poniedziałek, 23 marca 2015

Inny świat Gustaw Herling Grudziński

źródło zdjęcia

Nie szukam takich książek, nie leżą w granicach moich zainteresowań, nie zgłębiam literatury obozowej, nie studiuję psychiki człowieka w skrajnych warunkach, a jednak ilekroć trafię na tego typu literaturę odkrywam na nowo otaczający świat, mechanizm zła i odnajduję coś więcej niż tylko reportażowy zapis historii. Tego typu literatura ogromnie mnie porusza i choć może dziwnie to zabrzmi stanowi pewnego rodzaju katharsis, jest spłatą długu wobec wcześniejszych pokoleń. Ona wzbogaca wiedzę i świadomość i zmienia optykę widzenia, chyba niezależnie od tego, ile już za mną i ile jeszcze przede mną tego rodzaju lektur.
Inny świat nie był moją lekturą szkolną, dlatego poznając go w wieku dojrzałym patrzę nań z perspektywy człowieka o innym bagażu doświadczeń, niż uczeń, który lekturę musi „zaliczyć”. Odbieram go także przez pryzmat dzisiejszych wydarzeń i sytuacji politycznej, co nie nastraja optymistycznie, a jednocześnie uświadamia powtarzalność zdarzeń i pozwala lepiej zrozumieć mechanizm działania państwa totalitarnego. 
A książka przestaje być jedynie zapisem historii i uświadomieniem, iż historia (ta historia) wciąż się toczy, choć w nieco innej scenerii. 
Inny świat to relacja z pobytu w sowieckim obozie w Jercewie, relacja przerażająca tym bardziej, że z pozoru beznamiętna. Narrator opisuje zdarzenia tak jakby był jedynie ich obserwatorem, a nie uczestnikiem. W codziennym zmaganiu się z realiami surowej egzystencji nie ma miejsca na bohaterstwo, patos, przejawy człowieczeństwa. Jest codzienna wegetacja i czepianie się życia z całej, gasnącej siły upodlonego ludzkiego zwierza. Fizjologia, okrucieństwo, głód, choroby, wszy, gwałty, bicie, praca ponad siły. Wyniszczenie psychiczne i fizyczne, likwidacja najsłabszych jednostek, obojętność wobec śmierci. A jednak i tu pojawiają się okruchy człowieczeństwa; gesty solidarności, współczucia i brak akceptacji dla tego, który dla ratowania życia zgodził się wydać wyrok na innych współwięźniów. Mimo, iż jak pisze Grudziński "człowiek jest ludzki w ludzkich warunkach, i uważam za upiorny nonsens naszych czasów próby sądzenia go według uczynków, jakich dopuścił się w warunkach nieludzkich." 
Jako, że wciąż „siedzi we mnie” W domu niewoli Obertyńskiej nie potrafiłam uwolnić się od porównań. W książce Obertyńskiej mimo dramatycznego opisu pobytu na sowieckiej ziemi, jest niewielka doza optymizmu. Jest ratowanie się poszukiwaniem piękna natury i ludzkich odruchów w piekle, jakie stało się udziałem autorki. Obertyńska pisała o swej gehennie w sposób niezwykle emocjonalny, Grudziński pisze rzeczowo i bez emocji; jest to połączenie reportażowego zapisu dramatu z literackim talentem autora. 
Obraz innego świata (przyrównywanego do świata opisanego przez Dostojewskiego w Zapiskach z martwego domu) jest przerażający, tak jak przerażające są zaludniające go istoty. Jedynym celem wegetujących tu istot jest walka o przetrwanie za każdą cenę; kradzieże, donosy, pobicia, prostytucja. Celem sowieckiego obozu nie jest fizyczne unicestwienie człowieka, a psychiczne i mentalne przeobrażenie go w bezwolną służącą systemowi kukłę. Zniszczony i doprowadzony do skrajnej rozpaczy człowiek miał nie tylko przyznać się do fikcyjnej winy, ale miał w nią uwierzyć i przekonać o tym przesłuchujących go katów, miał udowodnić swoją winę, aby mógł rozpocząć proces odkupienia (poprzez pracę lub poprzez śmierć) i urzeczywistnić swoje uwięzienie. 
"nie wystarczy strzelić komuś w łeb, trzeba jeszcze, żeby o to na procesie pięknie poprosił" 
Wysyłanie na Kołymę było tym czym u Niemców wysyłanie do obozów koncentracyjnych, z tym, że w obozach dążono do fizycznej eksterminacji, u sowietów do wyciśnięcia wszystkich soków podczas katorżniczej pracy w obozie.
Opisy kaźni są rzeczowe, obojętne i pozbawione emocji, może dlatego, iż jak pisze Grudziński, życie jest łatwiejsze, jeśli zatarciu ulegną wspomnienia z wolności, przyzwyczajenia, pragnienia. Pozbawia się uwięzionych wszystkiego, aby tym łatwiej się nimi kierowało dając im w zamian małą cząstkę tego, czego wcześniej ich pozbawiono. 
Podobnie jak u Obertyńskiej pojawia się wspomnienie pobytu w szpitalu, jako jedno z najpiękniejszych przeżyć podczas niewoli oraz obawa przed wolnością, w której znowu trzeba będzie się pilnować, aby nie trafić z powrotem do obozu.
Podobnie też jak W domu niewoli obraz pobytu na wolności różni się niewiele od pobytu w więzieniu. 
Obóz sowiecki pozbawił miliony swych ofiar jedynego przywileju, jaki dany jest każdej śmierci – jawności – i jedynego pragnienia, jakie odczuwa podświadomie każdy człowiek-przetrwania w pamięci innych.
Myślę, że przeczytanie tej książki jest jakimś rodzajem hołdu dla milionów bezimiennie pomordowanych.
Lepiej umrzeć niż żyć na kolanach cytował Grudziński hiszpańską komunistkę, tyle, że umrzeć wcale nie było łatwo, na śmierć trzeba było sobie „zasłużyć”.
Książkę poznałam w postaci audiobooka, co uniemożliwiło mi zamieszczenie większej ilości cytatów. Zaletą audiobooka są muzyczne rzewne rosyjskie ballady towarzyszące czytającemu książkę Henrykowi Machalicy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz