piątek, 30 grudnia 2011

"Staropolska miłość" - J.I. Kraszewski


Jak zwykle u JIK-a tytuł jest nieco mylący. Sugeruje bowiem, że autor cofnie sie co najmniej do XVII wieku (jakie czasy uważano w 1850 za "staropolskie"?), tymczasem dostajemy kolejną historyjkę z czasów Króla Stasia. Przymiotnik "staropolski" odnosi się zaś do jakości uczucia łączącego głównych bohaterów - czystego, bezinteresownego, ponad własnym egoizmem, a nie jakieś podbarwione erotyzmem świństwa jak w roku 1750, czy (tfu, tfu) w ociekającym seksem wieku XIX.
Jak łatwo sie domyśleć po tym wstępie, dwójka bohaterów jest wyjątkową parą nudziarzy. Główny bohater (i narrator), gdyby nie jego wielka miłość, byłby pewnie zwykłym facetem, za to jego wybranka już od najwcześniejszych lat nadawała się tylko i wyłącznie do klasztoru.
Niestety los i wola jej ojca skazała ją na życie niezgodne z powołaniem, a jej adoratorowi przydzieliła na całe życie mało wdzięczną role (jaką - do sprawdzenia w książce).
Przed przerobieniem książki na łańcuchy choinkowe uchroniło ją wylącznie zakończenie, gdzie JIK dał upust swojej pasji do komplikowania fabuły, oraz wstęp, który traktuje o trudnościach, jakich przysparza rekonstrukcja przeszłości na podstawie źródeł pisanych. Każdy badacz (czy profesjonalista, czy amator), dochodzi w którymś momencie do ściany, gdzie zostaje mu już tylko posiłkowanie sie wyobraźnią.

czwartek, 29 grudnia 2011

Czerwona oberża- czyli kryminał z filozoficznym podtekstem

Jest to króciutkie opowiadanie Honoriusza Balzaka, stanowiące fragment większego cyklu – „Komedia ludzka”.
Ta krótka historyjka ujęła mnie właśnie ową zwięzłością, w której w tak krótkiej formie autor zawarł tyle treści.
Jest to typ powieści szkatułkowej, (rosyjska babuszka), czyli jedno opowiadanie w drugim, narrator relacjonuje opowieść, jaką podczas pewnego spotkania opowiadał Hermann - niemiecki bankier. Można też nazwać „Czerwoną oberżę” kryminałem z psychologiczno-filozoficznym podtekstem.
Rzecz dotyczy morderstwa, jakie miało miejsce w 1799 roku. W pewnej oberży zatrzymało się dwóch przyjaciół, chirurgów wojskowych, oraz nieznany im bogaty przemysłowiec.
Jeden z chirurgów, Prosper Magnan, nie mógł zasnąć, wyobrażał sobie, jak to by było, gdyby zamordował bogacza, uciekł i rozpoczął nowe życie. Wyobrażenia te przybrały całkiem realne kształty. Proscer obmyślił plan, przygotował narzędzie zbrodni, zbadał teren. W decydującej chwili jednak coś (jakiś cień, a może wewnętrzny głos) powstrzymał go od zbrodni. Kiedy się obudził rano okazało się, iż bogacz został zamordowany, Prosper był cały we krwi, a jego narzędzie chirurgiczne zostało użyte przez zbrodniarza. Z miejsca zbrodni zniknął natomiast jego przyjaciel, zniknęły też diamenty i złoto zamordowanego. Opowiadający historię bankier miał okazję poznać Prospera, a poznawszy go zdobył przekonanie, iż był on niewinny, a faktycznym sprawcą zbrodni był ów przyjaciel, niejaki Fryderyk, który zniknął feralnej nocy. Prosper jednak powodowany wyrzutami sumienia z powodu samego podjęcia myśli o zbrodni bronił się tak nieudolnie, jakby sam siebie chciał ukarać za samą myśl o zbrodni, iż został skazany i rozstrzelany.
Podczas opowiadania Hermanna jeden z gości oberży, Fryderyk Taillefer, szanowany i bogaty człowiek zaczyna robić się coraz bardziej nerwowy, a jego dziwne zachowanie wzbudza domysły bankiera, iż to on jest owym zaginionym zbrodniarzem (zbieżność imienia, zawód, zachowanie).
Sytuacja robi się bardziej zagmatwana, kiedy okazuje się, iż piękna dziewczyna, w której zakochał się bankier jest córką Fryderyka.
I tu dochodzimy do zasadniczego wątku opowieści. Hermann ma dylemat, co począć, jak się zachować. Czy powinien zapoznać córkę z przeszłością ojca, czy upływ lat (ponad dwadzieścia) spowodował przedawnienie zbrodni, czy wszedłszy w posiadanie fortuny narzeczonej powinien ją przekazać na zbożny cel (a wtedy rodzi się pytanie - jaki? rodzina niesłusznie skazanego i rozstrzelanego chirurga nie żyje od wielu lat) i co w takim przypadku powiedzieć ukochanej. Czy możliwe jest, że dawny zbrodniarz odpracował swe winy, że życiem szanowanym i uczciwym zmazał zbrodnie. Czy Hermann ma prawo zburzyć szczęście kochanej kobiety niszcząc w jej pamięci wizerunek kochanego ojca. Czy dziecko ponosi winę za grzechy ojców? A może powinien o wszystkim zapomnieć, Fryderyk w międzyczasie zmarł, po cóż rozgrzebywać przeszłość? Takie dylematy dręczą bankiera.
Herman wpada na pomysł, aby zdać się na los. Prosi o radę siedemnastu swoich znajomych, którzy za pomocą losowania mają rozstrzygnąć dylemat, czy wyrzec się majątku i opowiedzieć o wszystkim ukochanej, czy zapomnieć o całej sprawie.
Jaki był wynik losowania, jeden głos przeważył szalę za…. No cóż wynik chyba nie jest tu istotny, nie jest ważna odpowiedź, ale ważne było pytanie.
W „Czerwonej oberży” Balzac dowodzi, że każda szanowana rodzina skrywa jakąś tajemnicę.
Będący negatywnym bohaterem „Oberży” Fryderyk Taillefer występuje, jako szanowany obywatel paryskiego świata, odznaczony orderami, bogaty i wpływowy człowiek także w innych częściach Komedii Ludzkiej (Ojcu Goriot i Jaszczurze). Wprowadzenie takiej postaci na karty książki ma podkreślić amoralizm postaci z wielkiego świata, które postrzegane są przez innych za godne i poważane.
Muszę przyznać, że po pierwszym niefortunnym spotkaniu z Balzakiem (Kobieta trzydziestoletnia- oj nie zapomnę tak łatwo znużenia, jakim mnie ona uraczyła), każde następnie staje się coraz ciekawsze. Lektura Lichwiarza była całkiem sympatyczną, a lektura Oberży intrygującą i dającą do myślenia.
Zaczęłam się zastanawiać, jak postąpiłabym w takiej sytuacji ja sama, ale, że na horyzoncie nie pojawił się bogaty sponsor z mająteczkiem będącym wynikiem zbrodni, mój dylemat okazał się jedynie natury teoretycznej.
Nabrałam chęci na kontynuację znajomości z panem Balzakiem.

Moja ocena 5/6

Jaszczur Honoriusz Balzak


Końcówka roku sprzyja przyspieszonym recenzjom literackim. No powiedzmy quasi recenzjom. Chcemy, ja przynajmniej, skoro już uziemiona w łóżku łupaniem w krzyżu, chcę, brzydko mówiąc "wypchnąć" wszelkie zaległości.

Po książkę sięgnęłam dzięki ciekawej rekomendacji książkowca
Zdesperowany młody człowiek, Rafael de Valentin, przegrawszy ostatnią sztukę złota pragnąc popełnić samobójstwo, trafia przypadkiem do magazynu starożytności, gdzie wśród pięknych dzieł sztuki trafia na dziwny eksponat. Kawałek skóry (jaszczur), zdaniem właściciela magazynu ma przedziwne właściwości. Potrafi obdarzyć jego posiadacza wszelkimi dobrami, wystarczy tylko wypowiedzieć pragnienie. Niestety, każde pragnienie powoduje kurczenie się jaszczura, a każde jego skurczenie to krok w kierunku śmierci jego posiadacza. Przyjmując jaszczura, przyjmuje co z całym dobrodziejstwem, otrzymuje moc spełniania życzeń, oddaje mu swoją duszę. Jego życie staje się własnością jaszczura i drwa dopóty, dopóki istnieje jaszczur. Rafael, który zamierzał utopić się w Sekwanie bez wahania zabiera jaszczur, w końcu nawet, jeśli miałaby to być prawda, oznacza to jedynie opóźnienie ostatecznej decyzji w czasie. Mimo, iż Rafael nie wierzy w dziwną przepowiednię, nie mając nic do stracenia (czy na pewno nic ?), a jednocześnie ulegając pokusie bogactwa, sławy, władzy wypowiada pierwsze pragnienia.
Spełniają się jego marzenia. Jednak z każdym pragnieniem Rafael widzi kurczącą się skórę jaszczura. Każde spełnienie przybliża go do kresu życia. Rafael, jeszcze do niedawna chcący skończyć z sobą odkrywa radość życia (albo tak mu się wydaje), a im mniej mu go zostaje, tym chce żyć dłużej. Podejmuje wszelkie próby, aby przechytrzyć jaszczura i jego złowrogą moc. Wyzbywa się pragnień, unika pokus, próbuje odwrócić przeznaczenie.
Rafael przypomina mi trochę Fausta, który zaprzedaje duszę diabłu.
Jaszczur to studium natury ludzkiej. Natury, którą niszczą pragnienia żądzy posiadania i żądzy władzy.
Książka ciekawa, ale trudna w czytaniu, dla mnie ze względu na język. Trudno mi powiedzieć, czy to język Balzaka (nieco archaiczny), czy język młodopolski (tłumaczył Boy-Żeleński). Zdecydowanie wolę Hugo, Dumasa, Zolę.
Jak pisze za Żeleńskim książkowiec: „I właśnie tenże język nadaje narracji styl, myszkę epoki, która dla przeciętnej publiczności jest wadą książki, dla znawcy jej wdziękiem.
Muszę zatem zaliczyć się do przeciętnej publiczności, gdyż język Balzaka sprawił mi sporo trudności przy czytaniu. Zresztą nie po raz pierwszy. Pamiętam, jak ciężko czytało mi się Kobietę trzydziestoletnią.
Uważam jednak, iż mimo powyższych kłopotów (zapewne nie wszyscy będą je odczuwać) książka jest naprawdę dobra i warta poznania.
Moja ocena- za pomysł 6/6, za język (do którego nie dorosłam) 3/6.

środa, 28 grudnia 2011

Król w Nieświeżu J.I. Kraszewski

Król w Nieświeżu to trylogia, którą spaja postać Karola Radziwiłła „Panie Kochanku”. Składają się na nią; Papiery po Glince, Król w Nieświeżu oraz Ostatnie chwile księcia wojewody.
Karol Radziwiłł to typowy przedstawiciel sarmackiej oligarchii; wojewoda wileński, starosta lwowski, miecznik wielki litewski, podczaszy litewski, ordynat nieświeski, ołycki, pan na Białej, właściciel Kiejdan. Potomek i dziedzic ogromnej fortuny Radziwiłłowskiej był jednym z najbogatszych przedstawicieli arystokracji w XVIII-wiecznej Europie.
Wokół jego osoby narosło wiele mitów i legend. Uważany był z jednej strony za typowego Sarmatę, co to bez bitki i wypitki żyć nie potrafi, a z drugiej za przykład szlachetności i patriotyzmu. Kraszewski w swoje trylogii ukazuje całe spektrum osobowości tej barwnej postaci.
Papiery po Glince. Do Nieświeża na dwór Radziwiłłowski przybywa drobny szlachcic, co się zowie Krzyski. Przyjęty życzliwie przez wojewodę z czasem staje się personą non grata na magnackim dworze. Przyjaciele i domownicy chcąc wojewodę z kłopotu wybawić wpadają na pomysł ożenienia szlachcica z którąś z miejscowych panien. Na nieszczęście Krzyskiemu w oko wpada panna Zoryna, dawna sympatia wojewody. Karol Radziwiłł próbując gościa się pozbyć, a pannę Zorynę przez jego zakusami obronić popada w kolejne tarapaty. W Papierach po glince poznajemy Radziwiłła, jako pana cieszącego się dużą popularnością wśród szlachty. Biesiady, zabawy, polowania, obdarowywanie gości prezentami zyskiwało mu wielu „przyjaciół”. Kto raz dostąpił zaszczytu poznania Karola mógł liczyć na niemal dożywotnie prawo gościny. Która panna była w łaskach wojewody, choćby przez jeden dzień mogła liczyć na dobry posag i opiekę możnowładcy. Szczodrość Radziwiłła nie miała granic i wykorzystywana była bez skrupułów.
Król w Nieświeżu. Kiedy do uszu Karola Radziwiłła dochodzi wieść, iż bawiący w okolicy król Stanisław August Poniatowski pragnąłby złożyć mu wizytę wojewoda nie jest tym zachwycony. On, bogaty możnowładca, przedstawiciel rodu, z którego pochodziła Barbara Radziwiłłówna, żona Zygmunta Augusta, miałby przyjmować u siebie takiego „przybłędę”, z którym ani zapolować, ani zabawić się, ani wypić nie można. Ale skoro już raz Radziwiłł decyduje się króla zaprosić, zrobi wszystko, aby była to gościna niezapomniana, aby nikt nie mógł powiedzieć, iż Radziwiłł pożałował środków. Oprawą monarszej wizyty w Nieświeżu są wspaniałe uczty, na których stoły uginają się od jedzenia, zabawy, polowania, przedstawienia, okolicznościowe dekoracje sufitowe, inscenizacja bitwy morskiej, oprowadzanie po skarbcu i obdarowywanie króla, jego dworzan i służby. Dać „ekonomczukowi” strzelbę do ręki i kazać strzelać do niedźwiedzia, podstawiać konia i zapraszać na przejażdżkę, wznosić jeden za drugim kielichy wina, czy kazać uczestniczyć w pełnej brawury, rozmachu i huku inscenizacji bitwy (zdobywania Gibraltaru), to pomysły wojewody na upokorzenie króla. Króla, który gustuje w innego rodzaju rozrywkach. Kraszewski ukazuje dwie skrajnie różne osobowości, wydobywając zarówno ich wady, jak i zalety, choć tych ostatnich jest zdecydowanie mniej.
Ostatnie chwile księcia wojewody. To zdecydowanie najlepsze opowiadanie z całej Trylogii. Tutaj Karol Radziwiłł został ukazany i od najgorszej i od najlepszej strony. Z jednej strony opój, hulaka, sobiepan, wszczynający burdy, najeżdżający na okoliczne dwory, nie znoszący sprzeciwu, nie uznający odmowy, z drugiej pragnący odpokutowania skruszony grzesznik. Radziwiłłowi wpada w oko panna Felisia, córka drobnego szlachcica. Panna jest piękna i dumna i nie wykazuje zainteresowania czynionymi przez niego awansami. To rozjusza Karola, na tyle, że postanawia dwór najechać i pannę porwać. Za skutki młodzieńczego gwałtu pokutować będzie długie lata. Karol Radziwiłł Kraszewskiego przypominał mi Sienkiewiczowskiego Andrzeja Kmicica.
Autor starał się przedstawić go w sposób obiektywny, nie skrupiając się wyłącznie na jego wadach, nie kreując go również na wielkiego patriotę, czy bohatera narodowego. A jednocześnie próbował uczynić jego postać bardziej ludzką.

Trylogia to powieść historyczna (ze względu na występujące w niej historyczne postacie i zdarzenia, w tym wizytę króla w Nieświeżu). Ale Trylogia to przede wszystkich powieść obyczajowa oraz studium psychologiczne postaci; a w szczególności głównego bohatera Karola Radziwiłła „Panie Kochanku”, który może być odwzorowaniem typowych cech polskiego sarmaty. Zdjęcia: 1. Okładka, 2. Król Stanisław August Poniatowski, 3. Karol Radziwiłł

Moja ocena 6/6 (i doczekał się Kraszewski u mnie najwyższej noty)

Syn marnotrawny Józef, Ignacy Kraszewski

W ramach rocznych podsumowań znalazłam dwie nie zamieszczone recenzje (Syn marnotrawny i Król w Nieświeżu). Tak więc naprawiam niedopatrzenie.
Syn marnotrawny to kolejna powieść obyczajowa z czasów króla Stanisława Augusta. Tytułowy bohater Wicek Szarzak to wydziedziczony na skutek intryg byłej kochanki, a obecnej macochy (wojewodzianki) i jej matki młody człowiek. Pozbawiony źródeł utrzymania dumny, młody arystokrata opuszcza dom rodzinny i uczestnicząc w różnych burdach i awanturach szuka śmierci. Kiedy mimo starań uchodzi żywo z kolejnych eskapad postanawia poszukać zemsty na białogłowach w zamian za krzywdę, jaką wyrządziła mu niewierna kochanka. Ostrze jego zemsty ma dosięgnąć piękną Włoszkę, Pepitę, siostrzenicę doktora Melliniego, która uratowała mu życie. Jak jednak mówi stare przysłowie nie należy igrać z uczuciami, bowiem może się to skończyć tragicznie. Jak się rozwinęła i jakie było zakończenie historii opisanej u Kraszewskiego? Wg mnie przewidywalne. Jak się czytało? Dość dobrze, aczkolwiek kolejna opowieść – czytadło w stylu JIK-a zaczyna nieco nużyć.
Rzecz dzieje się w czasie Sejmu Czteroletniego, lecz historii w książce nie ma za wiele. Występuje kilka autentycznych postaci z królem Stasiem na czele, jednak historyczne postacie i realia (Sejm, próby wprowadzenie reform) były jedynie elementem marketingowym, który miał przyciągnąć większe rzesze czytelników. Kiedy bowiem rozeszło się po Warszawie, iż w powieści wystąpiły znane niemal wszystkim osobistości wielu sięgnęło po lekturę. Jak już pisaliśmy tu wielokrotnie historii się raczej z książek JIK-a nie nauczymy, ale czytając je poznamy całkiem nieźle obyczajowe tło epoki; życie arystokracji oraz elity intelektualnej (lekarze, prawnicy, notariusze) w Warszawie oraz Lublinie.

wtorek, 20 grudnia 2011

"Nana" Emil Zola

"Nana", podobnie jak inne najbardziej znane dzieła Emila Zoli takie jak "Germinal" czy "Wszystko dla pań", jest częścią 20-tomowego cyklu Rougon-Macquart, opisującego losy członków tej rodziny w czasie II Republiki Francuskiej. W założeniu cały cykl stanowi dokładny opis republiki - niezwykle wnikliwą analizę panujących stosunków wszystkich warstw społecznych. Stosunków "niezdrowych" - niechybnie prowadzących do upadku republiki. Ponadto cały cykl jest także próbą udowodnienia słuszności koncepcji naturalistycznej wizji człowieka, którego los zdeterminowany jest w równym stopniu  przez zewnętrzne środowisko, w którym przebywa jak i przez własne pochodzenie. 

O Nanie wiedziałam tyle, że to jedna z najbardziej znanych w literaturze prostytutek. Ponieważ bardzo dobrze czytało mi się "Wszystko dla pań", w stosunku do kolejnej książki Zoli miałam od razu duże oczekiwania. Początkowo trochę się książką rozczarowałam - nie mogłam odnaleźć się w gąszczu bohaterów - wszystkich tych mężczyzn, z którymi Nanę coś łączyło: nie wiedziałam kto jest kim i jakie są pomiędzy tymi wszystkimi postaciami zależności. Bohaterowie ci pojawiają sie bowiem wszyscy jednocześnie, bez żadnego wprowadzenia - dopiero później, kiedy związki Nany są nieco dokładniej przedstawione, wychwyciłam dokładniej i utrwaliłam ich sobie nieco lepiej. Choć przyznam, że lekki zamęt towarzyszył mi przez większą część lektury.

Nanę poznajemy podczas przedstawienia w teatrze. Teatrze dość nowoczesnym, który sam właściciel woli nazywać burdelem, aniżeli teatrem. Sztuki tam przedstawiane słyną z tego, że wywołują skandale - tak jest też z przedstawieniem, w którym gra Nana. Nie jest ona zdolną aktorką i to nie talent przyniósł jej sławę, lecz fakt, że w trzecim akcie sztuki występuje naga. W zasadzie wszystkie rozdziały powieści rozgrywają się podczas spotkań paryskiego półświatka - spotkań towarzyskich na salonach, weekendów na wsi, wyścigów konnych, proszonych obiadów... I to podczas tych wydarzeń poznajemy kolejnych mężczyzn, którzy dla Nany stracili głowę i których doprowadziła do tragedii - do bankructwa (jak bankiera Steinera czy hodowcę koni Vandeuvresa), do kradzieży (jak Filipa Hugona), do samobójstwa (jak jego brata)...

Co takiego jest w Nanie, że wszyscy mężczyźni tracą dla niej głowę? Nana nie jest piękna ani mądra. Jest za to dość zachłanna, niegospodarna, bezwzględna, ordynarna. Ale taka właśnie miała być. Pojawiający się w jej życiu mężczyźni odbijają się w niej jak w zwierciadle. I ich zauroczenie Naną ma dowodzić temu, jakie zubożałe jest społeczeństwo francuskie tamtych czasów. Zabieg - trzeba przyznać - całkiem udany.

Skłamałabym, gdybym napisała, że książka mnie zauroczyła i że nie mogłam się od niej oderwać. Tak jak napisałam - początek był dość skomplikowany z racji na ilość bohaterów, w dalszej części pojawiały się niekiedy dłużyzny, przez które ciężko mi było momentami przebrnąć. Mimo wszystko jednak cieszę się, że "Nanę" przeczytałam. Chciałam poznać losy bohaterki i przyjrzeć się bliżej XIX - wiecznemu społeczeństwu francuskiemu i ten cel niewątpliwie został osiągnięty :-)

Post zamieszczony został także na moim blogu.

piątek, 9 grudnia 2011

"Wszystko dla pań" Emil Zola

"Wszystko dla pań" przeczytałam zanim przystąpiłam do wyzwania, ale pomyślałam, że mogę przypomnieć tu swoją niedawno popełnioną na swoim blogu recenzję: 

Pamiętam kiedy pierwszy raz w życiu weszłam do dużego domu handlowego - Niemcy, rok 1990. U nas w kraju asortyment sklepowy był, jaki był, a tam zobaczyłam półki wypełnione najrozmaitszymi towarami, z różnych branż, a to wszystko zgromadzone pod jednym dachem. Tak naprawdę ów dom handlowy wcale taki duży nie był - ale o tym przekonałam się, gdy wiele lat później weszłam do Galeries Lafayette w Paryżu, czy do KaDeWe w Berlinie. Niemniej jednak to pierwsze wrażenie do dziś pamiętam. I tak zapewne czuło się wielu Paryżan, gdy po raz pierwszy wchodziło do magazynu "Wszystko dla Pań".
Akcja powieści Emila Zoli rozgrywa się w wyjątkowych dla Paryża czasach - okresie wielkich zmian, całkowitej przebudowy miasta i całkowitej przebudowy myślenia. Oto powstaje nowoczesny handel. Paryżanki nie muszą chodzić do jednego sklepu po materiał na sukienkę, do drugiego po torebkę, do trzeciego po rękawiczki a do czwartego po parasolkę. Odtąd wszystko mogą kupić w jednym sklepie. Sklepie, który rządzi się nowymi prawami - promocje, baloniki dla dzieci, prowizje od sprzedaży dla subiektów. Wszystko to, co dziś wydaje się naturalne, a wówczas było zaburzeniem status quo.
Bohaterów powieści jest kilku - wspomniany już zmieniający się Paryż (przepięknie opisany, naprawdę chciałoby się móc go takim zobaczyć), młoda Denise, która po śmierci rodziców przyjeżdża z dwójką braci do Paryża i rozpoczyna pracę w magazynie Wszystko dla Pań, Oktaw Mouret - właściciel magazynu, wizjoner, prawdziwy Steve Jobs XIX-wiecznego handlu.
Zastanawiam się, czy w polskiej klasyce obecny jest taki typ bohatera jak Mouret - przedsiębiorca, któremu się udaje? Nie tylko udaje mu się sprawnie prowadzić firmę i odnosić sukcesy zawodowe, ale przy okazji nie jest czarnym bohaterem, okropnym wyzyskiwaczem biednych robotników i jeszcze ostatecznie odnosi sukces także w życiu prywatnym. Znacie takich bohaterów w rodzimej klasyce?
Choć wizja świata przedstawiona w powieści wyraża zapatrzenie autora socjalizmem utopijnym i zapewne daleka jest od rzeczywistych realiów panujących w wielkich magazynach, to książkę czyta się świetnie. Czuć w niej ten niesamowity epicki rozmach charakterystyczny dla XIX-wiecznych utworów. Lektura zdecydowanie zachęciła mnie do sięgnięcia po inne dzieła Zoli :-)

Trudny początek...

To mój pierwszy wpis na tym blogu, chciałam więc na początku wszystkich gorąco powitać.

Do tej pory moją znajomość klasyki oceniłabym jako bardzo skromną. Owszem, w liceum trochę miałam z nią do czynienia, lista szkolnych lektur była znacznie obszerniejsza niż jest obecnie, a ja zawsze wszystko solidnie czytałam. Ale wybierając książki "dla siebie" raczej sięgałam po literaturę współczesną. Klasykę czytałam sporadycznie, nie jestem w stanie teraz wymienić wszystkich tytułów, bowiem spis przeczytanych książek prowadzę dopiero od dwóch lat, ale czytałam między innymi: "Wielkiego Gatsby" Scotta F. Fitzgeralda, "Madame Bovary" Gustava Flauberta, "Portret Doriana Graya" Oscara Wilde'a, "Panią Dalloway" Virginii Woolf, "Czarodziejską górę" Thomasa Manna, czy "Wszystko dla pań" Emila Zoli.

W ramach wyzwania chciałabym przeczytać wiele utworów, z pośród których wymienię teraz dla mnie najważniejsze:

- parę tytułów z literatury rosyjskiej - więcej Dostojewskiego (znam tylko "Zbrodnię i karę"), "Wojnę i pokój" i "Annę Kareninę" Tołstoja

- trochę z literatury francuskiej - "Nanę" oraz "germinal" Zoli, "Czerwone i czarne" Stendhala, "Nędzników" i "Katedrę Marii Panny" Hugo, "W poszukiwaniu straconego czasu" Prousta,"Upiora w operze" Lerouxa

- "Draculę" Stokera

- "Pamiętniki Fanny Hill" Clelanda

Myślę, że znajomość literatury klasycznej jest potrzebna choćby dlatego, że pozwala lepiej rozumieć kulturę. Dlatego dołączyłam do wyzwania - jest to pierwsze wyzwanie, w którym zdecydowałam się wziąć udział.

Recenzje przeczytanych książek będę zamieszczać także na moim blogu.

środa, 7 grudnia 2011

Przed burzą- sceny z roku 1830 J.I.Kraszewski




Wydawnictwo Literackie Kraków.
Seria - Józef Ignacy Kraszewski. Dzieła.
Wydanie - 1988 r.
Powieść po raz pierwszy opublikowana w 1876 r. na łamach Dziennika Poznańskiego.
Stron 155.


Przede wszystkim mam nadzieję, że nikomu lektury nie podebrałam, a zwłaszcza nie chciałabym się narazić czytającym cykl historyczny. Muszę się wytłumaczyć, iż po książkę sięgnęłam nie zaglądając na podtytuł (tłumaczy mnie chyba straszny ból kręgosłupa, który nakazywał podjęcie szybkiej decyzji).
Powieść „Przed burzą” to opowieść o Warszawie okresu bezpośrednio poprzedzającego powstanie listopadowe. Ukazuje ona nastroje panujące w mieście. Z jednej strony mamy politykę terroru księcia Konstantego; z rozwiniętą siatką szpiegów i donosicieli, których działania choć srogie dość nieudolne wydawać by się mogło sprzyjały wszelkim ruchom narodowowyzwoleńczym. Z drugiej strony mamy opis zróżnicowanych warstw społecznych; od zachowawczej i lojalnościowej warstwy możnowładców, poprzez żywiącej nadzieję na pomoc obcych mocarstw (Anglii i Francji- jakże to znamienne, jak żywo przypomina czasy II wojny światowej) warstw średnich, aż do zapalczywej i gotowej do walki z okupantem młodzieży i biedoty, którym brakuje jedynie przywódcy.
„Przed burzą” jest oskarżeniem polskich przywódców, których działanie, a raczej brak działania doprowadziło do klęski powstania. Kraszewski pokazuje wśród nich między innymi Adama Czartoryskiego i Stanisława Potockiego. Na kartach powieści występuje także Julian Ursyn Niemcewicz. Wszyscy oni są zwolennikami "dogadania się" z zaborcą i przeciwnikami akcji zbrojnej.
Największe cięgi otrzymuje gen. Józef Chłopicki, uczestnik powstania kościuszkowskiego i kampanii napoleońskiej, bohater narodowy, a jednocześnie zdecydowany przeciwnik jakichkolwiek akcji przeciwko Rosji. Chłopicki po wielu namowach zgodził się na przejęcie dowództwa, ale można odnieść wrażenie, iż robił wszystko aby powstanie upadło, a podejmując rokowania z Rosją unicestwił wszelkie szanse na powodzenie.
Na tym, historycznym tle rozwija się romansowa fabuła. Kalikst, syn żołnierza napoleońskiego, chłopak szlachetny i uczciwy zakochuje się w Julii, pięknej i dobrej córce szpicla wielkiego księcia. Oczywiście na drodze ich szczęścia występują liczne przeszkody, które wystawiają oboje na ciężkie próby (choroba panny, pobyt w więzieniu młodzieńca, rany wyniesione z powstania). Czy histori skończy się happy endem - trzeba sprawdzić samemu.
Reasumując romansowe czytadło z historycznym tłem. Główni bohaterowie powieści zostali nakreśleni dość powierzchownie, zwłaszcza przemiana szpicla w bohatera wydaje się mało przekonywująca. O wiele ciekawsze są moim zdaniem postacie drugoplanowe; biedota zamieszkująca kamienicę przy ul. Świętokrzyskiej.
Możliwe jednak, iż romansowa fabuła miała jedynie urozmaicić historyczne tło powieści.
I właśnie to historyczne tło jest moim zdaniem jej głównym atutem. Podobał mi się klimat przedpowstańczej Warszawy (zebrania, konspiracyjne narady, przesłuchania więźniów, działania szpicli), nawiązanie do autentycznych postaci, opis pierwszego dnia powstania; pożar (browaru), oswobodzenie więźniów, atak na Arsenał. Dla wielbicieli staropolskiego języka także znajdzie się parę perełek.
Nie jest to wielkie dzieło, ale też nie uważam czasu przeznaczonego na jej przeczytanie za stracony. Bo jak wielokrotnie już tutaj pisaliśmy- Kraszewskiego czyta się lekko, łatwo i przyjemnie.
Moja ocena - 4/6
Zdjęcia- 1. okładka, 2. Wzięcie Arsenału
Ps. Nie umiem wyrównywać :(

niedziela, 4 grudnia 2011

Przygody Oliviera Twista Charles Dickens

Najpierw obejrzałam film w reż. Polańskiego, potem przeczytałam książkę. Wiem, kolejność powinna być odwrotna, ale …
W XIX wiecznej Anglii, gdzieś na prowincji, w nędznych warunkach, młoda, niezamężna kobieta rodzi syna. Dziecko w chwilę później zostaje sierotą. Od gminy otrzymuje „opiekę” w postaci nędznych łachmanów na grzbiet, miski kleiku oraz imienia i nazwiska. Jego życie jest pasmem niedoli, nędzy i niesprawiedliwości. Opiekunowie traktują swą funkcję, jako zło konieczne i źródło dodatkowych dochodów, natomiast swych podopiecznych proszących o dodatkową porcję kleiku, jako młodocianych przestępców rozpuszczonych dobrymi warunkami. Dzieci przechodzą przez różne ręce, z sierocińca do matek zastępczych, od matek do przytułku, z przytułku do pracodawców, nigdzie nie doznając poczucia bezpieczeństwa.
Bohater, Oliver, który w swym krótkim życiu doświadczył głodu, batów, zimna i strachu ucieka do Londynu. Tutaj trafia do bandy młodocianych przestępców. Nie zaznawszy żadnych ludzkich odruchów i uczuć ma wrażenie, iż znalazł wreszcie przyjaciół. Zyskał tu dach nad głową, ciepło, strawę i ludzi, którzy są dla niego życzliwi. Niestety, jak się okazuje, życzliwość nowych opiekunów nie jest bezinteresowna. Szlachetna dusza Olivera niejednokrotnie zostaje wystawiona na ciężkie próby. Oliver jednak się nie poddaje. Zdumiewająca jest siła tego małego, wątłego dziecka, które mimo okrucieństwa, jakiego doznało pozostaje szlachetnym i uczciwym człowiekiem.
Czytając opis nędznego życia sierot w Anglii oraz opis okrucieństw XIX wiecznego Londynu nie mogłam pozbyć się porównań z Nędznikami Victora Hugo. Porównanie to nie wypadło na korzyść Dickensa. Zdaję sobie, jednak sprawę, że jeśli chodzi o Hugo to jestem nieobiektywna, więc mało kto w tym porównaniu wypadłby dobrze.
Przygody Olivera Twist to powieść ciekawa. Mnie jednak czegoś mi w niej zabrakło. Może głębszej analizy, może bardziej wieloznacznych postaci, a może bardziej przekonującego bohatera. Nie wiem. Być może zamiarem Dickensa nie było tworzenie powieści społeczno - obyczajowej, a raczej baśni, w której zło zostaje ukarane, dobro nagrodzone, a bohater znajduje dom i zyskuje przyjaciół. Być może też to kwestia tłumaczenia, które spowodowało spłycenie pewnych wątków. W każdym razie powieść przeczytałam z zainteresowaniem, ale bez zachwytu.
Moja ocena 3,5/6
Muszę przyznać, że film w reż. Polańskiego był dla mnie bardziej przekonywujący. Wywarł on większe i lepsze wrażenie. Atutem filmu jest także scenografia, która oddaje klimat XIX wiecznego Londynu i gra aktorów, którzy uwiarygodniają postaci bohaterów.
Poleciałabym zapoznanie się z tematem, zwłaszcza dzieciom, które molestują nas o zakup kolejnej zabawki.