piątek, 15 kwietnia 2011

Miłość w jeszcze dawniejszym Paryżu - "Historia Manon Lescaut i kawalera des Grieux"

Jakiś czas temu czytałam powieść Aleksandra Dumasa syna pt. „Dama kameliowa”. Dosyć istotną rolę w tej książce pełni XVIII-wieczny romans księdza Antoniego Prevosta „Historia Manon Lescaut i kawalera des Grieux”. Kiedy odkryłam, że w mojej gminnej bibliotece jest ta książka postanowiłam ją przeczytać.


Zanim przejdę do treści książki wypadałoby powiedzieć kilka słów o autorze, którego życie mogłoby być fabułą nie jednego a kilku romansów. Urodzony pod koniec XVII wieku w szlacheckiej rodzinie, ukończył kolegium jezuickie i postanowił zostać księdzem. Dosyć szybko jednak zmienia plany i wstępuje do wojska. Tam również nie zagrzewa długo miejsca, wraca do klasztoru, znów z niego ucieka do wojska gdzie zdobywa patent oficerski aby wreszcie zdecydować się ostatecznie na karierę duchowną. Niestety jego przełożeni nie do końca mu ufają, tak, że w wyniku nieporozumienia ksiądz Prevost ucieka do Anglii a stamtąd przeprawia się do Holandii, gdzie wydaje swoje pierwsze dzieła. Z powodu skandalu opuszcza Holandię i przez Anglię wraca do Francji gdzie udaje mu się uzyskać przebaczenie dawnych grzechów. Jego awanturnicza natura daje jeszcze raz znać o sobie i po raz kolejny musi opuścić ojczyznę. Po kilkuletnim pobycie w Brukseli i Frankfurcie wraca, tym razem już ostatecznie, do Francji, zostaje przeorem w Saint-Georges-de-Gesne gdzie w spokoju pędzi ostatnie lata swego życia.

Antoni Prevost napisał kilkadziesiąt powieści, jednak najsłynniejszym jego dziełem jest „Historia Manon Lescaut i kawalera des Grieux”. Narratorem jest tytułowy kawaler, opowiadający historię swej tragicznej miłości do pięknej acz płochej Manon. Autor wyposażył swojego bohatera w pewne szczegóły swojej biografii – des Grieux planuje bowiem karierę duchowną z której rezygnuje po poznaniu Manon, razem z kochanką i jej bratem prowadzi rozrywkowe życie w Paryżu, a gdy w sakiewce zaczyna brakować pieniędzy zdobywa je przy karcianym stoliku. Bezgraniczna miłość jaką Manon ponoć darzy swojego kawalera nie przeszkadza jej w poszukiwaniu zamożniejszego protektora. Jej odejście załamuje kochanka, który jednak dosyć szybko wybacza niewiernej i już w zupełnej zgodzie i harmonii planują jak oszukać bogatego wielbiciela wdzięków dziewczyny. Dalsze losy Manon i kawalera to ciąg wzlotów i upadków, które zmierzają do tragicznego finału.

Książka napisana jest pięknym, barwnym językiem. Autor nie ustrzegł się niestety przed nadmierną egzaltacją – te wszystkie omdlenia, potoki łez, tkliwe uczucia i najszczersza przyjaźń ze strony osób widzianych po raz pierwszy w życiu mogą być dla współczesnego czytelnika śmieszne, jednak w czasach kiedy powieść powstała były czymś zupełnie normalnym. Powieść ma wartką  akcję, bohaterowie ciągle pakują się w nowe kłopoty, jesteśmy świadkami pojedynków, ucieczek z więzienia i gwałtownych rodzicielskich interwencji.
I jedyne co mnie drażniło to ten nieszczęsny kawaler – przecież on zwyczajnie się prosił, żeby go robić w konia. Manon nie jest szczególnie inteligentna ale okłamuje go na każdym kroku a ten fajtłapa przyjmuje wszystkie jej krętactwa za dobrą monetę. Wie, że dziewczyna go zdradza i zamiast machnąć na nią ręką leje strumienie łez i tylko czeka żeby do niego wróciła. Książka ujrzała światło dzienne w 1731 roku a więc 280 lat temu. Mimo wszystko jednak jakoś nie mogę uwierzyć, że ówczesne kobiety mogły szaleć za mężczyznami pokroju kawalera des Grieux…

 Czytając zastanawiałam się czy Manon go kiedykolwiek kochała i doszłam do wniosku, że może na początku znajomości była oczarowana nim i jego uwielbieniem ale dość szybko jej przeszło. Pięknymi słowami i najgorętszymi nawet zapewnieniami miłości nie można się najeść, pięknie ubrać czy zabawić a to było dla Manon najważniejsze. Bo tak naprawdę to panna Lescaut kochała siebie i tylko siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz