Tytuł oryginalny – Salammbo
Ilość stron – 332
Wydawnictwo – Państwowy Instytut Wydawniczy
Data Wydania – 1978
Przekład – Wacław Rogowicz
Moja ocena – 7/10
Salambo to dla mnie od początku jedna wielka egzotyka. Kartagina, III w. p.n.n.e to nie jest ani mój ulubiony okres historyczny ani miejscówka, mimo to przeczytałam pod wpływem bardzo entuzjastycznej opinii Siemomysły.
Od początku uderzyło mnie pieczołowite odmalowanie przez autora świata i realiów, które są mi tak bardzo obce. Przez całą książkę miałam jednak blokującą wiadomość przepaści dzielącej mnie i te czasy, mnie i autora, a nawet autora i ten konkretny okres historyczny. To chyba sprawiło, że nie umiałam w pełni docenić tego, co miałam w ręku.
Potem zaczęłam analizować Salambo na płaszczyźnie przekazu. Zastanawiałam się, co chciał powiedzieć autor, przenosząc akcję w to konkretne miejsce i czas. Wyłoniła się z tego bardzo smutna opowieść o namiętności – takiej wyniszczającej, walce o wolność, o siebie, trochę pewnie też o ślepej wierze i fanatyzmie religijnej. Mimo to nie mogłam jakoś polubić tytułowej bohaterki, chociaż nie mam jej wiele do zarzucenia, próbowała robić, to co w jej mniemaniu było właściwe. Dużo ciekawszą postacią okazał się Matho, chociaż od początku wiedziałam, że jego starania skazane są na niepowodzenie.
Nie rezygnuję z Flauberta. Być może z Panią Bovary pójdzie mi lepiej.
Ilość stron – 332
Wydawnictwo – Państwowy Instytut Wydawniczy
Data Wydania – 1978
Przekład – Wacław Rogowicz
Moja ocena – 7/10
Salambo to dla mnie od początku jedna wielka egzotyka. Kartagina, III w. p.n.n.e to nie jest ani mój ulubiony okres historyczny ani miejscówka, mimo to przeczytałam pod wpływem bardzo entuzjastycznej opinii Siemomysły.
Od początku uderzyło mnie pieczołowite odmalowanie przez autora świata i realiów, które są mi tak bardzo obce. Przez całą książkę miałam jednak blokującą wiadomość przepaści dzielącej mnie i te czasy, mnie i autora, a nawet autora i ten konkretny okres historyczny. To chyba sprawiło, że nie umiałam w pełni docenić tego, co miałam w ręku.
Potem zaczęłam analizować Salambo na płaszczyźnie przekazu. Zastanawiałam się, co chciał powiedzieć autor, przenosząc akcję w to konkretne miejsce i czas. Wyłoniła się z tego bardzo smutna opowieść o namiętności – takiej wyniszczającej, walce o wolność, o siebie, trochę pewnie też o ślepej wierze i fanatyzmie religijnej. Mimo to nie mogłam jakoś polubić tytułowej bohaterki, chociaż nie mam jej wiele do zarzucenia, próbowała robić, to co w jej mniemaniu było właściwe. Dużo ciekawszą postacią okazał się Matho, chociaż od początku wiedziałam, że jego starania skazane są na niepowodzenie.
Nie rezygnuję z Flauberta. Być może z Panią Bovary pójdzie mi lepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz