Lata dwudzieste XX wieku. Niedawno Polska odzyskała niepodległość. Na
odludziu miał miejsce wypadek samochodowy, w którym najbardziej
ucierpiał szofer, Stefan Sawicki. Ranny trafia do pobliskiego dworu
Białozora, gdzie znajduje pomoc, opiekę i dość długą gościnę. Dwór
zamieszkuje bliższa i dalsza rodzina Białozora, ubodzy obszarnicy. Same
zabudowania są bardzo zniszczone w wyniku wojny.
W tej niezbyt długiej powieści Autorka ukazała nastroje panujące na
Polesiu po I wojnie światowej. Polityka państwa, różnice klasowe, bieda.
Wszyscy narzekają na Polskę, z wyzwoleniem której wiązali tak wielkie
nadzieje.
Rodziewiczówna stworzyła szereg charakterystycznych postaci. Mieszkańcy
dworu są kryształowi, pracowici, wręcz idealni. W przeciwieństwie do
nich stoi charakter Sawickiego, pełen uprzedzeń, zaciekłości, złości,
nietolerancji. Wszyscy są czarni lub biali, brak jakiejkolwiek nuty
psychologicznej.
Akcja powieści jest wg mnie mocno chaotyczna. Nie układa się w spójną
całość, pełna jest dziwnych przeskoków zarówno w czasie jak i
przestrzeni. Pewne wydarzenia czy opisy urywają się nagle. To mnie mocno
do tej książki zniechęciło.
Także po języku spodziewałam się dużo więcej.Zabrakło mi poetyckości, melodyjności.
Autorka zdecydowanie skupiła się na przedstawieniu polityki, nastrojów w
państwie, z czym wg mnie zupełnie nie współgra opis na okładce czy noty
wydawców, jakoby była to powieść o miłości Idy i Antoniego.
Rzeczywiście, taki wątek też jest ale na pewno nie jest wiodący.
Ogólnie spodziewałam się po tej powieści zupełnie innego klimatu. Może stąd wynikało moje rozczarowanie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz