piątek, 29 marca 2013

"Wśród ludzi" Maksym Gorki


Wydawnictwo: Książka i Wiedza 1952

"Wśród ludzi" to autobiograficzna książka Maksyma Gorkiego, lub jak kto woli Aleksieja Pieszkowa, jedna z trzech, jakie napisał. Opisuje tu swoje lata "dojrzewania" czyli wiek 10-16 lat, kiedy to w poszukiwaniu pracy i płacy tułał się po wsiach, miastach i miasteczkach, trafiając przy okazji na różnych ludzi. Od jednych wiele się uczył, inni wywoływali z nim bunt i odrazę, kolejnym zaś współczuł. Ogólnie jednak omijał ludzi szerokim łukiem, wolał po prostu sam podążać swoją drogą. Najważniejszą osobą w jego życiu była babcia, która go wychowała i nauczyła jak żyć w zgodzie z naturą i samym sobą.

Jako młody i bystry chłopak zyskiwał uznanie u tych, którzy wiedzieli nieco więcej o świecie, byli wykształceni i rezolutni. Niejeden w przypływie dobroci chciał posłać go na nauki, lecz na obietnicach się kończyło.

Ciąg dalszy TUTAJ zapraszam gorąco!

czwartek, 21 marca 2013

Lucy Maud Montgomery, Ania z Zielonego Wzgórza.

Pierwszy raz czytałam serię o przygodach ani pożyczając książki od swojej kuzynki, a potem z biblioteki. Dopiero parę lat temu dorobiłam się własnych tomów i gdy pod sercem była Marysia, z przyjemnością wróciłam do książek Lucy Maud Montgomery. Stąd też pojawił się mój blogowy nick, specjalnie pisany przez „rr”. 

CIĄG DALSZY NA BLOGU SŁOWEM MALOWANE

wtorek, 12 marca 2013

Tortilla Flat John Steinbeck


Tortilla Flat to niewielka książeczka o grupce kumpli, których łączy niechęć do pracy oraz zamiłowanie do napojów wyskokowych. Danny, który przez przypadek stał się właścicielem małego domku zaprosił do wspólnego „gospodarstwa domowego” kilkoro przyjaciół; Pilona, Jezusa Marię, Wielkiego Joe Portugalczyka i psa Pirata. Razem tworzą oni swego rodzaju komunę. Okazuje się jednak, że i od przybytku może zaboleć głowa. Wspólne mieszkanie oraz fakt, iż jeden z kumpli posiada więcej niż inni stwarza konflikty i wywołuje brzydkie uczucia zawiści. Grupka pijaczków nazywająca się paisanos (rodakami pochodzącymi z tego samego regionu - potomkami hiszpańskich konkwistadorów mieszańcami krwi hiszpańskiej i indiańskiej) spędza dnie na wspólnym piciu wina, żywieniu się odpadkami z pobliskich restauracji, opowiadaniu sobie historyjek, uwodzeniu kobiet oraz obmyślaniu sposobów na zdobycie funduszy bez konieczności zhańbienia się pracą. Bohaterowie to nieudacznicy, cwaniaczki i drobni złodzieje, którzy wyznają swoisty kodeks honorowy, w którym dominuje poczucie współodpowiedzialności za członków grupy. Jeden za wszystkich - wszyscy za jednego. Wystąpienie przeciwko temu kodeksowi powoduje surową karę - odrzucenie. Steinbeck pod pozorem opowiedzenia historyjki grupki meneli pisze o moralności dostosowywanej do własnych potrzeb, tłumaczeniu swego postępowania dobrymi intencjami (jakże często bohaterowie tłumaczą, iż zrobili coś dla dobra innych - zabrałem mu pieniądze, bo i tak nie wiedziałby co z nimi zrobić więc wybawiłem go z kłopotu, zjadłem jego posiłek- bo mógłby mu zaszkodzić).
Steinbeck pisze w taki sposób, że nawet banalna historyjka wydaje się ciekawą. Jest tu i ironia i jest groteska i humor. Po raz kolejny wreszcie powtórzę też, że jestem pod wrażeniem prostoty przekazu. Myślę, że gdyby nie umiejętności pisarza nie przebrnęłabym przez temat, który nie jest pasjonujący.
Muszę jednak przyznać, że z czytanych przeze mnie książek tego autora ta wypadła w mojej opinii najsłabiej.

Moja ocena 4/6

Opinie do Na wschód od Edenu, Grona Gniewu, Myszy i ludzie.

sobota, 9 marca 2013

Kuzynka Bietka Honore de Balzak


Po opis na okładce, „z ostrożności” sięgnęłam dopiero po zakończeniu lektury. I jakie było moje zdziwienie, kiedy przeczytałam, że Kuzynka Bietka to mrożący krew w żyłach portret mściwej, niezamężnej chłopki, która pod maską dobroci ukrywa poczucie krzywdy, zawiść i niechęć, pragnąc za wszelką cenę zniszczyć rodzinę Hulotów, a zwłaszcza szczęście młodej i pełnej temperamentu dziewczyny.

No nie wiem, być może co innego mrozi krew w żyłach autorowi recenzji, we mnie lektura powodowała skrajne uczucia; rozbawienia nad łatwowiernością zdradzanej pani domu, chęci potrząśnięcia tą anielsko dobrą, acz beznadziejnie nudną kobietą oraz podziwu nad zdolnością wywoływania emocji u czytelnika.

Historia, acz momentami irytująca (choć może włąściwiej byłoby napisać, iż irytujący są jej bohaterowie) napisana jest w sposób lekki i intrygujący. Lektura wciąga i zaciekawia, choć jej fabuła mogłaby przypominać brazylijską telenowelę.

Do Paryża przyjeżdża uboga krewna rodziny Hulotów Elżbieta Fischer (Bietka). Zazdrosna o powodzenie kuzynki Adeliny, upokorzona swym ubóstwem, brzydotą i pogardą otoczenia, postanawia zemścić się na rodzinie swych opiekunów. Wykorzystuje do tego skłonność pana domu do płci pięknej. Pan Hulot to nieuleczalny erotoman. Lektura stanowi studium kobiety odrzuconej, która sama nie mogąc zaznać szczęścia nie tylko odmawia go innym, ale dąży do ukarania innych za swój los. Namawia w tym celu piękną kurtyzanę (Walerię Marneffe), by została kolejną kochanką męża Adeliny, a następnie, by rzuciła go na rzecz dawnego ukochanego Bietki. Akcja się zagęszcza, baron Hulot zyskuje konkurentów; poza dawnym wielbicielem Walerii - Wenezuelczykiem (przypominającym mi szekspirowskiego Otella) w roli kochanków występują teść syna i mąż córki. Pojawiają się też wątki sensacyjne; malwersacje, otrucie, ucieczka z domu. Na tle całości niczym święta męczennica unosi się Adela, zdradzana i upokarzana małżonka, która zachowuje się niczym ofiara syndromu sztokholmskiego.

Lektura stanowi połączenie powieści sensacyjnej (niezłego dreszczowca) ze studium psychologicznym. Świetnie zarysowane i zróżnicowane portrety głównych bohaterów są chyba największą zaletą tej powieści. I jak zwykle bywa, o wiele ciekawiej wypadają negatywni bohaterowie; Bietka, Waleria, czy nawet żałosne ofiary męskich rządź. Zło jest bardziej pociągające, a dobro wydaje się niesamowicie nudne. Lektura wywołała we mnie silne emocje, które sprawiały, że z chęcią kopnęłabym cnotliwą baronową w miejsce, gdzie słońce nie dociera. I właśnie w tej umiejętności budzenia emocji widzę mistrzostwo Balzaka.

Nie potrafię się oprzeć wrażeniu, iż Balzak czyni Bietkę sprawczynią rodzinnej tragedii. Przedstawia ją, jako kobietę nieszczęśliwą, ogarniętą pasją niszczenia, której źródło tkwi w odrzuceniu i osamotnieniu. Tymczasem intrygi Bietki trafiają jedynie na podatny grunt, a los rodziny Hulot, może nie tak dramatyczny i tak by się dopełnił z powodu chorobliwych namiętności pana barona i zbytniej uległości jego małżonki. Powieść jest także krytyką francuskiego społeczeństwa XIX wieku, w którym wartości materialne górują nad duchowymi. Cóż, w tej dziedzinie świat od wiek wieków nie uległ przemianie. Pisarz przez całe życie dążył do jednego, zdobycia ogromnej fortuny, więc doskonale wiedział o czym pisze.

U biografa Balzaka (Zweiga) czytałam, iż pierwowzorem Bietki miała być krewna Eweliny Hańskiej, która mimowolnie stała się pośredniczką kochanków w oszustwie. Na skutek wyrzutów sumienia spowodowanych zawiedzeniem zaufania pana Hańskiego (u którego rezydowała) panna poszła do klasztoru. Balzak czując brak sympatii panny miał się zemścić tworząc wizerunek starej panny w powieści Kuzynka Bietka. Argumentacja Zweiga brzmi dla mnie nieprzekonywająco; nie wydaje mi się, aby pobudki pisarza były tak niskie. Choć nie wykluczam, że mogę się mylić. 

Moja ocena 4,5/6

czwartek, 7 marca 2013

"Dom lalki (Nora)" Henryk Ibsen

Wyd. PIW 1985

Od bardzo dawna nie czytałam dramatu. Od bardzo dawna nie czytałam też klasyki. Ale do sięgnięcia po sztukę Ibsena skłoniły mnie jego 185 urodziny, które świętuję w ramach Jubileuszowych lektur. Szczerze przyznaję, że autor był mi do tej pory znany tylko ze słyszenia. Nie czytałam żadnej z jego lektur wyznaczonych w liceum, nie oglądałam żadnej ze sztuk w teatrze. Jednym słowem kompletny ze mnie laik w kwestii twórczości tego najsłynniejszego norweskiego dramatopisarza.

"Dom lalki" to historia młodej kobiety, żony i matki - Nory Helmer. Kochający mąż, który w końcu zdobył pracę na poziomie, służba zajmująca się domem i dziećmi, przyjaciele. Czegóż chcieć jeszcze? Szczęście w końcu zapukało do drzwi rodziny Helmer. Czy tylko są oni w stanie utrzymać je przy sobie?

Ciąg dalszy na MOIM BLOGU

Interesa familijne - J.I. Kraszewski


Powiem szczerze - miałam już dość Kraszewskiego. Najpierw podstępnie rozdałam w konkursie nagromadzone zapasy książek obyczajowych. Potem stwierdziłam, że i na historyczne nieprędko znajdę czas w najbliższej przyszłości, więc i one poszły w dobre ręce. Baba z wozu - koniom lżej. Po redukcji zapasów niemal od razu nabrałam ochoty na ponowne spotkanie z pisarzem.
Zmobilizowana husarską szarżą Anek, która w 7 dni zaprezentowała 7 książek JIK-a (Tydzień z JIK-iem) przyniosłam z biblioteki jeden z tytułów, który intrygował mnie już od czasu rozpoczęcia wyzwania a mianowicie z "Interesa familijne". Nie wiem, czy zadziałała tu długa abstynencja, czy obiektywne walory książki, dość, że pochłonęłam ją w rekordowym tempie.

W tej chwili przetacza się przez blogi akcja "czytadła na maksa". Myślę, że akurat tę książkę JIK-a spokojnie można umieścić w takim rankingu. Czyta się bez przykrości i świetnie resetuje po bardziej wymagających lekturach. W dodatku sprawia wrażenie, jakby sam autor nieźle się bawił przy pisaniu.

Czy myślicie, że single to całkiem współczesne zjawisko, które zastąpiło bardziej obciachowych "starych kawalerów" z dawnych czasów? Kraszewski udowadnia, że najprawdopodobniej jest ono stare jak świat. Skoro można było spotkać "singla w stanie czystym" w tak konserwatywnym i staroświeckim miejscu, jak Wołyń w latach 50-tych XIX-go wieku, to pewnie i w średniowieczu występowały takie egzemplarze:).
Stanisław Zawilski jest modelowym przypadkiem. Karierę zaczynał w nader stylowym miejscu - na dworze króla Stasia, ma masę pieniędzy i liczne wyrafinowane hobby. Jako człowiek światowy zajmuje się także sponsoringiem, tyle, że żadna z jego protegowanych nie jest studentką. Jedyną chmurką na horyzoncie jest fakt, że Stanisław ma już swoje lata, dobiega mianowicie dziewięćdziesiątki. I choć dzięki najnowszym osiągnięciom kosmetologii wygląda na człowieka o kilka dekad młodszego, to jednak rzeczywistość skrzeczy. Nie może już jak dawniej w pełni skorzystać z atrakcji oferowanych mu przez jego żeński personel. Co gorsza od jakiegoś czasu jego spokój zaczyna zakłócać rodzina (doprawdy bezczelność, gdy człowiek całe życie starał się nie założyć własnej). Czyżby czyhali na Stanisławowe miliony?
"Interesa familijne" zbudowane są w oparciu o schemat "gry o spadek", choć nie zawsze "łowcy" są postaciami negatywnymi. Wprowadzenie do akcji nader licznej familii Zawilskich pozwala JIK-owi wyżyć się w konstruowaniu kolejnych postaci (najbardziej podobali mi się wołyńscy Dulscy: Paweł i Julia), przedstawianiu ich motywacji i obszarów konfliktu. A ostateczna treść testamentu powinna zaskoczyć nie tylko spadkobierców, ale i czytelnika.
Słowem- ponowne spotkanie z Kraszewskim uważam za całkiem udane:).

środa, 6 marca 2013

Niedobitowski z granicznego bastionu - Maria Rodziewiczówna

Jakiś czas temu brałam udział w wyzwaniu czytelniczym, jednym z zadań była lektura książki z kategorii "babskie czytadło". Cóż może lepiej pasować do tej kategorii niż książka Marii Rodziewiczówny? tytuł "Niedobitowski z granicznego bastionu" ma wprawdzie zabarwienie lekko militarne, kto jednak przeszkadza umieścić w takim bastionie jakas kresową dziewicę i rozkręcić akcję romansową?
Nic z tego. "Niedobitowski" to pamflet polityczny i to w dodatku ostry jak brzytwa. Ci, którzy wzdychają za złotymi czasami Drugiej Rzeczypospolitej będą mocno zdziwieni.
Rzecz dotyczy sytuacji kresowych ziemian - uważanych za ostoję polskości na tamtych terenach Rzeczypospolitej. Skończyły się czasy caratu, w przeszłość odeszła wojna polsko-bolszewicka, jednak ziemianie, zamiast cieszyć się powszechnym szacunkiem słyszą zewsząd uwagi "chcieliście Polski - no to ją macie" i uważani są za krańcowych frajerów. Dlaczego? Zachęcam do sprawdzenia w książce.
Bardzo to gorzka krytyka czasów, które obecnie uważane są za raj utracony.

Zaklęta księżniczka - J.I. Kraszewski

To była szybka piłka: doskonała recenzja Lirael, a potem krótki spacer po bibliotece, gdzie odkryłam "Księżniczkę" na zupełnie niewłaściwej półce. Cóż było robić, zabrałam niebożę do domu, gdzie niebacznie zaczęłam ją od razu czytać. Dobrze, że nie w wannie, gdyż by mi woda wystygła. To chyba pierwszy (albo pierwszy od czasów "Serafiny" i "Panicza") JIK, którego przeczytałam niemalże a jednym posiedzeniem. Wciąga mocno i oferuje czytelnikowi całą gamę emocji: uśmiechnąć się tu można nie raz, a pod koniec nawet może się łza w oku zakręcić.Doskonale wyważone ingrediencje tej potrawy to: nieco szemrana pensja dla panien i jej pracownicy, sierota niewiadomego pochodzenia, która o dziwo nie jest wkurzającą niunią, jej dwaj zalotnicy (jeden głupi jak but, drugi nie tak bardzo), kostyczny adwokat - strażnik sekretu. W tle zaś majaczy wieża kościoła Dominikanów na ulicy Freta w Warszawie.
"Zaklęta księżniczka" to oldskul z najgłębszych otchłani odlskulu, ale warto skoczyć na główkę do tego przerębla. Czytelnik wypłynie zeń odświeżony i gotowy na nowe wyzwania.

poniedziałek, 4 marca 2013

"Nędznicy" Victor Hugo



Kocham, po prostu kocham musical Les Miserables. Nakręcona niedawno ekranizacja była dla mnie wspaniałą okazją do przeżycia tego jeszcze raz w nowej wersji. Jak łatwo można się domyślić, popędziłam do kina zaraz po polskiej premierze. Z seansu wyszłam z twardym postanowieniem, że jak najszybciej przeczytam powieść. Bo to naprawdę przesada ekscytować się historią już od kilku lat, widzieć parę wersji musicalu i jedną zwyczajną ekranizację (tę z Depardieu i Malkovichem) i przy tym nie znać książki!

Bolesny to targ. Dusza za kawałek chleba. Nędza sprzedaje, społeczeństwo kupuje.

Ta monumentalna powieść jest przede wszystkim rozpaczliwym, przejmującym zwróceniem uwagi na nędzę społeczną, na biedę przeważającej części ludności Francji w XIX wieku, na godność ludzką, która w Nędznikach jest wciąż pogwałcana.

CZYTAJ DALEJ