poniedziałek, 26 września 2011

"Szkarłatne godło odwagi" Stephen Crane

Wydana w 1895 „The Red Badge of Courage” jest ponoć jedną z najważniejszych powieści w literaturze amerykańskiej i ja jak zwykle przeczytałam to dzieło dopiero teraz będąc już znękaną, znerwicowaną babą po studiach (anglistycznych). Ale może to i właśnie lepiej.

Książka jest dość krótka, w obojętnie jakich wydaniach rzadko kiedy ma więcej niż 200 stron. Przez te strony nie jest jednak tak łatwo przebrnąć. No ale zacznijmy od początku: Stephen Crane – pisarz, poeta i dziennikarz. Także korespondent wojenny. Zmarł na gruźlicę w wieku 28 lat (!) w roku 1900. Swoim pisarstwem wpisywał się w nurt naturalistyczny, czego „Godło” jest dość dobitną prezentacją.

Bohaterem powieści jest Henry Fleming, którego narrator nigdy nie nazywa po imieniu, a raczej protekcjonalnie - „the youth” („młodzieniec”, może dziś powiedzielibyśmy po prostu „młody”). Nasz „młody” jest na wojnie (secesyjnej, po stronie Północy), przynależy do 304-go regimentu. Zawsze marzył o pójściu na wojnę, romantyczne wyobrażenia o niej nigdy go nie opuszczały. Kiedy jednak dochodzi do pierwszej walki, Henry ucieka z pola bitwy, bo wydaje mu się, że jego strona i tak przegra...

Po pełną recenzję zapraszam na mojego bloga.

czwartek, 22 września 2011

"Śniehotowie" - J.I.Kraszewski


Ojciec Józefa Ignacego Kraszewskiego Jan, podobnie jak jego syn, musiał być postacią nietuzinkową. Był urodzonym gawędziarzem i domową kopalnią wszelkiej maści legend i historyjek, głównie z czasów ostatnich lat panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego. Skąd je przynosił ? Głównie z pracy - wymagała ona częstych wyjazdów w teren i rozmów z ludźmi. Kraszewski senior musiał sobie robić częste przerwy na kawę (bądź inne napoje) i wysłuchiwać niezliczonych opowieści.
Wiele z nich zostało wykorzystanyvh literacko przez jego syna. Przykladem jest opisywana już przeze mnie "Czercza Mogiła". Wydaje mi się, choć nie mam na to twardych dowodów, że historia "Śniehotów" pochodzi z tego samego źródła.
Opowiastka to obyczajowa, choć osadzona w czasach stanisławowskich. Traktuje o dwóch skłóconych braciach z rodu Śniehotów: starszym - Janie, lokalnym Sinobrodym, który pochowawszy dwie żony i kilkoro dzieci, sposobi się do kolejnego mariażu. Młodszy z braci - Andrzej, zniknął wiele lat wcześniej. Pewnego dnia w okolicy pojawia się tajemniczy nieznajomy, który kupuje jedną z lokalnych posiadłości. Pytania konkursowe, na które odpowiedź nie wymaga specjalnego wysiłku - kim jest ta zagadkowa postać?

Powieść nie jest jakaś specjalnie odkrywcza (choć jest tam pewna obyczajowa nowinka, mianowicie - rozwód). Do tego jeszcze kończy się dobrze, miłość zwycięża, cnota cierpliwości i pokory zostaje nagrodzona, i tak dalej. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego czytało mi się ją całkiem nieźle. Kwestia przyzwyczajenia do JIK-a , czy co?

środa, 21 września 2011

"Milion posagu" - J.I.Kraszewski


Maria ma 16 lat i jest córką kochanki ostatniego króla Polski. Po wyjeździe matki za granicę jest zmuszona (wraz ze swoją ciotką- Scholastyką), zamieszkać w zabitej dechami wioseczce położonej nad Bugiem, należącej do dalekiego krewnego.
Cała trójka zmaga się z niedostatkiem, a niejasne pochodzenie Marii staje się przyczyna wielu docinków i sąsiedzkich intryg. Jedyną przyjazną dusza w okolicy jest Seweryn - niebogaty, pracowity i świetnie wykształcony dzierżawca jednej z okolicznych majętności.
Sytuacja zmieni się o 180 stopni, gdy obie kobiety nagle odziedziczą milionowy spadek (okazuje się, że królewska kochanka potrafiła jednak zabezpieczyć swój byt).
Atrakcyjną panną na wydaniu staje się nagle nie tylko Maria, ale i Scholastyka: ponad 40 letnia singielka o ciętym języku i złośliwym poczuciu humoru.
Obydwie będą musiały stawić czoło prawdziwemu najazdowi łowców posagów: w różnym wieku (od 25 do 60 lat) i o różnym statusie majątkowym. Oblężenie przeżyje nie tylko Maria ale i Scholastyka...
" ... na czele pan Teodor! z nieoszacowana matką ! z lubym ojcem! Maryniu(...) roześmiejże się przynajmniej! (...) po wtóre, pan Fabian, który co chwila chce ci grać do tańca i komponuje dwa razy na dzień siurpryzy z flotrowersem (...). Kochanie, cenić ich nie umiesz. O poruczniku nie wspomnę, bo ten należy do mnie wyłącznie, wczoraj zachwycał się moją ręką. A Kulikowicz, a Haslingi! Mamy doprawdy czym się bawić." [1]
Pikanterii tej sytuacji dodaje fakt, że większość z tabunu kokurentów to niedawni prześladowcy obydwu pań. Któż nie chciałby się schylić po milion... albo dwa.
"Milion posagu" to komedia sąsiedzka o wyraźnie satyrycznym zacięciu. Spokojnie dałaby się przerobić na sztukę teatralną w stylu Fredry. Kraszewski bezlitośnie pastwi się nad swoimi bohaterami, wytyka im wady i słabostki. Jest też świetnym obserwtorem i mistrzem trafnej charakterystyki postaci. Książka jest z gatunku raczej rozrywkowych, jedyny morał, jaki z niej wypływa, to fakt, że pieniądz rządzi światem... przynajmniej do czasu:).
Sprężyną intrygi jest tu ciotka Scholastyka, bohaterka niby to pozytywna, ale dzięki swej energii i szczypcie złośliwości - ani trochę nie nudna. Dzięki czemu meandrów nudy unika też "Milion posagu".
Polecam na długie zimowe wieczory:).

[1] J.I. Kraszewski, Milion posagu, Kraków 1976, s 162.

niedziela, 18 września 2011

Literatura belle èpoque: Colette – „Klaudyna w Paryżu”


Klaudyna razem ze swoim ojcem, Melanią i śnieżnobiałą Fanszetką przeprowadza się do Paryża. Dziewczyna nie może przystosować się do wielkomiejskiego gwaru, tłumów i upału, który w mieście staje się dla niej zupełnie inaczej odczuwalny niż na wsi. Brak jej świeżego powietrza, lasów i przestrzeni, dzięki której czuła się wolna.

Podróż, przyjazd, pierwsze dni na nowym miejscu, wszystko to gubi się we mgle rozpaczy. Zamieszkaliśmy przy ulicy Jacob, ubogiej i smutnej; okna wychodzą z obu stron na podwórze. Odrętwiała i zgnębiona patrzyłam, jak wnoszono jedna po drugiej paki z książkami, a potem meble, obce tu i nie na swoim miejscu, jak tatuś, podniecony i ruchliwy, przybijał półki, przesuwał biurko z jednego kąta w drugi i radował się na głos: „Do Sorbony dwa kroki, Towarzystwo Geograficzne tuż, Biblioteka Świętej Genowefy pod nosem!”.

Co dla ojca Klaudyny było szczęśliwym zrządzeniem losu, dla niej samej przybrało rozmiar dramatu. Nie mogąc przyzwyczaić się do nowej sytuacji, Klaudyna spędziła kilka miesięcy leżąc z gorączką w łóżku. Sytuacja ulega poprawie z chwilą, kiedy dziewczyna poznaje swojego dalekiego kuzyna Marcela oraz jego ojca Renauda. Delikatny Marcel okazuje się być bardzo zainteresowany dawnym, szkolnym związkiem Klaudyny i Łusi. Paryskie towarzystwo jest zaintrygowane i udaje prawdziwe oburzenie zachowaniem Marcela, a w szczególności jego – wywołującym rumieńce na twarzach rodziny i znajomych – związkiem. On sam zwierza się Klaudynie ze swojej miłości do tajemniczego Charliego.
Pewnego dnia podczas spaceru, Klaudyna spotyka Łusię. Zaczynają odżywać wspomnienia szkolnych lat. I nagle wszystko pomału znowu zaczyna się komplikować. O ile uroki Paryża nie stanowią same w sobie wielkiej atrakcji dla Klaudyny, o tyle odkrywane ich razem z ojcem Marcela, zaczyna przybierać dla dziewczyny zupełnie inny wymiar. Miasto zaczyna być widziane z innej perspektywy i w innym niż dotychczas świetle. Klaudyna zakochuje się w Renaudzie.

Colette, w drugim tomie przygód Klaudyny, znowu zaskakuje czytelników początku XX wieku. Oprócz śmiałych opisów i głośno wyrażanych przez bohaterkę uczuć i emocji, język prozy Colette nadal pozostaje doskonały pod względem swojej ironiczności, lekkości i błyskotliwego dowcipu. Klaudyna w Paryżu oprócz obrazu niegrzecznej bohaterki przynosi chwile refleksji nad latami dzieciństwa, w których Klaudyna upatruje źródło szczęścia i ostoję chroniącą przed zgiełkiem wielkiego świata. Motyw domu, tak dobrze znany nie tylko literaturze francuskiej, będzie miał swoje rozwinięcie w kolejnym tomie przygód Klaudyny. Przede wszystkim jednak osoba bohaterki skupia całą uwagę czytelników. Pomimo paryskiego upału i braku wiejskich przestrzeni, Klaudyna nadal pozostaje kobietą wolną. Nawet kiedy traci poczucie swojej wolności, autorka, która ją stworzyła, w inny sposób przypomina czytelnikowi o jej niezależności… i ucieczce z portretu eleganckiej damy z początku wieku.

Zapraszam do odwiedzin mojego bloga Books&mirrors

sobota, 17 września 2011

Pokój z Widokiem - Edward Morgan Forster

Wydana w 1908 roku ciepła i pełna humoru opowieść o miłości dwojga młodych ludzi, zarazem ironiczne spojrzenie na rodzący się ruch turystyczny, który nastał na początku ubiegłego wieku. Modne wówczas stało się zwiedzanie kontynentu - koniecznie z przewodnikiem Baedekera w ręku - (Anglicy i Amerykanie zwiedzali pozostałości świata antycznego, Niemcy jeździli do wód, a Polacy mieli swoje nowo odkryte Zakopane) oraz wycieczki rowerowe. O turystach pisywał między innymi Henry James, jednak w żadnym z jego opowiadań nie ma tyle humoru i żywiołowości. W tym czasie również Jerome pisze swoich przezabawnych Trzech panów.
Fabuła przedstawia się następująco: początek XX wieku, Lucy Honeychurch wraz z ciotką podróżują po Florencji. Jak większość turystów tamtego okresu, zatrzymują się w pensjonacie, gdzie zawiązują znajomość z nieco ekscentrycznymi panami Emerson, ojcem i synem. Na skutek pewnego wypadku (sic!) Lucy i Georg Emerson zakochują się w sobie bez pamięci. Ale Lucy ma narzeczonego. Chociaż „dla czytelnika jest dość oczywiste, że Lucy kocha młodego Emersona”, sama przed sobą nie umie tego przyznać, z czego wynikną same kłopoty.
Lucy ma jednak aspiracje działać przeciw konwenansom i oczekiwaniom wobec kobiet epoki edwardiańskiej. Co prawda miały one większe prawa (choć Forster podkpiwa z sufrażystek) niż kobiety wiktoriańskie, to do wyboru miały małżeństwo i podporządkowanie mężowi (choć już mogło się mówić o małżeństwach z miłości), bądź zdziwaczenie w staropanieństwie.
Druga część opowieść przenosi nas do rodzinnej miejscowości panny Honeychurch. Towarzystwo pozostaje to samo, ale sceneria zmienia się na sielską an(g)ielską wieś z jej małymi przytulnymi cottages i popołudniowymi herbatkami. Tu ujawnia się kontrast między bezpretensjonalnym ale skrytym romantykiem, George'em oraz „oficjalnym” narzeczonym Lucy - Cecilem, pozerem, malkontentem i snobem.
Subtelny angielski humor ocierający się gdzieniegdzie lekko o farsę, sensu stricte farsą nie będąc, klimatem przypomina shakespeare'owskie Wiele hałasu o nic.
Trudno uwierzyć, że książka ma ponad sto temu. Napisana jest specyficznym językiem wczesnego modernizmu (Virginia Woolf przyjaźniła się z autorem zachęcając go do pisania), przez co nie każdy może przez nią przebrnąć. Ale jeśli tylko skusicie się podążać tropem romantycznej miłości i wartkich dialogów, na pewno będziecie zadowoleni z lektury (szczególnie emocjonujący jest rozdział XV Dramat domowy - gryzłam kołdrę z nerwów!)
Na pewno sięgnę po Domostwo Pani Wilcox (Howards End) i inne książki tego autora. Mam ochotę również odświeżyć sobie filmy Jamesa Ivory'ego na podstawie prozy Forstera.
Polecam!
Źródło posta:
http://sprawydomowe.blogspot.com/

piątek, 9 września 2011

Pamiętniki Adama i Ewy

Pamiętniki Adama i Ewy to jednak lekka i zabawna opowieść. Tekst Marka Twaina niewiele ma wspólnego z biblijną historią; poza nawiązaniem do pobytu pierwszych rodziców w Rajskim Ogrodzie oraz wygania ich z tegoż Ogrodu.
Obok Adam i Ewa Albrecht Durer
Kiedy tylko zobaczyłam na półce audiobooków tę płytę natychmiast wiedziałam, że muszę ją przesłuchać. Pamiętam spektakl telewizyjny sprzed wielu, wielu lat ze wspaniałą rolą Krzysztofa Globisza (Adama) oraz ciekawą rolą Kasi Figury (Ewy). Byłam wówczas zachwycona przedstawieniem. Stwierdzenie Adama (Globisza), iż woli być razem z Ewą poza rajem, niż w raju bez Ewy zapadły mi w pamięć do dziś.
Audiobooka nagrało dwoje (nieznanych mi) aktorów Milena Lisiecka i Mariusz Siudziński (także lektor). Nagraniu mogę zarzucić to jedynie, że tak bardzo odbiega od zapamiętanej przeze interpretacji. Krzysztof Globisz jest jednym z moich ulubionych aktorów. Jako Adam był rewelacyjny. Ostatnio miałam okazję podziwiać go we wspaniałej komedii „Zakochany Anioł” i „Anioł w Krakowie”.
„Pamiętniki Adama i Ewy” to raczej próba spojrzenia na kobietę i mężczyznę i na wzajemne pomiędzy nimi relacje. Obraz tych dwojga oparty jest na stereotypowym poglądzie na temat kobiet i mężczyzn. Adam jest racjonalnym egoistą, przekonanym o swej wyższości intelektualnej, leniem, którego głównym zajęciem jest nadzorowanie pracy „tego stworzenia z długimi włosami, które wylewa wodę oczami”. Jest zresztą tym zajęciem bardzo zmęczony. Jednak mimo swego lenistwa, to on buduje dom, a jego racjonalizm bywa przydatny. Stereotyp, ale jaki prawdziwy.

Ewa jest wrażliwa, inteligentna, zachwyca się każdym kwiatkiem, krzaczkiem, drzewkiem i „gada jak najęta”. Do tego jest próżna, co usprawiedliwia swoim umiłowaniem piękna. To ona zajmuje się małym stworzeniem (synem), którego pochodzenie oraz określenie przynależności do odpowiedniego gatunku zajmuje Adamowi kilka lat.

więcej u guciamal

wtorek, 6 września 2011

"Ulana"- J.I. Kraszewski

<
Ulana Honczarowa miała wyjątkowego pecha w życiu. Nie dlatego, że uwikłała się w romans z dziedzicem - wiejska społeczność nie takie rzeczy toleruje, jeśli musi. Także nie z powodu zazdrosnego męża, który zareagował na całą sytuację ze skumulowaną energią kilku zazdrosnych mężów razem wziętych.
Pech Ulany polegał na tym, że się zakochała...
Opowieść o miłości niemożliwej mogłabym spuentować co najwyżej linkiem do pewnej piosenki grupy Die Ärzte (klip tu, tekst tu), gdyby nie pewna rozmowa (pierwsza rozmowa Ulany i jej loverboya):

"-A zwitki ty?- spytał Tadeusz. - Z seła. - Z Ozera?..."[1]

Akcja większości dotychczas przez mnie przeczytanych książek JIK-a rozgrywa się (przynajmniej częściowo) na kresach. Jedynym wyjątkiem jest tu Stara Baśń, tu żadnym sposobem nie dało się wprowadzić do akcji choćby kilku Poleszuków bądź Wołyniaków. Wszystkie poprzednie książki traktowały jednak o ludziach z warstwy średniej czy wyższej, mimo rusińskich korzeni zazwyczaj od pokoleń spolonizowanych i odcinających się od ludu. Odrębność tych terenów wypływała na powierzchnię rzadko, np. w "U babuni" jeden z bohaterów stwierdza, że jedzie "do Lachów" - miał na myśli sandomierszczyznę. Mimo jednak tej odrębności- kresy były cześcią Polski, być może najważniejszą dla określenia jej unikalności. Porównując świat JIK-a i dzisiejszy, fakt, że zniknęły nie tylko z mapy, ale ze świadomości Polaków, wygląda na amputację.
Mamy jednak drugą stronę tego obrazu. Polskie (bądź spolonizowane) były tylko warstwy "trzymające władzę", u ludu wprawdzie jeszcze w momencie pisania książki (1842), jeszcze nie zaczęła się kształtować odrębna świadomość narodowa (w tym przypadku ukraińska, Polesie, gdzie rozgrywa się akcja książki, leży w tym momencie na pograniczu Ukrainy i Białorusi).
"Ulanę", właśnie dlatego, że próbuje pokazać pełniejszy obraz społeczeństwa i zwraca uwagę na specyfikę kulturową, zaliczyłabym do nurtu powieści kresowej (obok "Nad Niemnem" i "Zasypie wszystko, zawieje"). Nie wiem, czy sięgnę po raz kolejny po kolejną powieść ludową Kraszewskiego. Na pewno jednak "Ulana" zaostrzyła mój apetyt na kolejna literacką podróż na kresy. Choćby na Polesie. Spójrzcie jak tam pięknie....

P.S. Wszelkie literackie polecanki na w/w temat mile widziane:).


[1] J.I. Kraszewski - Ulana, Warszawa 1985


"Historia o Janaszu Korczaku i pięknej miecznikównie" - J.I. Kraszewski


Moja trzyletnia córka czasem wpada w szpony nudy. Informuje wówczas każdego, kto znajdzie się w zasięgu głosu "Już nie chcę tego robić, wolę robić COŚ ZUPEŁNIE INNEGO". Zresztą, nie oszukujmy się, niedaleko padło jabłko od jabłoni. Stając przed półką książek stwierdzam często: "Wcale nie chcę tego czytać, wolę COŚ ZUPEŁNIE INNEGO".
To zapotrzebowanie na zmiany całkiem nieźle zaspokaja proza Kraszewskiego. Pod dwoma warunkami- należy być początkującym czytelnikiem (ostatecznie kilka przeczytanych książek to prawie nic) i nie czytać cyklami. Jeśli dodatkowo postawimy na dobór losowy, możemy spodziewać się pełnej różnorodności. A i sama treść może kryć zaskakujące niespodzianki.
"Historia o Janaszu Korczaku i o pięknej miecznikównie" to komedia romantyczna z elementami przygodowymi z ... czasów Sobieskiego. O tym gatunku wiemy prawie wszystko. Katowane są nim (w formie kinowej), kolejne pokolenia facetów na pierwszych randkach. Niezbędne składniki romantycznego dania w wersji współczesnej to: impreza, była dziewczyna/facet, brak zasięgu, zagubione maile, wyliniały york i Meg Ryan. Porównajmy to z wersją barokową, tu pomocne są ingrediencje takie jak; tatarski najazd, niewola turecka, ponure zamczysko na Podolu, alternatywny absztyfikant, wujek kauzyperda i ucięta głowa. ami oceńcie, który zestaw oferuje większe możliwości:). A to jeszcze nie koniec atrakcji zaserwowanych przez kreatywnego JIK-a.
Zaczynałam czytać historię miłości Jadzi- bogatej miecznikówny, i ubogiego sieroty Janasza z nastawieniem - eeee, to nie dla mnie. Kończyłam nie mogąc się oderwać. Jedyne drobne zastrzeżenie- do zbyt kryształowych charakterów pary protagonistów, schowam chwilowo do kieszeni. W tym natłoku przygód nie ma szans, żeby zauważyć, że tak naprawdę są nudziarzami.
Polecam tym, którzy mają ochotę na COŚ ZUPEŁNIE INNEGO:).

"Noc majowa" - J.I. Kraszewski


Kolejna książka Kraszewskiego wygląda na wariację na temat wiernej Penelopy i powracającego Odyseusza. Tyle, że jest to przypadek niejako odwrotny. Zesłanego na Sybir Karola, uczestnika powstania listopadowego, czekała w domu kilka niemiłych niespodzianek, z których najmniej dotkliwą był jego własny portret na ścianie przepasany żałobnym kirem...
Jak poradzi sobie Karol (i inni bohaterowie) z trudną sytuacją, w jakiej znaleźli przez zawirowania historii?
To opowieść naznaczona cierpieniem i raczej smutna. W końcowych partiach ma nieść nadzieję, ale skoro to nadzieja w sumie... pośmiertna, to trudno, aby czytelnik odłożył książkę pokrzepiony. Jak dla mnie - ta książka to antyromans. Gdyby nie miłość bohaterów (Karola i jego żony), ich losy potoczyłyby się pewnie inaczej, a na pewno mniej by cierpieli. Gdyby nie miłość do dziecka , również Karol dokonywałby innych wyborów.
A z drugiej strony - czy ich życie byłoby wówczas coś warte?

Ech - kolejny tytuł Kraszewskiego, i po raz kolejny COŚ ZUPEŁNIE INNEGO.

poniedziałek, 5 września 2011

"Sonata Kreutzerowska" Lew Tołstoj


Skrzypce delikatnie przewodzą, dołącza się fortepian, gra szarpana, melancholijna, za chwilę gwałtowna, pełna pasji, gniewu, słodka, a za moment nienawistna. Sonata Kreutzerowska Beethovena...

Taka sama jest ta książka - odwzorowuje pełnie emocje targające człowiekiem w trakcie słuchania Sonaty Beethovena. Na poczatku delikatnie, jakby z niedowierzaniem, potem lekka gorycz przeplatana słodyczą, następnie znużenie, złość, nienawiść, zdziwienie, niedowierzanie, szaleństwo!

Sonata Tołstoja to melodia kół pociągu. Taka muzyka gra w tle opowieści, która snuje się całą noc w jednym z przedziałów pociągu w Rosji. Dwóch mężczyzn, który przypadek umieścił w jednym wagonie, rozmawia. Chociaż czy to można nazwać rozmową? To raczej spowiedź jednego z nich...

Pozdnyszew w osobie przypadkowego nieznajomego znalazł spowiednika, a czerń nocy i anonimowość pociągu skusiły go do wyznania swych win. Win człowieka - można się chyba na takie określenie ośmielić - szalonego. Opowiada o swojej młodości, młodości chłopca bogatego, pochodzącego z tzw. dobrej rodziny. Chłopca, żyjącego w środowisku, w którym młodych mężczyzn uczy się, że seks służy zdrowiu i rozwojowi, dlatego już w bardzo młodym wieku lądują w burdelach, gdzie na samym początku rozwoju swej seksualności tracą szacunek do płci żeńskiej. Służy przecież ona tylko do jednego - do zaspokajania wszelkich męskich zachcianek. Ale jednocześnie wmawia się młodym, że to dobre, że od tego są kobiety. W tym samym czasie dziewczęta mają być czyste, niewinne, nieświadome. I trafiają na siebie potem rozpustnik z syfilisem i młodziutka panienka. Jak z tego może nie być tragedii?

Bohater opowiada o znalezieniu żony, o miesiącu miodowym, o szoku, jakim było dla niego małżeństwo i to, że raczej złości go żona, a wręcz jest mu nienawistna, niż kochana przez niego. I tak toczy się gra - małżeństwo dla konwenansów, niezrozumienie, nagromadzenie złości, narodziny kolejnych dzieci, wizyty gości... Aż pewnego dnia poznają skrzypka, którego Pozdnyszew zaprasza do duetu z jego żoną. A to znowu wzbudza jego szaloną zazdrość, podejrzewa, że jest zdradzany. I tak nakręca się koło nienawiści, które prowadzi aż do tragicznego końca...

Ach, cóż to za duszna i mroczna książka! Można ją zapewne traktować na wiele sposobów - sonatę o nienawiści do kobiet, tekst o upadku mężczyzn, rozważania o upadku całych społeczeństw, moralitet. Wszystko zależy przez kogo będzie czytana. Ja widzę ją jako bardzo gorzkie rozważania o ludzkości, o tym, co nami powoduje, o naszych pragnieniach i niemożności życia razem. Oczywiście, można Pozdnyszewa widzieć tylko i jedynie jako wariata, jednak trudno zaprzeczyć temu, że przez niektóre z jego stwierdzeń przebija coś prawdziwego. Gorzka pastylka człowieczeństwa.

Do tej pory z dzieł autora znałam tylko "Annę Kareninę". I tamta powieść podoba mi się o wiele bardziej, jest to cudeńko i majstersztyk. W porównaniu z "Anną Kareniną" ta książka jest o wiele bardziej mroczna i gorzka, można wręcz rzec - przepełniona szaleństwem. Ale warta poznania!

Polecam wszystkim miłośnikom tego autora, osobom pragnącym zapoznać się z rosyjską klasyką oraz tym, którzy lubią badań mroczne zakątki ludzkiego umysłu.

PS. A na koniec posłuchajcie utworu Beethovena - TUTAJ. Chciałam wkleić filmik, ale nie mam pojęcia jak to się robi.

Edith Wharton, Wiek niewinności.

W tym przypadku pierwszeństwo miał film Martina Scorsese, który widziałam parokrotnie, acz ostatni raz wiele miesięcy temu. Dopiero teraz nadszedł czas na książkę. Akcja powieści toczy się w latach 70. XIX wieku głownie w Nowym Jorku. Środowisko wyższych sfer jest zbulwersowane powrotem z Europy hrabiny Ellen Olenskiej, która uciekła od swojego męża tyrana. Wolność kobiet była jednak nie mile widziana, a takie postawy uważane za skandaliczne. Ellen należy jednak do rodziny Wellandów, z której pochodziła również narzeczona młodego prawnika Newlanda Archera, niewinna May.


cdn na blogu SŁOWEM MALOWANE

Edith Wharton, Wiek niewinności, wydawnictwo Prószyński i S-ka, przełożyła Anna Bańkowska, Warszawa 2010, stron 352.

niedziela, 4 września 2011

Pierwsze podsumowanie - rok za nami!

Tak, tak, kochani - czas leci i pierwszy rok wyzwania już za nami.

Oficjalny start miał miejsce 28 sierpnia 2010 r. , a pierwsza recenzja - "Do latarni morskiej"" V. Woolf autorstwa Ultramaryny - ukazała się 5 września.

W wyzwaniu udział bierze 55 uczestników, do tej pory recenzje umieściło 29 osób.
Najwięcej, bo aż 37 (!) recenzji zamieściła Guciamal, która dołączyła do nas dużo później, ale jak widać wdarła się przebojem :)))
Kolejne miejsca na podium to Iza (19 recenzji) i Bsmietanka (16 recenzji). A dalej mamy Joannę (10), Ktryę (9), Montgomerry (8), Maioofkę (6), trzy osoby z 4 recenzjami: Anek7, Paideię i Ultramarynę, po 3 recenzje napisały: Bujaczek, Maniaczytania, Mrsantares, Nutta, pani Katarzyna i Zaczytana-w-chmurach, po 2 recenzje na koncie mają: Balbina64, Caitri, Dragomiroff i Katarzyna, a po 1 - Agata Adelajda (która dołączyła w ubiegłym tygodniu), Dominika Anna, Futbolowa, Makneta, Prowincjonalna nauczycielka, Vampire_Slayer, Visell, Wiolinka i Zosik.
Bardzo Wam wszystkim dziękuję i proszę o więcej!

A teraz jeśli chodzi o same recenzje - napisaliśmy ich w sumie 152, dotyczyły one 69 autorów. Najpopularniejszym z nich jest Józef Ignacy Kraszewski (13 recenzji), tuż za nim Jane Austen (11) i William Szekspir (9). Dalej jest Honoriusz Balzac (7), Lew Tołstoj (6), Aleksander Dumas ojciec (5), Aleksander Dumas syn (4) i Jerome K. Jerome (4).

Cztery recenzje Aleksandra Dumasa syna sprawiły, że najpopularniejszą książką była "Dama kameliowa".

Jeśli chodzi o statystyki, to całego bloga wyświetlono 20 668 razy, co daje średnią ok. 50 wejść dziennie. A teraz mała niespodzianka - stroną, z której mamy najwięcej wejść - 181 - jest blog Groszki i róże.

Trzy najpopularniejsze recenzje (w pierwszej piątce najpopularniejszych postów są jeszcze Zasady wyzwania i Lista lektur) to:
1. Nędznicy W. Hugo - autor Guciamal - 187 wyświetleń
2. Tajfun i inne opowiadania J. Conrad - autor Ktrya - 156 wyświetleń
3. Kobieta trzydziestoletnia H. Balzac - autor Guciamal - 111 wyświetleń

Napiszcie, co o tym sądzicie? Spodziewaliście się takich wyników? Ja, szczerze mówiąc, aż takiej popularności klasyki zupełnie nie oczekiwałam - jest mi więc niezmiernie miło!


Na koniec jeszcze raz Wam dziękuję za ten piękny rok! I mam nadzieję i apetyt na więcej!
To jak - bijemy rekord? :)))

czwartek, 1 września 2011

Wszystko dla pań Emil Zola

Koniec XIX wieku. Paryż jest w trakcie wielkich przemian. Baron Haussmann- prefekt Paryża wyburza średniowieczną zabudowę i dokonuje przebudowy paru dzielnic miasta. Wąskie uliczki ustępują miejsca szerokim alejom, powstają nowe parki, place, bulwary, trwa budowa Opery Garnier. Powstają pierwsze wielkie magazyny handlowe takie, jak „Le Bon Marche” i „Le Louvre”. Magazyny zajmują olbrzymią powierzchnię, mieszczą się na kilku piętrach obszernych kamienic, posiadają bogato udekorowane witryny i ogromne ilości towarów. Różnorodność i bogactwo asortymentu kusi klientki zaskoczone nowatorstwem, oszołomione reklamą, zbałamucone wyprzedażami i obniżkami cen oraz systemem zwrotów. To jedno oblicze Paryża.
Jest i drugie. Obok przestrzennej zabudowy, obok wielkich bulwarów spacerowych, obok nowoczesnych magazynów handlowych istnieją wąskie, ciemne uliczki, gdzie w wilgotnych, zapleśniałych, nadgryzionych zębem czasu małych klitkach walczą o przetrwanie drobni kupcy. Istnieje spora liczba małych przedsiębiorców, którzy nie chcąc poddać się nurtowi przemian podejmują nierówną walką z „nowym”. Ulegają złudnemu przeświadczeniu, iż wystarczy zachować godność, aby zwyciężyć panoszącego się kolosa.

W takim momencie do Paryża przyjeżdża z prowincji osierocona Denise Baudu mająca pod opieką dwójkę młodszych braci. Denise miała nadzieję znaleźć zatrudnienie panny sklepowej u prowadzącego mały sklepik z materiałami wuja, jednak w wyniku trudności, z jakimi boryka się kupiec dziewczyna zatrudnia się w nowo tworzonym magazynie „Wszystko dla pań”. Piękny dom towarowy, który oglądany zza szyb sklepowych wydawał się dziewczynie wymarzonym miejscem zatrudnienia okazuje się ciężką szkołą życia. Zatrudnieni w sklepie pracownicy nie mając żadnych gwarancji zatrudnienia i musząc liczyć się z ewentualnością utraty pracy z dnia na dzień stale ze sobą rywalizują. Wprowadzony przez właściciela system prowizji od sprzedaży powoduje jeszcze większe konflikty, podkradanie sobie klientek, donosy na kolegów.
Więcej u guciamal