Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Pierwsze polskie wydanie z 2009 r. stron 77
Niewielka objętościowo książeczka zawiera sześć esejów, w których
autorka oprowadza czytelników po Londynie lat trzydziestych XX wieku.
Wędrówka po ulicach i wybranych miejscach pozwala na snucie refleksji na
temat trwania i przemijania. Na tło swoich obserwacji i spostrzeżeń
wybrane zostały miejsca, które dla osoby nie znającej miasta, wydawać
się mogą nietypowe. Są to londyński port, Oxford Street, Domy Carleyów i
Keatsa, Katedra Świętego Pawła i Opactwo Westminster, Parlament (Izba
Gmin) oraz domostwo typowej mieszkanki Londynu.
Każdy
z esejów stanowi wyraz miłości do świata i zdobyczy cywilizacji, do
piękna stworzonego nie tyle na „trwanie, co na przemijanie”.
Dostrzegając ciemne strony („długie
wysypiska kopcą i dymią, są schronieniem dla niezliczonych szczurów, i
porastają bujną szorstką trawą, i wydzielają drażniący piaszczysty odór
od pięćdziesięciu lat. Hałdy robią się coraz wyższe i coraz grubsze, ich
zbocza coraz bardziej urwiste od puszek, szczyty bardziej kanciaste od
popiołu, z roku na rok”.)* autorka z miłością pisze o mieście („leżący
pod nami cały Londyn. To widok fascynujący, o każdej godzinie i o
każdej porze roku. Widać Londyn, jako całość-Londyn stłoczony i
unerwiony, i zwarty z jego dominującymi kopułami, ze stróżującymi
katedrami; jego kominy i wieże; jego żurawie i gazometry; i nieustający
dym którego nigdy nie rozwiewa żadna wiosna, ani jesień”)**.
Nie
umiem ocenić, na ile dzisiejszy Londyn przypomina ten będący tłem
esejów, jednak spostrzeżenia i refleksje, jakie towarzyszą wędrówce
przez miasto są wynikiem niezwykłego daru obserwacji oraz wyrazem uczuć
pisarki w stosunku do miejsca, które pokochała. Refleksje snute przez
pisarkę mają wymiar ponadczasowy. Widoki Londynu to przewodnik bardziej
po jego mieszkańcach, niż po mieście, ale czym byłoby miasto bez jego
mieszkańców.
Dzięki
lekturze poznałam, nie tyle konkretne miejsca z ich opisem, a raczej
klimat miasta; nieco senny i nostalgiczny, poetycki, a jednocześnie nie
pozbawiony realizmu. I przyznam, że taki Londyn (cichy, refleksyjny, ba,
nawet romantyczny), jakże inny od wizji miasta, jaką karmiłam się
latami - bardzo mi się podoba.
Opactwo
jest pełne królów i królowych, diuków i książąt. Światło pada na złote
diademy i złoto nadal kryje się w fałdach uroczystych szat. Czerwienie i
żółcie nadal zdobią herby i lwy, i jednorożce. Ale pełno tu także
innych potężniejszych królów. Tu są umarli poeci, nadal zamyśleni, nadal
rozważający, nadal kwestionujący sens istnienia „Życie to żart-po
tamtej stronie podejrzenie/ Miałem, że sąd to mylny. Widzę, po tej, że
nie” śmieje się Gay. Chaucer, Spenser, Dryden i reszta wydają się
słuchać, wytężając wszystkie zmysły, podczas, gdy gładko wygolony
duchowny w czerwono-białych szatach jak spod igły intonuje po raz
milionowy nakazy Biblii.***
Teraz przyjdzie mi spróbować odnaleźć taki Londyn, jakim widziała go Wirginia Woolf.
Moja ocena 4,5/6
* str. 9 Widoki Londynu
** str. 38 tamże
***str. 47 tamże
Teraz przyjdzie mi spróbować odnaleźć taki Londyn, jakim widziała go Wirginia Woolf.
Moja ocena 4,5/6
* str. 9 Widoki Londynu
** str. 38 tamże
***str. 47 tamże
Jeszcze nic Woolf nie czytałam, ale z tą książką chętnie bym się zapoznała.)
OdpowiedzUsuńto też moje pierwsze spotkanie z W.W.
UsuńMimo, ze nie jestem fanką krótkich form, to w tym przypadku chyba jednak się skuszę :)
OdpowiedzUsuńTeż nie przepadam za krótką formą, ale czasami warto zrobić wyjątek
OdpowiedzUsuń