niedziela, 27 maja 2012
Cudzoziemka Maria Kuncewiczowa
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Rok wydania 2005, ilość stron 224
Od chwili przystąpienia do Wyzwania Marzec z Marią i przeczytania u Lirael jej zachwytów nad twórczością Kuncewiczowej i ja poszukiwałam takiej książki, która poruszy we mnie jakieś czułe struny, która porwie tak bezwarunkowo i do końca, która sprawi, że powiem to jest TO. Po nazbyt moim zdaniem metaforycznej Twarzy mężczyzny, po ciekawym Tristanie 1946, po dobrych Przezroczach trafiłam w końcu na Moją Kuncewiczową. Ta książka wciągnęła mnie od pierwszej strony i myślę, że zapadnie w mojej pamięci na długo.
A wszystko to za sprawę głównej bohaterki - Róży. Cóż to za wyśmienity portret psychologiczny kobiety nieszczęśliwej, niespełnionej, zawiedzionej, kobiety niekochanej i niepotrafiącej kochać, kobiety irytującej, ziejącej jadem nienawiści do wszystkich i wszystkiego poza muzyką.
Róża nie wzbudza uczucia sympatii, przeciwnie Róża irytuje. Zawsze interesowało mnie skąd się bierze taka zajadłość i nienawiść do życia w tych pozornie miłych i cudownych kobietach. Jakie nieszczęście sprawia, że wrażliwa kobieta (w tym przypadku utalentowana artystka, kobieta wielu zalet i umiejętności) zamienia w piekło życie męża, dzieci i swoje własne.
Czy coś usprawiedliwia Różę w jej nienawiści do męża, że okazał się nie być NIM (wyidealizowanym niedoszłym kochankiem), do dzieci, że nie są JEGO dziećmi (i tak bardzo przypominają ojca), do ludzi wokół, że nie potrafią zrozumieć kobiety, artystki, cudzoziemki, do świata wreszcie, że nie tańczy tak, jak mu ona zagra. Róża, jako młoda dziewczyna przeżyła trzy „tragedie”. Musiała opuścić ziemię, na której się urodziła i gdzie spędziła młode lata, została opuszczona przez młodzieńca, w którym ulokowała pierwsze uczucia, została zawiedziona przez nieodpowiedzialnego nauczyciela muzyki, który złamał jej artystyczną karierę. Czy to dużo? Dla młodej, wrażliwej osoby niemało. Ale czy to powód, dla którego można by zamienić życie w piekło? Róża postanawia odtąd żyć zemstą. Za swoje „zmarnowane życie”, za brak uczucia, za złamaną karierę dręczy wszystkich wokół, a skoro najłatwiej skrzywdzić najbliższych to oni stają się jej ofiarami.
Adam dobry, kochający, troszkę niezaradny życiowo człowiek żyje w ciągłym strachu przed każdym nowym dniem, przed gniewem, histerią, irytacją, złością, napastliwością żony, której ulubionym zajęciem wydaje się dręczenie męża, wyśmiewanie go, pogardzanie nim. Dzieci wychowywane w poczuciu winy nie potrafią wyzwolić się spod dyktatury i terroru matki. Z jednej strony się jej boją, a z drugiej pragną zasłużyć na jej aprobatę, jej miłość, Róża je zarówno przeraża, jak i fascynuje. Róża, jest jak tornado, które niszy wszystko co spotka na swojej drodze. A jej niszczycielska siła polega na tym, że najbliżsi nie są w stanie wyzwolić się spod jej wpływu nawet, jeśli zdołali założyć własne rodziny i ograniczyć kontakty do minimum. Najbardziej dramatycznym wydaje się to, iż „pozorna przemiana Róży” (uświadomienie sobie, jak bardzo skrzywdziła swoich bliskich) bardziej ich przeraża niż uspokaja. To przypomina mi strach człowieka ciężko chorego przed myślą, że mógłby wyzdrowieć, kiedy on już pogodził się z tym, że nie ma nadziei na jakąkolwiek zmianę. W tym przejawia się cały paradoks sytuacji szantażu w rodzinie; ofiary nie pragną niczego więcej, jak wyzwolenia, ale kiedy pojawia się nadzieja, że mogłoby do niego dojść one nie potrafią w to uwierzyć.
Największe wrażenie zrobiło na mnie stwierdzenie Róży „jak ja mogę umrzeć, skoro wcale jeszcze nie żyłam”. Jeśli Róża naprawdę uświadomiłaby sobie do czego doprowadziło jej postępowanie, może zrobiłoby mi się jej troszkę żal. Jednak trochę mało wiarygodne wydaje mi się zakończenie powieści.
Pomimo to książka moim zdaniem wspaniała i obok Gron gniewu Steinbecka najlepsza, jaką w tym roku przeczytałam.
Moja ocena 6/6
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jak miło patrzeć na taką ocenę! (wylazła nauczycielka jedna)Kocham Różę od lat - mimo jej kolców. Jest taka prawdziwa, taka z krwi i kości. Nie jest trudno zakochać się w idealnej istocie, ale zachwycić się wadami i zaletami, miłościami i furiami - to sztuka. W końcu mam z kim dzielić uwielbienie. To jeden z najpiękniejszych portretów w polskiej literaturze. Obok Barbary Niechcic oczywiście. No same wariatki uwielbiam:)
OdpowiedzUsuńA te wariatki przypominają pewną bliską mi osobę :)
OdpowiedzUsuń