czwartek, 22 października 2015

"Villette" Charlotte Bronte

 Anglia, druga połowa XIX wieku. Główną bohaterką i równocześnie narratorką powieści jest Lucy Snow. O swej młodości opowiada z perspektywy wielu lat, jako siwa już staruszka. Wraca do lat spędzonych w domu matki chrzestnej, a potem na pensji, gdzie pracowała jako nauczycielka języka angielskiego. Nie wiemy nic o wcześniejszym życiu Lucy, jej dzieciństwie oraz o tym, co się stało z jej rodziną. Jej postać w ogóle osnuta jest tajemnicą, poznajemy tylko krótki wycinek z jej biografii. Jako młoda kobieta, uboga, samotna, bez swojego miejsca w świecie, podejmuje nieoczekiwanie decyzję o podróży na Kontynent. Trafia do Villette, a tam przypadkowo do pensji dla dziewcząt z dobrych domów, gdzie zostaje zatrudniona najpierw jako opiekunka do dzieci właścicielki-Madame Beck, a potem jako nauczycielka. Wśród panienek, które nie grzeszyły inteligencją i chęcią do nauki, dla których uroda i majątek były najważniejsze jako gwaranty dobrego zamążpójścia, skromna i myśląca Lucy jawi się jako ekstremalne przeciwieństwo.
Lucy jest nie tyle bohaterką opisywanych wydarzeń, co ich obserwatorką. Czytelnik poznaje myśli i odczucia kobiety, co było zabiegiem wielce nowatorskim w literaturze. Lucy jawi się jako postać trudna do polubienia, jest oschła, zdystansowana, skryta, samotna i smutna.Sama jest dla siebie brutalnym krytykiem, posądza się o brak odwagi, energii, nadziei na zmianę w życiu. Nie ma bliskich, przyjaciół, nie uczestniczy w życiu towarzyskim, praktycznie nic nie wspomina o życiu poza murami szkoły. Jest za to wnikliwą obserwatorką ludzi, ma do nich bardzo krytyczny, czasem wręcz ironiczny stosunek. Autorka kreśli szereg barwnych, charakterystycznych postaci, będących świetnymi przedstawicielami różnych klas społecznych ówczesnych czasów. Widzimy ich oczami Lucy i poznajemy jej opinie o każdym z osobna.
W powieści zawartych jest dużo wątków autobiograficznych. Charlotte Bronte pisała ją w bardzo trudnym okresie swojego życia, co daje się odczuć w pesymizmie i smutku płynącym z kart.
Powieść jest bardzo obszerna, jednak jak dla mnie zbyt monotonna. Nie można tu mówić o jakiejkolwiek wartkiej akcji, czyta się momentami nużąco. Długo czekałam ze złudzeniem, że może jednak coś się ruszy, coś się zacznie dziać. Jednak całość jest bardzo stonowana, brak tu jakiegokolwiek porywu, energii, szaleństwa.  Dzieło można uznać za utwór o charakterze psychologicznym, gdyż to właśnie na przeżyciach i osobowościach bohaterów, w tym samej Lucy, skupia się Autorka.
W czytaniu przeszkadzały mi dość licznie wtrącane zdania po francusku, mimo ich tłumaczenia u dołu strony. Dałam się jednak ponieść pięknemu stylowi i poetyckiemu językowi, które powodowały, że czytanie było jednak przyjemnością.
Notka ukazała się również na moim blogu.

wtorek, 20 października 2015

"Małe kobietki" Louisy May Alcott


Źródło
Treść „Małych kobietek” Louisy May Alcott można streścić w jednym zdaniu: rok z życia rodziny Marchów. Opowieść zaczyna się przed Bożym Narodzeniem, a kończy po kolejnym Nowym Roku. Głównymi bohaterkami są cztery dorastające siostry:  najstarsza, szesnastoletnia Meg – rozważna piękność; piętnastoletnia, impulsywna Jo – chłopczyca o literackich ambicjach; łagodna i chorobliwie nieśmiała trzynastoletnia Beth – posiadaczka złotego serca i ogromnego talentu muzycznego; wreszcie – rozpieszczona dwunastoletnia artystka Amy,  „o niebieskich oczach i złotych lokach”. Trwa wojna secesyjna. Ojciec rodziny, pastor, służy jako kapelan w szeregach armii Unii. Dziewczynki mieszkają z matką, pieszczotliwie zwaną przez nie Marmisią, i wierną służącą Hanną. Z pogodą ducha i godnością znoszą biedę, w którą popadła rodzina, niegdyś zamożna, zapewne należąca do „wyższej klasy średniej”.  Powieść  śledzi ich dojrzewanie, drogę, na której „małe kobietki” staną się po prostu kobietami.

Przesłanie książki również można streścić w jednym zdaniu: dopóki mamy siebie nawzajem, mamy wszystko. Prawdziwa miłość znaczy więcej niż bogactwo, a szczęście daje praca i wzajemna troska o najbliższych. Wszystko to bardzo piękne i szlachetne, ale – no właśnie jest jedno ale...

Zapraszam do przeczytania całości wpisu na blogu "Czytam to i owo..." i dołączenia do dyskusji!

wtorek, 13 października 2015

"Dolina Tęczy" L.M.Montgomery

Postanowiłam w tym roku przeczytać wszystkie tomy serii o Ani i mam nadzieję, że mi się to uda:) "Dolina Tęczy" jest siódma z kolei. Czytało mi się ją tym przyjemniej, że udało się trafić w bibliotece na ulubione wydanie, przypominające czasy dzieciństwa i nastoletniej młodości:)

Na plebanię w Glen przybywa nowy pastor, wdowiec, z czwórką dzieci. To oni stają się głównymi bohaterami powieści. Pewnego dnia dzieci znajdują  w stogu siana Mary Vanse, sierotę, która uciekła od brutalnej opiekunki. Zapraszają ją na plebanię, a gdy Mary grozi powrót do przytułku, pomagają znaleźć dla niej nową rodzinę.  Flora, Jerry, Karolek i Una zaprzyjaźniają się z czwórką starszych dzieci Ani i Gilberta.  Ulubionym miejscem wspólnych zabaw jest pobliska Dolina Tęczy, miejsce wielce urokliwe, przypominające nieco klimatem okolice Zielonego Wzgórza. Towarzyszką zabaw i dostarczycielem okolicznych ploteczek jest nieokrzesana Mary Vanse. Dzieci pastora uwielbiają też wizyty w Złotym Brzegu i obecność ciepłej, opiekuńczej Ani, tym bardziej, że brak matki daje im się mocno we znaki...Pastor Meredith, człowiek wielce roztargniony, pogrążony zawsze we własnych myślach i zatopiony w książkach, jest posądzanym przez sąsiadki o zaniedbywanie dzieci bohaterem lokalnych plotek. Gdy jedna z kobiet przybywa do niego z propozycją wzięcia do adopcji młodszej córeczki, wielebny próbuje wrócić do realnego życia. Postanawia się powtórnie ożenić, by stworzyć dzieciom prawdziwy dom. W decyzji utwierdza go uczucie, jakim niespodziewanie zaczyna darzyć Rozalię. Jednak na drodze ku szczęśliwemu zakończeniu staje przysięga, jaką kobieta 10 lat wcześniej złożyła swojej siostrze...
Tłem obyczajowej opowieści stają się wyjątkowo wydarzenia historyczne. Pojawia się widmo bliskiej wojny...
Wg mnie to jedna z najlepszych części serii. Jak zwykle ciepła, ogrzewa serce niczym płonący kominek w zimowy wieczór. Pełna spokoju i optymizmu.Opisywane w niej historie nie są tak banalne i nudne jak w poprzedniej części. Przypomina mi swym klimatem pierwsze, najbardziej przeze mnie lubiane tomy.