lekturę sięgnęłam w związku z planowaną wycieczką do Lublina. Miał to być jeden z drogowskazów do poznania miasta. Niestety jeśli o tę motywację chodzi lektura okazała się totalną porażką. Albo czytałam nie dość wnikliwie, albo Lublina w książce nie ma. Jeśli chodzi o przyjemność z lektury to książkę czytało się wyjątkowo lekko i szybko.

Sztukmistrz z Lublina to historia Jaszy (Żyda) używającego życia pełnymi garściami. Ma żonę, dom, stodoły, spichrze i stajnie w Lublinie, mieszkanie w Warszawie i kilka kochanek w trasie. Żyje  z pokazywania sztuczek, wykonuje akrobacje, chodzi na linie, potrafił otwierać zamki bez klucza. Jest człowiekiem wykształconym, jako chłopiec studiował Talmud, w swoim warszawskim mieszkaniu ma bibliotekę, antyki i zbiór afiszy, wycinków prasowych i recenzji, z Emilią - kobietą, dla której wydaje się gotowy na zmianę sposobu życia - dyskutował o religii, filozofii, nieśmiertelności duszy, cytował jej urywki z Talmudu, rozmawiali o Koperniku i Galileuszu. 

Jasza, choć tak jak ojciec i dziadek, tu się urodził [w Lublinie], pozostał obcym, nie tylko dlatego, że odrzucił swe żydostwo,  także dlatego, że wszędzie czuł się obco, zarówno tu, jak w Warszawie, pośród Żydów i gojów. Wszyscy mieli uregulowane życie i domy, on zaś był w ciągłych rozjazdach. Mieli dzieci i wnuki, on ich nie miał, Mieli swego Boga, swych świętych i przywódców, on miał tylko wątpliwości. Dla nich śmierć oznaczała raj, dla niego tylko strach (str.15).

Jasza poszukuje swojej drogi, ale poszukuje dość nieudolnie. Uciekając od jednej kobiety w ramiona kolejnej, wiąże się z następną, dla której gotów jest zmienić wiarę i popełnić przestępstwo. Wszystko to brzmi nawet przekonywająco, aż dochodzi do epilogu o cudownym nawróceniu, który pozwala przypuszczać, iż głównym celem opowieści było przekonanie czytelnika, iż bez wiary człowiek błądzi, grzeszy, popełnia przestępstwa i nie może być szczęśliwy. Tyle, że trudno uwierzyć w przemianę bohatera, który zamiast zmierzyć się ze światem i jego pokusami ucieka przed nimi.

Główny bohater jest ciekawą postacią. Wciąż grał jakąś inną rolę. Był kłębowiskiem osobowości, wierzący i heretyk, dobry i zły, fałszywy i szczery. Potrafił kochać wiele kobiet jednocześnie. Oto gotów jest zaprzeć się swej religii, a jednak znalazłszy nową stronę wydartą ze świętej księgi zawsze ją podnosi i przyciska do ust. (str.46). Ten Jasza choć tak zmienny, złożony, irytujący w swym postępowaniu względem kobiet i irytujący w swej chwiejności (po raz pierwszy spotkałam się w literaturze z tak chwiejnym i często zmieniającym decyzję mężczyzną) był ludzki. W przeciwieństwie do pani Emilii, której wyrachowany egoizm czynił z niej pustą lalkę.  

Sztukmistrz z Lublina to ciekawie opowiedziana historia z rozczarowującym zakończeniem.  

Spodobał mi się natomiast fragment tyczący Polaków, którzy podobnie jak pozostali goje nie są przedstawieni zbyt sympatycznie, ale jakże trafnie. Zostawiają wszystko i gdzieś sobie idą. (...) To cała Polska. I jeszcze narzekają, że kraj się rozpada. (...) Taki to kraj, mruczał - jedyne, co umieją to buntować się co kilka lat i brzęczeć kajdanami. (str. 129)

Kiedy przypomniałam sobie swoje wrażenia z lektury Cieni nad rzeką Hudson to Sztukmistrz wypada na ich tle słabiej. Nie mniej wart jest lektury. 

Recenzja po raz pierwszy została zamieszczona na moim blogu Moje podróże 

 

czwartek, 11 listopada 2021

Arnold Bennett, Duch.


 
Ten, kto lubi klasyczne wiktoriańskie powieści powinien być zadowolony. Na rynku wydawniczym ukazała się powieść Arnolda Bennetta (1867-1931) zatytułowana Duch. Po raz pierwszy była wydana w 1907 r. To jedna z jego teatralnych fantazji na temat współczesnych sobie czasów. To ludzkie życie, charakter i relacje były głównymi zainteresowaniami Bennetta jako pisarza. Jego różnorodny dorobek obejmuje ponad 30 powieści oraz opowiadania, sztuki teatralne, poezję, publicystykę, a nawet libretta. W swoim czasie porównywano go do Dickensa pod względem popularności. Posiadał zdolność do tworzenia nie tylko realistycznych i naturalistycznych powieści, udoskonalonych w portretach prowincjonalnego angielskiego życia osadzonych w scenerii Staffordshire z jego dzieciństwa, ale także bardziej sensacyjnych, nadprzyrodzonych opowieści, napisanych po przeprowadzce do Londynu.
 
Carl Foster jest młodym, angielskim lekarzem, który przyjeżdża do Londynu. Pewnego dnia spotyka dawno niewidzianego kuzyna, który wprowadza go do wspaniałego świata opery. Gdy jeden z największych śpiewaków, Signor Alresca, ulega wypadkowi na scenie, Carl zostaje wezwany do jego opieki. Młodzieniec szybko zakochuje się w pięknej sopranistce, Rosetcie Rosie. Gwiazda opery ma głos anioła i roztacza wokół siebie swoisty czar, toteż podążają za nią kłopoty. Ulega mu również Carl, choć wkrótce zaczynają go dręczyć tajemnicze i niczym niewyjaśnione zdarzenia. Dodatkowo zaczyna też dostrzegać widmową postać. Kiedy w niewyjaśnionych okolicznościach umiera inny wielbiciel Rosy, Carl zaczyna zastanawiać się, czy jego zauroczenie kobietą nie sprowadzi na niego nieszczęście. Carl pragnie rozwikłać zagadkę, ale czy mu się to uda?
 
Duch to pewnego rodzaju romantyczna, paranormalna powieść niż swoisty horror. Narracja w powieści jest pierwszoosobowa. Carl Foster jest młody, niedoświadczony i brak mu pewności siebie. Jest jednak wystarczająco bystry i rozsądny, gdy staje w obliczu dziwnych i niezwykłych zdarzeń. Jego miłość do Rosy wydaje się szczera. Bohater wprowadza czytelnika we wspaniały świat opery, którą Arnold Bennett wykorzystuje, aby tchnąć w historię poczucie tajemnicy i niebezpieczeństwa. Opera jest także świetną wymówką dla Carla do podróżowania po całej Europie. Mamy tu sceny z Paryża, Londynu i Brugii. Rozwój relacji między Carlem i Rosą jest porywający, ale ostateczne ujawnienie motywów ducha jest jednak mało satysfakcjonujące. To jednak powieść, w której ciekawie zostały połączone romantyczny wątek miłosny z klimatem gotyckiej grozy. Warto.
 
 
 
Arnold Bennett, Duch, wydawnictwo Zysk i S-ka, wydanie 2021, tytuł oryginalny: The Ghost, tłumaczenie: Jerzy Łoziński, okładka twarda, stron 264.
 
 

niedziela, 15 sierpnia 2021

Mrs Henry Wood, Błędnik.


 

Błędnik (Within the Maze) to wiktoriańska powieść, która miała swoją wydawniczą premierę w 1872 r. Dziś książki Ellen Wood , a właściwie Mrs.  Henry Wood wydają się być czytelniczo staroświeckie i staromodne, ale są zaskakująco jasne i klarowne w odbiorze. To pochłaniająca historia rodzinna, na którą złożyły się losy dwóch braci i ich żon. Można nawet powiedzieć , że to swoisty domowy melodramat, który bogaty jest w skandaliczne na miarę ówczesnych czasów incydenty.

Poznajemy dwóch braci Andinnian: Karla i Adama. Starszym jest Adam, który jest faworyzowany przez matkę. Jest leniwy, porywczy i niezbyt pracowity. Młodszy to Karl, który jest porucznikiem w służbie Jej Królewskiej Mości. Jest prawy, sumienny, pracowity, lojalny. Karl jest zaręczony z Lucy Cleeves, ale nic nie wskazuje na to, aby szybko doszło do zawarcia małżeństwa. Snobistyczni rodzice Lucy twierdzą, że Karl jest nieodpowiednią partią dla ich córki.  Gdy Adam za popełnione przestępstwo zostaje skazany, zrozpaczona pani Andinnian organizuje ucieczkę Adama z więzienia. Ucieczka kończy się jednak sromotną porażką i kończ się strzelaniną. Ginie Adam i jeden ze strażników, ale jedno z ciał nigdy nie odnaleziono. Karl po śmierci brata dziedziczy tytuł i prawdziwą fortunę, a małżeństwo z Lucy w końcu może być zawarte. To jedynie początek tej rodzinnej, ale pasjonującej opowieści. W życiu Karla i Lucy pojawia się pani Grey i przede wszystkim Theresa Blake, świętoszkowata hipokrytka religijna, która ma totalną obsesję na punkcie moralności. Jest zawistna, podsłuchuje, szpieguje i jest zawsze „przypadkowo” w odpowiednich miejscach.

 Błędnik to powieść z wątkiem miłosnym i kryminalnym. Pokazuje też jak bardzo ktoś wścibski może manipulować życiem innych oraz jak brak rozmów prowadzi do dwuznaczności i komplikacji w rozumieniu niewinnych wydarzeń. Bohaterowie trzymają się resztki godności, cierpią w milczeniu, poczuciu winy i wstydzie, tylko po to aby nie zdradzić własnej wiedzy. W kochającym się związku pojawia się nieufność i brak porozumienia. Karl chce pomóc tajemniczej pani Grey, panna Blake wtrąca się i plotkuje, a Lucy popada w strach, depresję i błędną zazdrość, co z kolei prowadzi do fizycznych chorób. Kocha męża bezwarunkowo, ale skrywane tajemnice i trapiące ją lęki prowadzą do niebezpiecznego jej upadku ducha i ciała. To swoisty masochizm, bowiem Lucy będąc głęboko zakochaną, nie potrafiła rozmawiać z mężem i odważyć się naprawić swoje małżeństwo. Zajęła stanowisko pokrzywdzonej kobiety. Lucy, pani Grey, Adam i Margaret Sumnor wszyscy zapadają na psychosomatyczne dolegliwości. Niezdolność ludzi do prawidłowego komunikowania się ze sobą i ukrywanie swoich sekretów, jest właściwie sednem tej powieści. Bohaterowie boją się nadszarpnięcia reputacji, a sekrety rzeczywiście mogą zabić w świecie stworzonym przez Mrs. Wood. 

Błędnik to klasyka literatury popularnej, pochłaniająca, przenosząca w czasie, odnosząca się do zupełnie innych norm i obowiązujących konwenansów. Polecam wielbicielom tego gatunku.

 

 

Mrs. Henry Wood, Błędnik, wydawnictwo Zysk i S-ka, wydanie 2021, tytuł oryg.: Within the Maze, tłumaczenie: Jerzy Łoziński, oprawa twarda, stron 640. 

 

* post z 15.07.2021 Słowem malowane

 

poniedziałek, 26 kwietnia 2021

Utracona cześć Katarzyny Blum Henrich Boll

Słowa, które ranią, słowa, które niszczą, słowa, które zabijają - o tym jest ta krótka opowieść. O przemocy słownej, która doprowadziła do tragedii.  Temat dziś może nawet bardziej aktualny niż w roku wydania książki (1974).

Historia Katarzyny Blum może być historią każdego z nas, bo oto nagle w życie zwykłej gospodyni domowej, osoby uczciwej, pracowitej i może nawet nieco pruderyjnej wkracza "dziennikarz" brukowej gazety.  Dziennikarz  będący świadkiem zatrzymania przez policję kobiety podejrzewanej o pomoc przestępcy, dostaje cynk i zaczyna węszyć. Im bardziej nieprawdopodobna historia, tym większy nakład gazety, im większy nakład, tym większa sprzedaż, im większa sprzedaż tym większy zysk. A że informacje nie sprawdzone, a słowa przekręcone to nie ma znaczenia. Dziennikarz posuwa się do tego, że przypisuje ofierze własny naganny postępek. Choć tutaj ofiara występuje też w roli sprawcy i odwrotnie. Cykl artykułów, w których Katarzyna zostaje przedstawiona,  jako zimna, wyrachowana manipulantka, osoba podejrzanego prowadzenia się, a wreszcie osoba, której czyny doprowadziły do śmierci matki sprawia, że kobieta czuje się głęboko zraniona, urażona, doprowadzona do ostateczności,  bo … utraciła -to co było dla niej najważniejsze - cześć (dobre imię). 

Opowieść zaczyna się wizytą kobiety na posterunku policji. Składa ona zeznania, z których wynika, iż parę godzin wcześniej zamordowała w swoim mieszkaniu dziennikarza. Co gorsza, Katarzyna wydaje się nie odczuwa żadnych wyrzutów sumienia z powodu zbrodniczego czynu. Książka przybiera postać sprawozdania ze skrupulatnie przeprowadzonego przez narratora dochodzenia. Są to lakoniczne, acz treściwe relacje pozyskane z różnych punktów widzenia. Pochodzą od  Katarzyny, jej pracodawców i znajomych, pochodzą też z kręgów policyjnych, wymiaru sprawiedliwości, a także pośrednio z artykułów zamieszczanych  w gazecie (tej GAZECIE, która stała się źródłem tragedii).   Relacje są opisem pozbawionym warstwy emocjonalnej; zbiorem faktów. Ich suchy język powoduje większe wzburzenie czytelnika. GAZETA, żywiąca się plotkami, niedomówieniami, przeinaczeniem, nieprawdą, niszczy nie tylko życie Katarzyny, niszczy też życie jej przyjaciół i pozbawia wiary w rzetelność dziennikarską. I wydaje się, że wszyscy są wobec takich działań bezsilni. Łącznie w wymiarem sprawiedliwości. Bo jak pokazuje życie są bezsilni. Jedynie pisarz może dać świadectwo.  

Opinia po raz pierwszy ukazała się na moim blogu Moje podróże

środa, 21 kwietnia 2021

Stendhal, Czerwone i czarne.


 

Czerwone i czarne Stendhala właściwie Henryka Beyle'a (1783-1842), może w zależności od gustów czytelnika fascynować, albo nużyć. Jedni uznają tę powieść za tę z gatunku psychologiczno – obyczajową, inni za tani, tandetną historyjkę kryminalno - obyczajową i banalny romans, zagmatwany trójkąt miłosny, który został umieszczony czasowo w XIX wieku. Wielokrotnie można usłyszeć, że jest to książka porywająca, najlepsza w dorobku Stendhala i przede wszystkim należąca do kanonu klasyki literatury popularnej. Czerwone i czarne można pokochać, ale można też znienawidzić. Powieść po raz pierwszy została wydana we Francji w 1831 roku, ale w skutek antyklerykalnej wymowy, została w 1864 roku umieszczona na indeksie ksiąg zakazanych. Polskiemu czytelnikowi powieść znana jest z tłumaczenia Tadeusza Żeleńskiego – Boya (1921 rok).

Akcja powieści toczy się w latach 1827 -1830. Stendhal opowiada losy ubogiego Juliana Sorela, który wychowany w rodzinie cieśli, zdradzający zamiłowanie do książek i sztuki, pragnie osiągnąć „coś” więcej w życiu. W rodzinnym domu nie zaznał, więc uznania, toteż chcąc się z niego jak najszybciej wydostać korzysta z tego, co przynosi mu los. Zostaje zatrudniony, jako guwerner u mera pana de Rênal. Jako dziewiętnastolatek uwodzi znacznie starszą zonę mera i matkę trójki dzieci. Romans oczywiście wychodzi na jaw wskutek denuncjacji służącej. Julian po pobycie w Besançon, otrzymuje posadę sekretarza markiza de la Mole. Tam poznaje córkę markiza, ekscentryczną Matyldę i zyskuje jej serce. 

Oczywiście, nie ma tu happy endu, a powieść staje się krytyką francuskiego społeczeństwa doby napoleońskiej, co przez długi okres wykorzystywane było przeciwko burżuazji. Demaskuje wady panującego systemu: zamknięcie drogi do kariery oficerskiej ludziom wywodzącym się z plebsu, pokazuje wyrachowanie, cynizm, pychę, rządzę pieniądza, tytułów i kariery oraz zachłanność. Z drugiej jednak strony, czytelnik ma wrażenie, że charakterystyka postaci pozbawiona jest głębi, a postępowanie bohaterów nie zostało do końca przez autora przemyślane i dopracowane. 

Tłumacz Tadeusz (Boy) Żeleński tak pisał o znaczeniu tytułu powieści: czerwone i czarne, to mundur i sutanna: to dwie Francje - Francja napoleońska i Francja Burbonów. Julian reprezentuje dwa przymioty - namiętności (czerwone) i wyrachowania (czarne). Z drugiej strony tytuł może odnosić się także do miłości (czerwone) i śmierci (czarne). Niemniej dzieło Stendhala nadal jest przez badaczy na nowo interpretowane. W końcu to klasyka.
 


Stendhal, Czerwone i czarne, wydawnictwo MG, wydanie 2015, tłumaczenie Tadeusz Żeleński - Boy, oprawa twarda, stron 544.

środa, 14 kwietnia 2021

Elizabeth Gaskell, Niesamowite historie.


      Niesamowite historie to książka kryjąca kilka opowieści nurtu grozy autorstwa Elizabeth Gaskell. Wszystkie są mroczne, w stylu romantycznych opowieści gotyckich. W zbiorze znaleźć można między innymi Opowieść starej piastunki, w której narratorką jest stara niania wspominającą historię ze swoich młodzieńczych lat, kiedy to po śmierci swoich pracodawców nadal sprawowała opiekę nad ich córką panną Rosamond. Obydwie przenoszą się do starej i mrocznej posiadłości należącej do ciotki panienki panny Furnivall w Manor House. Jak okazuje się posiadłość kryje mroczne tajemnice, które szczególnie zimą dają o sobie znać mieszkańcom domostwa. Kolejna ciekawa opowieść to Szara dama. Poznajemy młodą pannę, która poślubia mężczyznę trudniącego się niezbyt chwalebną profesją. Gdy odkrywa tajemnicę męża, kobieta staje w obliczu grożącego jej niebezpieczeństwa. Opowieść dziedzica przenosi nas do roku, 1769  kiedy to dżentelmen, niejaki pan Robinson Higgins wynajął posiadłość Biały Dom w  Barford. Wkrótce ożenił się, acz na świecie nie pojawiły się dzieci. Za to wiele lat później doszło do makabrycznej zbrodni. Uboga klaryska opowiada o losach rodziny Starkey’ów i opiekującej się panią Bridget Fitzgerald oraz jej córki. Z kolei Klątwa rodu Griffithsów dotyczy starej rodzinnej przepowiedni, która miała się sprawdzić w ósmym pokoleniu. 

To klasyka grozy. Mamy tajemnice, mroczną przeszłość, niedostępne posiadłości, niespotykane odgłosy w komnatach, szalejący wiatr, pojawiające się duchy i ciemne noce. Serwowane opowieści traktują o okrucieństwie, bezduszności, egoizmie, morderstwach, nadprzyrodzonych zjawiskach, które miały przerażać. Dobrze się to jednak czyta. Pozycja obowiązkowa dla wielbicieli prozy Elizabeth Gaskell.

 


Elizabeth Gaskell, Niesamowite historie, wydawnictwo C&T, kolekcja: Biblioteka grozy,  wydanie 2014, tłumaczenie Ewa Horodyska, okładka miękka, stron 206.

 

niedziela, 11 kwietnia 2021

Zwierzenia klowna Heinrich Böll

Dwudziestoparoletni Heinrich wychowany w bogatej, mieszczańskiej prohitlerowskiej rodzinie buntujący się przeciwko hipokryzji i podwójnej moralności pokolenia rodziców zostaje klownem. Dzięki pieniądzom i koneksjom ojca miałby zapewnioną świetną przyszłość, wybiera niepewny los, aby żyć w zgodzie z przekonaniami. Nie przeszkadza mu tułacza egzystencja, dopóty ma przy boku ukochaną kobietę. Życie w podróży i na walizkach, od hotelu do hotelu. Niestety pewnego dnia Maria odchodzi, a Heinrich doznaje załamania. Zaczyna więcej pić, jego występy są coraz słabsze, aż w końcu druzgocząca krytyka sprawia, że musi ich zaprzestać. Bez perspektyw i bez jednej marki w kieszeni rozpoczyna spowiedź, w trakcie której rozlicza się z przeszłością. Obnaża zakłamanie rodziców i kręgu ich znajomych, którzy podczas wojny w różnym stopniu sprzyjali polityce nazistowskich Niemiec, aby zaraz po jej zakończeniu odciąć się od przeszłości angażując w życie różnych organizacji religijnych. Przy czym ich życie daleko odbiega od zasad, które głoszą.

Bardzo spodobał mi się początek opowieści, kiedy Heinrich opisuje, jak nagle to co było czymś naturalnym staje się monotonią powtarzających się zdarzeń.

Usiłowałem zwalczyć w sobie automatyzm, wytworzony w ciągu pięciu lat moich nieustannych podróży: schodami w dół, schodami w górę, stawiam walizkę, wyjmuję bilet z kieszeni płaszcza, podnoszę walizkę, oddaję bilet, podchodzę do kiosku, kupuję wieczorne gazety, wychodzę z Halu dworca, przywołuję taksówkę. Przez pięć lat prawie co dzień skądś wyjeżdżałem i dokądś przyjeżdżałem, rano schodami w górę i w dół, popołudniu schodami w dół i w górę, przywoływałem taksówkę, szukałem drobnych po kieszeniach, kupowałem w kiosku wieczorne gazety i w jakimś zakątku świadomości rozkoszowałem się dokładnie wystudiowaną niedbałością tego automatyzmu. Odkąd Maria opuściła mnie (…) procedura przyjazdów i wyjazdów stała się jeszcze bardziej mechaniczna, nie tracąc nic ze swojej niedbałości. (str. 7)

Zwierzenia klowna są ciekawe, zaskakujące, chwilami  szokują. Jak choćby w przypadku braku reakcji matki na śmierć córki, do której pośrednio się przyczyniła, czy w opisie zakradającej się do spiżarni matki, aby zjeść po kryjomu plaster szynki, kiedy dzieci w tej najbogatszej w okolicy rodzinie niedojadały. Poza opisem wspomnień są też ciągi myśli, refleksji i  pomysłów Heinricha, a te bywają przytłaczające i ciężkie. Przyznaję, że miałam momentami dość bohatera i jego egzystencjalnej wiwisekcji, jego pijackich pomysłów i nużących wywodów. Ludzie z otoczenia Heinricha  w sporej mierze są podłymi hipokrytami, egoistami, nierzadko  mają zbrodniczą przeszłość. Ale i bohaterowi można sporo zarzucić, jest coś z fałszu w jego uczuciu do Marii, jest okrucieństwo i egoizm wobec bliskich. Krytykuje otaczających go ludzi, ale wyciąga rękę po ich pieniądze, tęskni za Marią, którą jak twierdzi kochał, ale można odnieść wrażenie, że bardziej irytuje go to, że kobieta,  odnalazła  stabilizację u boku innego, niż to, że odeszła. Ale czy można się dziwić, że kalekie czasy rodzą kalekich ludzi.  

Niezła książka, choć jej lektura nie jest lekką.

Książka ma ciekawą dedykację – Klaudynce klown Grześ. Widocznie książka nie trafiła w gust obdarowanej, bo cztery lata później nabyłam ją na allegro.

Po raz pierwszy recenzja opublikowana na blogu Moje podróże

piątek, 9 kwietnia 2021

Oskar Wilde, Portret Doriana Graya.

 


Portret Doriana Graya czytałam wiele lat temu, jako nastolatka. To była wówczas jedna z tych książek, po przeczytaniu, której nie mogłam spać. Podobnie miałam wówczas przy lekturze Głodu Hamsuna. Być może byłam za młoda i nieprzygotowana na takie książki. Faktem jest, że przez minione lata powtórnie nie sięgnęłam po żadną. Aż do tej pory. Ponownie przeczytanie powieści Oskara Wilda oczywiście nie czyni ją już tak „straszną” w wymiarze, jaką ją odbierałam niegdyś. Wielką rolę w tym wydaniu odgrywa również posłowie autorstwa literaturoznawcy dr Tomasza Kaliściaka, w którym znaleźć można odniesienia do życia Oskara Wilda, okoliczności postania powieści i jej wersji oraz do fabuły samej książki. Mowa jest w nim również o wątkach seksualnych i postrzeganiu sztuki przez Wilde’a.

Powieść Doriana Graya to oczywiście klasyka, w dodatku uniwersalna, która doczekała się swoich ekranizacji. Mowa jest w niej o cynizmie, zepsuciu, naiwności, egoizmie, płytkości, próżności, okrucieństwie i hedonizmie. Wilde w perfekcyjny sposób ukazał stopniową przemianę, degradację niewinnego mężczyznę. Kunszt autora widać zwłaszcza w sprawnym i niemal magicznym, mistrzowskim konstruowaniu dialogów. 

 Zakładam, że większość z Was zna fabułę. Mamy trzech głównych bohaterów: artystę Bazylego Hallwarda, Doriana Graya, lorda Henryka Wottona. Bazyl Hallward poznaje Doriana na jednym z salonowych przyjęć, ulega urokowi i fascynacji hipnotyzującego młodzieńca, co przeradza się niemal w obsesję. Postanawia też namalować jego portret. O wszystkim opowiada znudzonemu cynikowi lordowi Wottonowi, który lubi wypowiadać swoje poglądy oprawiając je w odpowiednie ramy i wkrótce staje się mentorem Doriana. Szybko okazuje się, że Dorian Gray jest próżny, a za cenę zatracenia własnej duszy jest gotów zachować młodość na wieki. Młody, zapatrzony w siebie, narcyz, mężczyzna z potencjałem na przyszłość, acz piękny jedynie na zewnątrz, a pusty w środku. Motyw starzenia się portretu, zamiast człowieka, to element mroczny i pełen grozy. Upływ lat i niegodne, niemoralne postępki Doriana, widoczne są na obrazie. Portret odzwierciedla sumienie bohatera. 

Fabuła powieści jest przemyślana i niemal doskonała. Oskar Wilde coraz bardziej wciąga czytelnika w czeluści, głębiny zła. To nieustanny koszmarny wir. Postępki Doriana są coraz bardziej wyrafinowane i ohydne, mężczyzna dąży do zaspokajania przyjemności, rozpusty, ulega ekscesom i deprawacji. Nie bierze odpowiedzialności za swoje czyny, nie liczy się z uczuciami innych, a jego dusza staje się czarna. To właśnie obraz pokazuje śmierć zaprzedanej duszy Doriana. Wilde podkreśla, że piękno pojmowane jedynie w sposób jednostronny, może prowadzić do zguby.

Portret Doriana Graya, choć ponura, z pozornie prostą fabułą, to jednak natchniona powieść, która niewątpliwie zapada w pamięć. Wspomnieć jeszcze należy, że wydanie jest stylizowane i zawiera ilustracje oraz secesyjne zdobienia autorstwa Henry'ego Westona Keena (1899-1935).




Oskar Wilde, Portret Doriana Graya, wydawnictwo Vesper, wydanie 2015, przekład Maria Feldmanowa, posłowie: dr. Tomasz Kaliściak,  okładka miękka ze skrzydełkami, stron 276.

 

czwartek, 8 kwietnia 2021

Giovanni Boccaccio, Dekameron.


 

Nie wiem jak jest teraz, ale ja jeszcze miałam to we fragmentach jako lekturę w szkole. Tak sobie przypominam przynajmniej. Nigdy nie udało mi się przeczytać całego Dekamerona. Z niektórymi książkami tak mam. Nie wiem ile razy mogę się za nie zabierać, zaglądać, podczytywać – i tak po jakimś czasie „wysiadam”. Podobnie tym razem miałam z Dekameronem. Nic się nie zmieniło. Nie będę więc oszukiwać i pisać, że przeczytałam w całości. Cztery tygodnie minęły, a u mnie końca nie widać. Podziwiam tych, którym się to udało i to w bardzo krótkim czasie. Utworem Boccaccia cieszę się jednak czytając nadal fragmenty.

Skupiam się więc na wydaniu, jakie zaprezentowało nam wydawnictwo MG. Piękne, w tradycyjnym tłumaczeniu Edwarda Boye, jednotomowe, szlachetne, graficznie stylizowane, w twardej oprawie, z dogodną dużą czcionką. Książka przaśna, potwornie gruba, ręka więc może mdleć, o ile będziemy owe tomiszcze trzymać. Wspaniale się jednak strony układają, nawet gdy przekręconych mamy już ponad 500 czy 600 stron. Kartki są szyte, wiec książka przetrwa lata użytkowania.

Dekameron to zbiór 100 nowel (kończących się piosenką), które w ciągu 10 dni 1348 roku opowiada sobie grupa osób zmuszona do odosobnienia w podmiejskiej willi. To 7 pań i 3 młodzieńców (o nadanych przez autorach imionach: Pampinea, Filomena, Neifile, Filostrato, Fiammetta, Elissa, Dioneo, Lauretta, Emilia, Panfilo), którzy schronili się przed zarazą w okolicach Florencji. Kobiety spotykają się z mężczyznami w kościele Santa Maria Novella. Co prawda, spędzają razem dwa tygodnie (od środy do środy), ale opowiadają tylko przez 10, w dodatku każdego dnia opowiadanych jest 10 nowel. Tytuł zresztą wziął nazwę od tej liczby, bowiem w języku greckim deka hemeron oznacza 10 dni.  Każda z tych osób jest królową lub królem jednego dnia i decyduje w jaki sposób będą go wszyscy spędzać. Owa zaraza, przed którą się chronią to oczywiście dżuma, czarna śmierć, która wówczas zaczęła szaleć w Europie. W 1348 roku dociera do Florencji, dziesiątkuje mieszkańców, co potem odbija się na gospodarce miasta. 
 
Wpływ Dekamerona na literaturę renesansową był ogromny, a książka uznawana jest za arcydzieło. Ponury i pesymistyczny nastrój jaki jest na początku książki, zmienia się radykalnie wraz z pierwszym dniem. W opowieściach tych spotkamy różne odmiany miłości, dowcip, rubaszność, szlachetne uczucia, mądrość, wesołość i komizm. Pojawiają się też elementy magii, zdecydowana wiara w zjawiska nadprzyrodzone i czary: widma, sny, fantastyczne i niewytłumaczalne wydarzenia. Acz mowa jest także o kulcie świętych i innych aspektach religijnych. Bohaterami opowieści są przedstawiciele rożnych stanów. Wspólnym jednak łącznikiem jest tematycznie zmienność fortuny. 

Dekameron jest pierwszym włoskim dziełem narracyjnym i na długie lata stał się punktem odniesienia innych autorów parających się pisaniem prozy. Opowieści stają się integralną częścią dyskusji młodych ludzi: mają wstęp, są argumenty i kontrargumenty; w dodatku istnieją w komentarzach  nawiązania do wcześniejszych wypowiedzi. Zebrani cierpliwie czekają na swoją kolejność możliwości wypowiedzi, grzecznie wysłuchują innych, stosują się do zaleceń osoby, która w danym dniu jest królem lub królową. To na czytelniku jednak spoczywa główna odpowiedzialność za interpretację przeczytanego tekstu. Klasyka w najlepszym wydaniu.
 


Giovanni Boccaccio, Dekameron, wydawnictwo MG, wydanie 2015, tłumaczenie Edward Boye, oprawa twarda, stron 846.


wtorek, 6 kwietnia 2021

Wilkie Collins, Córki niczyje.


Powieść Córki niczyje Wilkie Collins (1824-1889) została w Polsce wydana po raz pierwszy po od daty jej premiery w XIX wieku. A to przecież klasyka literatury popularnej, więc nie za bardzo mogę zrozumieć totalnego zapomnienia na rynku księgarskim. Ową wydawniczą ignorancję naprawiło wydawnictwo mg. 

Córki niczyje to książka epoki wiktoriańskiej, spokojna i wyważona, ale napisana szlachetnym i wspaniałym stylem. Klasyczna powieść opowiadająca o walce dobra ze złem. Narracja jest leniwa i nieśpieszna. Pozwala czytelnikowi zatrzymać się, dogłębnie zanalizować poruszany problem i dokładnie zrozumieć wewnętrzną charakterystykę poszczególnych bohaterów. 
 
Dwie siostry, ale całkiem odmienne osobowości. Nora jest małomówna, inteligentna, wiecznie zamyślona, powściągliwa w wyrażaniu sądów, ale kocha książki. Magdalen z kolei obdarowana została wspaniałą urodą i żywym, wesołym temperamentem. Po tragicznej śmierci państwa Vanstone, dziewczęta zdane są tylko na siebie i na własne predyspozycje i umiejętności. Idealny świat, w jakim żyły do tej pory, obrócił się w gruzy. Okazuje się, że rodzice, według ówczesnego postrzegania przez społeczeństwo, żyli przez wiele lat w grzechu. Błąd został naprawiony po kilku latach, ale pan Vanstone wskutek nieznajomości prawa, nie zmienił testamentu. Jedynym legalnym dziedzicem okazał się brat ojca, a po jego śmierci, jego syn. Dziewczęta nie mają prawa ani do majątku po rodzicach, ani nawet do nazwiska, bowiem okazują się być nieślubnymi dziećmi. Są odtrącone i znajdują miejsce na marginesie życia, jakie dotąd prowadziły. Starsza z sióstr, dwudziestosześcioletnia Nora postanawia zostać guwernantką. Młodsza, osiemnastoletnia Magdalen zostaje artystką sceniczną. Pragnie jednak walczyć o odzyskanie majątku, przywrócić dobre imię i co więcej zemścić się na ludziach, którzy działali na szkodę rodzeństwa. W realizacji swoich planów potrzebuje jednak pomocy dalekiego krewnego ze strony matki, który nie ma zbyt dobrej reputacji. Kapitan Wragg jest łotrem, szubrawcem i oszustem.
  
Córki niczyje to powieść, w której można odnaleźć charakterystykę dziewiętnastowiecznych stosunków społecznych panujących w Anglii, ówczesny obraz życia codziennego, obowiązujących przepisów prawa, konwenansów oraz sytuację kobiet pozbawionych męskiej opieki. Urodzenie, pieniądze i koligacje odgrywały wówczas ogromną rolę w postrzeganiu pozycji społecznej. W XIX wieku powieść ze względu na poruszane tematy dzieci nieślubnych, a nawet sposobu zarobkowania wybranego przez Magdalen, musiała uchodzić za skandalizującą. Wilkie Collins uparcie jednak dążył do ukazania ówczesnych stosunków społecznych i panującą niesprawiedliwość. 

Nie ma tu jednak wątków pobocznych. Autor skupia się głównie na celu, jaki wyznaczyła sobie Magdalen, toteż powieść może wydawać się nudna i rozwlekła. Szczegółowe opisy mogą nużyć. Wybredny czytelnik może w pewnym momencie stracić zainteresowanie.  Pamiętać jednak należy, że książka powstała w 1862 roku (No Name), panowała inna konwencja pisania i postrzegania ujmowanych wydarzeń. Niewątpliwie na książkę należy poświęcić czas i swoją uwagę.



Wilkie Collins, Córki niczyje, wydawnictwo MG, wydanie 2016, tytuł oryginalny: No Name, przełożyła Magdalena Hume, okładka twarda, stron 768. 

poniedziałek, 5 kwietnia 2021

Wilkie Collins, Armadale.


 

Armadale to tomiszcze, które czytałam jak na moje możliwości bardzo długo. Po raz pierwszy odczułam, że rozmiar czcionki i odstępy między wierszami mają dla moich oczu ogromne znaczenie. Nic tu nie pomoże dobre oświetlenie, bo po jakimś czasie wszystko się po prostu zlewa (starość nie radość). Książkę więc co jakiś czas zniecierpliwiona musiałam odkładać, ale nieustannie do niej  powracałam. To jedyny mankament wydania powieści.  

Armadale opublikowany w latach 60. XIX wieku, w Polsce za sprawą wydawnictwa MG, ukazał się po raz pierwszy. To najdłuższa powieść napisana przez Wilkiego Collinsa.

Zawiła i zagmatwana fabuła łączy kilka z ulubionych tematów autora w tym: zagadki związane z tożsamością i popełnieniem zbrodni, miłość, fatum, intryga, wiktoriańska famme fatale oszałamiająca urodą. To historia Allana Armadale, choć właściwie w opowieści istnieje aż kilka osób noszących to nazwisko. Zanim jednak wkroczymy w głąb historii pozostają tylko dwie. Pierwszy z mężczyzn jest rzeczywiście prawdziwym Allanem Armadale, drugi natomiast legalnie na mocy testamentu. Jeden z nich przybrał nazwisko: Ozias Midwinter. To sprawia, że nie można się pomylić. Wielką rolę w książce odgrywa również sen wizjonerski Allana Armadale. 

Na uwagę zasługuje Lydia Gwilt, która jest oszałamiająco piękną kobieta, o rudych włosach. To ten typ kobiety, na widok, której, wszyscy mężczyźni w pokoju się odwracają. Lydia z kolei dobrze wie, że ma wpływ na płeć męską i doskonale potrafi to wykorzystać do własnych celów. Potrafi być zimna i bezdusznie dążyć do osiągnięcia swoich pragnień. Pamiętać jednak trzeba, że to XIX wiek i pozycja kobiety oraz rola jaką miała wówczas pełnić, była w społeczeństwie jasno określona. Lydia jest typem wykraczającym poza określone i przyjęte granice. Charyzmatyczna, odważna manipulantka i bezwzględna oszustka. Planuje, wie czego chce i dąży do celu. Widać to szczególnie w jej prowadzonym dzienniku, w którym odnaleźć można obraz kobiety neurotycznej i egoistycznej, ale też głęboko zranionej i ukształtowanej wskutek doznanych krzywd. Opisy jej stanów emocjonalnych wpływają na atmosferę stworzoną przez Collinsa.  
 
Fabuła, choć skomplikowana, to została skomponowana w mistrzowski sposób. Nic tu nie jest zbędne, a styl jest elegancki i staranny. Narracja po prostu płynie, choć mamy w powieści wiele jej odmian. Collins wykorzystuje między innymi listy, retrospekcję i pamiętniki. Czytelnik powoli jest wciągany w pewnego rodzaju labirynt, który może pochłonąć. Armadale to wspaniała wiktoriańska powieść. Oby jak najwięcej było klasyki na polskim rynku.



Wilkie Collins, Armadale, wydawnictwo MG, wydanie 2016, tytuł oryginalny: Armadale, tłumaczenie: Joanna Wadas, okładka twarda, stron 714.

Octave Mirbeau, Dziennik panny służącej.

 


         Dziennik panny służącej to powieść autorstwa Octave’a Mirabeau napisana na początku XX wieku. To opowieść o młodej dziewczynie Celestynie, która najmuje się do służby, jako pokojówka u rodzin. Pracę dostaje zarówno w miastach jak i na prowincji.  Tym razem los rzucił ją do normandzkiej małej miejscowości i starego domu. Pani domu jest surowa, wymagająca i ciągle wymyśla nowe prace pokojówce. Pan zupełnie podporządkowany jest swojej małżonce, a jednocześnie zafascynowany Celestyna. Młoda służąca bardzo dobrze zdaje sobie sprawę ze swoich zewnętrznych atutów, potrafi je wykorzystać do własnych celów. Nie jest, bowiem niewiniątkiem, a przez lata nauczyła się jak korzystać z tego, do czego zapraszają gospodarze domów. Sama przyznaje, że dobrze poznała mężczyzn, rozpoznaje ich wady i zalety, nęci, zaprasza, a jednocześnie uwielbia cielesną rozkosz. W swojej pracy była świadkiem nie jednego dziwacznego zachowania i predyspozycji swoich gospodarzy. Dzieli się tymi opowieściami skrzętnie z czytelnikiem, bowiem książka ma właśnie charakter pamiętnika. Celestyna szczegółowo opisuje zarówno charaktery swoich pracodawców jak i osób pracujących, jako służba. Czyni to z domieszką ironii, drwiny, humoru i złośliwości. Porównuje pracę i życie codzienne, jakie wiodła w Paryżu, z tym, co spotkała na prowincji. Mamy, więc tu świetnie zarysowane tło obyczajowe. Jak się okazuje życie na prowincji może być równie rozkoszne, ale i równie niebezpieczne, co w mieście. Także tu można spotkać groźnych mężczyzn (według Celestyny samców) i może dojść do niewybaczalnych zbrodni. Ten, kto budzi strach i obawę, może jednak fascynować i zmysłowo przyciągać.

Nie wiem jak w oryginale, ale polskie tłumaczenie Marii Zenowicz, sprawiło, że powieść czyta się szybko i sprawnie. Widoczny jest cięty język Celestyny, jej trafne refleksje, spostrzeżenia i riposty. Dziennik panny służącej to lektura, którą znakomicie się czyta. Nie wiem jednak czy jestem obiektywna, bo uwielbiam książki z zakresu klasyki literatury popularnej. Warto również zwrócić uwagę na nową (trzecią) ekranizację powieści, która pojawiła się w kinach (zwiastun).
 


Octave Mirbeau, Dziennik panny służącej, wydawnictwo Marginesy, wydanie 2015, tłumaczenie Maria Zenowicz, okładka miękka, stron 384.