niedziela, 8 listopada 2020

Podróże do Polski Jarosław Iwaszkiewicz

 

Po raz kolejny poznaję pisarza poprzez wspomnienia, a nie za sprawą twórczości. Poznaję, ciekawego świata, bystrego obserwatora i wrażliwego człowieka. Podróże do Polski były dla Iwaszkiewicza podróżami egzotycznymi, bowiem Polska wydawała się mu od dzieciństwa krajem dalekim i nieosiągalnym, a opowieści z tych czasów przemieniały ją w krainę wręcz baśniową. Urodzony na ukraińskiej wsi podróżował Iwaszkiewicz do Polski trzykrotnie, po raz pierwszy w 1902 roku jako dziecko, potem w latach 1911-1914, jako młodzieniec i w końcu w 1918 r. jako ukształtowany doświadczeniami rewolucji i I wojny Światowej  człowiek.

Podróże do Polski są zbiorem impresjonistycznych obrazków, wybiórczych, nie zawsze najbardziej reprezentatywnych, ale z jakichś wiadomych jedynie autorowi sentymentów ważnych dla niego.

Najwcześniejsze wspomnienia związane z pobytem kilkuletniego chłopca w Warszawie wiążą się z Filharmonią, której nowy, wspaniały, przykryty niebieskim dachem gmach mijał podczas pierwszej podróży. Z Filharmonią jego życie wiązało się wielokrotnie, przez udział w przedstawieniach, wspomnienia związane z narzeczoną, przemową na otwarciu odbudowanego budynku, czy uroczyste jubileusze. Ważną rolę na mapie podróży stanowiły też teatry; Teatr Letni w Ogrodzie Saskim czy Teatr Polski, w którym po latach wystawiano jego Lato w Nohant i inne sztuki w jego przekładzie. Kolejne uczestnictwo w ważnych wydarzeniach kulturalnych to pogrzeby wielkich pisarzy, w których uczestniczył (Sienkiewicz, Słowacki, Żeromski, Dąbrowska, Tuwim, Gojawiczyńska, Kruczkowski, Reymont). Przez wspomnienia przewija się Warszawa niszczona przez hitlerowskich barbarzyńców i odbudowywana przez nierzadko znanych pisarzowi młodych ludzi.

…. każde przejście ulicami Warszawy jest podróżą - tającą w sobie więcej wrażeń niż przemierzanie obcych, choć pięknych krajów (str.29). Duma i radość z powodu odbudowy stolicy, zaangażowania jej budowniczych, podziw dla harmonii i spójności planów, łączenia starego z nowym, dbania o detale niezachwiana wiara w głoszone po wojnie idee nie powinny dziwić, kiedy zna się biografię pisarza.

Tutaj, gdzie teraz stoi wyniosły Dom PZPR, pamiętam w 1902 roku wzniesiono pierwszy secesyjny dom w Warszawie - i chodziło się specjalnie go oglądać. Dziwiły skrzynki na kwiaty przy oknach, zdobione blaszanymi liśćmi kasztanów, powyginane oparcia balkonów. Dzisiejsza spokojna elewacja i duża przestrzeń przed Domem Partii jakże się wydają odmienne od tamtej podejrzanej nieco wiedeńskiej nowości (str. 29). Pisarz bezkrytycznie zachwyca się tempem odbudowy. W głębi obrazu przy kościele Świętej Anny rośnie czerwono mur kaplicy Loretańskiej, którą w ostatnich dniach dopiero postanowiono odbudować. Ale i ona również będzie gotowa na 22 lipca. Jeżeli dom na Mariensztacie zbudowano w 19 dni, to co znaczy jakaś tam kaplica? Furda. (str. 38)

Jedna z ilustracji, których w książce sporo (i stanowią jej dodatkowy atut) przedstawia plakat Kawiarni Pod Pikadorem, której otwarcie wyznaczono na dzień 29 listopada 1918 r. Zachęca on do odwiedzin robotników, żołnierzy, dzieci, starców, ludzi, kobiety i pisarzy dramatycznych. Obok ludzi pojawiają się jako odrębna kategoria kobiety. Na pocieszenie są jeszcze dzieci i starcy i parę grup społecznych.

W rozdziale o teatralnych podróżach powtarzając się nieco wspomina sztuki, które oglądał, aktorów i reżyserów, których nazwiska zapisały się w historii teatru (Sulimę, Zelwerowicza, Osterwę, Jaracza, Węgrzyna, Leszczyńskiego, Szyfmana), Teatr Polski wspomina z sentymentem. Oczywiście, gdy oglądałam gmach Teatru Polskiego – jeden z najładniejszych i najpraktyczniejszych gmachów teatralnych europejskich owej epoki- do głowy mi nie przychodziło, że do tego stopnia i przez tyle lat los mój będzie związany z tą sceną, że ją tak pokocham, że będę pracował przy jej odbudowie. Kto mógł myśleć o tym w roku 1913! (str. 48).

Pisząc o Chopinie i Żelazowej Woli pisze zarazem o sobie i każdym z artystów. Związek artysty z krajobrazem, który go ukształtował, jest głębszy niżby to się zdawało. Dzieciństwo i młodość zawsze kładą zasadnicze piętno na cały już potem żywot- w dziełach dojrzałego twórcy raz po raz powraca nuta, która zapada w jego serce od najwcześniejszych czasów. (str.56)

Mnie najbardziej w pamięć zapadną dwie krakowskie scenki.

Zupełnie abstrakcyjnie, jak wspomnienie snu, jak wizję teatralną widzę zawsze z tamtej epoki pochód następujący: chyba ulicę Batorego, środkiem jezdni, bo samochodów licznych wtedy nie było, kroczą Boy w letnim ubraniu, pani Zofia Żeleńska w czarnej sukni, ale z gołą głową (kobieta z gołą głową, dama w owych czasach, na ulicy!) i Witkacy wyprostowany, wyprężony jak to on zwykł chodzić, w jasnym, szarym letnim garniturze, w czarnym żałobnym toczku pani Zofii na głowie, którego czarny welon w obfitych fałdach spadał mu na plecy.

Był to dzień premiery Tumora Mózgowicza w Teatrze Słowackiego. (str. 74)

Był taki maj w Krakowie. Kto nie był w maju w Krakowie, ten  nie wie, co to jest maj. Liście i kwiaty kasztanu powpinane wszędzie w tej starej architekturze działają upajająco. Ja nie rozumiem, jak można być krakowskim studentem, jak można się tutaj uczyć, w tym pejzażu, w tej naturze. A właściwie mówiąc, tylko w Krakowie można w pełni zrozumieć, jak mogła się narodzić Lilka Pawlikowska. (str.77). Polecam Podróże do Polski, można w nich odnaleźć i czas przeszły i miejsca bliskie sercu pisarza i jego wrażliwość. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz