Jeżeli ktoś się spodziewa, że będzie to
czysto obiektywna opinia, to ostrzegam z góry, że absolutnie taka nie będzie.
A to ze względu na moje uwielbienie, zachwyt, miłość (jak zwał tak zwał) do tak zwanej klasyki literatury
popularnej. Na blogu jest mało książek z tego zakresu, a to, dlatego, że
większość pozycji przeczytana została lata cale temu i choć często do nich
zaglądam, czytam ponownie, to nie widzę sensu, aby pisać, że przeczytałam Dumę i uprzedzenie, Jane Eyre, (która
nota bene ukazała się obecnie w nowym wydaniu) czy Wichrowe wzgórza (etc.) po raz kolejny zachwyciwszy się nimi.
Mam obecnie jednak możliwość napisać o
książce pani Elizabeth Gaskell, która w końcu ukazała się na polskim rynku
wydawniczym. Mam nadzieję, że Wives and
daughteres zgodnie z zapowiedzią na okładce będę mogła również niedługo wam
zaprezentować. Z książką „Północ i Południe” miałam do czynienia po raz
pierwszy lata temu, kiedy ze słownikiem w ręku czytałam w wersji angielskiej.
Potem było wspaniałe tłumaczenie kilku kobiet, które połączyły swe siły w
niemałym trudzie. Aż w końcu przyszła kolej na jednotomowe wydanie ze Świata
Książki w tłumaczeniu Katarzyny Kwiatkowskiej, które nie powiem, ale nawet mi
się podoba. Nie mogę jednakże tego napisać o okładce, która jak na mój gust
jest po prostu badziewiasta i okropna. Chyba gorszej oprawy graficznej sobie
nie przypominam. Po za tym w ogóle porażką wydaje mi się notka na tylnej
okładce, gdzie opowiedziana została z grubsza cała historia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz