Pierwsze spotkanie z prozą pisarki, którą kojarzyłam dotąd z pisarkami pokroju Mniszkówny okazało się … nijakie. Książki wysłuchałam kilka dni temu a dziś, kiedy zasiadłam do pisania, musiałam mocno wysilić pamięć, aby przypomnieć sobie zarys fabuły, o klimacie nawet nie wspominając.
Ona panna
Antonina - wychowana przez inteligentnego, bogatego, acz nieco ekscentrycznego
wuja zakochuje się bez pamięci i na zabój w klepiącym biedę, obiecującym malarzu
Janie Stankerze, który (prawdopodobnie, bowiem motywy jego działań pozostaną do
końca niewyjaśnione) licząc na posag poślubia pannę wbrew życzeniom opiekuna. Uczucie wygasa dość szybko, okazuje się, że
on ten wymarzony i wyśniony nie jest ani wymarzonym, ani nawet całkiem
zwyczajnym, nudnym małżonkiem, lecz draniem skończonym, co to na dom nie łoży,
żonę znieważa, dziecko głodem morzy, a do tego baby do domu sprowadza.
Antonina,
unosząc się honorem, wbrew namowom przyjaciół nie zgadza się zwrócić o pomoc do
wuja, bowiem małżeństwo traktuje, jak karę za nierozważną decyzję (poryw
młodości/ uczucia). I tak wciąż ucieka przed mężem tyranem, a nie mając
dokumentów (paszportu) zdana jest na życie tułacze. Antonina, gdziekolwiek się nie
pojawi, tam staje się opoką, na której wspierają się inni (zostaje najdroższą
przyjaciółką dwóch wdów, niezbędną sekretarką pewnej samotnej milionerki, przywraca
wiarę w sens życia pewnemu nieszczęśliwcowi, ratuje nieszczęsne kobiety przed
nędzą i poniewierką). Słowem wszędzie, gdzie się pojawia okazuje się „żoną
opatrzności”. I tylko sobie nie umie pomóc.
Postacie są papierowe,
niewiarygodne psychologicznie, a historia nieprzekonująca. Niemal wszyscy
bohaterowie są ludźmi pozbawionymi wad. Jeden tylko Jan jest zły. Pisarka nie wyjaśnia przyczyn, dla których Jan
męczy i dręczy swą żonę. Wydaje się, że ma on stanowić przeciwwagę dla
kryształowo dobrej Antoniny, aby czytelnik nie miał absolutnie żadnych
wątpliwości, że zaszła tu krzywda ogromna. A pozbawiona jakichkolwiek praw kobieta
w sytuacji, kiedy mąż (będący Panem i władcą) okaże się draniem jest niewolnikiem
w jego domu, bowiem nikt nie jest jej w stanie pomóc, bowiem żona ma być
posłuszna mężowi i ani władza duchowna, ani świecka nic tu nie pomogą. Tyle, że
na ten temat napisano całe mnóstwo innych, o wiele lepszych książek.
Banalne,
ckliwe i nierealne. Owszem czytało (słuchało) się gładko i nawet z
zainteresowaniem, ale uleciało z głowy zbyt szybko. Jakoś zupełnie mnie to
historyjka nie przekonała.
Być może trafiłam na słabszą Rodziewiczównę.
Być może trafiłam na słabszą Rodziewiczównę.
Moja ocena
3-/6
Jeśli miałam w planach tę autorkę, to w bardzo dalekich. Teraz mam w jeszcze dalszych. ;-)
OdpowiedzUsuń