czwartek, 17 września 2020
Nad Niemnem Eliza Orzeszkowa
niedziela, 13 września 2020
Całę życie biedna Józef Ignacy Kraszewski
sobota, 12 września 2020
Zdobycz Emil Zola
Salon Napoleona III w Luwrze |
piątek, 11 września 2020
Anna Karenina Lew Tołstoj
Malowany welon - S.W. Maugham
"Malowany welon" to nie romans opowiadający o trójkącie małżeńskim lecz dramat obyczajowy o podłożu psychologicznym, w którym całą historię opowiedzianą w książce poznajemy z punktu widzenia jej bohaterki. Pozostałe postaci poznajemy przez pryzmat jej odczuć i ocen. Kitty nie darzy uczuciem ani swoich rodziców, ani młodszej siostry a mąż jej jest obojętny, i jak sama przyznaje nie wie dlaczego nie może go pokochać. Jako próżna egoistka kieruje się wyłącznie swoimi uczuciami i swoim dobrem, nie potrafi być wierna, ale nawet uczciwa wobec męża co w efekcie doprowadza do podjęcia przez niego dramatycznej decyzji, a ta kończy się jego śmiercią, śmiercią, której ona wprawdzie nie chce, ale która mimo wszystko daje jej nadzieję, że jej przyszłe życie ułoży się pogodniej, gdyż wspólne życie nie dałoby im szczęścia.
Dla Kitty, której wychowanie, jakie wyniosła z domu, zdeterminowało jej niewłaściwą postawę wobec życia pobyt w ekstremalnie trudnych warunkach staje się szkołą prawdziwego życia, życia, które wyłania się zza "malowanej zasłony " jej życia poprzedniego. Zaczyna dostrzegać coś więcej niż czubek swojego nosa, dostrzega świat wokół siebie, to co się wokół niej dzieje, a z czasem dokonuje się w niej diametralna przemiana, która pozwala jej spojrzeć z nadzieją w przyszłość mimo, iż przyjdzie jej samotnie wychowywać dziecko.Świadczy o tym decyzja jaką podejmuje po powrocie do Londynu jako osoba zupełnie inna niż ta, która go opuszczała.
Przypadł mi do gustu styl jakim Maugham napisał '"Malowany welon" i sposób w jaki przedstawił rozwój emocjonalny i duchowy bohaterki swej powieści. Uważam, że ta książka mimo, iż napisana w pierwszej połowie XX wieku nie straciła nic na swej świeżości i warta jest czytania również dzisiaj.
Czytaj dalej>>>>
środa, 9 września 2020
Honolulu - Somerset W. Maugham
Moje zainteresowanie prozą W. Somerseta Maughama zaczęło się wraz z przeczytaniem jego "Malowanego welonu", o którym pisałam na blogu kilka lat temu. A zaowocowało to zakupem jego trzech kolejnych książek, w tym tego, wydanego w 1958 roku, zbioru nowel. To wydanie, co sobie cenię w starych wydaniach książek, opatrzone jest przedmową pisarza, z której dowiedziałam się, że Maugham zaczął swą karierę pisarską od nowel, ale niestety nie miały one wzięcia u wydawców aż do czasu, gdy już uzyskał pewną sławę jako pisarz. Pisywał je jednak już teraz sporadycznie do czasopism, by z czasem, gdy pochłonęło go pisanie dramatów, zaprzestać przez długie lata uprawiać tą dziedzinę literacką, do której powrócił już jako uznany dramaturg i autor powieści " W niewoli uczuć".
Książka p.t. "Honolulu" jest owocem podróży Maughama po morzach południowych, którą odbył w latach dwudziestych ubiegłego wieku, po dłuższej chorobie. Obserwacja życia na wyspach Samoa, zupełnie innego niż znał i doświadczył wcześniej oraz poznane tam nieznane mu do tej pory typy ludzkie, jak pisze we wstępie, sprawiły, że tematy do nowel nasuwały mu się jeden po drugim. A robione notatki, w których zamieszczał charakterystyki poznanych ludzi i miejscowości w parę lat później stały się bazą dla nowel, które składają się na tę książkę, którą przeczytałam z dużym zainteresowaniem i przyjemnością.
W zbiorze nowel opatrzonych polskim tytułem "Honolulu" W.Somerset Maugham zawarł osiem świetnie napisanych i niezwykle ciekawych nowel ukazujących życie Europejczyków w początkach ubiegłego wieku, którzy z różnych przyczyn osiedlili się na Samoa a w tym często by w ciepłym oceanicznym klimacie podratować swoje słabe zdrowie. Bohaterami tych nowel są głównie mężczyźni, często uwikłani w toksyczne i nie mające dobrych rokowań związki a nawet małżeństwa z tubylczymi kobietami. Mamy tu do czynienia z całą galerią charakterystycznych, barwnych postaci o prawych naturach, jak i mrocznych charakterach. Bywa, że między takimi właśnie bohaterami dochodzi do zgrzytów a nawet konfrontacji. Maugham w kapitalny sposób obnaża w swych opowiadaniach ludzkie słabości i przywary, które w połączeniu z różnego rodzaju namiętnościami często doprowadzają w historiach przez niego opowiedzianych do dramatów. A to wszystko dzieje się w egzotycznym polinezyjskim klimacie i w otoczeniu, w którym trudno się oprzeć pięknu i zmysłowości tubylczych kobiet przy czym związek z taką kobietą działa jak obosieczny miecz: z jednej strony narzucając liczną rodzinę ukochanej a z drugiej wykluczając z własnego środowiska.
"Honolulu" to pierwszorzędna literatura i znakomita lektura, która wciąga intrygującą fabułą każdej z nowel i pociąga bogactwem portretów, jak i przeżyć ludzkich w nich przedstawionych oraz oczywiście egzotyką.
wtorek, 8 września 2020
Ania ze Złotego Brzegu - Lucy Maud Montgomery.
Evelyn Nesbit, której urodą obdarzyła autorka Anię Shirley |
Nie zawiera on niestety dwu tomów, a mianowicie :
"Ani ze Złotego Brzegu" i "Ani z Szumiących Topoli", o których dowiedziałam się znacznie później i dlatego ich nie czytałam. Po prostu minął na nie czas.
I tak by pewno zostało, gdyby nie sardegna i jej październikowe wyzwanie .
Jednym z etapów wyzwania miał być autor naszego z dzieciństwa . Zastanawiałam się, zastanawiałam, nawet zaczęłam czytać "Emilka dojrzewa " tej samej autorki, ale jakoś mi nie szło i wtedy mój wzrok szczęśliwie się zatrzymał na tym tomiku wydanym przez Naszą Księgarnię w 1989 roku, ale już niestety bez takiej staranności jaka towarzyszyła poprzednim wydaniom.
I tak znów powróciłam na wyspę Świętego Edwarda, tym razem do Glen, w którym Ania i Gilbert mieszkają w domu nazwanym przez Anię Złotym Brzegiem. Wróciłam, by wejść na chwilę w życie Ani i jej rodziny. Ania ma piątkę dzieci z czego czwórka przyszła na świat już Złotym Brzegu i właśnie rodzina powiększa się o szóste, dziewczynkę, Bertę Marillę, nazywaną Rillą.
Rozkoszuję się klimatem Złotego Brzegu stworzonym przez Anię i Zuzannę jej pomoc domową, w którym pachnie ciastem i chlebem pieczonym przez Zuzannę, która jest traktowana nie jak służąca lecz jak domownik. Rozkoszuję się również ciepłem domowego ogniska, w którym wszyscy się kochają i starają się jak mogą życzliwie traktować nawet niezbyt mile widzianą a wiecznie niezadowoloną i zrzędną ciotkę Gilberta, Marię Blythe. Przyglądam się jak dorastają dzieci Ani, jak się zmieniają z wiekiem, jak przeżywają różne smutki i radości, jakie zawierają znajomości i czego doświadczają w związku z wchodzeniem w świat szkoły i nowych znajomych. Złoty Brzeg to oaza radości i miłości, chociaż czasem zakłócona troskami i smutkami, jak to w życiu bywa, w której jest miejsce również dla ulubieńców domowników, jakimi są kot , Odrobinek, i kos powracający tu co roku. Przysłuchuję się plotkom i ploteczkom rozsiewanym przez krąg znajomych Ani pań, dotyczących żywotnych spraw społeczności, czyli tego kto umarł, kto się urodził i jaka para ma się ku sobie, a jaka się zaręczyła. Przeżywam również z Anią jej smutek wynikający z chwilowym zwątpieniem w miłość wiecznie zapracowanego męża.
Z dużą przyjemnością przeczytałam kolejną książkę o Ani napisaną przez Lucy Maud Montgomery i zapraszam wszystkie osoby o romantycznej duszy do odwiedzenia Złotego Brzegu w Glen na wyspie Świętego Edwarda.
Błękitny zamek - Lucy Maud Montgomery
Czytałam tę książkę z dużą przyjemnością i niesłabnącym zainteresowaniem.
Taką literaturą można cieszyć się bez względu na posiadany wiek.
Gdańskie wspomnienia młodości Johanna Schopenhauer
Ulica Św.Ducha od strony bramy wiodącej na Długie Pobrzeże |
Nazwisko
Schopenhauer kojarzymy raczej z niemieckim filozofem, niż z literaturą,
tymczasem zarówno Johanna - matka Artura, jak i jego siostra Adela
parały się literaturą. Urodzona w Gdańsku Johanna po zajęciu miasta
przez Prusy wyemigrowała do Hamburga, a po śmierci męża osiadła w
Weimarze i tam prowadziła salonik literacko - artystyczny. Przyjaźniła
się z Goethem. W Polsce znana jest z napisanych pod koniec życia
wspomnień, w których z nostalgią wspomina miasto swego urodzenia.
Zazwyczaj
zbyt późno spostrzegamy wszystko, czym nas natura szczodrze obdarza. ….
Czym dla Szwajcara Alpy z korzennym zapachem ziół, tym dla nas
urodzonych nad brzegiem morza, jego świeży powiew, widok wiecznie
poruszającej się, niezmierzonej przestrzeni i niemilknący szum fal. Z
dla od morza nie opuszcza nas tęsknota. (str. 53-54).
Dobiegająca
kresu ziemskiej podróży wspomina pisarka miasto swego urodzenia z jego
architekturą, mieszkańcami, obyczajami. We wspomnieniach z lat
dziecięcych Gdańsk jawił się jako dobrze prosperujące hanzeatyckie
miasto z bogatym mieszczaństwem, które zaczęło podupadać z chwilą I
rozbioru. Urodzona w Kamienicy pod żółwiem przy ulicy Świętego Ducha
maluje otoczenie w jasnych barwach. Bo
przecież … temu co bolesne, czas przytępił raniące kolce….. natomiast
dni szczęśliwe, zwłaszcza te z lat dziecinnych, zjawiają się nam w
rozjaśnionej, wszystko upiększającej, słonecznej dali. (str.8).
Ul. Świętego Ducha od strony Kościoła Mariackiego |
Jak większość gdańskich kamieniczek, tak i ta wyposażona była w przedproże, ten rodzaj zwieńczenia budynku, jakiego nie spotka się nigdzie indziej w Polsce, a i rzadko w Europie.
Nie można nazywać tych przedproży balkonami. Są to raczej przestronne, dosyć szerokie tarasy, wyłożone wielkimi płytami kamiennymi, ciągnące się wzdłuż fasad domów. Prowadzą do nich szerokie wygodne schody, a kamienne ogrodzenia zabezpieczają od ulicy. Pomiędzy przylegającymi do siebie przedprożami sąsiadujących domów wznoszą się przymurki cztery do pięciu stóp wysokie, stanowiące ich rozgraniczenie. Na tych przymurkach spoczywają w kamiennych korytach rury blaszane, zbierające z dachów wodę deszczową, wypływającą na zewnątrz przez paszcze ogromnych, nieraz prawdziwie artystycznie wykutych z kamienia głów delfinów lub wielorybów. (str.30). Były one wymarzonym placem zabaw dla dzieci, gdzie mogły bezpiecznie przebywać pod okiem matek szyjących, czy haftujących w oknach. Autorka podkreśla wielonarodowość Gdańska, w którym przeważali Polacy, Żydzi i Niemcy, ale odwiedzali je chętnie Rosjanie, Anglicy i inne nacje wspomina pewnego Murzyna, który służył a także jego liberalizm wyznaniowy, protestanci sąsiadowali z katolikami, czasami nawet w tej samej świątyni. Sama Johanna była Niemką, posługiwała się językiem niemieckim, a Gdańsk będący do czasu II rozbioru miastem polskim uważała za swoje miasto ojczyste.
W moim mieście rodzinnym, wyznającym religię luterańską, panowała całkowita swoboda wyznania. Pochodzący z Holandii, przeważnie bardzo zamożni menonici … posiadali swoje domy modlitwy, a nieuczeni wyznawcy tej wiary … sprawowali obowiązku kaznodziei i budowali swych wyznawców w serdecznych niedzielnych kazaniach.
Katolicy posiadali żeńskie i męskie klasztory, bez żadnych ograniczeń, jak gdyby żyli w kraju katolickim. Musieli się jedynie zrzec zaszczytnych stanowisk, jak wszyscy ci, którzy nie wyznawali wiary luterańskiej. Nie mogli być nawet nocnymi stróżami.
A jednak papież wykonywał w naszym luterańskim wolnym mieście z dawna wprowadzoną, ale jednak w naszych czasach niepojętą władzę. Nie dość, że pozostający w zbyt bliskim pokrewieństwie protestanci musieli się starać o otrzymanie dyspensy na ślub w rzymskiej Stolicy Apostolskiej, to w środku miasta mieszkał z tytułem oficjała, ktoś w rodzaju nuncjusza papieskiego. …. Udzielał on zakochanym parom, czy to protestanckiego, czy katolickiego wyznania- kościelnego błogosławieństwa w przyległej do swego mieszkania kaplicy królewskiej bez rodzicielskiego pozwolenia i bez oficjalnego wywoływania zapowiedzi. (str. 78)
Gdańsk był też miastem przeciwstawień, gdzie bogaty odziany w malowniczy i wspaniały strój narodowy Polaków pan napotykał nędznych obdartusów odzianych w spodnie i kabat z najgrubszego, niebieskiego płótna, podwiązanego krajką, przy których galernik z Tulonu wyglądał niczym dandys.
Przedproża ul. Długi Targ |
Sielskie dzieciństwo zakłócone zostało niezrozumiałym dla niej wydarzeniem, a był nim I rozbiór Polski, w którym szczególną rolę odegrały Prusy. Tak wspomina, dzień, w którym rodzice dowiedzieli się o decyzji zaborców.
Tego poranku spadło nieszczęście jak wampir na moje miasto rodzinne, przeznaczone na zagładę, i wysysało z niego szpik przez długie lata aż do zupełnego wyniszczenia! Podział Polski postanowiony w Rosji w 1772 roku, został przeprowadzony niezwykle szybko, a chociaż Wolne Miasto Gdańsk, tylko z zastrzeżeniem pozostawało pod polską opieką, to jednakowoż nadzwyczaj ważna część została mu odjęta. Straszliwa ironia losu wykluczyła je przy grabieży najbliższego otoczenia. Również jakby na urągowisko pozostawiono wolnemu, niegdyś potężnemu miastu hanzeatyckiemu z dawna nadany republikański ustrój, zamykając równocześnie źródło dobrobytu, który stale się kurczył. Na krótki czas pozostały jeszcze tylko pozory życia, zanikające nieuchronnie z każdym dniem. (str.100-101). Zarówno rodzice Johanny, jak i później jej małżonek byli zwolennikami polskich rządów w mieście.
Przedproża na Św. Ducha |
Poza rozdziałem W pruskim potrzasku i kilkukrotnym wspomnieniem dewastującej miasto polityki zaborcy Johanna opisuje swoje dzieciństwo i młodość, zajęcia dorastającej panny z dobrego mieszczańskiego domu, modę, architekturę czy zwyczaje panujące w XVIII wiecznym Gdańsku.
Buty noszono jedynie w czasach niepogody. Nawet najstarsi mężczyźni chodzili codziennie w trzewikach i jedwabnych pończochach bez obawy zaziębienia. Pokazywanie się w butach w towarzystwie pań byłoby brakiem dobrego tonu. (str. 211)
Zabawne było, jak fantazja matek miała szerokie pole do popisu, jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny synów. Córki ubierano z pewną odmianą panującej mody, ale synowie biegali do szóstego lub siódmego roku życia przebrani cudacznie po karnawałowemu. …. Najbardziej noszony był polski strój narodowy i dla chłopców najwygodniejszy, jeśli tylko nie wpadano na pomysł przebrania sześcioletnich chłopaków za starostów. Istnieli jeszcze miniaturowi husarze, mali Chińczycy, Węgrzy, Tyrolczycy. Dwój spośród moich krewnych wyróżniało się strojem. Jeden jako holenderski marynarz, drugi przebrany za wielkiego sułtana. (str. 211)
Dla mnie, Gdańszczanki z urodzenia, lektura była podróżą w czasie przebytą znajomymi uliczkami. Dużą zaletą książki są ilustracje w przeważającej mierze autorstwa Daniela Chodowieckiego, gdańskiego polsko-niemieckiego malarza i rysownika, a także przypisy Tadeusza Kruszyńskiego (tłumacza). To one pozwoliły zlokalizować miejsca, po których poruszała się Johanna. Dzięki nim kościół Szarych Zakonników okazał się bliskim memu sercu Kościołem Św. Trójcy, do którego uczęszczałam jako młode dziewczę. Ciekawy jest opis spowiedzi, którą odbywało się w specjalnie do tego przeznaczonym pokoju, zwanym izbą pocieszenia. Do pokoju tego stały całe zastępy ludzi skromniejszych stanów, czekające nieraz długie godziny, aby za groszową daninę odbyć spowiedź i otrzymać rozgrzeszenie.
Daniel Chodowiecki Ulica Długa (dziś bez przedproży i drzew - przez to wydaje się szersza) |
Zostali
odsunięci, bo drzwi otworzyły się dla nas trojga. Nasz duszpasterz
siedział jak na tronie w miękkim, wygodnym krześle. Przyklękając na
stojącym przed nim klęczniku, odmówiliśmy naszą spowiedź. Ojciec mój
ujął ją w krótkie, węzłowate słowa, matka wybrała wiersz z pieśni
kościelnej, a ja urywek z Ody Gellerta. (str. 162)
Pobożny
nastrój, z którym wstępowałam do Izby pocieczenia, ku memu żalowi
zniknął prawie zupełnie, bo choć byłam młoda, to jednak nasuwała mi się
wątpliwość, co do słuszności i skuteczności tej uroczyście zakrojonej
ceremonii. Przy silnie wpojonym przekonaniu, że wobec Boga wszyscy są
równi, już czekający ludzie, których liczba tymczasem powiększyła się
znacznie, oddziałali na mnie niepokojąco. … Najbardziej jednak
oburzające wydały mi się dukaty, które mój ojciec skrycie, ale nie bez
możliwości zauważenia położył na stole stojącym obok kaznodziei,
spojrzenie starszego pana w bok, gdy się przekonał, że z powodu mojej
obecności dotychczasowa liczba wzrosła należycie o jednego dukata, i
pobożnie namaszczony uśmieszek, którym równie skrycie wyrażał zań
wdzięczność moim rodzicom. (str. 164).
Gdańskie
wspomnienia młodości to ciekawa lektura napisana przez osobę, którą
ukształtowało miejsce urodzenia i która całe życie doń tęskniła.
Przedproże na Korzennej Carl Johan Schulz |
Jest rzeczą niezaprzeczalną, że kraj i miasto, w którym urodziliśmy się i wychowali, wywiera potężny wpływ na naszą umysłowość i w ogóle na rozwój całej naszej osobowości. U mnie zachodzi jeszcze ten prawie niewiarygodny przypadek, że jedno i drugie, a nawet cały bieg mego życia został uzależniony od tej drobnej okoliczności, że dom moich rodziców stał właśnie w tym, a nie innym miejscu. Gdyby się znajdował o kilka domów wyżej lub poniżej, nawet przy tejże ulicy, byłoby zapewne wszystko ułożyło się inaczej i ja byłabym inna. (str.33).
Trudno nie zgodzić się z tym wywodem, gdyby nie Gdańsk i ja i paru jego mieszkańców nie bylibyśmy tym, kim jesteśmy i w tym miejscu, w którym jesteśmy.
* Barokowa kamieniczka zburzona w 1945 roku została odbudowana w 1958 roku, fasada ozdobiona w 1965 r. a pięć lat później zrekonstruowano przedproże w stylu barokowym. Dziś mieści się tu filia biblioteki wojewódzkiej.
niedziela, 6 września 2020
Urodzinowo - jubileuszowo
5 września 2010 roku jest symbolicznym początkiem naszego wspólnego wyzwania, tego bowiem dnia ukazała się pierwsza recenzja.
Nasze wyzwanie skończyło więc 10 lat! I właśnie rozpoczyna jedenasty rok/ sezon.
Przez te lata pojawiło się całe mnóstwo recenzji, okazało się, że klasyka jest wciąż chętnie czytana przez czytelników. Potem był taki smutny okres, gdy zainteresowanie wyzwaniem i liczba recenzji bardzo spadły, cóż, życie ...
Ale pod koniec ubiegłego roku zjawiła się z entuzjazmem Beata-Montgomery i wspólnie z naszą królową wyzwania - Małgosią-Guciamal opublikowały 17 recenzji, 17 kolejnych ciekawych spostrzeżeń na temat dzieł znanych bardziej lub mniej.
Bardzo serdecznie Wam dziękuję dziewczyny! I mam nadzieję, że w kolejnym sezonie pobijemy ten wynik wspólnie :)