Miniaturowa
książeczka wygrzebana spośród stosu innych na stoliku w antykwariacie
skusiła mnie swym rozmiarem. Wydawała się idealną lekturą na podróż.
Podróże do pracy, które zajmują mi w ciągu dnia średnio licząc dwie
godziny chętnie uprzyjemniam sobie czytaniem.
Na Zbrodnię Sylwestra Bonnard składają się dwa opowiadania, które łączy osoba dobrodusznego uczonego, będącego jednocześnie narratorem. W części pierwszej Polano
starzejący się bibliofil całą energię poświęca na studiowanie ksiąg i
poszukiwanie wymarzonego manuskryptu Złotej legendy. Z pozoru nie
dostrzegający świata spoza kart swych ksiąg poczciwy pan Sylwester
okazuje się osobą niezwykle empatyczną i wcale nie skupioną wyłącznie na
fikcyjnym świecie ksiąg. Pomaga zarówno mieszkającej na poddaszu pani
Coccoz, jak i przypadkowo napotkanemu biednemu urwisowi. Bywa nieco
odrealniony, momentami jego naukowo-filozoficzne rozważania mogą nużyć,
ale całość zasługuje na uwagę. Naiwność starszego pana bywa urzekająca, a
jego dystans wobec samego siebie i duże poczucie humoru czynią lekturę
zajmującą. Druga część Joasia Aleksandre to istna bajka dla
dorosłych, jest w niej biedna sierotka (wnuczka byłej sympatii
bibliofila), zła wychowawczyni, chciwy i lubieżny opiekun, stary zamek i
cudowna nimfa. W takim otoczeniu pan Sylwester żyjący do tej pory w
świecie książek i w tych księgach wręcz zakochany odkrywa radości innego
rodzaju, w odnalezionej po latach dziewczynce odnajduje namiastkę
rodziny, której nigdy nie miał, a której brak rekompensowały mu księgi. I
choć deklarował, iż …”sen życia przemarzył (….) w bibliotece i gdy
nadejdzie pora pożegnać się z tym świat em … (pragnął), oby Bóg zabrał
(go) z drabinki, sprzed półek zapełnionych książkami!” to w końcu
popełnia czyn, który sam nazywa zbrodnią, a który ze zbrodnią nie ma nic
wspólnego. Nie
jest to może wybitne dzieło, ale lektura tej miniaturki sprawiła mi
dużą przyjemność. Niespieszna opowieść o poczciwym staruszku, który
kochał życie wśród książek, ale też kochał ludzi, napisana pięknym
językiem. Dziś odbierana będzie, jako staroświecka i momentami
przegadana. Książeczka pełna nieco naiwnych, ale szczerych wyznań,
prezentująca i moje przekonanie, że czucie jest ważniejsze niż rozum.
Zdecydowanie przypadła mi do gustu. A już scena opisu nimfy siedzącej na
Kronikach Norymberskich w starym zamku pobudza wyobraźnię. Jest jak z
bajek Andersena. Recenzja po raz pierwszy zamieszczona na blogu Moje podróże
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz