środa, 19 lutego 2014

"Wymarzony dom Ani" Lucy Maud Montgomery

Tytuł: Wymarzony dom Ani
Tytuł oryginału: Anne's House Of Dreams
Autor: Lucy Maud Montgomery
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 306
Moja ocena: 5/6




Wymarzony dom Ani
"Z rozkoszą patrzyła po raz pierwszy na swój domek, tak wydał jej się podobny do wielkiej kremowej muszli, którą morze wyrzuciło na brzeg. Szeregi wysokich włoskich topól, rosnące wzdłuż prowadzącej doń drogi, odcinały się na niebie wysokimi, purpurowymi kolumnami. Dalej, chroniąc ogród przed zbyt ostrym podmuchem morza, rósł lasek jodłowy, w którym wichry mogły urządzać swe dzikie i ponure harce.(...) Ania i Gilbert jechali topolową aleją. Wichry nocne rozpoczęły swój zwykły tan wśród wydm, a rybacka wioska po drugiej stronie portu zdawała się być usiana drogimi kamieniami. Drzwi małego domku otworzyły się i cieple światło kominka wypełzło im na spotkanie. Gilbert pomógł Ani wysiąść z bryczki i przez furtkę, zawieszoną miedzy rudawymi pniami jodeł, poprowadził czerwoną ścieżyną ogrodu aż do kamiennego stopnia. 
- Witaj w domu - szepnął i ramię przy ramieniu przestąpili oboje próg domku swych marzeń." 
            ["Wymarzony dom Ani", L. M. Montgomery, str. 39-40]

Ania i Gilbert biorą ślub na Zielonym Wzgórzu, w słoneczny i pogodny dzień, w gronie starych przyjaciół. Zaraz potem udają się w podróż pociągiem do Glen St. Mary, do swojego wymarzonego, małego domku. Znajduje się on nad purpurowym brzegiem morza w porcie o nazwie Cztery Wiatry. Ani, która wcześniej znała domek tylko z opowieści Gilberta bardzo się spodobał. 
Młodzi małżonkowie szybko zadomowili się w swoim przytulnym gniazdku. Miesiąc miodowy spędzili w swoim "wymarzonym domku", poznając jego przepiękne okolice, spacerując nieopodal Przystani Czterech Wiatrów oraz nad brzegiem morza. Ania i Gilbert w nowym miejscu wiodą szczęśliwe życie, ale i zdarzają się chwile nieszczęść i smutku. Spotykają ludzi o pokrewnych duszach. Zaprzyjaźniają się z kapitanem Jakubem, strażnikiem latarni morskiej w Czterech Wiatrach. Kapitan, stary wilk morski okazał się ogromnie ciekawą postacią, wiódł wspaniale życie marynarza, przeżył wiele przygód. Raczył Anię i Gilberta opowieściami wspaniałych historii i przygód, które dały książce wiele uroku. Ania zaprzyjaźniła się ze swoją sąsiadką panią Kornelią, charakterem podobną do pani Małgorzaty Linde. Ania poznała także tajemniczą, młodą dziewczynę o imieniu Leslie, w której z upływem czasu zyskała przyjaciółkę, lecz początkowo była to trudna i niełatwa przyjaźń. Leslie była młodą i piękną, ale nieszczęśliwą osobą. Jej życie okazało się jednym, wielkim i niekończącym się pasmem nieszczęść.
"Wymarzony dom Ani" jest piątym już tomem opowiadającym o przygodach Ani z Zielonego Wzgórza. Jest to dobra książka, przyjemna i pełna ciepła, było mi niezmiernie miło wrócić do życia Ani i czytać o kolejnych jej perypetiach. Nowe postacie, opisane w książce, okazały się niezwykle ciekawe i oryginalne. Ale czytając miałam takie wrażenie, że przygody i historie tych postaci wysuwają się w powieści na pierwszy plan. W życiu Ani, poza zachwytem swoim domkiem niewiele się działo. Jedynym takim momentem, był fakt, że Ania została matką. Ania straciła trochę w tej części na swoim uroku, ale nie na tyle, żeby nie przeczytać kolejnej części.

niedziela, 16 lutego 2014

"Księżna de Cleves"


Historia dynastii Walezjuszy przewijała się regularnie w moich styczniowych lekturach (całkiem przypadkowo). Niedawno przeczytałam „Królową Margot”, ostatnio skończyłam „Ogród węża” J.M.Riley, a dzisiaj przedstawię Wam kolejną pozycję z cyklu „XVI wiek we Francji”. Nie będzie jednak żadnych pikantnych szczegółów, wręcz przeciwnie - będzie dworsko i (niemal zawsze) honorowo. Nie mogłoby być inaczej, bowiem książka, o której Wam opowiem, została napisana przez kobietę, na dodatek żyjącą w XVII wieku.

Chodzi o „Księżną de Cleves” Marii de la Fayette, francuskiej pisarki i arystokratki. Po raz pierwszy powieść została wydana anonimowo i wywołała wielkie zainteresowanie wyższych sfer. Opowiada historię młodej kobiety, panny de Chartes, która przybywa na dwór Henryka II (męża Katarzyny Medycejskiej i ojca króleskiego rodzeństwa znanego czytelnikom z „Królowej Margot”). Swoją urodą i wdziękiem podbija wszystkich, nic więc dziwnego, że o jej rękę stara się kilku wielkich panów. Wychowana przez surową i cnotliwą matkę panna wybiera za męża księcia de Cleves. Nie jest to jednak małżeństwo z miłości. Młody książę cierpi, ponieważ nie potrafi zdobyć uczucia swojej żony. Tymczasem księżna przekonuje się, że jej serce nie jest całkiem nieczułe na podszepty Amora, kiedy z zagranicznej podróży wraca czarujący książę de Nemours. Jednak tytułowa bohaterka wciąż ma w pamięci przykaz umierającej matki, proszącej ją, aby nie wikłała się w żadne dworskie intrygi i romanse...

Historia opowiedziana przez autorkę jest bardzo prosta i zarazem skomplikowana. Żeby było jasne: nie znajdziemy tam wciągającej po same uszy fabuły, styl też mocno się różni od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni dzisiaj. Tym, co zainteresowało mnie w powieści jest przede wszystkim skomplikowany świat przeżyć wewnętrznych bohaterów. Zazdrość, miłość, cierpienie, rozterki dotyczące lojalności i wierności są przedstawione tak przekonywająco, że pomimo tego, iż nie utożsamiałam się z żadnym z bohaterów, to mogłam ich w większości przypadków zrozumieć.

Warto też pamiętać o tym, że „Księżna de Cleves” jest uznawana za pierwszą nowoczesną powieść w literaturze francuskiej. Książka zasłużyła sobie na to miano właśnie dzięki przełamywaniu pewnych schematów w sposobie przedstawiania postaci i skupieniu sie na uczuciach bohaterów. Jeśli zatem jesteście ciekawi, co też wywołało takie poruszenie w XVII-wiecznych francuskich salonach i macie ochotę na staroświecką historię miłosną, to niewielkie objętościowo dzieło jest dobrym wyborem.

Książka jest dostępna na stronie wolnelektury.pl. Recenzja pojawiła się również na moim blogu 365 dni pisania.

Wykorzystany obraz to "Portret kobiety z książką muzyczną", Francesco Bacchiacca, 1540-1545.

piątek, 14 lutego 2014

"Noce i dnie"

Izydor mnie zmobilizowała i oto jestem :)


Napisany wspaniałą polszczyzną cykl powieściowy obejmuje pół wieku dziejów polskich - od powstania 1863 r. do wybuchu I wojny światowej. Ukazuje przemiany, jakim ulegało wówczas zubożałe ziemiaństwo polskie.
Jak pisała sama autorka, obrazuje on "wątek współżycia ze sobą dwu psychik, dwu gatunków człowieka i dwu postaw duchowych wobec rzeczywistości". Jednej współbrzmiącej z życiem, czynnej, drugiej - nieufnej, zamkniętej. Odzwierciedlają te postawy główni bohaterowie cyklu - Bogumił i Barbara Niechcicowie, którzy znajdują jednak sens w pokonywaniu trudów wspólnego, niełatwego życia.


 Kolejna z serii lektur reminiscencyjnych. Tak mnie ta pogoda ostatnio nastraja, że chce zamknąć się w pokoju i wspominać… a najlepiej mi się podróżuje w czasie, gdy wracam do kochanych książek. Dzięki nim wracam do pięknych chwil, czuję zapachy, słyszę muzykę. A „Noce i dnie” pierwszy raz czytałam w samym środku upalnego czerwca, ponad dziesięć lat temu. Oczywiście, jak niemalże każdą, dobrą klasyczną książkę podsunęła mi ją moja Matkosia. Dzięki Mamie sięgnęłam po prawie wszystkie książki mojego życia. To także z Nią pierwszy raz oglądnęłam świetną, nierozerwalnie związaną z książką ekranizację w reżyserii  Jerzego Antczaka. Film jest przykładem, że Polacy umieją robić cudowne ekranizacje a także przypomina czym jest Aktorstwo. A książka? Książka moi Drodzy zapominana, zepchnięta do rzędu nielubianych, nudnych książek, którymi wredni poloniści katują pokolenia biednych uczniów jest pięknym przykładem powieści obyczajowej z niezwykłym wątkiem miłosnym. Może w Walentynki(tfu, tfu na pohybel) warto poczytać o miłości Bogumiła, cichej, niespektakularnej, ale wiernej i prawdziwej. Niewiele jest książek, które mówią tak niewiele o miłości tak wielkiej.

Akcja powieści rozpoczyna się w latach 80 XIX wieku i kończy się w roku 1914, na początku pierwszej wojny światowej. Oczywiście autorka cofa się w czasie, chyba takie najdokładniejsze wzmianki dotyczą jeszcze lat trzydziestych XIX wieku i dotyczą rodzin z których wywodzą się Bogumił i Barbara. Podczas trzydziestu lat trwania właściwej akcji z bohaterami przeżyjemy, wszystko to, czego doświadcza człowiek chodzący po tym świecie. Razem z nimi będziemy przeżywać radości i smutki, dni powszednie i święta. Wszystko to bowiem, jak w kalendarzu spada na człowieka, jak stwierdza zresztą pani Barbara:
„W życiu bywają noce i bywają dnie powszednie,a czasem bywają też niedziele”
Na czym skupia się właściwa akcja? Najogólniej możemy powiedzieć, że na codzienności Barbary i Bogumiła. Oboje pochodzą z niegdyś zamożnych rodzin, które wskutek różnych perturbacji utraciły swój majątek, oboje nie pamiętają bogatych domów. Bogumił miał bardzo burzliwą młodość, walczył w powstaniu, nie był kształcony, ale to co widział i przeżył stało się dla niego prawdziwą szkołą życia. Barbara zaś, najmłodsza córka, wychowana została w cieplarnianych warunkach, nie ociekających złotem komnat, ale miłego mieszczańskiego domu. Na jej życiu niezatarte piętno wycisnęła nieszczęśliwa miłość. A właściwie pewien młodzian, niejaki Józef Tolibowski, ten od nenufarów, któraż to scena znana jest każdemu. Tolibowski zamiast ożenić się z Barbarą, którą wyraźnie adoruje wybiera pannę majętną. Basia ma złamane serce, przez długi czas miota się imając się różnych zajęć. Pewnego razu na przyjęciu u znajomych spotyka Bogumiła, który zakochuje się w niej natychmiastowo. Basia dalej się miota, rozdarta pomiędzy, z jednej strony miłością do Tolibowskiego, a strachem i widmem staropanieństwa, ostatecznie decyduje się na właśnie takie życie. Od tej pory będzie stała tak okrakiem na nie będzie w stanie podjąć decyzji. Wychodzi za Bogumiła co jego wprawia niemalże w euforię a ją… ona najwyżej czuć będzie się zadowoloną. A i to nie będzie zdarzało się często. Barbara po ślubie stała się kobietą neurotyczną, niezdecydowaną, wiecznie niezadowoloną, histeryczką. Weszła do kanonu, przeszła do historii literatury, jako jedna z najciekawszych kobiet wykreowanych w powieści. Zaiste, jest ciekawą osobą, ale życie z nią musiało być piekłem.  

Książka jest bardzo obszerna, nieśpieszna. Poruszono w niej ogrom tematów, zarówno społecznych takich jak kwestia antysemityzmu, życia najniższych warstw społecznych oraz zubożałej szlachty, ale także bardzo życiowych nawet współcześnie, problemów z którymi boryka się przeciętna rodzina.

Najsympatyczniejszą postacią, która budzi jednak największe współczucie jest Bogumił. Dla mnie zawsze będzie miał twarz Bińczyckiego. Bogumił jest człowiekiem prawym i uczciwym. Ukochał ziemię, pracę. Kocha swoją żonę i żyje z ciężarem świadomości tego, że ta go nie kocha. W filmie padają z ust Barbary słowa, którymi chce się pocieszyć, a mianowicie jak to dobrze, że nigdy Bogumiłowi nie powiedziała, że go nie kocha. W książce kilkakrotnie mu to mówi, mówi, napomyka o miłości do innego człowieka. Jest dla niego szorstka i zmusza biednego chłopinę do celibatu, który w końcu pchnie Bogumiła do zdrady, ale tylko fizycznej, serce Bogumiłą, zawsze biło dla Barbary. Bogumiłowi zabrano wszystko, miłość ukochanej kobiety,  starzeje się ze świadomością tego że jego dzieci schodzą na manowce. A w końcu odbiera mu się jego ukochany Serbinów i jako odprawę słyszy spekulacje, jakoby ukradł pieniądze i postąpił niehonorowo. Wprawdzie prędko z tego ostatniego się wycofano, ale to utrata ziemi w którą włożył tyle pracy jest najprawdopodobniej gwoździem, który go zabija.

Spotkałam się z opinią, że postać Barbary jest najbardziej wkurzającą postacią w polskiej literaturze. Być może… ale nie da się jej, po przeanalizowaniu sytuacji, nie współczuć. Owszem jest irytująco niezdecydowana, rozchwiana emocjonalnie, przewrażliwiona, ale przeżyła wiele. Możemy gdybać, jaka byłaby Barbara Tolibowska, bo Basia Ostrzeńska jako młoda panna miała pewne zalety. Barbara Niechicowa jest zgorzkniała, mężczyzna którego kochała, który jawił jej się bogiem, wzgardził nią. Wystawił ją na pośmiewisko. Wybrał pieniądze. Czy Józef Tolibowski kochał Basię? Tego też nie wiem, adorował ją w sposób wyraźni. W naszych bezwstydnych czasach ludzie zwróciliby na to uwagę, a co dopiero wtedy. A może tylko ją lubił i okazywał jej przyjaźń? Wtedy nie okazuje się kanalią a idiotą. W sumie na jedno wychodzi.  Barbara wychodzi za mąż ze strachu, boi się kpin. Wychodzi za mąż za najlepszego kandydata, jedynego – jeśli chodzi o ścisłość. I trafia najlepiej jak tylko mogła. Po ślubie jednak jej życie nie jest usłane różami, ona miejska panienka przenosi się na wieś, w psie warunki. Nie umie gospodarzyć i sama praca nie sprawia jej radości, radość sprawia jej poklask osób postronnych. Pewne chwile szczęścia przeżywa po urodzeniu Piotrusia, ale to też prędko przemija. Następnie przeprowadzka, widmo bezpłodności, w końcu rodzi się jeszcze trójka dzieci i z nimi również są same problemy. Dumą matki może być Agnieszka, ale z niej Barbara jakby nie potrafiła być dumna. Wszelkie nadzieje i aspiracje lokuje w Tomaszku, a gorzej ulokować nie mogła. Bogumiła docenia, jak to w życiu bywa, zbyt późno.

O tej książce napisano już wiele. Pisano prace naukowe, ja mały pioneczek nie czuję się na siłach dokonywać pseudo-naukowej analizy, chcę Wam tylko powiedzieć, że od ponad dziesięciu lat ta książka nieustannie mnie zachwyca. Wracam do nie i za każdym razem odkrywam coś nowego, wspaniałego. Polecam Wam tę książkę, nie dajcie sobie wmówić, że to lekturowe nudziarstwo, to poruszająca, wielowątkowa powieść. Perełka…

poniedziałek, 10 lutego 2014

Wszyscy kochają Ernesta...

...chociaż nikt nie wie, kim on właściwie jest. Tymi słowami można by streścić sztukę Oscara Wilde'a „The Importance Of Being Earnest, A Trivial Comedy for Serious People” z 1895 r. (po polsku znaną jako „Brat marnotrawny”). Moje zainteresowanie tym utworem zaczęło się od wdzięcznego filmu z 2005, o którym pisałam już wcześniej. Postanowiłam sięgnąć zatem po sztukę w oryginale, żeby przekonać się, czy czasami scenarzyści nie potraktowali tekstu po macoszemu. W ten oto sposób udało mi się spędzić wieczór z brytyjskim humorem w znakomitym wydaniu.

Zaraz w pierwszej scenie poznajemy dwóch młodych, zamożnych przyjaciół: Jacka i Algernona. Prowadzą przyjemne, kawalerskie życie, jednak Jack nie miałby nic przeciwko temu, aby to zmienić, jest bowiem zakochany w kuzynce Algy'ego, Gwendolyn. Wszystko zapowiada się dobrze, panna jest bardzo łaskawa dla swego wielbiciela, gdy nagle pojawia się wielka przeszkoda i nie jest nią wcale sroga mama, Lady Bracknell. Otóż dziewczyna jest przekonana, że jej ukochany ma na imię Ernest i - co więcej - jest uparcie przywiązana do tego imienia. Okazuje się, że Jack posługuje się postacią wymyślonego przez siebie młodszego brata - Ernesta, żeby usprawiedliwić swoje częste wizyty w mieście. Pod takim też imieniem korzysta z przyjemności miejskiego życia.

Dalszy rozwój fabuły jest bardzo prosty w swojej istocie, chociaż bardzo trudny do streszczenia i opiera się na coraz bardziej szalonej komedii omyłek. Nie tracąc nadziei na małżeństwo, Jack wraca na wieś, nie wiedząc, że za nim podąża Algernon, który postanowił wykorzystać postać nieistniejącego Ernesta, żeby wejść do domu przyjaciela i zawrzeć znajomość z jego młodziutką wychowanką, Cecily. Trudności się piętrzą, katastrofy następują po sobie, jednak ostatecznie wszystko zmierza do szczęśliwego finału.  

Przyznam, że byłam szczerze zachwycona lekturą. Już scenariusz filmu obfitował w błyskotliwe i cięte dialogi, jednak w treści sztuki znalazłam ich jeszcze więcej. Praktycznie każda scena obfituje w bon moty i nie mogę się powstrzymać, aby zaprezentować Wam chociaż kilku z nich:

JACK: How can you sit there, calmly eating muffins when we are in this horrible trouble, I can't make out. You seem to me to be perfectly heartless.
ALGERNON: Well, I can't eat muffins in an agitated manner. The butter would probably get on my cuffs. One should always eat muffins quite calmly. It is the only way to eat them.


GWENDOLYN: If you are not too long, I will wait here for you all my life.


LADY BRACKNELL: I do not know whether there is anything peculiarly exciting in the air of this particular part of Hertfordshire, but the number of engagements that go on seems to me considerably above the proper average that statistics have laid down for our guidance.

Oraz wiele, wiele innych. Wszystkie zaś ujęte w piękną i elegancką angielszczyznę. Warto spróbować przeczytać sztukę w oryginale - chyba w żadnym innym języku nie da się tak dokładnie odmalować tych konkretnych postaci oraz sytuacyjnego i językowego humoru. Jeśli macie ochotę na odrobinę rozrywki w nieco staroświeckim, lecz bardzo dobrym stylu, serdecznie polecam Wam „The Importance of Being Earnest”.

"KAROL SZALONY" ALEKSANDER DUMAS

Tytuł: Karol Szalony
Tytuł oryginału: Chroniques de France: Isabel de Baviere
Autor: Aleksander Dumas
Wydawnictwo: Hachette Polska
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 269
Moja ocena: 4.5/6










"Karol Szalony" jest to powieść zaliczana do gatunku powieści historycznej. Akcja powieści rozgrywa się pod koniec XIV i początkiem XV wieku we Francji, który to okres był bardzo burzliwy w dziejach Francji. Tytułowy bohater król Francji Karol VI Walezjusz "Szalony", nazywany tak ze względu na swoją chorobę, był zwany także przez swój lud "Ulubionym". Początek jego panowania przypada na okres względnie spokojny i dostatni dla kraju. W miarę postępu jego psychicznej choroby, Francja popadła w liczne konflikty wewnętrzne, intrygi, nastąpiło pogłębienie anarchii, walka o przejecie regencji, bezmyślnie zostało roztrwonione całe bogactwo Francji.
Powieść mimo tego ze opisuje w gruncie rzeczy dramatyczne wydarzenia, ból, samotność i cierpienie "Szalonego" władcy Francji jest niezmiernie interesująca i myślę, że Ci którzy czytali tę powieść zgodzą się ze mną, że autor Aleksander Dumas przedstawił wydarzenia w sposób niezwykle fascynujący. Wszystkie przedstawione postanie, a jest ich wiele w powieści są bardzo barwnie i żywo opisane. Czytając książkę miałam przed oczami żywych bohaterów. Uważam, że jest to wielką zaletą książki, o której nie można powiedzieć, żeby była nudna.  
Powieść zaczyna się obrazowo opisanymi hucznymi zaślubinami Karola VI z Izabelą Bawarską. Już podczas orszaku weselnego w trakcie przemarszu przez Paryż, poznajemy troszeczkę charaktery bohaterów i zapowiedź tego co będzie miało miejsce w przyszłości. Nie będę tutaj opisywać całego tła historycznego, zanudzać moich czytelników, jakim i którym królem dokładnie był Karol VI. Bo takie informacje możną znaleźć w podręczniku historii. Niemniej jednak wspomnę, że na tle ważnych tych wydarzeń historycznych pisarz świetnie przedstawił historię bohaterów, spiski, intrygi, liczne romanse Izabeli Bawarskiej, wojny domowe. Powieść tą cechuje wielowątkowość, i jak dla mnie tych wątków było trochę za dużo, czasami gubiłam się w tych wszystkich zdarzeniach. Natomiast nie za wiele Dumas poświęcił samemu Karolowi "Szalonemu", bardziej skupił się na opisach strojów postaci, emocji i długich dialogów. Nigdy nie byłam wielką fanką Dumasa, ale jestem zadowolona, że przeczytałam tę książkę i trzeba przyznać, że Dumas pisze ciekawe powieści.

sobota, 8 lutego 2014

Anne Brontë - "Lokatorka Wildfell Hall"

Wiele lat temu w pewnej plebani pośród wrzosowisk mieszkała dosyć niezwykła rodzina, która na stałe wpisała się w kanon literatury światowej. Któż bowiem przynajmniej nie słyszał o "Wichrowych Wzgórzach" czy "Dziwnych losach Jane Eyre" których autorstwo przypisuje się siostrom  Brontë? Użyłam określenia "przypisuje", bowiem od jakiegoś czasu znawcy literatury coraz głośniej mówią, że autorką wszystkich książek była Charlotta, natomiast Emily i Anne tylko firmowały swoją osobą niektóre dzieła zdolnej siostry. Jak było naprawdę pewnie nigdy się nie dowiemy, aczkolwiek moim skromnym zdaniem, o ile można się dopatrzeć pewnego podobieństwa pomiędzy powieściami Charlotty i Anne, o tyle "Wichrowe Wzgórza", jedyna powieść Emily, są zupełnie z innej bajki.
Okazją do porównywania twórczości sióstr Brontë stała się lektura jednej z dwóch powieści autorstwa najmłodszej z nich, czyli Anne - dzięki wędrującym biblionetkowym książkom miałam bowiem możliwość przeczytać "Lokatorkę Wildfell Hall".

Do opuszczonego majątku Wildfell Hall sprowadza się młoda wdowa z kilkuletnim synkiem. Okoliczni mieszkańcy wprost usychają z ciekawości - kim jest Helen Graham? Kobieta nie jest jednak zbyt towarzyska, kontakty z sąsiadami ogranicza do koniecznego minimum, bardzo dba o swoją prywatność i wręcz obsesyjnie ochrania swoje dziecko. 
Najbliższymi sąsiadami Wildfell Hall jest rodzina Markhamów. Głową rodziny i prawnym właścicielem majątku jest Gilbert, starszy z dwóch synów owdowiałej pani Markham, młodszy Fergus zajmuje się głównie nicnierobieniem, natomiast ich siostra Rose to dorastająca panienka. Gilbert, podobnie jak wszyscy, jest zainteresowany nową sąsiadką, jednak jego ciekawość dosyć szybko przeradza się w zgoła inne uczucie. Z pewnych znaków wnioskuje, że nie jest jej obojętny, jednak Helen bardzo stanowczo odmawia mu swoich względów. Pewne światło na motywy takiego postępowania rzuca jej dziennik - z jego lektury Gilbert dowiaduje się całej prawdy o małżeństwie swojej ukochanej i powodach dla których odrzuca jego uczucie.

Powieść Anne Brontë, z racji czasu powstania zaliczana jest do literatury wiktoriańskiej, jednak jej treść musiała (tak mi się przynajmniej wydaje) być mocno szokująca dla ówczesnego czytelnika. Oto główna bohaterka, zamiast w ciszy i z pokorą przyjmować wszystko co pan mąż zadysponuje, ośmiela się mieć własne zdanie i walczyć o swoje prawa, a doprowadzona do ostateczności ucieka i ukrywa się wraz z dzieckiem w odległej wiosce. Trzeba pamiętać, że ucieczka od męża była wówczas w Anglii uważana za przestępstwo, więc autorka, której sympatia jest wyraźnie po stronie Helen, musiała brać pod uwagę, że jej dzieło będzie budziło kontrowersje.
Mocną stroną tej książki są świetnie nakreślone postacie, zarówno pierwszoplanowe, jak i te które stanowią niejako tło dla głównych bohaterów. Helen to osoba inteligentna i utalentowana (jest bardzo dobrą malarką), świadoma własnej wartości, jednak, jak to często bywa, serce nie zawsze słucha rozumu, i zakochuje się w człowieku najmniej godnym uwagi. Jeszcze zanim wychodzi za mąż za swojego ukochanego Arthura dostrzega jego wady, jednak trochę naiwnie sądzi, że go zmieni. Szybko okazuje się, że małżeństwo jest ze wszech miar niedobrane, rygorystyczne zasady moralne, którym hołduje Helen są dla Arthura zupełnie nie do przyjęcia, natomiast ona sama nie potrafi przejść do porządku dziennego nad ekscesami swojego męża, a przyjście na świat dziecka jeszcze pogarsza sytuację.
W osobie męża Helen można dostrzec dosyć wyraźne podobieństwo do Branwella, jedynego brata Anne Brontë, który był uzależniony od alkoholu i środków odurzających. Można też pokusić się o stwierdzenie, że Arthur Huntingdon był człowiekiem dosyć ograniczonym umysłowo, żeby nie powiedzieć upośledzonym. Autorka zresztą dosyć ostro obeszła się z przedstawionymi w tej powieści przedstawicielami szlachetnie urodzonych - to w większości ludzie niemoralni (tak mężczyźni jak i kobiety), wyrachowani i interesowni egoiści, nie liczący się nawet z uczuciami najbliższych osób. 

"Lokatorka Wildfell Hall" to piękna, ciekawa i wciągająca lektura. I tak naprawdę nieważne kto ją napisał, ważne, że WARTO ją przeczytać.



piątek, 7 lutego 2014

Tadeusz Żeleński - Boy "Słówka"

Czy poezja może być interesująca? Czy satyryczne wierszyki sprzed stu lat mogą nadal śmieszyć? Czy teksty piosenek kukiełkowego teatrzyku "Zielony balonik" przyniosły Żeleńskiemu sławę i rozgłos? Ależ oczywiście, na wszystkie te pytania odpowiadam twierdząco. Choć przyznam szczerze, że nie spodziewałam się po tym pisarzu (który do tej pory istniał w mojej świadomości jako fantastyczny tłumacz dzieł francuskich) aż tak podszytego ironią poczucia humoru. 

Teksty zawarte w zbiorze "Słówka" powstawały mniej więcej w latach 1906 - 1912, czyli w czasach zaborów. Kraków i Lwów, czyli miejsca, w których często przebywał Żeleński, należały do Austro-Węgier, najbiedniejszego, ale i najmniej ingerującego w życie polskiej społeczności kraju. Stąd te, z braku czy też niedostatku innych przywilejów i atrakcji, zaczęto tworzyć różnego rodzaju kabarety. Dziś kabaret kojarzy nam się z kilkoma facetami wiercącymi się po scenie i wypowiadającymi teksty nie przedstawiające jakiejkolwiek wartości literackiej, sentymentalnej czy moralizatorskiej. Po prostu mamy się śmiać. Ale czy się śmiejemy?

Ciąg dalszy TUTAJ :) Zapraszam!

środa, 5 lutego 2014

Śniadanie u Tiffany'ego i Harfa traw - Truman Capote









W obydwu utworach głównym bohaterem jest narrator, który wraca do wspomnień związanych z przeszłością. Różnią się oni jednak wiekiem, gdyż w pierwszym przypadku jest to młody mężczyzna a w drugim chłopiec, którego poznajemy, gdy ma jedenaście lat. Łączy ich natomiast to, że ich  wspomnienia są wspomnieniami dobrymi, z których przebija nostalgia za przeszłym czasem, jak również to, że główną rolę w nich odgrywają kobiety.   W przypadku "Śniadania....." jest to pełna młodzieńczego wdzięku, który przyciąga do niej mężczyzn, Holly Golightly, a w "Harfie....." pełna ciepła i niezwykłej wrażliwości Dolly Talbo.
  W "Śniadaniu u Tiffany'ego" narratorem jest  młody pisarz,  który snuje opowieść o dziewczynie, jaką poznał wiele lat wcześniej, jesienią 1943 roku, gdy zamieszkał w tej samej co i ona  kamienicy w Nowym Jorku.  Wspomnienia te wywołuje spotkanie ze znajomym barmanem,  który  dzwoni do niego, by przekazać mu ważną wiadomość. Wiadomość ta, jak się pisarz domyśla,  ma dotyczyć dawno nie widzianej Holly, która zniknęła z jego życia w dość nieoczekiwanych okolicznościach. I tak faktycznie jest, i  powracają  wspomnienia o Holly, która mieszkała wraz z kotem na wciąż nie rozpakowanych walizkach a na swej skrzynce listowej miała kartonik z napisem "Panna Holiday Goligthly, w podróży". 


Czytaj dalej>>>>>

wtorek, 4 lutego 2014

A Dumas - "W 20 lat później"

 Tytuł oryginału – Vingt ans apres
Ilość stron –  399, 384
Wydawnictwo – ISKRY
Data Wydania – 1990
Przekład – Stefan Flukowski, Hanna Szumańska-Grossowa
Moja ocena 8/10


Już Epilog Trzech muszkieterów zapowiadał zmiany w życiu bohaterów. Dwadzieścia lat później tylko d’Artagnian nadal służy królowi (i przez ten czas nie udało mu się awansować); d'Herblay (Aramis), który będąc muszkieterem, zachowywał się jak duchowny, wstąpił do zakonu, teraz zachowuje się jak żołnierz; Pan du Vallon (Portos) zdążył nie tylko się ożenić, ale i owdowieć, obecnie zajmuje się procesami o ziemię, dodawaniem kolejnych tytułów do nazwiska i polowaniami; hrabia de la Fère (Atos) niespodziewanie znalazł spokój, wychowując syna. Kardynał Richelieu nie żyje, ale jego cień nadal unosi się nad Wersalem. Zastąpiła go gorsza kopia – Mazarin.
Spokój nie trwa długo, lud i szlachta burzą się przeciw kardynałowi, kardynał nie pozostaje dłużny. Ojczyzna i królowa (ach, żeby tylko jedna) potrzebują muszkieterów, muszkieterowie potrzebują siebie nawzajem. Czytelnika czekają kolejne spiski, knowania, bitwy i potyczki, a także rozrachunek z przeszłością, bo chociaż Milady została stracona, pojawia się jej syn – wydziedziczony i pałający żądzą zemsty.
Całość do przeczytania na moim blogu. Zapraszam serdecznie!

sobota, 1 lutego 2014

"Dwie drogi" Henryk Sienkiewicz

Ze wstydem przyznaję, że ja tu chyba zamieszczam najmniej recenzji  - w tym roku postanowiłam więc trochę bardziej się zmobilizować i na swoim blogu ogłosiłam "Rok z ..."
A teraz nadszedł czas na ujawnienie, co będzie się kryło pod tym tajemniczym hasłem. Otóż będzie to

rok z mniej znanymi utworami znanych twórców polskich

Plan na cały rok już mniej więcej ustalony, lektury wybrane, niektóre nazwiska z pewnością się powtórzą, sama jestem ciekawa, co mnie czeka - zgodnie z hasłem utworów tych nie znam ;)

Dziś przedstawiam to, co przeczytałam w styczniu. To utwór - nowela Henryka Sienkiewicza. Wydawałoby się, że znamy prawie wszystko, co wyszło spod jego pióra. To autor bardzo 'eksploatowany' przez szkoły, a także często 'przenoszony' na ekran. Ale  z ręką na sercu - kto zna "Dwie drogi"?

Nowela pierwszy raz opublikowana została w 1872 roku. I choć jest wzorem przedstawienia pozytywistycznych ideałów, zaskoczyło mnie, jak bardzo jest aktualna.

To historia dwóch dróg do serca kobiety, pięknej Fanny Bujnickiej - to w sensie 'dosłownym', ale też i historia dwóch dróg, jakimi można iść przez życie.

Jedna z nich to droga wybrana przez Jasia Złotopolskiego - arystokratę, które dnie spędza na przepuszczaniu rodzinnego majątku i 'nicnierobieniu' z podobnymi sobie przyjaciółmi, uważającemu, że wszystko mu się należy tak po prostu. Gdy okazuje się, że jego długi znacznie urosły - bez większego zawahania decyduje się sprzedać swoją ziemię na Mazurach niemieckim kolonistom.

Drugi z zalotników to Maciej Iwaszkiewicz, chłopak biedny, nie arystokrata, ale za to ambitny i dobry. Zostaje inżynierem, zaczyna pracować w jednej z fabryk i wprowadza tam wiele zmian i ulepszeń, które znacznie poprawiają bezpieczeństwo pracowników, a także zabezpiecza wdowy i sieroty. Dodatkowo doprowadza do tego, że w czasie, gdy w fabrykach zatrudniano niewielu Polaków, u niego pracują wyłącznie Polacy. Cierpliwością, wytrwałością i spójnością tego, co mówi i robi próbuje zdobyć serce dziewczyny.

Który sposób lepszy? Imponowanie bogactwem i myślenie o sobie czy skromność i dbanie o innych? Którego kawalera wybierze panna arystokratka? I jak postąpi rywal, bo to też jest bardzo ciekawe ;)

Muszę przyznać, że naprawdę świetnie się czytało "Dwie drogi". I tu, w takiej niewielkiej formie udało się Sienkiewiczowi wpleść swoje poczucie humoru, dowcip, które połączone są z niezłym zmysłem obserwacyjnym. Zwłaszcza świetne są sceny z Jasiem Złotopolskim i jego przyjacielem Misiem - cudownie przedstawieni :)

Zachęcam do odkrywania takich 'perełek' - zapewniam, że jest ich wiele i może się okazać, że nawet jeśli Wam się wydaje, że dobrze znacie jakiegoś autora - nieźle Was zaskoczy :)