sobota, 28 września 2013

Wiktoria - Knut Hamsun.

  
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Mimo , iż książeczka   nosi tytuł " Wiktoria"  , jej głównym bohaterem  jest Janek, syn młynarza , który od dzieciństwa wychowywał się w cieniu sąsiadującego z młynem dworu i jego mieszkańców , a w tym swoich  prawie rówieśników , Wiktorii i jej brata.

Janek samotny jako dziecko a przy tym obdarzony niezwykle wrażliwą naturą  i wyobraźnią  żył w dużej symbiozie z otaczającą go przyrodą doskonale odnajdując się w każdej z pór roku, prowadząc bogate życie wewnętrzne i wymyślając sobie zabawy.

Obiektem jego uczuć od najmłodszych lat była dziewczynka z dworu , Wiktoria , a i ta podzielała jego uczucia  lecz obydwoje posiadali dumne charaktery, które sprawiały, że trudno im było w kwestii miłości się porozumieć i chociaż sobie ją wyznali wciąż byli jej niepewni  a głównie nie był jej pewien Janek, gdyż niejednoznaczne zachowanie Wiktorii różnie sobie interpretował.
 
 
Czytaj więcej na moim blogu.


poniedziałek, 23 września 2013

Dom na wzgórzu - Erskine Caldwell.

     Erskine Caldwell, zmarły w 1987 roku pisarz i publicysta amerykański, jako syn pastora często towarzyszył swemu ojcu w licznych wędrówkach po południowych stanach USA, co pozwoliło mu poznać dobrze życie  tego regionu. Tę znajomość Południa  Ameryki wykorzystał w swoich utworach. Caldwell  odznaczał  się dużą wrażliwością na krzywdę społeczną i dyskryminację rasową, z którą przyszło się mu tam zetknąć, co przebija z jego książek.Do takich właśnie należy przeczytany  przeze mnie "Dom na wzgórzu".

        Niewolnictwo zostało zniesione. Murzyni są wolnymi ludźmi, ale na Południu nadal traktowani są jak niewolnicy i jak niewolnicy pracują  u byłych panów bez  wynagrodzenia, i bez możliwości odejścia, gdyż  w razie opuszczenia farmy prawo postępuje  z nimi jak ze zbiegami. To oni utrzymują w dalszym ciągu swą ciężką pracą,  mające okres swojej świetności już za sobą,  podupadłe farmy zdegenerowanych właścicieli, takich jak właściciel domu na wzgórzu, Grady Dunbar. Bohaterami tej niewielkiej książeczki, opowiadającej o dramacie zubożałego i ulegającego degrengoladzie rodu Dunbarów,  nie są jednak pracujący tu Murzyni. Bohaterka książki jest Lucjana, żona Gradye'go, który po ślubie okazał się być kanalią i utracjuszem, doprowadzającym odziedziczoną po ojcu posiadłość do ruiny pijaństwem i grą w karty.
Lucjana kochając męża, mimo jego oziębłości i jawnie okazywanej z jego strony niechęci do jakichkolwiek  kontaktów z nią, znienawidzona przez teściową, zrozpaczona, żyje w ciągłej iluzji, że ten się zmieni i zacznie ją traktować jak żonę, podejmując z nią współżycie.Grady jednakże staje się wobec niej coraz bardziej okrutny czego młoda żona, bo jest nią dopiero od roku nie może zrozumieć, gdyż przed ślubem  wydawał się być zakochany i okazywał jej względy.

Czytaj więcej na moim blogu.

W poszukiwaniu straconego czasu - Tom I (W stronę Swanna) Marcel Proust


Tom I cyklu W poszukiwaniu straconego czasu Marcela Prousta -W stronę Swanna
Niedługo (3 października) mina trzy lata od chwili, kiedy zdecydowałam się zacząć moim pisaniem dzielić i założyłam bloga; od tej chwili prowadziłam go wytrwale i bez przerwy. Choroby, nawał pracy, czy wakacje nie stanowiły powodu dla zrobienia sobie odpoczynku od pisania, czytania wpisów, komentowania. No, bo jak robić sobie przerwę, od tego, co powoli wsysało mnie w swą wirtualną przestrzeń, oblepiało swymi mackami, wciągało jak narkotyk, dawało mnóstwo radości i dodawało kopa w chwilach zwątpienia. Miły komentarz, ciepłe słówko, mail od blogowej braci wystarczył, aby na chwilę zapomnieć o codzienności i szarzyźnie życia.
Aż nastąpiło zmęczenie materiału, przegrzanie styków, niedosyt życia rzeczywistego, realnego, namacalnego i poszukiwanie „straconego czasu”. Mam na myśli nie tyle czas stracony w potocznym sensie tego słowa, (czyli, taki, który można było wykorzystać lepiej i pełniej), a raczej czas „utracony”, czyli taki, który minął i nie wróci. Przez ten ponad miesiąc nieobecności w blogosferze poszukiwałam czasu, tego, który mija bezpowrotnie oraz próbowałam zatrzymać ten, który trwa i który trzeba wyciskać, jak cytrynę i ten, który leniwie przepływa przez palce, snuje się, a my wraz z nim, bez poczucia obowiązku, bez utraty i bez straty, a czasami bez myśli.
W ten czas poszukiwań lektura I tomu cyklu W poszukiwaniu straconego czasu wpisała się idealnie, a mój ukochany pisarz (Hugo) zyskał bardzo groźnego konkurenta w osobie Marcela Prousta. Nie pamiętam, czy użyłam kiedyś na blogu określenia arcydzieło, a jeśli nawet, to na pewno nie zdarza się to często. W poszukiwaniu straconego czasu - tom pierwszy (a mam niezachwiane przekonanie, że i następne) to moim zdaniem absolutne ARCYDZIEŁO. Książka, która zawiera wszystkie inne książki w sobie, to dla mnie Biblia literatury. Książka, której nie czytałam, a którą smakowałam i którą się delektowałam. Lektura, którą sobie dawkowałam ciesząc się nie tylko z ilości przeczytanych stron, ale także z ilości stron, jakie pozostawały do przeczytania.
I myślę sobie, że jakakolwiek próba opisania wrażeń spali na panewce, bowiem ubóstwo językowe autorki bloga (tudzież brak jakichkolwiek talentów literackich) uniemożliwią przedstawienie choćby niewielkiej cząstki bogactwa wrażeń wyniesionych z lektury. Obawa pisania o książce, o której pisało tak wielu, tak wielkich ustępuje jednak przekonaniu, iż nie podzielenie się wrażeniami byłoby grzechem zaniechania. W poszukiwaniu straconego czasu to książka, o której niemal wszyscy słyszeli, a którą, jak wnoszę z osobistych obserwacji-niewielu czytało, odstrasza z powodu objętości (i jak tu znaleźć czas na szukanie straconego czasu) i z powodu stylu Prousta.
Jej lektura wymaga czasu i skupienia, a początkową trudność (przebrnięcie przez kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt stron) wynagradza z nawiązką zanurzenie się w jej głębi. Tak jak przed podróżą, im więcej damy z siebie odwiedzanym miejscom, tym więcej one nam oddadzą, tak też im więcej damy z siebie powieści (czasu, skupienia, uwagi), tym większe będą nasze doznania, silniejsze przeżycia, większa przyjemność. Jest to książka, którą można otworzyć na dowolnej stronie i za każdym razem trafi się na myśli ważne, słowa piękne, treści istotne. Niemal każde zdanie można odczytać na wiele sposobów. Kiedy czytelnik przebrnie przez pierwsze strony, kiedy się w nich rozsmakuje, lektura wydaje się szalenie prosta. Trudność stylu Prousta nie polega na stosowaniu metafor, na drobiazgowym opisywaniu miejsc, a raczej na chęci wypowiedzenia się do końca i dogłębnie. Jak pisze Boy w przedmowie „styl Prousta-, który uwielbiam-bywa nierówny. Wynika to z bogactw i subtelności jego myśli, skomprymowanej niekiedy jak pastylka, a także ze sposobu jego pracy, z nieustannych poprawek na rękopisie, na korekcie (księgarz wydzierał mu w końcu korektę i sam podpisywał ją do druku!) rozsadzających nieraz zdanie aż do pojemności przekraczającej wytrzymałość przeciętnego czytelnika.” Ale nie należy się przerażać, od czego mamy genialnego tłumacza, jakim jest Boy-Żeleński, który nieco, jak pisze skorygował to, czego czytelnik mógłby nie strawić. „Często - przyznaję się do tego - wypadało łamać zdanie i składać je na nowo; często-aby osiągnąć większą przejrzystość-trzeba je było dzielić na części [..] Nie sądzę, abym był przez to w niezgodzie z intencjami Prousta, który wielokrotnie w korespondencji swojej wyraża gorączkowe pragnienie, aby być czytanym - i to nie przez szczuplejszy krąg wyrafinowanych intelektualistów, ale przez szeroką publiczność. I wciąż w tej pracy słyszałem wewnętrzną muzykę myśli Prousta i tę starałem się zachować i oddać.”
Gdybym miała napisać jednym zdaniem, co jest treścią - istotą tej książki napisałabym, że jest to realizacja najstarszego i najbardziej nieuchwytnego z ludzkich marzeń – zatrzymania czasu i mentalny powrót w lata minione. Składająca się z dwóch zasadniczych części powieść stanowi o tym, co dla pisarza najważniejsze, co było istotą jego egzystencji (jakże ubogiej i ograniczonej - autor z powodu choroby skazany był na tkwienie niemal całe życie w jednym miejscu) - o uczuciach i o sztuce.
W pierwszej części Combray bohater, (w którym odnaleźć można cechy pisarza) wraca wspomnieniami w lata dzieciństwa i młodości. Wspomina, a jego wspomnienia są tak żywe, że bez trudu przenosimy się w świat dzieciństwa bohatera, odbywamy wspólne spacery, poznajemy krewnych i znajomych, odnajdujemy czas utracony, (bo ja będę się upierać, że ten czas nie był/ nie jest straconym), spowalniamy a myśli krążąc wraz z bohaterem w Combray uciekają także do miejsc naszego dzieciństwa, młodości, przeszłości.
Kiedy bohater pisze o jednej z lektur…
Sposób opowiadania, starający się przede wszystkim budzić ciekawość lub wzruszenie, pewne zwroty rodzące niepokój i melancholię, wszystko to, w czym wykształcony czytelnik poznaje wspólny kapitał wielu powieści, wydawało mi się – mnie, który uważałem nową książkę nie za jedną z wielu podobnych, ale coś jedynego, mającego rację istnienia tylko w niej samej*
odnajdujemy w jego myśli własne refleksje.

Kiedy pisze o smaku magdalenki to natychmiast chciałoby się skosztować owego krótkiego i pulchnego ciasteczka, wyglądającego, jak „odlane w prążkowej skorupie muszli”.
Z chęcią przytoczyłabym cały stronicowy opis, ale obawiam się, że wpis zamieniłbym się w kolejny tom proustowskiego poszukiwania straconego czasu.
W części drugiej poznajemy historię miłości Swanna. Wydawać by się mogło, iż na temat uczuć napisano już wszystko, że nic banalniejszego ponad historię miłosną, tymczasem Proust opisując tę historię od strony wnętrza bohatera, jego rozterek, emocji, marzeń (od strony bardziej duchowej niż fizycznej); od przysłowiowego stąpania po śladach wybranki, poprzez chwile radości z krótkich tet-a-tet z Odettą, aż po uczucie zazdrości przenosi nas w zupełnie inny świat, świat odmaterializowany, świat zmysłów, świat przeżyć, świat sztuki.
Autor pisze prozą, a czyta się to jak piękną poezję. Bohater odbiera uczucia poprzez sztukę, a sztukę odbiera sercem, studiuje malarstwo Vermeera, dużo czyta, słucha muzyki. Dzięki wrażliwości na sztukę, jego uczucie do Odetty zyskuje niepowtarzalny, bardziej zmysłowy wymiar. Mocno wierzy w to, że gdyby nie miłość słuchane sonaty, czy oglądane obrazy nie ukazałyby mu się w całym swym bogactwie, że gdyby nie obecność, albo choćby istnienie wybranki muzyka nie brzmiałaby tak pięknie, obraz nie budziłby tylu emocji, a książka byłaby tylko zbiorem zapisanych kartek papieru. Jego przekonanie o silniejszym przeżywaniu świata dzięki wrażliwości na sztukę i na uczucia w pełni podzielam. A dla osoby, dla której życie bez muzyki nie byłoby życiem pełnym poniższe zdania brzmią jak najcudowniejsze dźwięki;
„Widząc twarz, Swanna, kiedy słuchał tej frazy, można by rzec, że chłonie on środek znieczulający, dający większą rozpiętość jego oddechowi. I rozkosz, jaką mu dawała muzyka- rozkosz przerodzona niebawem w prawdziwą potrzebę-podobna była istotnie w owych chwilach do przyjemności, jaką znalazłby doświadczając zapachów, wchodząc w styczność ze światem, którego dosięgamy tylko jednym zmysłem. Mimo, iż oczy Swanna subtelnie smakowały malarstwo, a umysł jego niemniej subtelnie obserwował obyczaje, i oczy jego i umysł jego nosiły niezatarty ślad oschłości życia. Otóż wielki spokój, tajemnicza odnowa przychodziły mu obecnie stąd, że czuł się przeobrażony w istotę obcą ludzkości, ślepą, pozbawioną logiki, niemal w jakieś bajkowe fantastyczne zwierzę, stworzenie pojmujące świat jedynie słuchem. I kiedy w małej frazie szukał sensu, do którego jego inteligencja nie mogła się wedrzeć, jakież szczególne upojenie znajdował w tym, aby swoją najwewnętrzniejszą duszę odrzeć ze wszystkich elementów rozumowania i wprowadzić ją, samą, w korytarz, w mroczny filtr dźwięku”. **
I tak jak wspomnienie magdalenki wywołuje w bohaterze smak i czas dzieciństwa, poczucie bezpieczeństwa, spokój, bezgraniczną radość, ekstazę wspomnień, tak powyższy fragment wywołuje w autorce tego wpisu cudowne wspomnienie, kiedy jej cała egzystencja na chwilę stopiła się z muzyką i kiedy nic poza nią na całym świecie nie istniało.
A ten wpis tyle mówi o lekturze, co maleńki okruch zamoczonej w łyżeczce herbaty magdalenki. Ale smakowanie należy od czegoś zacząć, dlaczego by nie od pierwszego kęsa.
* str. 54 Wydawnictwo Kolekcja gazety wyborczej
** str 219 tamże

niedziela, 22 września 2013

Tristan 1946 - Maria Kuncewiczowa.



 
                  Akcja 'Tristana 1946 " toczy się głównie w Wielkiej Brytanii gdzie osiadali polscy emigranci nie mający możliwości powrotu po wojnie do kraju.

   Michał, dziecko rodziców,  których nie łączyła miłość,   pozbawiony czułej miłości matczynej, którą traktował jak przyjaciółkę a nie jak matkę, pozostawiony przez nią w 1939 roku w Polsce, w której zaczęła się okupacja Niemiecka,  przeżywa w zasadzie samotnie traumę wojny, powstania warszawskiego, śmierć ojca i jego kochanki  a później obozu.
Wszystko to odbija się negatywnie na jego psychice a traumatyczne wspomnienia, od których nie może się wyzwolić oraz jego egocentryzm sprawiają, że mimo wydawałoby się wielkiego uczucia jakim obdarza Kathleen, nie jest w stanie w związku z nią trwać i opuszcza ją wyjeżdżając za ocean.  A wskutek nieporozumień , które stają się ich udziałem nie potrafią już do siebie wrócić. 
 
Czytaj więcej na moim blogu.

sobota, 21 września 2013

Greta Minde - Theodore Fontane.

Napisana w 1880 roku przez Theodora Fontane "Greta Minde" traktowana jest jako nowelka miłosna.
Pewno dlatego, że osią tej opowiastki jest faktycznie, mająca tragiczny finał, miłość łącząca główną bohaterkę, tytułową Gretę i  niewiele od niej starszego Valtina. Nowela ta ukazuje jednakże również  szeroko tło i przyczyny   miłosnego dramatu, który rozegrał się w Marchii Brandenburskiej w XVI w. po wprowadzeniu w tym kraju protestantyzmu. Mieszkająca w niewielkiej miejscowości Tangermünde nastoletnia Greta, gdy ją poznajemy jest półsierotą,  córką Jakuba Minde, miejscowego, bardzo szanowanego  radnego, z drugiego małżeństwa. Dorasta bez matki, którą, Hiszpankę z pochodzenia i katoliczkę zabiła tęsknota za południem, a być może i nietolerancja protestanckiego środowiska, w którym po zamążpójściu przyszło jej żyć. Greta niezbyt lubiana przez surową i purytańską bratową, ledwie tolerowana przez przyrodniego brata jedyną ostoję ma w kochającym ją ojcu i niani. Jedynym przyjacielem jej zaś jest Valtain, z którym znają się od dzieciństwa. Ta przyjaźń z czasem zamienia się w głębsze uczucie, a Valtain jest jedynym człowiekiem, który po śmierci jej ojca daje jej poczucie bycia kochaną.



Czytaj więcej na moim blogu.

środa, 18 września 2013

Krzak gorejący - Sigrid Undset.

      W pierwszej części  cyklu Nadzieja , "Gymnadeni", Paul  Selmer z głową pełną ideałów i mrzonek  wkracza w dorosłe życie. Przeżywa pierwszą, niespełnioną miłość i zakłada rodzinę, żeniąc się z młodziutką Bjorg. Rezygnuje z marzeń o geologii i staje się handlowcem. Zostaje po raz pierwszy ojcem i wchodzi w coraz większą zażyłość duchową z Bogiem,  skłaniając się coraz bardziej  ku katolicyzmowi.

Druga część cyklu ,"Krzak gorejący",  ukazuje dalsze losy  Paula i jego już czteroosobowej rodziny , na tle zarysowujących się zmian, do jakich dochodzi w trakcie i po wojnie.

Podczas toczącej się na kontynencie europejskim wojny Norwegia , która pozostaje neutralna przeżywa czas prosperity, również Paulowi , który zarabia na wojnie powodzi się dobrze lecz z czasem sytuacja zmienia się na niekorzyść, wychodzi ze spółki trondhjemskiej, przejmuje zakład obróbki steatytu w dolinie Goudbrand, i  przenosi się z rodziną z Trondhjem  do Kristianii.


Czytaj więcej na moim blogu.

Gymnadenia - Sigrid Undset.


Od wielu lat posiadam w swoim zbiorze książek powieść  Sigrid Undset "Krzak gorejący". Dawno temu podjęłam pierwszą próbę zmierzenia się z nią ,ale
źródło
           niestety nieudaną. Książka nie wciągnęła mnie lub inaczej mówiąc nie byłam jeszcze gotowa do czytania takiej literatury.

             Kiedy postanowiłam przeczytać ją  wcześniej zapoznałam się z notą od wydawcy i dowiedziałam się, że jest to druga część cyklu Nadzieja,  a cały cykl składa się z "Gymnadeni" i właśnie "Krzaka gorejącego"
Skompletowałam więc go poprzez dokupienie "Gymnadeni" i dopiero wtedy przystąpiłam do czytania.



Wydawnictwo Pax - 1972 rok
     Bohaterem obydwu książek jest Paul Selmer, a akcja "Gymnadeni" dzieje się  w  okresie od 1905  roku , w którym to roku ojczyzna Paula , Norwegia,   odzyskała niepodległość  do 1914, czyli do wybuchu I wojny światowej.
    Gdy  poznajemy Paula jest młodzieńcem, który kończy szkołę i marzy  o tym by zostać geologiem.Tu wtrącę, że geologiem był ojciec Sigrid Undset. `
    Paul wychowujący się na wsi, w domu, który stworzyła jemu i jego trojgu rodzeństwa  matka,  jest silnie związany z naturą stąd w książce pojawia się wiele pięknych  opisów  przyrody i krajobrazów Norwegii zmieniających  się wraz ze zmianami pór roku.
   Nad wyraz dojrzały, jak na swój wiek, już   będąc w szkole średniej postanawia  się usamodzielnić i przeprowadza się z Linlokka do Kristianii. W tym czasie zmieniając mieszkanie trafia do rodziny Gotaasów, którzy są katolikami i decyduje się  zamieszkać u nich co  wówczas, gdy w Norwegii religią wyznawaną i uznawaną był protestantyzm, a katolicy byli traktowani jak sekta, było sporą odwagą. Paul sam wychowany w klimacie obojętności religijnej uznaje się za niewierzącego. Poznanie rodziny Gotaasów sprawia jednakże , że przyglądając się ich dobremu, spokojnemu życiu, które uważa  jest wynikiem wiary, jaką wyznają  zaczyna po raz pierwszy myśleć o zbliżeniu się do tej religii i  coraz więcej w jego życiu zaczyna zajmować szukanie drogi do Boga.


Wiecej czytaj na moim blogu.

Gosta Berling - Selma Lagerlof o szalonym proboszczu.

źródło
              "Selma Lagerlof,  Noblistka z 1909 roku żyła w latach 1858-1940.Jej ojczyzną była Varmlandia. Folklor tego regionu, życie klasy ziemiańskiej na początku XIX wieku stanowią tło jej pierwszej powieści "Gosta Berling"(1891). Wątki baśniowe, liryzm sag, stylizowane stare opowieści i anegdoty przeplatają się tu z opisami obyczajów wymierającej klasy społecznej, z uwielbieniem dla przeszłości i dla osobowości bohaterów. Bezczasowość poruszanych w utworze problemów ogólnoludzkich oraz oryginalność ich literackiej prezentacji stanowią o aktualności i urzekającej atmosferze powieści tak bardzo prostej i poetycko pięknej." - tyle z załączonej noty do książki.


         Moja książka   wydana w 1974 roku w Serii Dzieł Pisarzy Skandynawskich przez Wydawnictwo Poznańskie przeleżała w biblioteczce wiele lat. Podchodziłam do niej pewno ze dwa razy i odkładałam. Musiałam po prostu dojrzeć do tego by ją przeczytać i teraz postanowiłam po nią sięgnąć w ramach aż trzech wyzwań czytelniczych. I zgadzam się z tym co wyżej przytoczyłam; powieść jest niezwykła, urzekająca swą liryką i baśniowością oraz  poetyckim  pięknem .
       Nie zgadzam się  jednak z tym co przeczytałam  na portalu lubimy czytać, że jest to książka dla dzieci i dorosłych. Owszem, konwencja  w jakiej została napisana  sprawia, że czyta się ją jak zbiór baśniowych opowieści, ale tematyka w nich poruszana  i język jakim zostały napisane  z pewnością dla dzieci byłyby zbyt trudne .
      Na książkę składa się  wstęp, w którym pisarka prezentuje nam jej głównego bohatera, czyli Gostę Berlinga, proboszcza pewnej parafii w jakiejś zapadłej gminie zachodniej Varmlandii. Proboszcz ten nie sprostał swoim obowiązkom w trudnej pod wieloma  względami parafii, rozpił się, hulał z kompanami, niedbale wykonywał lub wcale nie wykonywał swoich obowiązków wskutek czego, mając świadomość, że zostanie usunięty z parafii przez biskupa, sam ją opuścił. W ten sposób stał się wyrzutkiem społecznym, taki bowiem los czekał w tamtych czasach w Szwecji wypędzonego księdza.




Czytaj więcej na moim blogu.

Mój wstęp i powitanie - Anna Gut/natanna/.



    Witam ciepło i serdecznie wszystkie osoby współprowadzące ten blog. Miło mi, że znalazłam się w gronie kochających czytać klasykę.
Moje czytanie w ogóle zaczęło się mnóstwo lat temu, gdyż na początku drugiej połowy ubiegłego stulecia.
Czytanie literatury klasycznej zaczęłam w liceum, a może już w siódmej klasie szkoły podstawowej  / byłam ostatnim rocznikiem kończącym szkołę podstawową na klasie siódmej / i czytam ją nie przerwanie do dzisiaj. Nie jestem w stanie zliczyć książek, które przeczytałam ani przypomnieć sobie ich tytułów. Odkąd zaczęłam prowadzić blog pisarze i  tytuły zaczynają  wychylać się z mroków niepamięci. I wówczas przypominam sobie : to czytałam, tego pisarza przecież już znam tylko nie wszystkie jego książki i cieszę się za równo tymi przeczytanymi jak i tym ile jeszcze mnie czeka czytania. Oczywiście to dotyczy klasyki.
Z zaprezentowanej listy znam i czytałam oczywiście bardzo dużo autorów i ich powieści, nie będę ich tu wymieniać, gdyż byłaby to spora lista.
     Blog prowadzę od półtora roku i na nim już umieściłam kilka pozycji z klasyki, które i tu zamieszczę.
A moje plany to powroty do czytanych pozycji i czytanie tych klasyków, których mało znam lub nie znam .
Obecnie czytam książki Archibalda J. Cronina, ale myślę o Steinbecku o naszym Żeromskim i o Tołstoju i tak dalej i tak dalej.



      

poniedziałek, 16 września 2013

Charlotte Brontë JANE EYRE. AUTOBIOGRAFIA




“Lubiłam gorączkowe bicie serca, które, co prawda, napełniało je niepokojem, ale też i życiem; a najbardziej kusiło mnie przysłuchiwanie się nigdy niekończącej się opowieści, którą bez przerwy snuła moja wyobraźnia; opowieści tętniącej wypadkami, życiem, ogniem, uczuciem – wszystkim, czego pragnęłam, a czego w rzeczywistości nie posiadałam.


O powieści Charlotte Bronte trudno napisać coś nowego lub odkrywczego. Słusznie została uznana za jedną z najwybitniejszych w literaturze światowej. Zasłużenie doczekała się hołdów w nawiązaniach, adaptacjach i interpretacjach innych twórców. Szczęśliwie dotarła nawet pod polskie strzechy, by niezmiennie intrygować i fascynować kolejne pokolenia czytelników i krytyków. Jedynie zaliczanie „Jane Eyre. Autobiografii” do wszelkiej maści biblioteczek romansów i różowych serii wydaje się wielkim nieporozumieniem – książce Charlotte Bronte naprawdę daleko do banalnej historii miłosnej chwilowo rozgrzewającej samotne kobiece serca. Opowieść Jane Eyre mierzy prosto i celnie w dusze i umysły czytelników, pozostawia po sobie emocjonalne spustoszenie i gorączkowy natłok myśli. To jedna z tych książek, które można zabrać na bezludną wyspę, by raz za razem czytać ją i dzięki niej dojrzewać, by wraz z nią nie tylko dorastać, ale i wzrastać w sobie. Powieść (prawdopodobnie) doskonała.

[...]

Największą zagadką książki jest sama autorka – córka pastora, siostra utalentowanych pisarek, samotna obserwatorka życia w XIX-wiecznej Anglii. W swojej opowieści wykorzystała co prawda pewne wątki z własnych doświadczeń, jednak zdaje się, że prawdziwej siły nadaje tej prozie odsłanianie siebie, ukazanie swoich intelektualnych predyspozycji, wewnętrznego świata dojrzałych sądów i gruntownie przeanalizowanych uczuć. To dzięki namiętnościom i żarowi przekonań Charlotte, po prawie dwóch wiekach „Jane Eyre. Autobiografia” wciąż tętni życiem i niemal tryska z kartek powieści charyzmą i energią silnej osobowości upchniętej w sztywnym gorsecie powściągliwej niewiasty surowych zasad. Spokojny głos narracji Jane Eyre pisarka uczyniła donośnym krzykiem w obronie prawa do wolności osobistej, życia na własnych warunkach i możliwości samostanowienia dla każdego.

[...]


Pełny tekst na blogu ZACZYTANA - zapraszam :)

niedziela, 15 września 2013

Ruth - Elizabeth Gaskell

Literatura wiktoriańska kojarzy się bezwiednie ze schludnymi, kulturalnymi, cichymi i nieśmiałymi dziewczętami, pokornie wyczekującymi odpowiednich kandydatów na mężów. Gdyby ktoś powiedział mi wcześniej o utworze z tamtej epoki opowiadającym o kobiecie upadłej, pewnie bym nie uwierzyła. A kiedy książka taka stanęła na mojej drodze, nie mogłam się oprzeć i pełna zapału natychmiast po nią sięgnęłam. Wrażenia? Przede wszystkim ogromne zaskoczenie!

Ruth Hilton została sierotą w bardzo młodym wieku. Zmuszona jest pracować jako szwaczka. Pewnego dnia na jej horyzoncie pojawia się tajemniczy pan Bellingham. Choć dziewczyna nie do końca rozumie swoje uczucia, zgadza się przyjąć jego ofertę wzięcia jej na utrzymanie...

Autorka zaczęła "Ruth" opisując miejsce akcji, co odbieram zdecydowanie na jej korzyść. Dzięki temu lepiej mogłam wyobrazić sobie realia powieści (które zostały skądinąd przedstawione bardzo dobrze) - a czasem przez pierwsze kilkanaście stron mam przed oczami postacie bez twarzy, stąpające po szarym tle. Opisy, tak charakterystyczne dla gatunku, trzymały poziom przez całą długość historii. Co ważne - nie powiem, aby nudziły (no, może tylko przy okazji wyborów i związanych z nimi intryg). Styl Elizabeth Gaskell jest dokładnie taki, jak kocham - klimatyczny, gawędziarski, epokowy, ale zrozumiały. Nie przeszkadzający w zachłannym czytaniu. Zaciekawił mnie również pomysł na narrację tej historii - narrator ewidentnie jest świadkiem wydarzeń, bo co raz wtrąca jakieś adekwatne do sytuacji uwagi - ale nie jest też ich uczestnikiem.

Najbardziej znaczącym powodem mojego wspomnianego zdumienia, jest osoba głównej bohaterki. Prawdę mówiąc spodziewałam się wulgarnej i impulsywnej dziewczyny. Zastałam natomiast osobę cichą, wrażliwą, pokorną i bujającą w obłokach. Kształtowanie jej charakteru przedstawione zostało idealnie - Ruth stopniowo staje się coraz bardziej stanowcza, odważna, pełna determinacji. Nie mogę jednakże powiedzieć, aby przypadła mi ona do gustu. Była taką cichą bohaterką - zniesie wiele, ale zaraz potem się rozpłacze. O wiele większą sympatią obdarzyłam starą służącą - Sally. Nie mówiła, hm, wyszukanym językiem; ubóstwiała wszelkie tradycje i konwenanse, cechowała się specyficznym poczuciem humoru. Tylko czekałam na sceny z jej udziałem!

Tematyka dotycząca kobiet upadłych oddana została bardzo dobrze - wraz z ówczesnymi przekonaniami dotyczących takich kobiet i ich dzieci - jednak nie spodziewałam się, iż obraz ten będzie przepełniony współczuciem. Prawdę mówiąc, liczyłam na większą brutalność. 

A teraz wyjaśnię, dlaczego ocena będzie, jaka będzie. Powodem jest przede wszystkim długość tej historii - aż 530 stron. Nie łączy się to dobrze z nader powolną akcją - bo po prostu nie daje motywacji do czytania. Jak mówiłam, kocham pióra wszelkich wiktoriańskich autorek, ale bardzo często nie pozwalają one na czytanie w przerwie między innymi zajęciami. Tak było w przypadku "Ruth" - potrzebowała ona skupienia się, a to z kolei - czasu. A z czasem ostatnio jest u mnie krucho.

Mimo to, nie jestem niezadowolona z lektury "Ruth". Prawdą jest, iż dłużyła mi się okropnie, ale w końcu była to prawdopodobnie jedyna szansa, aby poznać historię o tej tematyce. Myślę, że polecić ją mogę fanom gatunku - ich na pewno nie zrazi powolna akcja.

Moja ocena: 6,5/10

poniedziałek, 9 września 2013

Szaleństwo Almayera - Joseph Conrad


Tym razem o człowieku, który nie chciał zaakceptować tego, co ma i żył pogrążony w swoich fantazjach i wielkich planach.
To debiut Conrada ( i to od razu debiut z przytupem), z którym związana jest pewna leegnda - podobno powstał w rekordowym czasie, gdy Conrad, dotychczas nie mający wiele wspólnego z lietraturą, po prostu złapał flowa, siadl, i napisał ot tak sobie to wielowarstwowe dzieło.

Historia, w której jakoś tam odbijają się dylematy każdego z nas. Jak najbardziej polecam.

Fermenty - Wł. St. Reymont


Ciąg dalszy “Komediantki”. Tam mieliśmy drogę Janki Orłowskiej od dzikiej dziewczyny do samobójczyni złamanej niechcianą ciążą i niełatwym, aktorskim życiem. Tu będzie droga do akceptacji swojego miejsca na ziemi i własnych ograniczeń. Czyli 400-stronicowe “jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma”. Wątek Janki wydał mi się przyciężkawy (ale może to zrozumiałe, dylematy egzystencjalne 20-latki mogą być przesadnie skomplikowane), za to cudowne były wątki satyryczne (o mamisynkach i środowisku literackim). Jest w tej książce nawet porno-parodia “Chłopów”. Żeby nie drażnić co bardziej konserwatywnych odbiorców – niestety bardzo krótka.

niedziela, 8 września 2013

Jarosław Sokół "Czas honoru"



W telewizji publicznej od kilku lat możemy oglądać opowieści o „cichociemnych” w serialu „Czas honoru” Obecnie emitowana jest 6 seria odcinków. W 2011 roku na rynku wydawniczym ukazała się powieść o tym samym tytule napisana przez Jarosława Sokoła, który wraz z Ewą Wencel jest twórcą scenariusza serialu. Czy powieść jest epicką kopią filmu? Autor twierdzi, że nie. Ponoć pomysł na powieść był wcześniejszy od projektu filmowego. Czy książka jest lepsza od serialu? Dla mnie osobiście nie.

Powieść „Czas honoru” ukazuje nam wojenne losy bohaterów od klęski wrześniowej przez wojnę we Francji, w Wielkiej Brytanii, po codzienne życie w okupowanej Warszawie. Jest to saga o losach czterech młodych mężczyzn, których połączyła wojna.

Być człowiekiem honoru, to znaczy wypełniać cały szereg czynności w swojej pracy z poczucia obowiązku, wewnętrznej powinności, nie zaś ze względu na przewidywane korzyści. To znaczy nie zawodzić pokładanego przez innych zaufania i czuć się związanym podjętymi przez siebie obowiązkami.”

Bronek Woyciechowski, syn hrabiego,wychowany przez ojca. Mama była osobą o słabym zdrowiu psychicznym, próbowała popełnić samobójstwo, dlatego hrabia umieścił żonę w zamkniętym zakładzie w Szwajcarii.
Od najmłodszych lat Bronek brał udział w różnego rodzaju polowaniach na dziką zwierzynę, co spowodowało, że był świetnym strzelcem. W związku z tym po powrocie do okupowanej Warszawy został wcielony do plutonu egzekucyjnego podziemia. Wykonywał wyroki na zdrajcach ojczyzny.
Z Dobrzan, rodzinnego majątku uciekł wraz ze łowczym i przyjacielem domu Achmatowiczem. Przekroczyli granicę polsko-węgierską i udali się do Budapesztu, a stamtąd do Bukaresztu, gdzie spotykali Władka i Michała Konarskich.

Michał i Władek Konarscy, pochodzili z rodziny „ gdzie stężenie patriotyzmu przekraczało najbardziej wyśrubowane normy krajowe” Michał lekkoduch i podrywacz. Wojna „uratowała” go od rozpoczęcia żmudnych studiów medycznych i zerwania kontaktów z dziewczynami robiącymi mu aluzje matrymonialne. Początkowy strach, który ogarniał go na myśl o skokach ze spadochronem i walce w okupowanej Polsce po pewnym czasie ustąpił. Michał stał się dojrzałym mężczyzną i wykazywał się ogromnym sprytem w walce z okupantem.
Władek, zawodowy żołnierz Wojska Polskiego, w stopniu porucznika, patriota o wielkim sercu i odwadze, kontrolował na bieżąco wszystkie poczynania młodszego brata, Michała.
Po tygodniu wojny, na prośbę ojca Władek wywiózł Michała z bombardowanej Warszawy. Ruszyli do Pińska, do wuja Tolka. Niestety i Pińsk nie był bezpiecznym miejscem. Chłopcy wraz z wujem uciekli przed żołnierzami NKWD, kierując się na południe okupowanej Polski, w stronę rumuńskiej i węgierskiej granicy. W planach mieli dotrzeć do Francji, gdzie rozpoczęto organizować Polskie Siły Zbrojne. W Bukareszcie spotykali Bronka i łowczego Achmatowicza. Wraz z nim na statku „Patia” dotarli do Francji, a stamtąd udali się do Glasgow.

Janek Markiewicz, absolwent architektury, syn praskiego fotografa. Od października 1939 roku przebywał w niewoli sowieckiej, w Starobielsku. Za wszystkie banknoty, które posiadał kupił od wartownika paczkę bibułek do skręcania papierosów i ołówek. „Szkicował na nich obrazy nieludzkiego świata, jakiego nie widział nikt przed nim” Jego zdolności manualne zostają później wykorzystane do fałszowania dokumentów i pieczęci. Talent Janka szybko został zauważony w niewoli , dzięki czemu stał się jednym z ważniejszych mieszkańców obozu. „Każdy chciał mieć własny portret, który można było wysłać razem z listem do rodziny” W czerwcu 1940 roku został przeniesiony do obozu w Griazowcu, następnie do „Małachówki”, aż w końcu dotarł do Glasgow.

W Glasgow była organizowana Polska Szkoła Wywiadu, która miała przygotować pod każdym względem, przyszłych „Cichociemnych” do walki z III Rzeszą. Po kilkumiesięcznym kursie Janek, Bronek, Michał i Władek, zostają przerzuceni do okupowanej Polski. W tym momencie rozpoczyna się pełna akcja, walka o życie i wolność...

Czas honoru” to książka, która w prosty sposób przedstawia nam wydarzenia rozgrywające się podczas II wojny światowej, a dokładnie w latach 1939-1942. Nie ma w niej szczegółowo opisanych miejsc i zdarzeń historycznych, dokładnych dat, dlatego powieść tą czyta się raczej jak książkę przygodową, a nie wybitne dzieło historyczne, z którego można czerpać wiedzę na temat tego strasznego okresu w dziejach ludzkości. Troszkę brakowało mi rozwinięcia niektórych akcji, czułam że są one napisane pobieżnie. Dodatkowo dopatrzyłam się błędu w treści, a mianowicie zamieniono nazwiska Pań Konarskiej i Krasowskiej (str. 226) i małych nieścisłości ( str.58), kiedy to na początku wiosny Władek, Michał i Bronek zostali przeniesieni na Linię Maginota, gdzie każdego ranka wychodziło się na patrol rozpoznawczy. Były to wycieczki po prowiant, do opuszczonych domów, których spiżarnie przepełnione były żywnością.

To tutaj żołnierze kapitana Lasalle'a uzupełniali swoje manierki winem. Kiedy wracali z patrolu rozpoznawczego, pasy zwisały im niemal do kolan. Przeważnie ciągnęli też dwukołowy wózek wyładowany serami i świeżymi owocami z opuszczonych ogrodów”

Ciekawa jestem co to za cudowne ogrody, w których już na początku wiosny rosną świeże owoce?!

W książce najbardziej urzekły mnie i rozbawiły fragmenty dotyczące pobytu bohaterów we Francji, która prowadziła tzw. Sitzkrieg, czyli wojnę na siedząco. Każda próba interwencji zbrojnej chłopców, była źle postrzegana przez Francuzów i kończyła się reprymendą dla nich, czego nie mogli zrozumieć. Okrzyknięto ich nie dzielnymi żołnierzami, tylko buntownikami, którzy chcą wprowadzić chaos w miarę pozytywnych stosunkach francusko-niemieckich.
Dodatkowo dużym plusem dla powieści są w miarę dokładnie przedstawione portrety psychologiczne bohaterów.

Serial wywarł na mnie większe wrażenie. Bardziej trzymał mnie w napięciu, dostarczał dużej dawki adrenaliny, powodował powstanie gęsiej skórki na moich rękach oraz wewnętrzny niepokój. Mimo wszystko uważam, że warto sięgnąć po powyższą powieść, która opowiada o trudnych losach młodych chłopaków, wystawionych na ogromną próbę życiową. O ich odwadze, poświęceniu dla ojczyzny, o tym jak często przerażeni, wyczerpani, narażając swoje życie walczyli o wolność...wolność dla nas.

Okładka: miękka
Ilość stron: 399
Wydawnictwo: Zwierciadło
Rok wydania: 2011

czwartek, 5 września 2013

Powitanie - Ema Pisula

Cześć,

Witam wszystkich biorących udział w wyzwaniu! 

Moje dotychczasowe spotkania z klasyką literatury nie były bardzo liczne, ale za to bardzo udane.
Zaczęło się od "Przeminęło z wiatrem". Po książkę sięgnęłam czystym przypadkiem, a ona odmieniła wszystko - moje serce, mój umysł i moje życie. Jakkolwiek by to nie brzmiało. Kocham tę historię, kocham Południe na którym dzieje się akcja, kocham bohaterów, a zwłaszcza Scarlett. Jest ona moim ideałem człowieka i codziennie staram się postępować tak jak ona. Nie dam linka do recenzji... byłam zbyt oszołomiona i przez to jest ona beznadziejna. Ale czemu się dziwić? Pisałam ją w dniu, gdy ukończyłam "Przeminęło...", a jeszcze przez kolejne trzy dni chodziłam jak w amoku i nie mogłam sięgnąć po nic innego.

Dalej...

"Wichrowe wzgórza" - Emily Bronte. Bardzo, bardzo dobra książka, ale jak dla mnie po prostu za smutna... KLIK

"Dziwne losy Jane Eyre" - Charlotte Bronte. Pióro drugiej siostry Bronte o wiele bardziej przypadło mi do gustu :) KLIK

"Duma i uprzedzenie" - Jane Austen. Akurat styl tej wiktoriańskiej autorki mnie nie powalił, ale książkę czytało się przyjemnie. KLIK

I moje najnowsze odkrycie... "Wielki Gatsby" - Francis Scott Fitzgerald. Książka (i film) podbiła moje serce, ale wciąż jest jak niebo i ziemia w porównaniu do "Przeminęło z wiatrem" :) KLIK


A moje najbliższe plany? Jest ich wiele. Póki co mam na półce nieprzeczytane: "Agnes Grey" - Anne Bronte, "Małe kobietki" - Louisa May Alcott, "Profesor" - Charlotte Bronte, "Anna Karenina" - Lew Tołstoj i "Frankenstein" - Mary Shelley. I obecnie jestem w trakcje lektury "Ruth" - Elizabeth Gaskell. 

I to chyba tyle...
Życzcie mi powodzenia :)

Pozdrawiam, 
Ema Pisula - 

środa, 4 września 2013

Mamy już trzy lata! - podsumowanie nr 3

Tak, tak, kolejny rok upłynął i wbrew moim obawom wyzwanie pięknie się rozwija i wciąż mamy zgłoszenia od nowych osób, które chcą do niego dołączyć :) Nie jest więc tak źle z tym czytaniem klasyki w dzisiejszych czasach pędu i pośpiechu.

Dla przypomnienia - oficjalny start miał miejsce 28 sierpnia 2010 r. Pierwszą recenzję - "Do latarni morskiej"" V. Woolf zamieściła Ultramaryna 5 września. Podsumowania obejmują wobec tego okres od 5 września jednego roku do 4 września roku następnego.

W tym roku w wyzwaniu udział wzięło 24 aktywnych uczestników pisząc recenzje 135 książek!

Najwięcej recenzji, bo aż 21 zamieściła Guciamal, która z wynikiem 92! po trzech latach zachowuje koronę królowej klasyki! Kochana Guciamal - kolejny raz bardzo Ci dziękuję za to, jak bardzo rozwijasz to miejsce  :)

Drugie miejsce na podium zajęła Izabell (15 recenzji w tym roku, w sumie 18), a trzecia lokata należy do Izy z Filetów Izydora (14 recenzji w tym, w sumie 53!).  
Tuż za podium z bardzo dużą liczbą recenzji znalazły się Montgomerry (13 recenzji), Aleksandra i Minerwa (po 10), Kasiek (wpadłaś w tym roku jak burza ;) - 9 recenzji), Imani (8), Paideia (6). Dalej mamy - Gosławę K. z 4 recenzjami, po 3 recenzje napisały: Anne18 i Ania; po 2 recenzje na koncie mają: Ktrya, Maioofka, Karolina, AgataAdelajda, Anek7, Angela P. i ja, a po 1 - Mrsantares, Alicja2010, Urszula Dobrzańska, Ultramaryna i Agnieszka Perzka.

Bardzo Wam wszystkim dziękuję i proszę o więcej!

A same recenzje? Jak wspomniałam wyżej napisaliśmy (właściwie w tym roku to napisałyśmy ;) ) ich w tym roku 134 o 135 książkach (jedna recenzja była "podwójna"), czyli w sumie po trzech latach nasz wynik to 386!. W sumie dotyczyły one 63 autorów. Najpopularniejszym nadal jest Józef Ignacy Kraszewski (18 recenzji w tym, w sumie 50!), równorzędne drugie miejsce podzieliły między siebie trzy Angielki: Anne Bronte, Charlotte Bronte i Jane Austen (po 8), a ostatnie medalowe miejsce należy do Emila Zoli, Lucy Maud Montgomery i Elizabeth Gaskell (po 5). Dalej wymienię jeszcze tylko tych, którzy mieli po 4 lub 3 recenzje - John Steinbeck, Joseph Conrad, Maria Rodziewiczówna, George Orwell i Honoriusz Balzac.
Ponownie okazało się, że pierwsze polskie wydania niektórych autorów do tej pory nieznanych lub znanych tylko z jednej pozycji przyczyniły się do tego, że tym razem dwoma najpopularniejszymi książkami były "Agnes Grey" oraz "Profesor" (po 5 recenzji). Tak na marginesie dodam, że "Agnes Grey" wygrałaby, gdybym o niej napisała, bo przeczytałam ją już jakiś czas temu ...

A teraz statystyki (dla całego okresu istnienia) - wyświetlono 'nas' ponad 110 000 razy, co daje średnią ok. 100 wejść dziennie. Stroną (poza Google oczywiście), z której mamy najwięcej wejść, nadal jest blog Lektury wiejskiej nauczycielki.

Pięć najpopularniejszych recenzji (też z całego okresu) to:
1. Kobieta trzydziestoletnia H. Balzac - autor Guciamal - 1798 wyświetleń (trzeci raz w zestawieniu - poprzednio miejsce 2)
2. Portret Doriana Graya O. Wilde - autor Aleksandra - 1285 wyświetleń (to wielki sukces, ponieważ recenzja jest z lutego tego roku!)
3. Emma Jane Austen - autor Guciamal - 720 wyświetleń (drugi raz w zestawieniu, poprzednio miejsce 1)
4. Dewajtis Maria Rodziewiczówna - autor Alicja2010 - 560 wyświetleń
5. Nędznicy W. Hugo - autor Guciamal - 534 wyświetlenia (trzeci raz w zestawieniu - poprzednio miejsce 3)

Koniec podsumowania ;)

Co sądzicie? Jak oceniacie wyniki? Mnie się podobają, wychodzi na to, że całkiem ładnie krzewimy miłość do klasyki i poszerzamy znajomość zapomnianych niekiedy autorów.

Jeszcze raz pięknie i mocno dziękuję Wam za ten kolejny wspaniały rok inspirujących i zachęcających do czytania wpisów! I, jak zwykle, mam nadzieję i apetyt na więcej!



WAŻNA INFORMACJA!
Sprawdźcie proszę, czy link do Waszych blogów lub stron znajduje się w 'rubryce' Uczestnicy. Jeżeli Was tam nie ma lub chcecie, żeby 'klik' prowadził w inne miejsce - proszę o informację w komentarzu. Zrobiłam porządki małe, ale nie jestem pewna, czy o kimś nie zapomniałam :)