„Trzech panów w łódce, nie licząc psa” autorstwa Jerome K. Jerome jest książką, której przeczytanie odkładałam w nieskończoność. Znana i uwielbiana przez wielu od ponad stu lat, zawsze była wymieniana wśród grona moich bliższych i dalszych znajomych jako „obowiązkowa” i zapewniająca rozrywkę na wysokim poziomie (słowo obowiązkowa zawsze wywołuje u mnie odwrotny skutek). Akurat mam nastrój około-świąteczny, postanowiłam jeszcze trochę go podkręcić.
Książkę wielu zna przynajmniej ze słyszenia, więc tylko w kilku zdaniach napiszę o fabule. Trzech panów: Harris, George i J. (narrator) oraz pies Montmorency postanawiają wybrać się w dwutygodniową wyprawę łódką po Tamizie, dla relaksu i poratowania zdrowia. Od śluzy do śluzy wiosłują lub holują łódkę, podziwiając urocze zakątki, co służy przypominaniu sobie historii i anegdotami z nimi związanymi lub skojarzeniom z wydarzeniami z życia bohaterów. Oczywiście wszystko jest dobrze, gdy sprzyja pogoda, brzuchy są pełne, a na rzece nie spotykają ich przykre niespodzianki. W innych okolicznościach ujawniają się przywary głównych bohaterów, z miłych dżentelmenów zmieniają się w złośliwych, egoistycznych, marudzących osobników. Wiele przygód ich spotyka, wiele niesamowitych opowieści można usłyszeć z ust narratora. Moimi ulubionymi są dwie. Pierwsza o wieszaniu obrazu przez wujka Podgera (ileż takich osób znam, które do wykonania najprostszej czynności potrzebują dziesięciu pomocników), a druga to o trzech pannach ubranych w gustowne stroje żeglarskie, udające się na wycieczkę łodzią i piknik (czyż nie spotykam takich osobników płci obojga i teraz? Na przykład wybierających się do lasu w nieodpowiednim aczkolwiek gustownym obuwiu lub na piknik w śnieżnobiałych spodniach?).
Kto uwielbia szorstki, często bardzo złośliwy humor z absurdalnymi sytuacjami, z dobrze naszkicowanymi postaciami, będzie na pewno tą książką zachwycony. Ze mną jest różnie. Lubię na przykład: „Co ludzie powiedzą?”, „Allo, Allo”, czy „Jasia Fasolę”, ale do „Benny Hilla” czy „Cyrku Monty Pythona” mam już dużo chłodniejszy stosunek. „Trzech panów w łódce, nie licząc psa” pozostawiło mnie taką... letnią. Ani mnie ta książka nie oczarowała, ani nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobała. Taka mocna czwórka, gdybym oceniała, jak w szkole, w skali 1-6. Humor okołoświąteczny nie został zepsuty, ale jakieś specjalnej jego zwyżki po lekturze również nie zanotowałam.
Jerome K. Jerome, Trzech panów w łódce, nie licząc psa, przeł. Magdalena Małkowska, Wydawnictwo Vesper, Poznań 2007, s. 248.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz