Emil Zola, "Lourdes", tłum. Eligia Bąkowska, PIW, 1962.
Pierwsza
część trylogii o trzech miastach jest początkiem drogi księdza Piotra
Fromet poszukującego drogi do odnalezienia wiary. A gdzie jej szukać
najlepiej, jak nie w miejscu objawienia Matki Boskiej, w miejscu
uświęconym wiarą tysięcy pielgrzymów oraz cudownymi ozdrowieniami. Zola
przed napisaniem powieści odbył pielgrzymkę do Lourdes pragnąc zrozumieć
mechanizm rządzący religijnym fanatyzmem „wiernych”. Biorę to słowo w
cudzysłów, bowiem bohaterowie powieści, poza nielicznymi wyjątkami, jak
Maria czy proboszcz Peyramale, są raczej fanatycznym zbiorowiskiem
ludzi, którzy przybyli dobić targu z Maryją (ja coś Tobie, Ty coś mnie).
Oczami
księdza Piotra (kapłana bez wiary) obserwujemy uczestników pielgrzymki i
ich opiekunów i poznajemy ich ukryte pragnienia. Biały pociąg wiezie
tych, którym medycyna odmówiła szansy na uzdrowienie. Zapełniają go
chorzy na raka, gruźlicy, suchotnicy, paralitycy, chorzy na choroby
skórne a także cierpiący na schorzenia o podłożu
neurologiczno-psychologicznym. Piotr towarzyszy przyjaciółce z
dzieciństwa sparaliżowanej Marii Guersaint, która jedzie w intencji
uzdrowienia obojga, zdając sobie sprawę z wielkiej tajemnicy księdza,
jaką jest jego brak wiary. Sceptycznie nastawiony ksiądz Piotr nie chcąc
martwić swojej przyjaciółki nie dzieli się z nią obawami o bezcelowości
podróży i przekonaniami, iż cudów nie ma. Jednakże, zasięgnąwszy opinii
kilku lekarzy zdaje sobie sprawę z tego, że silny bodziec psychiczny
może dziewczynę uleczyć. Pragnie tego głęboko nie tylko ze względu na
Marię, ale także upatrując w tym szansę na „uleczenie” własnej zbolałej
duszy targanej pomiędzy chęcią uwierzenia, a niemożnością uwierzenia. Z
jednej strony nie wierzy, ale z drugiej chce uwierzyć, z jednej strony
zakłada, że jeśli się zdarzy to, czego pragnie dla Marii, będzie to
miało naukowe uzasadnienie, a z drugiej liczy na to, że może coś drgnie w
jego sceptycznym i racjonalnym podejściu do kwestii wiary. Czy cud się
zdarzy, a jeśli tak, to, co będzie jego podłożem, głęboka wiara, wstrząs
psychiczny czy też przypadek?
Przy
okazji pielgrzymki obserwujemy zjawisko religijnego fanatyzmu,
zakłamania pątników oraz możliwości, jakie daje miejsce święte
przedsiębiorczym ojcom kościoła oraz mieszkańcom miasteczka. Autor
opisuje, jak pozbyto się z Lourdes Bernadetty, której ukazała się Matka
Boska i proboszcza-pierwszego opiekuna Lourdes. Opisuje walki, jakie
rozgrywały się pomiędzy mieszkańcami, a kościołem o podział „łupów”.
… nowe Lourdes: woźnice, sprzedawcy świec, kobiety
oferujące pokoje do wynajęcia, zaczepiające klientów przed dworcem, moc
umeblowanych domów z dyskretnymi pokojami, tłum korzystających z
zupełnej swobody księży, targane namiętnością panie pielęgniarki i
zwyczajni przechodnie pragnący zaspokoić swoje apetyty. Widział też
żądzę zarobku rozpętaną przez deszcz milionów, całe miasto w pogoni za
zyskiem, sklepy, które zmieniały ulice w bazary i zjadały się wzajemnie,
hotele, które obdzierały pielgrzymów, nie wyłączając Błękitnych Sióstr,
utrzymujących restaurację, i ojców z Groty, zbijających fortunę na
Bogu. Jakże smutna i straszna jest wizja niewinnej Bernadety, która
roznamiętnia tłumy, każe im gonić za mirażem szczęścia, kieruje ku nim
rzekę złota i doprowadza wszystko do zgnilizny! Wystarczyło, aby wionęło
tędy przesądem, aby ludzie się zbiegli, aby przypłynął pieniądz, a ten
uczciwy zakątek ziemi zdemoralizował się...
Jest
w założeniu Zoli troszkę niekonsekwencji. Bo z jednej strony przekonuje
on, iż cudów nie ma, a każde uzdrowienie da się racjonalnie uzasadnić, z
drugiej strony opisuje niewytłumaczalne przypadki uzdrowień, a jego
bohater "modli" się o cud uzdrowienia, tak jakby rozum mówił mu co
innego, a serce co innego.
Krytycy
przypisują Zoli jednostronne spojrzenie na zjawisko, jakim jest
Lourdes, stawianie po jednej stronie naiwnej wiary, zabobonu litości,
nieszczęścia, złudzenia symbolizowanego przez Marię Guersaint, po
drugiej rozumu, nauki i umiłowania prawdy, których rzecznikiem jest ks.
Piotr. Nie mogę zgodzić się z taką oceną powieści. Bowiem poza słowami
potępienia dla ludzkiej zachłanności, głupoty i fanatyzmu Zola
przedstawia także piękno i radość przeżyć, jakie daje ludziom wiara i
nadzieja, potęgę wiary (chociażby w możliwość wyzdrowienia) a także,
choć, nie na pierwszym planie, ale w tle, cichą rzeszę ludzi
bezinteresownie pomagających potrzebującym; pielęgniarzy i
wolontariuszy. A to, że jest ich zdecydowanie mniej niż tych, którzy
zwietrzyli tu szansę na bogactwo i rozgłos odzwierciedla jedynie smutną
prawdę o ludzkich ułomnościach.
Oczywiście
można się nie zgadzać z Zolą w kwestii jego światopoglądu czy
wyznawanych wartości, ale nie można mu odmówić, iż opisał zarówno
organizację ruchu pielgrzymkowego, jak i materialistyczne nastawienie
części kleru w sposób niezwykle celny i realistyczny. Nie dostrzegam w
książce ataku na wiarę, ale krytyczne spojrzenie na fanatyzm religijny i
ludzką obłudę.
Nic dziwnego, iż taki punkt widzenia spowodował umieszczenie zarówno powieści, jak i autora na indeksie ksiąg zakazanych.
Powieść
jest też kolejnym przykładem powieści naturalistycznej, czego
najlepszym przykładem jest opis „uzdrawiającej kąpieli” w wodzie, w
której pływają kawałki bandaży, płaty skóry, krwi, ropy, fragmenty
ludzkich ciał, w której zanurzano dziesiątki chorych z otartymi ranami,
wrzodami, chorobami skóry, a także nieboszczyka. Opis wywołuje dreszcz
obrzydzenia i niesmak.
Zola
napisał powieść po odbyciu dwóch pielgrzymek do Lourdes oraz
przeprowadzeniu szeregu rozmów z księżmi, organizatorami pielgrzymek i z
lekarzami, zapoznaniu się z historią Bernadety i proboszcza Peyramale, o czym szczegółowo pisze Halina Suwała w biografii Emil Zola.
A moja ocena książki jest tożsama z jej oceną 5/6
Nigdy
nie byłam w Lourdes, nie umiem opisać, jak dzisiaj wygląda tak ważne
dla milionów katolików miejsce kultu. Zapraszam natomiast na blog
Łucji-Marii, która pisze o swojej pielgrzymce do Lourdes tu
Parę refleksji na temat Lourdes snuje też nutta (klik)