Jest to chyba największe moje tegoroczne rozczarowanie czytelnicze.
Niestety, nie podobało mi się. Ani trochę. No, może przesadzam - skoro
przeczytałam tę powieść do końca, to znaczy, że jednak coś tam mnie
zainteresowało. Ale mimo wszystko liczyłam na wiele więcej!
Myślę, że nie warto opisywać tu fabuły - przecież wszyscy ją znają!
Nawet ja słyszałam o tej historii odrobinkę, a to wystarczyło właściwie,
żeby poznać całą treść. Otóż - tu pewnie narażę się na tęgie baty od
wielbicieli "Anny Kareniny", ale trudno - jest to powieść o niczym.
Powieść, jakich tysiące, z tym jednym wielkim minusem, że ciągnie się w
nieskończoność i nie dawkuje żadnych emocji. Właściwie brak tu emocji,
przynajmniej we mnie żadnych nie wzbudziła (oprócz żalu, że tyle
miesięcy czytania poszło na marne). Zastanawia mnie jedno - skąd ten
tytuł? Historia Anny Kareniny rozpoczyna się około setnej strony i
kończy na kilkadziesiąt stron przed końcem powieści, więc człowiek
właściwie zdążył o niej zapomnieć nim dobrnął do ostatniej linijki.
Tym razem postanowiłam napisać nietypową notkę, ponieważ niewiele
pamiętam z pierwszej części powieści, a pozostały tylko mgliste wrażenia
i skojarzenia. Podzielę się więc z wami tym, co mi się podobało i tym,
co nie przypadło mi do gustu :)
Ciąg dalszy TUTAJ :) zapraszam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz