Ulica Św.Ducha od strony bramy wiodącej na Długie Pobrzeże |
Nazwisko
Schopenhauer kojarzymy raczej z niemieckim filozofem, niż z literaturą,
tymczasem zarówno Johanna - matka Artura, jak i jego siostra Adela
parały się literaturą. Urodzona w Gdańsku Johanna po zajęciu miasta
przez Prusy wyemigrowała do Hamburga, a po śmierci męża osiadła w
Weimarze i tam prowadziła salonik literacko - artystyczny. Przyjaźniła
się z Goethem. W Polsce znana jest z napisanych pod koniec życia
wspomnień, w których z nostalgią wspomina miasto swego urodzenia.
Zazwyczaj
zbyt późno spostrzegamy wszystko, czym nas natura szczodrze obdarza. ….
Czym dla Szwajcara Alpy z korzennym zapachem ziół, tym dla nas
urodzonych nad brzegiem morza, jego świeży powiew, widok wiecznie
poruszającej się, niezmierzonej przestrzeni i niemilknący szum fal. Z
dla od morza nie opuszcza nas tęsknota. (str. 53-54).
Dobiegająca
kresu ziemskiej podróży wspomina pisarka miasto swego urodzenia z jego
architekturą, mieszkańcami, obyczajami. We wspomnieniach z lat
dziecięcych Gdańsk jawił się jako dobrze prosperujące hanzeatyckie
miasto z bogatym mieszczaństwem, które zaczęło podupadać z chwilą I
rozbioru. Urodzona w Kamienicy pod żółwiem przy ulicy Świętego Ducha
maluje otoczenie w jasnych barwach. Bo
przecież … temu co bolesne, czas przytępił raniące kolce….. natomiast
dni szczęśliwe, zwłaszcza te z lat dziecinnych, zjawiają się nam w
rozjaśnionej, wszystko upiększającej, słonecznej dali. (str.8).
Ul. Świętego Ducha od strony Kościoła Mariackiego |
Jak większość gdańskich kamieniczek, tak i ta wyposażona była w przedproże, ten rodzaj zwieńczenia budynku, jakiego nie spotka się nigdzie indziej w Polsce, a i rzadko w Europie.
Nie można nazywać tych przedproży balkonami. Są to raczej przestronne, dosyć szerokie tarasy, wyłożone wielkimi płytami kamiennymi, ciągnące się wzdłuż fasad domów. Prowadzą do nich szerokie wygodne schody, a kamienne ogrodzenia zabezpieczają od ulicy. Pomiędzy przylegającymi do siebie przedprożami sąsiadujących domów wznoszą się przymurki cztery do pięciu stóp wysokie, stanowiące ich rozgraniczenie. Na tych przymurkach spoczywają w kamiennych korytach rury blaszane, zbierające z dachów wodę deszczową, wypływającą na zewnątrz przez paszcze ogromnych, nieraz prawdziwie artystycznie wykutych z kamienia głów delfinów lub wielorybów. (str.30). Były one wymarzonym placem zabaw dla dzieci, gdzie mogły bezpiecznie przebywać pod okiem matek szyjących, czy haftujących w oknach. Autorka podkreśla wielonarodowość Gdańska, w którym przeważali Polacy, Żydzi i Niemcy, ale odwiedzali je chętnie Rosjanie, Anglicy i inne nacje wspomina pewnego Murzyna, który służył a także jego liberalizm wyznaniowy, protestanci sąsiadowali z katolikami, czasami nawet w tej samej świątyni. Sama Johanna była Niemką, posługiwała się językiem niemieckim, a Gdańsk będący do czasu II rozbioru miastem polskim uważała za swoje miasto ojczyste.
W moim mieście rodzinnym, wyznającym religię luterańską, panowała całkowita swoboda wyznania. Pochodzący z Holandii, przeważnie bardzo zamożni menonici … posiadali swoje domy modlitwy, a nieuczeni wyznawcy tej wiary … sprawowali obowiązku kaznodziei i budowali swych wyznawców w serdecznych niedzielnych kazaniach.
Katolicy posiadali żeńskie i męskie klasztory, bez żadnych ograniczeń, jak gdyby żyli w kraju katolickim. Musieli się jedynie zrzec zaszczytnych stanowisk, jak wszyscy ci, którzy nie wyznawali wiary luterańskiej. Nie mogli być nawet nocnymi stróżami.
A jednak papież wykonywał w naszym luterańskim wolnym mieście z dawna wprowadzoną, ale jednak w naszych czasach niepojętą władzę. Nie dość, że pozostający w zbyt bliskim pokrewieństwie protestanci musieli się starać o otrzymanie dyspensy na ślub w rzymskiej Stolicy Apostolskiej, to w środku miasta mieszkał z tytułem oficjała, ktoś w rodzaju nuncjusza papieskiego. …. Udzielał on zakochanym parom, czy to protestanckiego, czy katolickiego wyznania- kościelnego błogosławieństwa w przyległej do swego mieszkania kaplicy królewskiej bez rodzicielskiego pozwolenia i bez oficjalnego wywoływania zapowiedzi. (str. 78)
Gdańsk był też miastem przeciwstawień, gdzie bogaty odziany w malowniczy i wspaniały strój narodowy Polaków pan napotykał nędznych obdartusów odzianych w spodnie i kabat z najgrubszego, niebieskiego płótna, podwiązanego krajką, przy których galernik z Tulonu wyglądał niczym dandys.
Przedproża ul. Długi Targ |
Sielskie dzieciństwo zakłócone zostało niezrozumiałym dla niej wydarzeniem, a był nim I rozbiór Polski, w którym szczególną rolę odegrały Prusy. Tak wspomina, dzień, w którym rodzice dowiedzieli się o decyzji zaborców.
Tego poranku spadło nieszczęście jak wampir na moje miasto rodzinne, przeznaczone na zagładę, i wysysało z niego szpik przez długie lata aż do zupełnego wyniszczenia! Podział Polski postanowiony w Rosji w 1772 roku, został przeprowadzony niezwykle szybko, a chociaż Wolne Miasto Gdańsk, tylko z zastrzeżeniem pozostawało pod polską opieką, to jednakowoż nadzwyczaj ważna część została mu odjęta. Straszliwa ironia losu wykluczyła je przy grabieży najbliższego otoczenia. Również jakby na urągowisko pozostawiono wolnemu, niegdyś potężnemu miastu hanzeatyckiemu z dawna nadany republikański ustrój, zamykając równocześnie źródło dobrobytu, który stale się kurczył. Na krótki czas pozostały jeszcze tylko pozory życia, zanikające nieuchronnie z każdym dniem. (str.100-101). Zarówno rodzice Johanny, jak i później jej małżonek byli zwolennikami polskich rządów w mieście.
Przedproża na Św. Ducha |
Poza rozdziałem W pruskim potrzasku i kilkukrotnym wspomnieniem dewastującej miasto polityki zaborcy Johanna opisuje swoje dzieciństwo i młodość, zajęcia dorastającej panny z dobrego mieszczańskiego domu, modę, architekturę czy zwyczaje panujące w XVIII wiecznym Gdańsku.
Buty noszono jedynie w czasach niepogody. Nawet najstarsi mężczyźni chodzili codziennie w trzewikach i jedwabnych pończochach bez obawy zaziębienia. Pokazywanie się w butach w towarzystwie pań byłoby brakiem dobrego tonu. (str. 211)
Zabawne było, jak fantazja matek miała szerokie pole do popisu, jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny synów. Córki ubierano z pewną odmianą panującej mody, ale synowie biegali do szóstego lub siódmego roku życia przebrani cudacznie po karnawałowemu. …. Najbardziej noszony był polski strój narodowy i dla chłopców najwygodniejszy, jeśli tylko nie wpadano na pomysł przebrania sześcioletnich chłopaków za starostów. Istnieli jeszcze miniaturowi husarze, mali Chińczycy, Węgrzy, Tyrolczycy. Dwój spośród moich krewnych wyróżniało się strojem. Jeden jako holenderski marynarz, drugi przebrany za wielkiego sułtana. (str. 211)
Dla mnie, Gdańszczanki z urodzenia, lektura była podróżą w czasie przebytą znajomymi uliczkami. Dużą zaletą książki są ilustracje w przeważającej mierze autorstwa Daniela Chodowieckiego, gdańskiego polsko-niemieckiego malarza i rysownika, a także przypisy Tadeusza Kruszyńskiego (tłumacza). To one pozwoliły zlokalizować miejsca, po których poruszała się Johanna. Dzięki nim kościół Szarych Zakonników okazał się bliskim memu sercu Kościołem Św. Trójcy, do którego uczęszczałam jako młode dziewczę. Ciekawy jest opis spowiedzi, którą odbywało się w specjalnie do tego przeznaczonym pokoju, zwanym izbą pocieszenia. Do pokoju tego stały całe zastępy ludzi skromniejszych stanów, czekające nieraz długie godziny, aby za groszową daninę odbyć spowiedź i otrzymać rozgrzeszenie.
Daniel Chodowiecki Ulica Długa (dziś bez przedproży i drzew - przez to wydaje się szersza) |
Zostali
odsunięci, bo drzwi otworzyły się dla nas trojga. Nasz duszpasterz
siedział jak na tronie w miękkim, wygodnym krześle. Przyklękając na
stojącym przed nim klęczniku, odmówiliśmy naszą spowiedź. Ojciec mój
ujął ją w krótkie, węzłowate słowa, matka wybrała wiersz z pieśni
kościelnej, a ja urywek z Ody Gellerta. (str. 162)
Pobożny
nastrój, z którym wstępowałam do Izby pocieczenia, ku memu żalowi
zniknął prawie zupełnie, bo choć byłam młoda, to jednak nasuwała mi się
wątpliwość, co do słuszności i skuteczności tej uroczyście zakrojonej
ceremonii. Przy silnie wpojonym przekonaniu, że wobec Boga wszyscy są
równi, już czekający ludzie, których liczba tymczasem powiększyła się
znacznie, oddziałali na mnie niepokojąco. … Najbardziej jednak
oburzające wydały mi się dukaty, które mój ojciec skrycie, ale nie bez
możliwości zauważenia położył na stole stojącym obok kaznodziei,
spojrzenie starszego pana w bok, gdy się przekonał, że z powodu mojej
obecności dotychczasowa liczba wzrosła należycie o jednego dukata, i
pobożnie namaszczony uśmieszek, którym równie skrycie wyrażał zań
wdzięczność moim rodzicom. (str. 164).
Gdańskie
wspomnienia młodości to ciekawa lektura napisana przez osobę, którą
ukształtowało miejsce urodzenia i która całe życie doń tęskniła.
Przedproże na Korzennej Carl Johan Schulz |
Jest rzeczą niezaprzeczalną, że kraj i miasto, w którym urodziliśmy się i wychowali, wywiera potężny wpływ na naszą umysłowość i w ogóle na rozwój całej naszej osobowości. U mnie zachodzi jeszcze ten prawie niewiarygodny przypadek, że jedno i drugie, a nawet cały bieg mego życia został uzależniony od tej drobnej okoliczności, że dom moich rodziców stał właśnie w tym, a nie innym miejscu. Gdyby się znajdował o kilka domów wyżej lub poniżej, nawet przy tejże ulicy, byłoby zapewne wszystko ułożyło się inaczej i ja byłabym inna. (str.33).
Trudno nie zgodzić się z tym wywodem, gdyby nie Gdańsk i ja i paru jego mieszkańców nie bylibyśmy tym, kim jesteśmy i w tym miejscu, w którym jesteśmy.
* Barokowa kamieniczka zburzona w 1945 roku została odbudowana w 1958 roku, fasada ozdobiona w 1965 r. a pięć lat później zrekonstruowano przedproże w stylu barokowym. Dziś mieści się tu filia biblioteki wojewódzkiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz