niedziela, 21 listopada 2021

Sonata kreutzerowska Lew Tołstoj

Sonata to spowiedź mordercy, który choć żałuje zbrodni, to usiłuje ją usprawiedliwić  zachowaniem innych (winne jest społeczeństwo, wychowanie, kobiety, ich domniemani lub nie kochankowie, nawet muzyka, wszyscy i wszystko tylko nie on sam). Idee prezentowane przez  Pozdnyszewa są w dużej mierze absurdalne, choć nie można zaprzeczyć, iż analiza związku małżeńskiego z końca XIX wieku jest jak najbardziej trafna: mężczyźni nurzający się w rozpuście i kobiety podbijające swą cenę na matrymonialnym rynku.  

Skoro mężczyzna żył ...ani na chwilę nie porzucając zamiaru ożenienia się  i urządzenia sobie najwznioślejszego, najczystszego życia rodzinnego i w tym celu rozglądał się za odpowiednią panną. Tarzał się w gnoju rozpusty, a jednocześnie przyglądał się na tyle czystym, by były go godne (str. 81) kobieta uważała, że jeśli  wymaga się od niej, aby była [wyłącznie] obiektem pożądania – to ona ujarzmi mężczyznę, właśnie jako obiekt pożądania (str. 91) Stąd te ohydne dżerseje, te podkładki na tyłkach, te gołe ramiona, plecy, prawie gołe piersi. Kobiety zwłaszcza te, które przeszły przez szkołę mężczyzn doskonale wiedzą, że rozmowy na wzniosłe tematy swoją drogą, a mężczyźnie potrzebne jest ciało i to wszystko, co je ukazuje w najponętniejszym świetle i tak właśnie robią (str. 85).

Pozdnyszew nie wierzy w miłość inną, niż cielesna, a i ta jest krótkotrwałą i prowadzi jedynie do prokreacji. Namiętność cielesna, której oddawał się za młodu uważając zgodnie z sądami społecznymi za korzystną dla zdrowia zaczyna w statecznym małżonku budzić wstręt, bowiem prowadzi do zniewolenia kobiet. Te zaś w akcie odwetu (zmuszane do spełniania męskich potrzeb) stają się uwodzicielkami, a tym samym uzależniają od siebie mężczyzn. Jakie zatem jest wyjście? Życie w ascezie i czystość małżeńska.

Abstrahując od tego, czy Sonata jest studium psychologicznym Pozdnyszewa, czy też (za pewnie niezamierzenie) jej autora stanowi ona ciekawe spojrzenie na człowieka owładniętego idee fix. Żądza płciowa, choćby najbardziej zawoalowana, jest złem, strasznym złem, z którym należy walczyć, a nie popierać go, jak to się czyni u nas. Słowa Ewangelii, że kto patrzy z pożądaniem, już z nią cudzołożył, dotyczą nie tylko cudzych żon, lecz właśnie i przede wszystkich – własnej zony. (str. 102). Miejcie się panowie na baczności, bo nawet nie wiecie, że cudzołożycie.

Przyznam, iż na początku lektury nużył mnie jej moralizatorski wydźwięk, jednak w miarę postępu w lekturze coraz bardziej zaciekawiało kuriozum poglądów Pozdnyszewa / Tołstoja. Dla przykładu jeden z nich - prokreacja nie jest według niego niezbędna, bo skoro ludzie są zdemoralizowali, to lepiej aby wyginęli. Do tego dochodzi sprzeczność poglądów, bo choć potępia prokreację to nie popiera antykoncepcji, co jeśli wziąć pod uwagę preferowaną przez niego ascezę ma pewien sens.

Po raz pierwszy opinia została opublikowana na blogu Moje podróże.

Sztukmistrz z Lublina Isaac Singer

Po lekturę sięgnęłam w związku z planowaną wycieczką do Lublina. Miał to być jeden z drogowskazów do poznania miasta. Niestety jeśli o tę motywację chodzi lektura okazała się totalną porażką. Albo czytałam nie dość wnikliwie, albo Lublina w książce nie ma. Jeśli chodzi o przyjemność z lektury to książkę czytało się wyjątkowo lekko i szybko.

Sztukmistrz z Lublina to historia Jaszy (Żyda) używającego życia pełnymi garściami. Ma żonę, dom, stodoły, spichrze i stajnie w Lublinie, mieszkanie w Warszawie i kilka kochanek w trasie. Żyje  z pokazywania sztuczek, wykonuje akrobacje, chodzi na linie, potrafił otwierać zamki bez klucza. Jest człowiekiem wykształconym, jako chłopiec studiował Talmud, w swoim warszawskim mieszkaniu ma bibliotekę, antyki i zbiór afiszy, wycinków prasowych i recenzji, z Emilią - kobietą, dla której wydaje się gotowy na zmianę sposobu życia - dyskutował o religii, filozofii, nieśmiertelności duszy, cytował jej urywki z Talmudu, rozmawiali o Koperniku i Galileuszu. 

Jasza, choć tak jak ojciec i dziadek, tu się urodził [w Lublinie], pozostał obcym, nie tylko dlatego, że odrzucił swe żydostwo,  także dlatego, że wszędzie czuł się obco, zarówno tu, jak w Warszawie, pośród Żydów i gojów. Wszyscy mieli uregulowane życie i domy, on zaś był w ciągłych rozjazdach. Mieli dzieci i wnuki, on ich nie miał, Mieli swego Boga, swych świętych i przywódców, on miał tylko wątpliwości. Dla nich śmierć oznaczała raj, dla niego tylko strach (str.15).

Jasza poszukuje swojej drogi, ale poszukuje dość nieudolnie. Uciekając od jednej kobiety w ramiona kolejnej, wiąże się z następną, dla której gotów jest zmienić wiarę i popełnić przestępstwo. Wszystko to brzmi nawet przekonywająco, aż dochodzi do epilogu o cudownym nawróceniu, który pozwala przypuszczać, iż głównym celem opowieści było przekonanie czytelnika, iż bez wiary człowiek błądzi, grzeszy, popełnia przestępstwa i nie może być szczęśliwy. Tyle, że trudno uwierzyć w przemianę bohatera, który zamiast zmierzyć się ze światem i jego pokusami ucieka przed nimi.

Główny bohater jest ciekawą postacią. Wciąż grał jakąś inną rolę. Był kłębowiskiem osobowości, wierzący i heretyk, dobry i zły, fałszywy i szczery. Potrafił kochać wiele kobiet jednocześnie. Oto gotów jest zaprzeć się swej religii, a jednak znalazłszy nową stronę wydartą ze świętej księgi zawsze ją podnosi i przyciska do ust. (str.46). Ten Jasza choć tak zmienny, złożony, irytujący w swym postępowaniu względem kobiet i irytujący w swej chwiejności (po raz pierwszy spotkałam się w literaturze z tak chwiejnym i często zmieniającym decyzję mężczyzną) był ludzki. W przeciwieństwie do pani Emilii, której wyrachowany egoizm czynił z niej pustą lalkę.  

Sztukmistrz z Lublina to ciekawie opowiedziana historia z rozczarowującym zakończeniem.  

Spodobał mi się natomiast fragment tyczący Polaków, którzy podobnie jak pozostali goje nie są przedstawieni zbyt sympatycznie, ale jakże trafnie. Zostawiają wszystko i gdzieś sobie idą. (...) To cała Polska. I jeszcze narzekają, że kraj się rozpada. (...) Taki to kraj, mruczał - jedyne, co umieją to buntować się co kilka lat i brzęczeć kajdanami. (str. 129)

Kiedy przypomniałam sobie swoje wrażenia z lektury Cieni nad rzeką Hudson to Sztukmistrz wypada na ich tle słabiej. Nie mniej wart jest lektury. 

Recenzja po raz pierwszy została zamieszczona na moim blogu Moje podróże 

 

czwartek, 11 listopada 2021

Arnold Bennett, Duch.


 
Ten, kto lubi klasyczne wiktoriańskie powieści powinien być zadowolony. Na rynku wydawniczym ukazała się powieść Arnolda Bennetta (1867-1931) zatytułowana Duch. Po raz pierwszy była wydana w 1907 r. To jedna z jego teatralnych fantazji na temat współczesnych sobie czasów. To ludzkie życie, charakter i relacje były głównymi zainteresowaniami Bennetta jako pisarza. Jego różnorodny dorobek obejmuje ponad 30 powieści oraz opowiadania, sztuki teatralne, poezję, publicystykę, a nawet libretta. W swoim czasie porównywano go do Dickensa pod względem popularności. Posiadał zdolność do tworzenia nie tylko realistycznych i naturalistycznych powieści, udoskonalonych w portretach prowincjonalnego angielskiego życia osadzonych w scenerii Staffordshire z jego dzieciństwa, ale także bardziej sensacyjnych, nadprzyrodzonych opowieści, napisanych po przeprowadzce do Londynu.
 
Carl Foster jest młodym, angielskim lekarzem, który przyjeżdża do Londynu. Pewnego dnia spotyka dawno niewidzianego kuzyna, który wprowadza go do wspaniałego świata opery. Gdy jeden z największych śpiewaków, Signor Alresca, ulega wypadkowi na scenie, Carl zostaje wezwany do jego opieki. Młodzieniec szybko zakochuje się w pięknej sopranistce, Rosetcie Rosie. Gwiazda opery ma głos anioła i roztacza wokół siebie swoisty czar, toteż podążają za nią kłopoty. Ulega mu również Carl, choć wkrótce zaczynają go dręczyć tajemnicze i niczym niewyjaśnione zdarzenia. Dodatkowo zaczyna też dostrzegać widmową postać. Kiedy w niewyjaśnionych okolicznościach umiera inny wielbiciel Rosy, Carl zaczyna zastanawiać się, czy jego zauroczenie kobietą nie sprowadzi na niego nieszczęście. Carl pragnie rozwikłać zagadkę, ale czy mu się to uda?
 
Duch to pewnego rodzaju romantyczna, paranormalna powieść niż swoisty horror. Narracja w powieści jest pierwszoosobowa. Carl Foster jest młody, niedoświadczony i brak mu pewności siebie. Jest jednak wystarczająco bystry i rozsądny, gdy staje w obliczu dziwnych i niezwykłych zdarzeń. Jego miłość do Rosy wydaje się szczera. Bohater wprowadza czytelnika we wspaniały świat opery, którą Arnold Bennett wykorzystuje, aby tchnąć w historię poczucie tajemnicy i niebezpieczeństwa. Opera jest także świetną wymówką dla Carla do podróżowania po całej Europie. Mamy tu sceny z Paryża, Londynu i Brugii. Rozwój relacji między Carlem i Rosą jest porywający, ale ostateczne ujawnienie motywów ducha jest jednak mało satysfakcjonujące. To jednak powieść, w której ciekawie zostały połączone romantyczny wątek miłosny z klimatem gotyckiej grozy. Warto.
 
 
 
Arnold Bennett, Duch, wydawnictwo Zysk i S-ka, wydanie 2021, tytuł oryginalny: The Ghost, tłumaczenie: Jerzy Łoziński, okładka twarda, stron 264.