czwartek, 25 października 2012

"Bajki ze starego kufra", Hans Christian Andersen



Moje najwcześniejsze czytelnicze wspomnienia z dzieciństwa związane są z baśniami Andersena. Widzę grubą, pożółkłą książkę w dłoniach Babci, która przy okazji moich wizyt u niej zawsze wyjmowała, a potem czytała wybrane baśnie przed snem. Byłam wymagającą słuchaczką, jeśli jakaś baśń mi się spodobała, to prosiłam, aby ją czytać dwa czy trzy razy pod rząd, a po zgaszeniu światła jeszcze z dwa - trzy razy opowiadać. Ten magiczny świat, gdzie ożywały zwierzęta i rośliny, mówiły ludzkimi glosami, przeżywały niesamowite przygody, miał ogromny wpływ na moje dzieciństwo i rozwój wyobraźni. Bawiłam się odgrywając sceny z baśni, wcielając się w Syrenkę czy Calineczkę, rysowałam sceny z książki, projektowałam nowe ubrania dla moich ulubionych bohaterek. Wszystkie te baśnie zawierają jakich element strachu, ale nigdy nie było to powodem moich lęków. Już wtedy lubiłam się trochę bać i czekałam z drgającym sercem na najbardziej straszne, według małej mnie, momenty.
Niewiele zmieniło się przez lata. „Calineczka”, „Brzydkie kaczątko”, „Dzikie gęsi” , „Kwiaty małej Idy” czy „Mała Syrenka” dalej są moimi ulubionymi baśniami.

Ostatnio czytam baśnie Andersena mojemu Synkowi, często te dłuższe muszę skracać i opowiadać własnymi słowami, bo cierpliwości mu jeszcze nie starcza, aby wysłuchać je w całości. Widzę jednak ten błysk w oku i niecierpliwość, którą i ja miałam w jego wieku.

Prawie cztery lata temu robiłam przedświąteczne zakupy i kupiłam wtedy „Bajki ze starego kufra” z baśniami Andersena. Wszystkie zdjęcia pochodzą z tej właśnie książki. Wielka, ciężka, wydana na pięknym kredowym papierze, gdzie brzegi stron imitują starą książkę, z ilustracjami działającymi na wyobraźnię. Musiałam ją mieć. Wtedy również kupiłam „Baśnie polskie”, „Baśnie braci Grimm” oraz „Baśnie z tysiąca i jednej nocy”. Według mnie książkowy niezbędnik każdego dziecka, bez którego ja nie wyobrażam dzieciństwa mojego Dziecka. Wiedziałam wtedy, że sporo czasu jeszcze upłynie, zanim moje Dziecko będzie gotowe, aby wysłuchać tych baśni. Nie mogłam jednak sobie wyobrazić lepszego prezentu dla mojego Dziecka. To był mój pierwszy prezent, a ja byłam wtedy w drugim miesiącu ciąży. 

środa, 17 października 2012

Agnes Grey* - Anne Brontë

Patrick Brunty, syn ubogiego irlandzkiego chłopa od najmłodszych lat wykazywał niezwykłą ambicję. W Cambridge (sic!) uzyskał stypendium, które pozwoliło mu zdobyć upragnione wykształcenie. Przyjął święcenia, zmienił nazwisko na Brontë, a małżeństwo z inteligentną córką pastora z Kornwalii pozwoliło mu na objęcie własnej parafii w Haworth. Małżeństwo było udane, lecz nie trwało długo, bo zaledwie siedem lat – Maria wydawszy na świat sześcioro dzieci, zmarła na raka w wieku 38 lat. Patrick pragnąc zapewnić dzieciom dobre wykształcenie posłał cztery najstarsze dziewczynki do szkoły z internatem. Niestety, straszne warunki, w jakich się znalazły odbiły się na zdrowiu dwu najstarszych dziewczynek – Maria i Elizabeth zmarły na gruźlicę w skutek niedożywienia i braku opieki. Przerażone Charlotte i Emily wróciły do domu. Od tamtej pory pastor zajął się kształceniem dzieci: religia, gramatyka, geografia, historia. To on zaszczepił dzieciom miłość do literatury – Szekspir, Milton, Byron, Walter Scott i in. Również zasługą Patricka była miłość całej czwórki do natury i poszanowanie dla zwierząt (co widać w twórczości sióstr). Branwell dał się poznać jako wspaniały portrecista, jednak jego nadwrażliwa, zmienna i skłonna do uzależnień natura kazała mu raz po raz niweczyć szanse na stałą posadę i sukces. Dziewczynki od najmłodszych lat podejmowały próby literackie. Zadebiutowały wspólnie przyjmując męskie pseudonimy tomikiem poezji w 1846 roku (Poems by Currer, Ellis and Acton Bell). Następnie przyszedł czas na wydanie powieści, którą każda z sióstr pisała od lat. Anne Brontë, przyszła na świat 17-go stycznia 1820 roku, jako najmłodsza córka Patricka i Marii. Naturalne, że tak jak siostry, w wieku dziewiętnastu lat znalazła posadę jako guwernantka w domu państwa Ingham w Mirfield. Rodzina obawiała się o jej wątłe zdrowie, lecz Anne była nieugięta. „Jej ciężkie przejścia w tym domu, wiernie opisane w powieści Agnes Grey, dają miarę upokorzeń i cierpień, jakie często musiały znosić guwernantki w zacnych skądinąd rodzinach. Na tej posadzie wytrwała osiem miesięcy, po czym, mimo swej cierpliwej i obowiązkowej natury, została niechlubnie zwolniona”**. W powieści znajdujemy określenia „gehenna, jaką przechodziłam”, czy „moi mali dręczyciele”***. W Agnes Grey można również odnaleźć echa nieszczęśliwej miłości Anne. W osobie wikarego Edwarda Westona, Anne unieśmiertelniła – również wikarego - Williama Weightmana, w którym była z wzajemnością zakochana. Weightman zmarł na gruźlicę, co Anna przypłaciła długą depresją. Żadne z rodzeństwa nie dożyło czterdziestki – Anne zmarła na gruźlicę w wieku zaledwie 29 lat. Emily pięć miesięcy po Anne odeszła w wieku 30 lat. Branwella również zabrała gruźlica (w wieki 31 lat). Charlotte żyła najdłużej – wydała jeszcze dwie powieści, wyszła za mąż za (a jakże!) wikarego, Arthura Bella Nichollsa i zmarła w połogu mając 39 lat.  

* Dziś, pozwolicie, że zamiast stricte recenzji - krótki biogram autorki. 
** Wstęp do Wichrowych Wzgórz Emily Brontë, Ossolineum, 1990 r. 
 *** Agnes Grey - Anne Brontë, wyd. MG, 2012 r., s. 48

Więcej na stronie: sprawydomowe.blogspot 

poniedziałek, 15 października 2012

Myszy i ludzie John Steinbeck (audiobook)

Trzecie spotkanie z prozą Johna Steinbecka i trzecie udane. Myszy i ludzie to nowelka. W czasach wielkiego kryzysu w Stanach dwoje przyjaciół (George i Lenny) tuła się od farmy do farmy poszukując możliwości zarobienia kilku groszy i przetrwania tego ciężkiego okresu. Lenny wysoki obdarzony nadludzką siłą mężczyzna o mentalności lekko upośledzonego dziecka wywołuje coraz to nowe „kłopoty”. To zadusi zwierzątko, to kogoś przestraszy, to kogoś zrani, a wszystko to dzieje się bez jego woli. George musi wykazać wiele cierpliwości, aby opiekować się Lennym i czuwać, aby nie został skrzywdzony, ani też sam nikogo nie skrzywdził i to wszystko w imię „przyjaźni”, którą nań nałożyło złożone przyrzeczenie.

Siłą, która pozwala przetrwać dwójce bohaterów ciężki okres w dramatycznej rzeczywistości Wielkiego kryzysu, a także smutny los odmieńców są marzenia. Ten amerykański sen o spokojnym i dostatnim życiu, które ma się urealnić pod postacią własnej farmy sprawia, że George nie poddaje się i mimo przeciwności losu idzie wciąż naprzód.
Steinbeck po raz kolejny zadziwia mnie połączeniem prostoty (zarówno pomysłu, jak i języka) z bogactwem treści. W tej banalnej historii, której zakończenie nasuwa się niemal od pierwszej sceny autor umiejętnie stopniuje napięcie, aby mimo wszystko wprawić czytelnika w finałowej scenie w zaskoczenie i zakłopotanie. Zakończenie sprawia, że lektura na długo zapada w pamięć i zmusza do przemyśleń.

W tej niezwykle esencjonalnej formie (na stu dwudziestu stronach) znalazła się cała gama treści; jest i o bogactwie przyjaźni i o samotności odmieńców i o sile marzeń i o obronie słabszych.

Moja ocena 5/6

W lutym tego roku Prószyński Media wydał książkę Myszy i ludzie (powyżej okładka).

czwartek, 11 października 2012

Myszy i ludzie - John Steinbeck

Jakoś nigdy wcześniej nie miałam okazji, żeby sięgnąć po "Myszy i ludzie". Oczywiście coś tam o niej słyszałam, kojarzę, że widziałam fragmentu filmu. Po tym, jak jakiś czas temu przeczytałam pierwszą dla mnie powieść Steinbecka - "Na wschód od Edenu" wiedziałam jednak, że i na tą przyjdzie kolej, bo marzy mi się przeczytanie wszystkich jego dzieł. Moją chęć poznania losów Lenniego i George'a wzmogła jeszcze przeczytana na początku tego roku książka "Dallas '63" Stephena Kinga - ci, którzy mają ją już za sobą, wiedzą, jak istotną rolę odgrywa w niej właśnie nowela noblisty.

Bardzo chciałam ją przeczytać przed końcem drugiego roku wyzwania - i z czytaniem zdążyłam, owszem, ale z recenzją już nie.

Cóż można o niej napisać, gdy pewnie wszystko już napisane zostało przez mądrzejszych ode mnie? Kultowa dla Amerykanów, obowiązkowa lektura dla wszystkich, którzy chcą poznać amerykańską kulturę. To taka przypowieść o ludziach, ludziach, którzy poobijani przez los, doświadczeni kryzysem i niemożnością znalezienia pracy, odnajdują w relacji między sobą jakąś zagubioną część człowieczeństwa, jakieś ludzkie odruchy. Marzą o lepszym życiu, choć, świadomie bądź podskórnie czują, że nie jest to możliwe.

To opowieść o tym, jak w okrutnym czasie, w świecie pełnym podejrzeń, myślenia tylko o sobie, pełnym ludzi o złych intencjach, przeżyć i znaleźć coś, co pozwoli wyrwać się z marazmu. Czy jednak to się uda? Czy ludzie są z góry skazani na swój los i nie mogą nic zrobić, żeby go zmienić?

Tym razem nie będę streszczać fabuły - większość pewnie zna, a ja nie będę potrzebowała sobie jej przypomnieć - to książka z gatunku tych, które zostają w pamięci. To kolejna taka książka tego autora - cieszę się ogromnie, że tyle jeszcze jego utworów przede mną i żałuję odrobinę, że dopiero niedawno go dla siebie odkryłam.

środa, 10 października 2012

Pustelnia parmeńska Stendhal


Długo nie mogłam zabrać się za napisanie paru słów na temat tej książki. A kiedy już je skreśliłam długo zastanawiałam się nad sensem ich publikacji. Książka bowiem wywołała we mnie letnie uczucia, ani mnie nie zachwyciła, ani mnie nie wkurzyła. Nie będę siliła się na pisanie długiego wywodu, dlaczego stało się, jak się stało. Wiedziałam, że jest to jedna z ulubionych książek sukienki w kropki i zabierając się za lekturę bardzo chciałam poczuć radość podobną do tej, jaką na samo wspomnienie książki przejawia moja blogowa koleżanka. Niestety serce nie sługa i nie posłuchało tym razem podpowiedzi rozumu, który przekonywał, że przecież powinno mi się spodobać. Rzecz dzieje się w tle pięknej włoskiej krainy, którą tak kocham, gdzieś tam pobrzmiewają jeszcze echa Waterloo, w którą to bitwę zaplątał się główny bohater (ach i związana z tym otoczka romantycznej epoki napoleońskiej), no i uczucia grające tu pierwszoplanową rolę (a uczucia to przecież rzecz najważniejsza).   I nic, żadne racjonalne argumenty nie pomogły, a serce nie zapikało.

Przeczytałam w biblionetce opinię mniej więcej takiej treści: Pustelnia parmeńska to połączenie brazylijskiej telenoweli, kronikarskiego stylu i głębi wyrazu spotykanego, jedynie u Szekspira i bardzo mi się ten skrócony opis lektury spodobał.

Osobiście zaliczyłabym ją do gatunki „płaszcza i szpady”, ale coś z tą telenowelą jest na rzeczy.

Fabrycy del Longo młodszy syn mediolańskiego arystokraty ucieka z Italii (nie mogąc się dogadać z ojcem) i przyłącza się do armii Napoleona, walczy pod Waterloo. Po powrocie przybywa do (kochającej się w nim) ciotki Sanseveriny do Parmy, gdzie za jej namową decyduje się na wybór kariery duchownego.

Bohater powieści, mający stanowić odbicie aspiracji i marzeń samego pisarza prezentuje typowo włoski temperament; spontaniczność, żywiołowość, gwałtowność uczuć, namiętność, brawurę, dzięki czemu zdobywając wdzięki kolejnych pań pakuje się w coraz to nowe kłopoty; ucieczka, więzienie, wygnanie, odosobnienie. W końcu zaznawszy radości przelotnych miłostek trafia na tę jedyną. Tyle, że trudno mi jest w to uczucie uwierzyć, skoro sam bohater uważa, iż nie jest miłości godzien, bowiem nie potrafi kochać i uczuć odwzajemniać.

Cała wartość powieści leży nie w fabule, która nie porywa (tzn. mnie nie porwała, ale to może wina gatunku, który się przeżył), a w sposobie opisu uczuć. Prezentacja rozważań Fabrycego i księżnej Sanseveriny w sposób niezwykły, jak na dziewiętnastowieczną literaturę ukazuje wewnętrzne życie bohaterów wraz z całą gamą miotających nimi uczuć. Wyobraźnia bohaterów to wynosi ich pod niebiosa, to spycha w piekielne otchłanie. W zderzeniu z suchym przedstawieniem zdarzeń wewnętrzne monologi bohaterów stanowią dobrą przeciwwagę. Stendhal składa hołd prostocie uczuć, wynikających z pierwotnych cech człowieka. Namiętność rozgrzesza wszystko; usprawiedliwia zarówno zdradę, jak i zbrodnię, bo namiętność jest poza moralnością. Czy aby na pewno? Nie jestem przekonana.

I to jest wszystko, co udało mi się sklecić na temat lektury. A zamiast oceny przytoczę fragment opinii jej tłumacza Boya-Żeleńskiego. 

"Mimo swoich słabizn, mimo - zwłaszcza - dotkliwych rozwlekłości (w części drugiej) - mimo swego "naturalnego" stylu, przetrwała ona i przetrwa zapewne jako jeden z najbogatszych w treść wewnętrzną, najbardziej sugestywnych utworów epoki. Jest ta książka jedną z najbardziej znanych, cytowanych. Istotnie, kto ją raz przeczyta, ten jej nie zapomina; zacierają się w pamięci szczegóły zawiłej intrygi, ale dusza bogaci się o jeden ton, oryginalny, mocny i nieraz wspomnieniem swoim pogrążający w zadumie. I to współtajemnicze działanie stanowi urok Stendhala i sprawia, że książki jego przeżyły tyle innych, skądinąd może doskonalszych utworów literackich".

sobota, 6 października 2012

"Agnes Grey" - Anne Bronte


Tłumaczenie: Magdalena Hume
Wydawnictwo: MG
Stron: 232

Do czytania tej książki przystępowałam z niemałymi oczekiwaniami, wszak wcześniej zapoznałam się ze znakomitą Lokatorką Wildfell Hall, która na długo pozostanie w mojej pamięci. Anne Bronte w swym krótkim życiu zdążyła napisać dwie powieści, a Agnes Grey była tą debiutancką (inspirowaną osobistymi przeżyciami autorki). Właściwie to wiele wyjaśnia, bo jest to powieść mniej rozbudowana, mniej wnikliwa i (co nie trudno zauważyć) o ponad połowę krótsza od Lokatorki... A szkoda, bo potencjał w tej historii był ogromny. Niemniej czytałam Agnes Grey z przyjemnością, gdyż dzięki niej mogłam po raz kolejny przenieść się do dziewiętnastowiecznej Anglii...
 
Tym razem dane mi było bliżej zapoznać się z cieniami i blaskami profesji guwernantki. No dobrze - głównie cieniami. Agnes to osiemnastoletnie dziewczę, młodsza córka pastora Grey'a, która postanawia wyprowadzić się z domu i podjąć pracę jako guwernantka. Z jednej strony dziewczyna pragnie wspomóc finansowo rodzinę, a z drugiej - rozpiera ją chęć przygód, poszerzania horyzontów oraz ogromne pragnienie niezależności. Praca guwernantki była jedyną właściwie, jaką mogła podjąć niezamężna kobieta bez narażania się na krytykę innych. Teoretycznie guwernantki szanowano. Nie były przecież służącymi, a wykształconymi, dobrze wychowanymi kobietami, które sprawowały pieczę nad kształceniem panien i paniczów z zamożnych domów. W praktyce jednak bywało zgoła inaczej...

Agnes bardzo szybko przekonuje się, jak naiwne były jej wszystkie wyobrażenia o pracy guwernantki. Wychowana w domu pełnym zrozumienia, miłości i posłuszeństwa nie może początkowo uwierzyć, że dzieci potrafią być tak okrutne, tak niegrzeczne, tak fałszywe, a rodzice tak pobłażliwi, ślepi i nierozsądni. Dziewczyna robi wszystko, co w jej mocy, aby wpoić w swoich podopiecznych uczucia pokory, wdzięczności, wstydu czy miłości, jednak bez skutku. Ciężko zyskać jej posłuch, skoro rodzice albo dzieciom pobłażają, albo widzą tylko ich fałszywą, wygładzoną maskę. Pierwszą rodzinę opuszcza Agnes dość szybko, w drugiej natomiast opiekuje się dziećmi starszymi, potem już dojrzewającymi pannami. Praca tu okaże się dla panny Grey jeszcze trudniejsza, ale nie ze względu na trudniejszych podopiecznych, a na uczucia, które w niej samej zaczną się rodzić.
 
 
[Całość przeczytacie na moim blogu.]

czwartek, 4 października 2012

"Wichrowe wzgórza" Emily Brontë

Tytuł: Wichrowe wzgórza
Autor: Emily Brontë
Wydawnictwo: Prószyński I S-Ka
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 288
Moja ocena: 5/6














Jak tu nie dziwić się wiktoriańskim krytykom, którzy uważali wspaniałą powieść Emily Brontë za ekscentryczną, a nawet brutalną. Nigdy jeszcze (i chyba nigdy później) taka opowieść o wszechpotężnym, niszczącym uczuciu i zgubnej namiętności nie wyszła spod pióra żadnej kobiety. To dzieło wyobraźni czerpiącej z mitycznego świata posępnych i wietrznych wrzosowisk Yorkshire; to również dzieło niewinności - bowiem autorka przedstawia w nim zło w czystej postaci, jakie nie zdarza się w świecie ludzi. wartość artystyczna Wichrowych Wzgórz stawia tę powieść w rzędzie arcydzieł literatury.

Wichrowe wzgórza są jedyną powieścią Emily Brontë, obecnie zaliczaną do kanonu klasyki. Akcja powieści toczy się  w czasach wiktoriańskich na przełomie XVIII i XIX wieku w Wichrowych Wzgórzach i Drozdowym Gnieździe. Wichrowe wzgórza zostaly kilka razy zekranizowane. Historię Wichrowych Wzgórz  opowiada służąca rodziny Earnshawów i Lintonów Ellen Dean  Lockwood'owi, który wynajmuje Drozdowe Gniazdo od Heathcliffa. Nie będę tutaj dalej opisywać treści książki, żeby tym którzy czytali nie nudzić, a tym którzy jeszcze nie czytali, nie zdradzać treści i nie psuć niespodzianki i jednocześnie zachęcić do przeczytania, bo rzeczywiście jest warto. Powieść nasycona jest wręcz brutalnością i mrocznością, co udziela się czytelnikowi. Jednocześnie jest to jedna z najbardziej wzruszających i zachwycających powieści jaką kiedykolwiek przeczytałam. Z pewnością nie zaliczyłabym jej do romansów, jak powszechnie uznaje się,  chociaż opowiada o nieszczęśliwej, tragicznej miłości i chorej namiętności. Czytając tę książkę czytelnik przeżywa wraz z bohaterami wiele emocji pozytywnych i tych negatywnych, czasami jest to współczucie, złość niekiedy żal.
(Resztę przeczytacie na blogu )

poniedziałek, 1 października 2012

"Lokatorka Wildfell Hall" - Anne Bronte


Tłumaczenie: Magdalena Hume
Wydawnictwo: MG
Stron: 525



Klasyka angielska, szczególnie ta dziewiętnastowieczna, to klimat, w którym czuję się najlepiej. Żaden ze mnie wielki znawca, ja po prostu z każdą książką zakochuję się coraz bardziej w tej literaturze. Gdy w blogosferze zaczęły się pojawiać recenzje Lokatorki Wildfell Hall (jak głosi okładka: "Nigdy dotąd niewydawana w Polsce powieść Anne Bronte!"), to po prostu wiedziałam, że muszę tę książkę przeczytać. A ponieważ recenzje były przeważnie pozytywne, a oceny wysokie, to miałam ogromne oczekiwania. Już na wstępie mogę szczerze przyznać, że książka Anne Bronte przeszła wszelkie moje oczekiwania! I chyba póki co będzie to moja ulubiona siostra-pisarka z klanu Bronte (co prawda narazie przeczytałam tylko Wichrowe wzgórza Emily Bronte i Dziwne losy Jane Eyre Charlotte Bronte), a w moim osobistym rankingu stać będzie nawet wyżej niż Jane Austen.

Lokatorka Wildfell Hall to historia niezwykłej kobiety, która postanowiła zawalczyć o siebie i przeciwstawić się narzuconym odgórnie zwyczajom i normom, co w ówczesnym jej świecie było próbą niemal samobójczą. Czytelnik początkowo poznaje całą historię z perspektywy Gilberta Markhama - młodego, trochę zbuntownego mężczyzny, który zostaje zauroczony przez nową, tajemniczą lokatorkę starego dworu. Helen Graham budzi w miasteczku wiele negatywnych emocji, gdyż nie zależy jej na integracji czy uznaniu mieszkańców. Broni własnej prywatności. Staje się w końcu ofiarą pomówień i niesprawiedliwych oskarżeń. A stający w jej obronie Gilbert sam doznaje chwili zwątpienia w kobietę. Mimo wszystko postanawia ona zaufać mężczyźnie i pozwala poznać swoją przeszłość - daje mu do przeczytania własny dziennik, którego dokładne przytoczenie stanowi mniej więcej połowę książki.

Dziennik Helen przenosi czytelnika o kilka lat wcześniej, gdy kobieta była jeszcze panną na wydaniu. Opisuje ona starania konkurentów o jej rękę, miłość do pana Huntingdona oraz wszystkie konsekwencje wynikające z przyjęcia oświadczyn. Początkowe zakochanie i zaślepienie staje się w obliczu rzeczywistości prawdziwym dramatem tej wcześniej silnej i pewnej siebie damy. Ostatecznie podejmuje ona najtrudniejszą decyzję - walkę. Walkę o lepsze jutro dla siebie i swojego syna.


[Całość przeczytacie na moim blogu.]