Współczesny tytuł powieści powinien brzmieć "Pieniądz, czyli greed is good". Jestem pod dużym wrażeniem mojego kolejnego spotkania z twórczością Emila Zoli - podobnie jak w powieści "Wszystko dla pań"
są tu pokazane ponadczasowe mechanizmy rządzące ekonomią i ludzką
psychiką. To niesamowite - książki powstały ponad 100 lat temu, autor
opisywał w nich realia II Cesarstwa, a dziś w Polsce wielu ludziom
wydaje się, że podobne zdarzenia to symptom zwyrodnienia naszych czasów i
coś, z czym wcześniej ludzkość nie miała do czynienia.
Głównym
tematem "Pieniądza" jest giełda. Zola czuł, że to ważny temat, którego
poruszenie jest niezbędne do tego, by zrealizować pełen 20-tomowy cykl "Rougon-Macquatowie. Historia naturalna i społeczna rodziny za Drugiego Cesarstwa"
jednak pisanie tej części przysporzyło mu sporo trudności, temat bowiem
nie należał do kręgu jego zainteresowań. Dobrze jednak, że się
przemógł.
Głównym
bohaterem powieści jest Saccard - finansista, który zna słodki smak
sukcesów i gorzki smak porażki. Rozmowy z sąsiadem - inżynierem
Hamelinem (marzycielem i idealistą) - doprowadzają go do pomysłu nowego
przedsięwzięcia, jakim jest powołanie do życia Banku Powszechnego.
Czytelnik wprowadzony jest w świat paryskiej giełdy - i od początku nie
ma żadnych złudzeń: Bank Powszechny musi z czasem upaść. Od początku
bowiem poznajemy kulisy powstawania Banku: kreatywną księgowość,
skupowanie przez akcjonariuszy akcji własnych, podstawianie fałszywych
akcjonariuszy. Wartość spółki rośnie w niespotykanym tempie. Bankiem
interesują się coraz to nowi inwestorzy - różne są ich motywacje,
niektórzy spekulują, inni lokują w interesie oszczędności swojego życia,
upatrują w Banku szansę na pomnożenie posagu i wydanie córki za mąż lub
na wyjście z długów. Często nie znają się na giełdzie, ale podążają za
tłumem, ciesząc się że wartość akcji rośnie. Do czasu...
Są
też w powieści poruszone inne ciekawe wątki: skupowanie wierzytelności,
podział społeczeństwa, rosnący antysemityzm, którego przyczyną było
skupienie w ręku bogatych żydowskich bankierów znacznego majątku
(ciekawy jest także wątek różnic w podejściu do prowadzenia biznesu
między Saccardem, a jednym z jego głównym rywali, bankiem Gundermannem),
rodzący się marksizm i anarchizm, sprzeciw wobec takich instytucji jak
giełda.
Czytałam tę książkę podczas upadku Amber Gold, co nadało lekturze dodatkowy smaczek....
A na koniec mały cytacik:
"Saccard
miał słuszność: pieniądz był jak dotąd nawozem, na którym wyrastała
ludzkość jutra; pieniądz, truciciel i niszczyciel, stawał się zaczynem
życia społecznego, żyznym gruntem, niezbędnym do wielkich robót
ułatwiających egzystencję (...). Dlaczegóż zatem pieniądz czynić
odpowiedzialnym za brudy i zbrodnie, których jest przyczyną? Czyż w
mniejszym stopniu zbrukana jest miłość, która przecież rodzi życie?"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz