wtorek, 12 lipca 2011
"Stara Baśń" - J.I. Kraszewski
Prapoczątków państwa polskiego nie zarejestrował żaden dziejopis. Gdyby wierzyć dokumentom wyskoczyło ono jak diabeł z pudełka w X wieku. Logika dziejów wskazuje jednak, że musiał je poprzedzić długotrwały proces formowania.
Kraszewski próbował opisać ten proces (a raczej wybrany, za to pewnie przełomowy jego epizod z IX wieku), czerpiąc z opowieści Jana Długosza, ale też dodając sporo od siebie. Ostatecznie przecież Długosz i jego poprzednicy i tak wyssali większość tych historii z palca:).
Na pozór mamy tu do czynienia z zakłóceniami na linii władca (król Popiel z dynastii Leszków) - obywatele (Polanie). Jest to jednak spór o pryncypia - jakie będą fundamenty kształtującego się państwa.
Polanie jakimś cudem wyprzedzili swój czas i mieli w swej tradycji zakorzenioną niemal oświeceniową koncepcję państwa - miało ono być emanacją potrzeb zbiorowości (a były to potrzeby głównie obronne), a suwerenem miało być plemię. W tym celu powołali instytucję knezia. Jego rola miała się ograniczać do organizowania obronności- szkolenia żołnierzy i dowodzenia na wypadek konfliktu. W trakcie pokoju władza przechodziła na rzecz wiecu - zgromadzenia obywateli.
Koncepcja Popiela była nieco inna - bliższa modelowi absolutystycznemu (Kraszewski złośliwie podpowiedział, że te dzikie pomysły przyszły z Niemiec, kneź zawdzięczał je swojej niemieckiej małżonce - Brunhildzie).
Konflikt prędzej czy później musiał wejść w fazę ostrą, a Polanie musieli rozwiązać dylemat: "Państwo dla obywatela czy obywatel dla państwa".
Zaczęłam tę notkę od strony procesu państwotwórczego, ale mam wrażenie, że najwięcej miejsca w książce poświęconej jest takiej tematyce: procesów rządzących zbiorowością, rozwiązywania konfliktów, szukania kompromisów. Rzuciły mi się w oczy zjawiska kojarzące mi się bardziej z XIX wiekiem, np. po wybuchu konfliktu natychmiast pojawia się grupa lojalistów którzy wolą go przeczekać nie narażając się władcy, gdyż alternatywne rozwiązanie może być dla nich mniej korzystne.
Te wszystkie zjawiska z pogranicza polityki i socjologii są jednak podane w formie przygodowej: roi się od szpiegów, trucizn, zasadzek, forteli...
Kostium historyczny pozwala autorowi przemycić także współczesne mu kwestie - choćby ostrzeżenie przed Niemcami - wówczas jeszcze odlegli terytorialnie, już dbali o zabezpieczenie swoich wpływów i ostro mieszali w słowiańskim kotle. Trudno się dziwić Kraszewskiemu, że tak ich przedstawił u progu Kulturkampfu.
Mam wrażenie, że z książki przebija też nostalgia za mniej skomplikowanym światem, i taką sytuacją geopolityczną, która pozwalała przezwyciężać kryzysy państwowe bez serdecznej pomocy sasiadów (lub skutecznie neutralizować tę pomoc).
Na odwieczne pytanie o aktualność książki w dzisiejszych czasach muszę odpowiedzieć twierdząco. Pytania o charakter państwa, o to czyje cele ma realizować, pojawiają się cyklicznie w każdej epoce. Czasem warto się nad nimi chwilę zastanowić.
Jeśli udało się wam doczytać tę nudną i zniechęcającą notkę, po której zamierzacie omijać "Starą Baśń" z daleka zakończę tylko informacją, że książka naprawdę nie jest taka, jak wam mogłoby się wydawać po przeczytaniu mojego tekstu. Wprost przeciwnie, to prawdziwy pageturner (czyli stronoprzewracacz), niestroniący od humoru, często czarnego (czy wiecie np. na co pomaga wyciąg z wisielca?), a do tego z nietypową historią miłosną (której bohater na potęgę szarga świętości, ale za to robi to z dużym wdziękiem).
Nie gwarantuję, że spodoba się każdemu, początkowo np. nieco przeszkadza stylizacja języka, ale myślę, że warto chociaż spróbować.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Starą baśń, czytałam już dość dawno temu i bardzo mile ją wspominam. Uważam że tą książkę po prostu trzeba przeczytać !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Ja dopiero teraz nadrobiłam zaległości:). Ale było warto. Równiez pozdrawiam:).
OdpowiedzUsuń