poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Ojciec Goriot, czyli rzecz o żądzy pieniądza i ślepej miłości rodzicielskiej

„Ojciec Goriot” pióra Honoriusza Balzaka to wydana w 1835 r. kolejna powieść z cyklu „Komedia Ludzka”.
Charakterystyczną cechą Komedii Balzaka jest występowanie bohaterów jednej powieści także na kartach innych powieści. Tak więc główny bohater jednego utworu występuje w innym, jako postać drugoplanowa lub uczestnik epizodu. Ponieważ cały cykl liczy sobie ponad 130 utworów, a występujących w nim postaci jest ponad dwie setki niezwykłej pomysłowości autora wymagało to literackie „wykreowanie” postaci. Aby poznać złożoność charakterów należałoby przeczytać wszystkie części cyklu. Jakież zdziwienie budzi bowiem postać, co do której nabieramy przekonania, iż zdołaliśmy ją poznać w jednej z części, a którą spotykając na kartach kolejnej książki odkrywamy na nowo.
Akcja powieści dzieje się w okresie restauracji Burbonów, co jest nie bez znaczenia dla fabuły powieści. Umożliwienie pięcia się po szczeblach drabiny społecznej powodowało, iż walka o wspięcie się na kolejny szczebel nie przebierała w środkach. Dla możliwości zdobycia kolejnych kilku tysięcy franków rocznie, czy dla nadziei znalezienia się na salonach baronostwa, hrabiostwa, czy merostwa cena nie grała roli. Żądza pieniądza, chciwość, pragnienie awansu do wyższej klasy powodowały swoistą filozofię, która zdawała się wprowadzać w życie makiawelistyczną zasadę „cel uświęca środki”.Będący jednym z głównych bohaterów powieści Rastignac staje się synonimem osoby, która gotowa jest na wszystko, aby polepszyć swą społeczną pozycję.
W małym, obskurnym paryskim pensjonacie pani Vaquer, gdzie nędza i szpetota wygląda z każdego kąta, gdzie szaro-buro i wilgotno egzystują obok siebie tajemniczy filozof Vautrin, zubażała panna Wiktoryna z ciotką-opiekunką, student prawa Rastignac oraz emerytowany producent makaronu Jan, Joachim Goriot, zwany przez mieszkańców tego tandetnego przybytku ojcem Goriot.
Tytułowy bohater to producent makaronu, który dorobiwszy się sporego majątku przekazał niemal wszystko córkom, sam zamieszkując w nędznej klitce. Z oślepiającej, bałwochwalczej, obrazoburczej miłości do córek sam cierpiąc zimno, głód, szyderstwa współmieszkańców, osamotnienie pozbawia się rodzinnych pamiątek i ostatnich resztek fortuny. Co dostaje w zamian? Ukradkowe spotkania w parku, wymuszone słówko rzucone w przelocie, czasami pretensje, lekkie ukłucie chłodu w przebłyskach świadomości, ledwie dostrzegalne poczucie wstydu i zażenowania, z powodu braku ogłady i wykształcenia oraz jawną niechęć zięciów. Miłość, uczucie tak wzniosłe i piękne, ukazana jest tutaj jako jednostka chorobowa. Miłość, jaką Goriot darzy swoje córki: Anastazję de Restand i Delfinę de Nucingen graniczy niemal z obłędem. I na moje pytanie, czy można kochać za mocno- odpowiem, że nie. Nie można kochać za mocno, ale można kochać głupio. Takie uczucie niszczy obie strony. Ojciec, pragnący dać swoim dzieciom szczęśliwe i radosne życie, dał im wszystko, co można przeliczyć na pieniądze; wykształcenie, stosunki w świecie, bogactwo liczone w tysiącach franków. Dał też coś ponadto „życiowe kalectwo”. Ojciec Goriot to przejmujące studium wyniszczającej miłości rodzicielskiej. Czytając książkę nie czułam litości dla biednego starca, czułam raczej gniew i oburzenie. Uważałam, że to co go spotkało nie było jedynie wynikiem okoliczności zewnętrznych, było też wynikiem jego własnego postępowania. Sam Goriot zdaje sobie z tego sprawę, kiedy jest już za późno.

Ciąg dalszy u mnie


poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Dama Kameliowa po raz czwarty i pewnie nie ostatni

Zanim przystąpiłam do napisania mojej opinii przeczytałam opinie blogerek na wyzwaniu klasyka literatury popularnej. Trzy opinie, trzy odmienne reakcje, trzy niemal skrajnie różne oceny. U Słowemmalowane pełen zachwyt i uwielbienie dla klasyki gatunki i wzruszającej do łez historii miłosnej. Maniaczytania przeżyła wielkie rozczarowanie lekturą, a Anek7 została wyprowadzona z równowagi z powodu braku uczuć obojga bohaterów romansu. Jeśli jedna powieść budzi tak zróżnicowane emocje może to oznaczać, że autor osiągnął sukces. Najgorsze, co może spotkać piszącego to kompletny brak reakcji ze strony czytelnika. Jeśli lektura się podoba to fantastycznie, jeśli jej bohaterowie nas wkurzają to znaczy, że spełnili swoje zadanie, jeśli pozostajemy obojętni, niezainteresowani to klapa.
Dama kameliowa to historia miłości młodzieńca z dobrej rodziny i dziewczyny lekkich obyczajów, ale za to jakiej dziewczyny. Małgorzata Gautier jest luksusową kurtyzaną przyzwyczajoną do życia na wysokim poziomie, trwoniącą na przyjemności dochody, które pozwoliłyby się utrzymać się nie jednej rodzinie przez kilka lat. „Biedna zalotnica” musi przecież dysponować odpowiednimi środkami, aby żyć na wysokim poziomie, wymaga tego jej zajęcie, aby zarabiać, musi się dobrze prezentować, aby dobrze się prezentować musi zarabiać i tak kółko się zamyka. Małgorzata, jako kobieta doświadczona nie daje się porwać fali uczuć i próbuje zniechęcić zakochanego w niej młodzieńca. W końcu jednak i ona wpada w sidła miłości. Wyjeżdżają oboje na prowincję, aby tam „przepędzać” wspólnie czas. Żyją razem ciesząc się każdą chwilą szczęścia. Ale, jak to w życiu bywa okrutny los rzuca im kłody pod nogi.
Książkę przeczytałam bez zbytniego znużenia, ale też bez większej fascynacji. Mało przekonywujący wydawał mi się główny bohater, taki niedojrzały, naiwny, a to zalewający się łzami, a to omdlewający. Sama Małgorzata na tym tle wypada o wiele lepiej, jest kobietą energiczną, wie do czego dąży i czego oczekuje. To jej zdecydowaniu zawdzięczają krótkie chwile szczęścia.
Odnoszę jednak wrażenie, że nawet, gdyby nie kłody rzucane kochankom pod nogi historia nie miałaby szczęśliwego zakończenia. Ten ich romans wydaje mi się taką krótką chwilą przerwy od codzienności. Mam bowiem wrażenie, że Małgorzata chciałaby i mieć ciasteczko i zjeść ciasteczko i być kobietą zamożną z całym związanym z tym blichtrem (klejnoty, ekwipaże, domy, stroje) i być kobietą kochaną dla samej siebie a nie dla pozycji, jaką daje mężczyznom posiadanie luksusowej kurtyzany. Odnoszę też wrażenie, że gdyby nie choroba Małgorzaty i świadomość bliskiego końca nie zdecydowałaby się ona na związek z ubogim młodzieńcem. Małgorzata pragnie uciec od przeszłości, ale trudno jest uciec od siebie samej. Dlatego, ja nie potrafię zdobyć się na współczucie, czy sympatię do „biednej zalotnicy” a tym bardziej „mdłego” młodziana. Dlatego też moja ocena nie jest wysoką. Ale jak zawsze polecam, aby samemu wyrobić sobie opinię.
Moja ocena 3/6
Z powieści Dumasa zdecydowanie wybieram powieści ojca.
Zdjęcie - kadr z filmu- ekranizacji Damy kameliowej w reż Jerzego Antczaka z Anną Radwan i Janem Fryczem w rolach głównych. Ekranizacja podobała mi się bardziej niż książka, co raczej rzadko się zdarza

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

F. Scott Fitzgerald PIĘKNI I PRZEKLĘCI




F. Scott Fitzgerald zdaje się nie należeć do grona szczególnie hołubionych w naszym kraju literatów. Znajomość jego prozy zazwyczaj ogranicza się do lektury owianego nimbem sławy „Wielkiego Gatsby’ego” – i często wieńczy ten akt poznania konsternacja zachwytem krytyki – oraz, w znacznie mniejszym stopniu, powieści „Czuła jest noc”, po którą sięgają żądni poznania przebrzmiałych skandali zapaleńcy. Jest w tej polskiej nieczułości na prozatorską klasykę początku XX wieku made in USA pewna konsekwencja, bowiem w podobnej do Fitzgeralda sytuacji znajdują się u nas również dorobki piśmiennicze dwójki współczesnych mu panów: Ernesta Hemingway’a i Williama Faulkner’a. Zjawisko to o tyle intrygujące, że dotyczy twórczości mocno osadzonej w malowniczym http://www.blogger.com/img/blank.gifokresie międzywojnia (z przyległościami), pisanej z niemałym wyczuciem epoki i niekwestionowanym talentem. Wraz ze wznowieniem powieści „Piękni i przeklęci” F.S. Fitzgeralda nadarza się znakomita okazja, by przyjrzeć się wspomnianej literaturze z bliska i na fali mody na przedwojenny glamour - tak w szafach jak i wnętrzach – wpuścić na nasze salony autentycznego ducha epoki dekadencji, uchwyconego piórem tego wyjątkowego pisarza.



Pełny tekst na blogu ZACZYTANEJ - zapraszam :)

"Komediantka" - Władysław St. Reymont


Reymontowa "Komediantka" opiera się na dwóch filarach. Pierwszym jest historia Janki - zbuntowanej dziewczyny, która ucieka z domu, aby dołączyć do trupy teatralnej. Niestety były to czasy, wybór aktorstwa był najgłupszą z możliwych decyzji życiowych. Możemy więc towarzyszyć jej w przemianie z przyzwoitej dziewczyny w komediantkę, co w tym przypadku oznacza nie tylko zawód, ale znalezienie się niemal poza nawiasem społeczeństwa. Ten wątek, to całkiem udana próba powieści psychologicznej, z elementami...hmm... determinizmu biologicznego. Jeśli zmienić scenerię (z aktorskiej np. na światek modelingu) historia niebezpieczeństw czyhających na młode idealistyczne osoby, wyda się wciąż aktualna. Przy czym nie chodzi tutaj tylko o naiwnośc bohaterki, bardziej o przekonanie, że jako jedynej uda jej się zmienić system i panujące w nim reguły gry.
Główną zaletą była dla mnie jednak warstwa obyczajowa- po prostu cudowne opisy szalonego aktorskiego światka, aż by się prosiło, żeby je wystawić na scenie. Zresztą nie wzięły sie z powietrza, autor spędził jeden sezon wycierając kąty jako komediant w prowincjonalnym teatrze. I świetnie spożytkował te doświadczenia.
Polecam:).