"Z dala od zgiełku" Thomasa Hardy'ego, jak ktoś nie kojarzy to tego od słynnej Tess d'Uberwillles, już jakiś czas temu sobie nabyłam, ale, jak to zwykle z moimi nowymi nabytkami książkowymi bywa, jeszcze może długo by stało na półce i czekało na czytanie, gdyby nie lutowe wyzwanietrójki e-pik.
Z początku ten wątek walentynkowy w wyzwaniu mnie nie zachwycił, gdyż już niezbyt przepadam za romansami, no ale dobre książki z wątkiem miłosnym to przecież nie romansidła a co dopiero jak jest to powieść napisana przez takiego klasyka co Thomas Hardy.
"Z dala od zgiełku" okazało się strzałem w dziesiątkę, gdyż nie tylko wątkiem miłosnym idealnie wpasowała się w wyzwanie, ale również walentynkowym fragmentem.
W dużym skrócie można by powiedzieć o fabule powieści Hardy'ego, że gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta. Oczywiście nie dosłownie, ale mamy tu dwu starających się o rękę uroczej a równocześnie ambitnej i niezależnej młodej kobiety, Betsaby Everdene. Czarnowłosa piękność, o której Hardy, w którymś fragmencie książki pisze, że ma w jakimś sensie nawet wygląd demoniczny, nie odwzajemnia uczuć ani cierpliwie kochającego ją Gabriela Oaka, który oświadczył się jej wówczas, gdy wydawało się, że będzie w miarę zamożnym farmerem, ani statecznego farmera dzierżawcy, Boltwooda, który otrzymawszy do niej beztroski walentynkowy rozkaz "ożeń się ze mną" nagle zapałał do niej uczuciem.
Na więcej zapraszam na mój blog.
Bardzo chcę poznać tę historię! :)
OdpowiedzUsuńWydaje się fajna :)
OdpowiedzUsuń