
wtorek, 26 czerwca 2012
Pan Wołodyjowski Henryk Sienkiewicz

poniedziałek, 18 czerwca 2012
"Z legend dawnego Egiptu" Bolesław Prus
Tytuł: Z legend dawnego Egiptu
Autor: Bolesław Prus
Wydawca: Greg
Rok wydania: 2007
Liczba stron: 16
Moja ocena: 4/6
Bolesław Prus urodził się 20 sierpnia 1847 r. w Hrubieszowie. Niewielu już pamięta, że Bolesław Prus, który znany jest szeroko w Polsce i poza jej granicami, należny do najbardziej poczytnych naszych pisarzy i naprawdę nazywał się Aleksander Głowacki. Prus został wcześnie osierocony przez rodziców i był wychowywany przez krewnych. Odwiedzał gimnazjum w Kielcach, Lublinie, potem rozpoczął studia w warszawskiej Szkole Głównej. Prus już od wczesnych lat związany był z dziennikarstwem, podejmował współpracę z różnymi czasopismami, następnie rozpoczął pisać felietony oraz zajmował się innymi formami żurnalistki od publicystyki społecznej po krytykę literacką i artystyczną. Z czasem zaczął pisać nowele i powieści. Bolesław Prus zmarł 19 maja 1912 r. Pochowany jest na warszawskich Powązkach, a na nagrobku istniej napis Serce, serc.
czytaj więcej na blogu
Autor: Bolesław Prus
Wydawca: Greg
Rok wydania: 2007
Liczba stron: 16
Moja ocena: 4/6
Bolesław Prus urodził się 20 sierpnia 1847 r. w Hrubieszowie. Niewielu już pamięta, że Bolesław Prus, który znany jest szeroko w Polsce i poza jej granicami, należny do najbardziej poczytnych naszych pisarzy i naprawdę nazywał się Aleksander Głowacki. Prus został wcześnie osierocony przez rodziców i był wychowywany przez krewnych. Odwiedzał gimnazjum w Kielcach, Lublinie, potem rozpoczął studia w warszawskiej Szkole Głównej. Prus już od wczesnych lat związany był z dziennikarstwem, podejmował współpracę z różnymi czasopismami, następnie rozpoczął pisać felietony oraz zajmował się innymi formami żurnalistki od publicystyki społecznej po krytykę literacką i artystyczną. Z czasem zaczął pisać nowele i powieści. Bolesław Prus zmarł 19 maja 1912 r. Pochowany jest na warszawskich Powązkach, a na nagrobku istniej napis Serce, serc.
czytaj więcej na blogu
niedziela, 10 czerwca 2012
Trzej towarzysze Erich Maria Remarque

czwartek, 7 czerwca 2012
Przezrocza Maria Kuncewiczowa, czyli włoskie reminiscencje
Wydawnictwo Lubelskie, Rok wydania 1997. Stron 175
Książeczkę przeczytałam dzięki uprzejmości Lirael.
Przezrocza nazwała Kuncewiczowa „podróżą przez miejsca i czasy”. Ale jakie to miejsca i jakie to czasy chciałoby się powiedzieć. W okresie od 1970 do 1983 roku Włochy były areną niecodziennych wydarzeń (od porwania Aldo Moro przez Czerwone Brygady po wybór Karola Wojtyły na papieża). Przezrocza to zbiór wspomnień, z pobytów we Włoszech. Jak w kalejdoskopie przewijają się tutaj obrazki (przezrocza), w których bohaterami są ludzie, zdarzenia, natura. A wszystko to okraszone refleksją autorki na temat sytuacji społeczno-politycznej, wiary, przemijania. Pisane przez osobę stojącą u kresu drogi pełne są melancholijnej zadumy.
Obrazki Włoch, jakie wyłaniają się z kart wspomnień niewiele mają wspólnego z utrwalonym w powszechnej świadomości wizerunkiem Italii, wizerunkiem, jaki prezentują „turystom” biura podróży. Obrazki Włoch tu prezentowane są taką małą impresją na temat doświadczeń, doznań, wzruszeń, przeżyć religijnych, na temat chwil zatrzymanych w czasie, na temat ludzi żyjących we wspomnieniu, na temat wielkich zdarzeń postrzeganych przez wnikliwego obserwatora. Wnikliwego i niezwykle wrażliwego.
Przezrocza to wspomnienia niezwykle osobiste, a jednak pomimo całej melancholii i pewnego rodzaju smutku, jaki zawsze towarzyszy wspomnieniom, nie można mieć wątpliwości co do temperatury uczuć, jakie żywiła do tego niezwykłego kraju autorka. Dostrzegając absurdy życia polityczno-społecznego zachwyca się architekturą, krajobrazem, aurą i klimatem.
Jej wspomnienia koncentrują się głównie na Rzymie, bo tam spędziła gro czasu. Mnie natomiast w pamięci zapadł szczególnie pewien obrazek z Amalfi.
„W rynku wznosi się niestosowna katedra, należna jakiemuś wielkiemu placowi. Staje się przed katedrą i wzdycha; Memento Mori. Promenada nad morzem jest długa, wąska, ze skrętami na dwa mola, o które – zima była- roztrącają się z hukiem grzywiaste fale. Słodyczy szukać trzeba w prostopadłych ogródkach za murami. Do nich prowadzą serpentyny i stamtąd im wyżej- można ogląda coraz dalszy teatr morza i Czu coraz bliższy zapach wiosny. […] Szliśmy na płaską promenadę, biegnącą wzdłuż jezdni. Przed zachodem Jerzy nieodmiennie skręcał na molo, to dalsze. Tak jak ja szukałam słodyczy, tak on zdawał się szukać dramatu. Stawaliśmy na cyplu wysuniętym w żywioł, bryzgi oblewały twarze, kamienny wał pod nogami robił się wątły, prawie niematerialny, nad głowami zaczepnie krzyczały mewy, wiatr porywał czapki i włosy. Coś napastliwego zbliżało się i cofało. Teatr morza podpływał pod stopy i kusił w głąb sceny. To co się na niej działo, było większe od przyrody. Ściany, przepaście i smugi światła pod rozdartym niebem ziały przestrzenią międzyludzką. Także takich ciemnych filetów, takich płomiennych cynobrów, takich stężałych od gęstości farb, nie było mi dane nigdzie indziej oglądać. Chwilami blask wody i blask powietrza zlewały się w kipiel oderwaną od samego początku: ciemniała, rosła i stawała się chmurą.”
I muszę tu napisać, że generalnie nie jestem zwolenniczką opisów przyrody w literaturze. Zdecydowanie bardziej wolę ją w naturze, albo w malarstwie, ale czyż ten opis ustępuje najlepszym malarskim dziełom? Dla mnie to majstersztyk, jest tak plastyczny, że wyobraźnia bez trudu pozwala przenieść się do Amalfi i do tej niezapomnianej atmosfery, jaka była udziałem autorki.
Nie znalazłam w internecie dorównującej pięknem powyższemu opisowi fotografii.
Był piękny opis przyrody, a zatem dla równowagi coś z architektury:
„Barokowy kościół Jezuitów w Rzymie, jest chyba najbogatszym, jaki widziałam. Znajduje się tam, pod bocznym ołtarzem, zdobnym w oślepiające klejnoty, urna złocona Az prochami założyciela zakonu, Św. Ignacego Loyoli. Na stropie są bezcenne malowidła sławiące tryumf Jezusa. Podłoga z najdelikatniejszej mozaiki, statua św. Ignacego cała pokryta srebrem. Człowiek się czuje we wnętrzu fantastycznego pałacu, pełnego blasku i tęczy, strach zbiera czynie naruszyło się jakiegoś prześwietnego ceremoniału. Strach i dziw, że taka pyszna świątynia została ofiarowana bosonogiemu Synowi Boga i jego misjonarzowi, Ignacemu, który nauczał, pielgrzymując o żebraczym chlebie”.
To co w książce Kuncewiczowej najpiękniejsze wymyka się opisom, takie jest ulotne i nieuchwytne.
Moja ocena 5/6
środa, 6 czerwca 2012
"Zbrodnia i kara" Fiodor Dostojewski

O czym Zbrodnia i kara jest pisać chyba nie trzeba. W telegraficznym skrócie: młody (były) student Rodion Romanowicz Raskolnikow morduje, a potem musi podjąć zmagania z własną moralnością i sumieniem. Powierzchownie można rzec, że to takie psychologiczne paplanie. Owszem psychologii jest dużo, ale po pierwsze moim subiektywnym zdaniem jest zaserwowana w świetnym stylu, a po drugie Dostojewski raczy nas nie tylko przemyśleniami Raskolnikowa, ale i ciekawą fabułą.
Jeśli miałabym typować ulubioną literaturę z jakiegoś kraju to wymieniłabym dwa kraje i jednym z nich byłaby Rosja. Niewiele czytałam rosyjskich pisarzy, ale wiem na pewno, że moja miłość od pierwszego przeczytania będzie trwać nadal. Wystarczy podać jako przykład Zbrodnię i karę- spodobała mi się, i to bardzo, już od pierwszych stron i wiedziałam, że będzie to jedna z nielicznych lektur, które będą moimi ulubionymi książkami (jak na razie ta jest chyba nawet jedyna).
Prozę Dostojewskiego potrafię odczuwać wręcz całym ciałem, nie tylko umysłem. Co z tego, że teoretycznie siedzę sobie w ogródku opalając się? Jestem na petersburskich ulicach, przemykam jak cień za Rodionem. Chyba siedzę na łóżku, pod kocem, ale... czy aby na pewno? Wydaje mi się, że spaceruję z Raskolnikowem po Wyspie Wasilewskiej... Czuję skwar petersburskiego lata mimo, że leżę wieczorem w łóżku, czuję chłód nocy, mimo, że mamy letni dzień... Dostojewski pisze niezwykle sugestywnie, potrafi oddziaływać na moją wyobraźnię jak niewielu pisarzy.
Nie mam zbyt dużego porównania, także nie będę uogólniać, że piszą tak rosyjscy pisarze, ale zaobserwowałam już, że Dostojewski jak i Sołżenicyn, pisze powieści dość melancholijne, czasem brutalne, naturalistyczne. Co mnie zadziwia- pisze bardzo realistycznie, ale jeśli wplata elementy fantastyczne to są one świetnie wpasowane. I mogłabym się nad takim stylem zachwycać cały dzień! Bo go uwielbiam, czasem wręcz nie potrafię powiedzieć co takiego mi się w nim podoba, co mnie urzeka. Ktoś mógłby nie zrozumieć co takiego jest w tych "smutnych" książkach i ja na chwilę obecną niestety nie jestem w stanie tego wytłumaczyć, jak na razie pozostaję pod ich urokiem.
Jeśli chodzi zaś o to o czym traktuje powieść Dostojewskiego, czyli zbrodnię i karę, to autor serwuje nam nie lada ucztę literacką skupiając się na psychice mordercy. Choć w zasadzie nie to dostrzegłam w tej powieści. Ja zobaczyłam młodego mężczyznę, któremu burzy się cały światopogląd, a punktem zwrotnym jest tak wstrząsające wydarzenie- zbrodnia. Ciekawe są poglądy Raskolnikowa i jego motywy. W zasadzie głównym powodem jest jedno...
Chciałem się tylko poważyć, Soniu, oto jedyny powód!Pewnie powinnam potępiać Rodiona, ale Dostojewski przedstawił go w taki sposób, że nie jestem w stanie. W pewien sposób jest on mi bardzo bliski.
Oczywiście poza Rodionem jest cała masa innych ciekawych postaci... Choć to nie tak oczywiste. Wielu pisarzy traktuje drugoplanowych bohaterów trochę po macoszemu. Zapewniam, że u Dostojewskiego tak nie jest, może nie poświęca im aż tyle uwagi ile Raskolnikowowi, ale także ich charaktery są mocno i wyraźnie nakreślone.
Wydawałoby się, że autor skupia się na psychice bohaterów na rzecz akcji. Może i nie jest jakoś wyjątkowo napięta, nie ma nagłych zwrotów akcji, ale niejednokrotnie czuć dreszczyk emocji.
Mam tyle przemyśleń dotyczących tej książki! Jednak starałam się, żeby "recenzja" przybliżyła Wam jej treść czy moje odczucia co do niej ogólnie, bo inaczej bym pisała, pisała, pisała i końca by nie było widać ;)
Słowem podsumowania- Zbrodnię i karę TRZEBA przeczytać. Z "technicznego" punktu się jeszcze dowiecie na lekcjach co "rewolucyjnego" wprowadził Dostojewski, ale jeśli znajdzie się ktoś kto już opuścił liceum i jej nie przeczytał... wstyd! :P Koniecznie nadrabiać i to już!
"Saga rodu Forsyte'ów" John Galsworthy

Moja czteroletnia córka wymyśliła jakiś czas temu określenie "bajka wszyściocha", nie wymagające chyba większych tłumaczeń. "Saga rodu Forsyte'ów" to taka właśnie bajka wszyściocha dla nieco starszych obywateli.
Czego tu nie ma...
Po pierwsze - sceneria: późnowiktoriańska Wielka Brytania, wielkie imperium, nad którym jednak powoli zaczyna zachodzić słońce. Przy czym Galsworthy nie ogranicza się do opisu kiecek czy konnych powozów (choć i tych nie brakuje), próbuje także uchwycić istotę zasad, którymi kierowała się klasa średnio - wyższa. Forsyte'owie, typowi przedstawiciele swojej warstwy, bez żenady przedkładają "mieć" nad "być", jednak nie sposób ich potępiać. Ostatecznie to ich energia i optymizm zbudowały potęgę imperium królowej Wiktorii.
Po drugie - fabuła: powikłane losy licznej rodziny (nie należy się dziwić, że książka została sfilmowana), ludzkie dramaty No i dwie naczelne namiętności: miłość i nienawiść.
Po trzecie: warsztat autora. Książka ma wszystkie zalety XIX- wiecznej klasyki: celne charakterystyki postaci, staranną konstrukcję. Natomiast ujęcie tematu i problematyka są jakby bardziej współczesne. No i Galsworthy nie faszeruje swojej książki jakimiś przebrzmiałymi teoriami, stawiając na bardziej uniwersalne ludzkie dylematy. Dzięki temu książka wciąga tak, że "czyta się" niemal bez udziału świadomości czytelnika.
No cóż, jeśli kiedyś traficie w bibliotece na tak uroczy widok jak na załączonym obrazku, zalecam przetestowanie tomu nr 1.
Sama wciągnęłam "Sagę" (tomy 1-3) jedną dziurką od nosa. Niestety - z drugą cześcią "Nowoczesną komedią" (tomy 4-7) już tak dobrze mi nie poszło. No cóż, spróbuję za jakiś czas, żeby nie przedawkować:).
źródło zdjęcia
Subskrybuj:
Posty (Atom)