piątek, 13 czerwca 2014
Młyn nad Flossą - George Eliot
Połowa autobiograficzna, przesycona angielskim humorem i nawet przyjemna, druga - trochę mniej:). Wszystko dlatego, że Eliot podobno nie była obdarzona bogatą wyobraźnią, potrafiła pisać porywająco tylko o tym, co dobrze znała. W część drugiej bohaterka - dziewczynka o wielkiej inteligencji "książkowej" i znikomym sprycie życiowym, staje się niestety żywą ilustracją jakichś wymyślonych konfliktów między obowiązkiem i uczuciem. To już akurat jest ciekawe raczej jako ilustracja dylematów epoki:). Całość można przeczytać, choć niekoniecznie od deski do deski.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Angielski humor nie dla mnie ;) Po twojej ocenie widzę, że nie koniecznie należy rozglądać się za tą lekturą.
OdpowiedzUsuńJeśli nie od deski do deski to znaczy, że szkoda czasu. Trudno - chociaż okładka ładna :)
OdpowiedzUsuńKasia, Tirindeth - fakt, mam raczej mieszane uczucia, co do tej książki.
UsuńAle przynajmniej wiem, ze nei sięgnę po nic poza "Miasteczkiem Middlemarch" tej autorki, reszta jest podobno też wyssana z palca i przekombinowana.