Pan Tadeusz Adama Mickiewicza, wydany po raz pierwszy w 1834 roku w Paryżu, to arcydzieło polszczyzny, epos narodowy, który stał się dla wielu pokoleń niewyczerpanym źródłem natchnień, fundamentem patriotycznych wzorów i przywołań pięknych, starodawnych szlacheckich tradycji. Można w nim jak w wiecznie żywym zwierciadle zobaczyć dawne gusta i obyczaje, stroje, zabawy i popularne potrawy, podziały stanowe, rytuały i sposoby rozumienia świata.
Prawdopodobnie w końcu roku 1833 Autor donosił Klaudynie Potockiej, że kończy swoje, najmłodsze dziecko, które jako najmłodsze najbardziej teraz lubi, a w lutym 1834 pisał do swego przyjaciela, Antoniego Odyńca: „Tadeusza wczoraj skończyłem. Pieśni ogromnych dwanaście. Wiele marności, wiele też dobrego: będziesz czytał. Co tam najlepsze to obrazki z natury kreślone naszego kraju i naszych obyczajów domowych”.
Niniejsza edycja poematu, wzbogacona pięknymi ilustracjami Michała Elwiro Andriollego, oparta została na wydaniu przygotowanym wg rękopisu i pierwszych dwu wydań (w tym korekty doń wykonanej przez samego Autora) opracowanym przez zespół naukowy kierowany przez prof. Konrada Górskiego dla Zakładu Naukowego im. Ossolińskich we Wrocławiu.
Pan Tadeusz, czyli Ostatni zajazd na
Litwie: historia szlachecka z roku 1811 i 1812 we dwunastu księgach wierszem.
Nie oszukujmy się, jesteśmy
najprawdopodobniej ostatnim pokoleniem, które będzie znała prawdziwy, pełny
tytuł epopei narodowej. Zwierzchności oświatowe uznały, że pora zakończyć epoki
katowania niewinnych dziatek wierszowanymi opisami z Pana Tadzia i należy
bidaka wyrzucić ze szkół. Mam nadzieję, że chociaż niektórzy poznają tę piękną
książkę i nie zidiocieją do reszty.
Gwoli jasności, mój tekst nie rości sobie
pretensji do naukowej recenzji, profesjonalnego tekstu, to struga myśli osoby,
która Pana Tadeusza pokochała od pierwszego czytania. A!! o dziwo nie przepadam
za Mickiewiczem! Wolałam zawsze i wolę nadal Julka Słowackiego, za jego
melancholię, za melodię, za tęsknotę i smutek, który wylewa się z każdej
strofy. W Słowackim jest smutek i pokora, natomiast Mickiewicz nawet jak pisze
o smutku czuć dumę, pychę. A przynajmniej ja tak to odbieram, bo go nie
lubię.
Lubię pojedyncze wiersz, bo "Do
M***" Jest mistrzowskie, powiedzcie, że nigdy się nie czuliście
jak podmiot liryczny?
"Pan Tadeusz" był w moim domu
dziełem ważnym, nie wiem więc dlaczego(aczkolwiek ubolewam nad tym) w domu
mojej Siostry jest już "chorym nudziarstwem". W moim domu, egzemplarz
dziadkowy, był czczony niczym relikwie i do szkoły brać mi go nie było wolno.
Oczywiście żadnej wersji z opracowaniem, ale nie miałam tak ślicznego wydania
jak to wydane przez MG. Arcydzieło. Książka do oglądania, podziwiania
Oczywiście wszyscy znamy Inwokację,
jeśli chcecie przyszpanować, po "na niej z rzadka ciche grusze
siedzą", kontynuujcie "śród takich pól przed laty, nad
brzegiem ruczaju, na pagórku niewielkim we brzozowym gaju...". Nie
zrobicie większego wrażenia rozbierając się do naga. Inwokacja jest piękna,
wzruszająca i śpiewna i autentycznie przenosi nas tam gdzie pragnie Mickiewicz,
ale chyba dopiero tym razem odkryłam piękno Epilogu, po
macosze go traktujemy, a jest piękny, tragicznie smutny
Jedyne szczęście, kto w szarej godzinie
Z kilku przyjaciół usiadł przy kominie,
Drzwi od Europy zamykał hałasów,
Wyrwał się z myślą ku szczęśliwym czasom
I dumał, myślił o swojej krainie...
(...)
I przyjaciele wtenczas pomogli rozmowie,
I do piosnki rzucali mnie słowo za słowem
-
Jak bajeczne żurawie nad dzikim ostrowem,
Nad zaklętym pałacem przelatując wiosną
I słysząc zaklętego chłopca skargę głośną,
Każdy ptak chłopcu jedno pióro zrucił,
On zrobił skrzydła i do swoich wrócił...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz