W ramach nadrabiania zaległości z klasyki światowej sięgnęłam ostatnio po powieść „Dama kameliowa” Aleksandra Dumasa syna. Powieść powstała w połowie XIX wieku a jej fabuła oparta jest na autentycznej historii paryskiej kurtyzany Marii Duplessis i jej romansu z autorem książki. Utwór ten był wielokrotnie przenoszony na scenę i filmowany a Giuseppe Verdi stworzył na jego kanwie jedno z najpiękniejszych dzieł operowych a mianowicie „Traviatę”.
Tytułową bohaterką jest Małgorzata Gautier luksusowa paryska kurtyzana od ulubionych kwiatów zwana damą kameliową. Akcja powieści rozpoczyna się kilka dni po śmierci Małgorzaty, kiedy zostaje ogłoszona licytacja należących do niej przedmiotów. Narrator tej historii trafia na ową licytację i tam pod wpływem chwili nabywa egzemplarz „Manon Lescaut” należący do zmarłej. Kilka dni później w jego mieszkaniu zjawia się młody człowiek nazwiskiem Armand Duval prosząc o możliwość odkupienia wylicytowanej książki. W miarę rozwoju znajomości Armand opowiada nowemu przyjacielowi o swojej znajomości z Małgorzatą oraz
historię łączącego ich uczucia. Uczucia, które od samego początku nie miało szansy powodzenia.
Muszę przyznać, że dawno już żadna książka nie wyprowadziła mnie tak z równowagi jak owa „Dama kameliowa” – i nie chodzi tu bynajmniej o formę ale o treść utworu. Nie będę streszczać fabuły, bo nie o to chodzi w recenzji, ale dla wyjaśnienia moich uczuć po zakończeniu lektury muszę przywołać kilka faktów. Otóż jestem w stanie zrozumieć, że przybyły z prowincji młody, niedoświadczony chłopak zadurzył się bez pamięci w pięknej, intrygującej dziewczynie i nie przeszkadzało mu na początku czym się jego bogdanka, mówiąc oględnie, zawodowo zajmuje. Że chcąc choćby kilka chwil spędzić ze swoim bóstwem ustawia się w kolejce do łask Małgorzaty, która traktuje go jako miłą rozrywkę i odskocznię od codziennych problemów. Jednak nie potrafię zrozumieć a co za tym idzie usprawiedliwić zgody Armanda na to że jego wspólne chwile z Małgorzatą w czasie pobytu na wsi finansowane są przez jej protektora – sytuacja tyleż haniebna co upokarzająca. Również Małgorzata pomimo początkowego zamysłu utrzymywania się własnymi siłami, po pierwszych gestach czyli sprzedaniu powozu i części klejnotów bardzo szybko daje się przekonać Armandowi i rezygnuje z tych działań aby nie obniżać swojej stopy życiowej. Daje sobie wmówić, że wygodne mieszkanie, powóz i modne stroje są ważniejsze od uczciwości i poświęcenia niewiele znaczących drobiazgów w imię miłości. Może przemawia przeze mnie jakiś zagrzebany w podświadomości feminizm ale z przykrością stwierdzam, że moim zdaniem pomiędzy Małgorzatą a Armandem można się doszukać różnych uczuć, ale prawdziwej miłości jest tam niewiele… Armand traktuje swoją kochankę jak piękną lalkę a nie człowieka i równego sobie partnera a Małgorzata pozwala na to. I powiem szczerze, że jak dla mnie był to fakt o wiele bardziej obraźliwy niż afronty czynione jej przez zazdrosną i zawistną Olimpię.
Przyznaję – powieść powstała ponad 150 lat temu, zmieniły się czasy, zmieniła się sytuacja kobiet a ja mierzę opisane wydarzenia współczesną miarką - jednak niezależnie od czasów i okoliczności miłość powinna się opierać na szacunku dla drugiej osoby, nawet jeśli tą drugą osobą jest luksusowa kurtyzana.
To kawała dobrej literatury...
OdpowiedzUsuńCzytam Twoją recenzję i recenzję słowemmalowane i mam wrażenie, jakbyście czytały/li dwie różne książki, a to zachęca, aby samej sięgnąć po lekturę i przekonać się, jaka będzie moja ocena.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam