poniedziałek, 11 stycznia 2016

Dzienniki Marii Dąbrowskiej tom czwarty

Czwarty tom Dzienników czytałam z uczuciem wszechogarniającego smutku. Obejmuje on okres od 1951 do 1957 roku. Dąbrowska jest kobietą ponad sześćdziesięcioletnią, pisarką w okresie kryzysu twórczego, osobą żyjącą w siermiężnej rzeczywistości początków budowy państwa socjalistycznego, widzącą wady funkcjonowania systemu.

Smutno jakoś i trwożnie żyć na tym świecie (20.01.51 r.), Ach, jakbym chciała jeszcze odzyskać czucie młodości! (16.02.51 r.). Ludzie mnie jakoś nudzą i niecierpliwią. Dokądkolwiek nie pójdę, z kimkolwiek się zobaczę, wracam śmiertelnie znudzona. Marzę o ludziach, z którymi spotkanie uskrzydlałoby i uszczęśliwiało, bo sama też zrobiłam się nudna i postna (10.01.52 r.).
Znów trzy tygodnie sine linea, O Samuelu Pepysie, o, Gouncourcie - dodajcie mi sił, charakteru i wytrwałości, bym na co dzień notowała. Ale tak mam mało już chęci do czegokolwiek. Nie jestem w dobrym stanie ciała, ani ducha. …nie czuję się wcale tak jak ci wspaniali starcy, co zdają się nigdy nie mieć na pamięci bliskiego kresu wędrówki. (12.12.52 r.)
Jestem jakaś śmiertelnie smutna i zniszczona, a choć zarabiam dosyć na kilka osób, jakie mam do utrzymania i podtrzymania, choć powodzi mi się, a nawet umiem pisać lepiej, niż umiałam - życie nie przedstawia już dla mnie żadnego interesu i nie jest już dla mnie żadną pod żadnym względem przyjemnością. (3.04.54 r.)
Pisanie powieści (Przygody człowieka myślącego) idzie opornie, co pisarka tłumaczy sytuacją w kraju, w którym pisarz nie czuje się wolny.
Gdybym miała swobodę mówienia wszystkiego, potrafiłabym wyprowadzić nawet z najdrastyczniejszych faktów pozytywne wnioski z dzisiejszej rzeczywistości. (28.02.51 r.). Jakiś rodzaj dna rozpaczy. Mój pierwszy brulion opowiadania dobiega końca, ale jak dotąd nie mogę się w nim dopatrzeć wartości. Jestem .... nieszczęśliwa, a za nieszczęście uważam to, że jestem taka nieszczęśliwa. Nie ma się prawa być aż tak nieszczęśliwym i tak do gruntu zniechęconym. Nawet gdy się poniesie najbardziej niepowetowane straty. A mimo wszystko jeszcze tak chciałabym się odrodzić. (22.11.54 r.).
W to uczucie zniechęcenia wkraczają chwile radości spowodowane udziałem w przedstawieniach teatralnych (można odnieść wrażenie, że Dąbrowska bywała w teatrze przynajmniej raz w miesiącu), czy spotkaniem ciekawego rozmówcy. Ilość osób, które wspomina jest ogromna. Same przypisy z krótkimi notkami biograficznymi zajmują niemal połową Dzienników.
Czas spędza głównie na tłumaczeniach (Czechow, Gorki, poprawki do wcześniejszego tłumaczenia Pepysa), przygotowywaniu artykułów rocznicowych, referatów oraz pisaniu opowiadań.
Sporo miejsca zajmuje opis realiów społeczno-politycznych i udział pisarki w życiu publicznym.
Na początku 1952 roku umiera wieloletni przyjaciel, towarzysz życia pisarki Stanisław Stempowski. Wyrzucam sobie, że mu za mało w te lata dawałam z siebie, że nie wszystkie siły ducha i życia zużyłam na to, aby powstrzymać ten proces umierania, no, choćby jeszcze na rok, może przez ten rok doczekałby się, najdroższy, czegoś, co by go ucieszyło. Jakie to dla mnie niepojęte- ja prawie więcej cierpię po Jego odejściu niż po śmierci Mariana [mąż pisarki]. Dłużej z nim żyłam, o całe dwanaście lat. A nadto wtedy byłam młoda i tyle jeszcze nadziei przede mną. A teraz nie mam żadnych. Nie umiem tworzyć, ani zajmować się sprawami ogólnymi, gdy nie mam szczęśliwego życia osobistego. (9.07.52 r.)
W 1954 roku pisarka zamieszkuje ze swoją przyjaciółką (towarzyszką życia) i jej córką. Między wierszami daje się zauważyć napięte relacje łączące obie panie, a kością niezgody wydaje się być córka Anny Kowalskiej, Tulcia.
Męczy mnie tylko, że Anna cały dzień zajmuje się Tulcią i nie ma czasu pracować. I że, jak Anna mówi, dla Tulci przeniesienie się z Wrocławia jest taką tragedią, że gdyby miała świadomość tego, co się dzieje, popełniłaby samobójstwo. (24.09.54 r.)
Tulcia jest z pozoru łatwym dzieckiem i tzw. grzecznym, a przede wszystkim niehałaśliwym. Ale w istocie rzeczy ma dużo kaprysów, przekory, egoizmu i egotyzmu. […] Ale na punkcie Tulci Anna jest „niedotykalna”. ..Nic nie wiesz, nic nie rozumiesz” odpowiada, gdy ośmielę się zrobić jakąś uwagę. (29.09.54 r.) W całym cytacie najważniejsze jest chyba nie to, co napisane, ale to czego nie ma, trzy kropki w nawiasie.
Być może przyczyną był stosunek pisarki do dzieci w ogóle.
Co do mnie nie jestem aż taką apologetką sprawy dzieci. Znam bardzo wymyślne i okrutne sposoby znęcania się dzieci nad rodzicami. Dzieci to na ogół istoty koszmarne w swym egoizmie, instynktach niszczycielskich, oschłości serca. Jak i wśród dorosłych są tylko czarowne wyjątki. Dzieci wymagają opieki, ale nie uważam, żeby były o włos bardziej godne litości czy współczucia jak dorośli. Jak nie istniała dla mnie odrębna sprawa kobieca, tak nie istnieje dla mnie odrębna sprawa dziecka. Istnieje sprawa ludzka. (22.02.55 r.)
W życiu pisarki pojawiają się też chwile radości. Święta zeszły na niczym, choć czułam się z Anną, Tulcią i naszym tajemniczym cudem-panną Hanią- tak szczęśliwie i dobrze, jak tylko jeszcze mogę i potrafię. Boże Narodzenie, którego żywy, wonny i śpiewny czar dawno zetlał (po śmierci Mariana), odzyskuje w obecnych warunkach nieco nowych rumieńców życia. (1.1.56 r.).
Dopiero dziś przez cały dzień nie wypaliłam ani jednego papierosa. To świadczy, że jestem szczęśliwa i moje życie nabiera sensu. Zdaje się, że mogę być szczęśliwa tylko żyjąc na wsi. Szkodzi mi wielkie miasto. (19.02.56 r.).
Jestem teraz w zgoła innym usposobieniu od tego, co mnie niedawno trapiło - od tych nastojów łaknących samotności. Odczuwam nasz dom, jako największe, dostępne mi szczęście, a w nim Annę i Tulcię, jako wcielenie idealnego współżycia. (15.11.55 r.)
Pisanie Dzienników jest dla Dąbrowskiej niezwykle ważne, mają one pozostawić świadectwo czasów.
… mam do stracenia tylko jedną, ale dla mnie piekielnie ważną rzecz-te moje dzienniki. Nie, aby miały jakąkolwiek wartość literacką, ale że przez nie tylko jestem w stanie wystąpić kiedyś, choćby po śmierci, jako świadek czasów. Dla ich zachowania dałabym bodaj wszystko - nawet życie, a w razie ich utraty – nie warto by mi żyć ani godziny więcej. (10.05.56 r.) Nie znaczy to jednak iż nie dopada jej zwątpienie, czy to notowanie, które zabiera tak wiele czasu ma jakikolwiek sens. Przepisując stare zapiski dochodzi do wniosku, że takie pisanie na gorąco zniekształca osąd rzeczywistości.
Wynotowałam całe mnóstwo fragmentów, podkreśliłam ich jeszcze więcej. Ale na koniec chciałam jeszcze przytoczyć poniższy cytat.
Czytam Seneki Listy do Lucyliusza- egzemplarz wydany w 1781 roku. Od tego czasu leży tu nierozcięty. Jestem jego pierwszą po 170 latach czytelniczką. … W późnej porze życia zabieram się do starożytności, i o dziwo znajduję w niej wiele pokrewnego sobie
. (16.12.56r.)

Wpis po raz pierwszy zamieściłam na blogu Moje podróże

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz