wtorek, 12 lipca 2011

Gobseck czyli Lichwiarz Honoriusz Balzak

Po ciężkim doświadczeniu z „Kobietą trzydziestoletnią” (jakoś zalazła mi ona za skórę - oj nie lubię ja kobiet, które są wiecznie niezadowolone z życia i same niewiedzą czego chcą, takich co to i chciałaby i boi się..) sięgnęłam po kolejną powieść z cyklu „Komedia ludzka” Balzaka. Tym razem była to krótka forma liczące ok. 50 stron opowiadanie. Gobseck, a właściwie „Lichwiarz”, bo taka była pierwotna nazwa utworu został po raz pierwszy opublikowany w 1830 r.
"Gobseck" jest rodzajem opowieści w opowieści. W paryskim salonie pani de Grandlieu młody adwokat Derville opowiada historię znajomości z holenderskim lichwiarzem nazwiskiem Gobseck.
Utwór to wnikliwe studium postaci głównego bohatera. Ale jest to również studium społeczeństwa, którym rządzi pieniądz.
Holender jest postacią niezwykle złożoną. Poznajemy go, jako mrukliwego, skrytego, oddanego swemu zajęciu człowieka. Z nikim nie rozmawia, z nikim się nie spotyka, nikomu nie ufa, nikogo nie potrzebuje, a największą grozą przepełnia go myśl, iż po jego śmierci zgromadzony przezeń majątek mógłby przypaść jego spadkobiercą (kimkolwiek by oni nie byli). W miarę rozwoju sytuacji poznajemy pana Gobseck jako człowieka o sporym doświadczeniu życiowym, wnikliwym umyśle, znającego się doskonale na ludzkiej psychice, filozofa i człowieka wyznającego może dziwny, ale na swój sposób honorowy kodeks wartości (jak np. fakt obciążenia „przyjaciela” dużymi odsetkami, aby w ten sposób nie musiał czuć wdzięczności względem pożyczkodawcy). Na koniec jawi się nam ogromnym skąpcem, który woli sam stracić, niż pozwolić zyskać innym. Lichwiarz jest jakby dwoma osobami w jednej.

Więcej u mnie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz