niedziela, 14 lipca 2013

Widoki Londynu Wirginia Woolf


Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Pierwsze polskie wydanie z 2009 r. stron 77
Niewielka objętościowo książeczka zawiera sześć esejów, w których autorka oprowadza czytelników po Londynie lat trzydziestych XX wieku. Wędrówka po ulicach i wybranych miejscach pozwala na snucie refleksji na temat trwania i przemijania. Na tło swoich obserwacji i spostrzeżeń wybrane zostały miejsca, które dla osoby nie znającej miasta, wydawać się mogą nietypowe. Są to londyński port, Oxford Street, Domy Carleyów i Keatsa, Katedra Świętego Pawła i Opactwo Westminster, Parlament (Izba Gmin) oraz domostwo typowej mieszkanki Londynu.
Każdy z esejów stanowi wyraz miłości do świata i zdobyczy cywilizacji, do piękna stworzonego nie tyle na „trwanie, co na przemijanie”.

Dostrzegając ciemne strony („długie wysypiska kopcą i dymią, są schronieniem dla niezliczonych szczurów, i porastają bujną szorstką trawą, i wydzielają drażniący piaszczysty odór od pięćdziesięciu lat. Hałdy robią się coraz wyższe i coraz grubsze, ich zbocza coraz bardziej urwiste od puszek, szczyty bardziej kanciaste od popiołu, z roku na rok”.)* autorka z miłością pisze o mieście („leżący pod nami cały Londyn. To widok fascynujący, o każdej godzinie i o każdej porze roku. Widać Londyn, jako całość-Londyn stłoczony i unerwiony, i zwarty z jego dominującymi kopułami, ze stróżującymi katedrami; jego kominy i wieże; jego żurawie i gazometry; i nieustający dym którego nigdy nie rozwiewa żadna wiosna, ani jesień”)**.

Nie umiem ocenić, na ile dzisiejszy Londyn przypomina ten będący tłem esejów, jednak spostrzeżenia i refleksje, jakie towarzyszą wędrówce przez miasto są wynikiem niezwykłego daru obserwacji oraz wyrazem uczuć pisarki w stosunku do miejsca, które pokochała. Refleksje snute przez pisarkę mają wymiar ponadczasowy. Widoki Londynu to przewodnik bardziej po jego mieszkańcach, niż po mieście, ale czym byłoby miasto bez jego mieszkańców.
Dzięki lekturze poznałam, nie tyle konkretne miejsca z ich opisem, a raczej klimat miasta; nieco senny i nostalgiczny, poetycki, a jednocześnie nie pozbawiony realizmu. I przyznam, że taki Londyn (cichy, refleksyjny, ba, nawet romantyczny), jakże inny od wizji miasta, jaką karmiłam się latami - bardzo mi się podoba. 
Opactwo jest pełne królów i królowych, diuków i książąt. Światło pada na złote diademy i złoto nadal kryje się w fałdach uroczystych szat. Czerwienie i żółcie nadal zdobią herby i lwy, i jednorożce. Ale pełno tu także innych potężniejszych królów. Tu są umarli poeci, nadal zamyśleni, nadal rozważający, nadal kwestionujący sens istnienia „Życie to żart-po tamtej stronie podejrzenie/ Miałem, że sąd to mylny. Widzę, po tej, że nie” śmieje się Gay. Chaucer, Spenser, Dryden i reszta wydają się słuchać, wytężając wszystkie zmysły, podczas, gdy gładko wygolony duchowny w czerwono-białych szatach jak spod igły intonuje po raz milionowy nakazy Biblii.***

Teraz przyjdzie mi spróbować odnaleźć taki Londyn, jakim widziała go Wirginia Woolf.

Moja ocena 4,5/6

*    str. 9 Widoki Londynu
**  str. 38 tamże
***str. 47 tamże

4 komentarze:

  1. Jeszcze nic Woolf nie czytałam, ale z tą książką chętnie bym się zapoznała.)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mimo, ze nie jestem fanką krótkich form, to w tym przypadku chyba jednak się skuszę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Też nie przepadam za krótką formą, ale czasami warto zrobić wyjątek

    OdpowiedzUsuń