Oj, nie miał Noblista szczęścia do kobiet. Jako 20-parolatek ze zubożałej szlacheckiej rodziny mógł co najwyżej pomarzyć o założeniu własnej. Jako 30-latek zaczął sobie już wprawdzie wyrabiać markę w literackim świecie, jednak i to nie wystarczało wybrednym rodzicom posażnych panien (zerwane zaręczyny z Marią Kellerówną). W drugiej połowie życia miał odwrotny problem - był tak sławny, że ściągało to amatorki wygrzewania się w blasku tej sławy (druga żona- Maria Romanowska) lub kobiety zakochane bardziej w jego twórczości, niż w nim samym (Maria Radziejowska). Jeśli już udało mu się stworzyć udany, pełnowymiarowy związek (pierwsza żona- Maria Szetkiewiczówna), do akcji wkraczały tzw. czynniki obiektywne, tutaj w postaci gruźlicy, która kilka lat po ślubie pozbawiła życia partnerkę noblisty.
W miarę ustabilizowane życie mógł zacząc wieść pisarz gdzieś ok 60-tki, z zaprzyjaźnioną z nim od lat daleką kuzynką, Marią Babską.
Z takim życiorysem mógłby spokojnie konkurować z Mickiem Jaggerem, tyle, że Sienkiewicz Jaggerem nie był. Co więcej, nie był nawet XIX-wiecznym odpowiednikiem Jaggera, tylko normalnym facetem, który owszem, może popełniał błędy, ale niekoniecznie takie, za które trzeba było aż tak drogo płacić.
"Marie jego życia" traktują o prywatnym i uczuciowym życiu Sienkiewicza. Oparte są na listach, pamiętnikach a także wspomnieniach rodziny Sienkiewicza, a także jego wszystkich miłości. Książkę czyta się jednym tchem, to jedna z nielicznych lektur ostatnio, które przemierzałam, wykorzystując dosłownie każdą wolną chwilę.
To zasługa nie tylko gawędziarskiego stylu autorki, ale także faktu, że niedawna lektura "Rodziny Połanieckich" zostawiła mnie w wieloma pytaniami o biograficzny kontekst książki (a wiele pytań doszło dzięki dyskusji z innymi czytelnikami). Spieszę się zatem podzielić "kodem Połanieckich".
Już w trakcie małżeństwa z Marią z Szetkiewiczów, Sienkiewicz planował napisać "Kronikę szczęścia", zapewne miała to być powieść obyczajowa o miłości i życiu rodzinnym. Śmierć żony w naturalny sposób położyła kres tym planom. Pomysł ekshumował ok. 10 lat później, równolegle do starań o Marię Romanowską- bogatą, rozpieszczoną 20-latkę, przybraną córkę małżeństwa Wołodkowiczów. W pierwszej części "Połanieckich" centralną postacią jest wzorowana na pierwszej żonie Marynia, tak w drugiej najwięcej miejsca poświęca romansowi młodego poety - Ignacego Zawiłowskiego z rozpieszczoną (choć niebogatą) Linetą Castelli. Obydwie historie- prawdziwa i fikcyjna, wykazują znaczne podobieństwa. W obydwu przypadkach motorem napędowym związku były nie osoby zainteresowane, a otoczenie (w książce ciotka, w rzeczywistości przybrana matka). Podobna była również dynamika - początkowa fascynacja kobiet "artystyczną" duszą twórcy wypaliła się, i pozostało tylko ewakuowanie się ze związku, utrudnione dbałością o opinię publiczną. Fikcyjna Lineta ostatecznie zdradziła narzeczonego, prawdziwa Maria, mimo wahań i zerwania narzeczeństwa, poszła jednak ze swoim wybrankiem do ołtarza, tyle, że po miesiącu zmieniła zdanie.
Nie wydaje się, aby sam motyw zerwania narzeczeństwa był zaczerpnięty ze starej historii z Marią Kellerówną - porządną 19-latką wychowywaną niemal na zakonnicę. Zwłaszcza, ze w tamtym przypadku negatywną rolę odegrał ojciec, nie matka bądź ciotka.
Książkę bardzo polecam, można się z niej sporo dowiedzieć nie tylko o życiu uczuciowym pisarza, ale także o prywatnych kontekstach jego twórczości. kto na przykład wie, kim naprawdę był powieściowy Zagłoba?
Tekst z maja 2011, odkurzony z okazji Roku Sienkiewiczowskiego.