Wydana w 1895 „The Red Badge of Courage” jest ponoć jedną z najważniejszych powieści w literaturze amerykańskiej i ja jak zwykle przeczytałam to dzieło dopiero teraz będąc już znękaną, znerwicowaną babą po studiach (anglistycznych). Ale może to i właśnie lepiej.
Książka jest dość krótka, w obojętnie jakich wydaniach rzadko kiedy ma więcej niż 200 stron. Przez te strony nie jest jednak tak łatwo przebrnąć. No ale zacznijmy od początku: Stephen Crane – pisarz, poeta i dziennikarz. Także korespondent wojenny. Zmarł na gruźlicę w wieku 28 lat (!) w roku 1900. Swoim pisarstwem wpisywał się w nurt naturalistyczny, czego „Godło” jest dość dobitną prezentacją.
Bohaterem powieści jest Henry Fleming, którego narrator nigdy nie nazywa po imieniu, a raczej protekcjonalnie - „the youth” („młodzieniec”, może dziś powiedzielibyśmy po prostu „młody”). Nasz „młody” jest na wojnie (secesyjnej, po stronie Północy), przynależy do 304-go regimentu. Zawsze marzył o pójściu na wojnę, romantyczne wyobrażenia o niej nigdy go nie opuszczały. Kiedy jednak dochodzi do pierwszej walki, Henry ucieka z pola bitwy, bo wydaje mu się, że jego strona i tak przegra...
Po pełną recenzję zapraszam na mojego bloga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz