"Obyś cudze dzieci uczył" chciałam zakrzyknąć nie raz podczas lektury "Agnes Grey" Anne Brontë. Wichry niepomyślnego losu zmusiły tytułową Agnes Grey do przyjęcia posady guwernantki w rodzinie Bloomfieldów, gdzie już podczas pierwszego dnia musiała przekonać sie, jak bardzo ciężkim kawałkiem chleba jest nauczanie. Rodzinę, która przyjęła ją pod swój dach nie można nazwać sympatyczną. Wiejąca chłodem pani Bloomfield, która stanowczością wykazuje się tylko względem młodej guwernantki. Ówczesny dorobkiewicz - pan Bloomfield, człowiek pozbawiony jakikolwiek dobrych manier, wymagający bezdyskusyjnego posłuszeństwa od wszystkich członków rodziny i samej Agnes. Dzieci z piekła rodem: panicz Tom - siedmioletni sadysta przekonany o swojej wyższości i nieomylności, które to cechy były troskliwie pielęgnowane przez rodzicow oraz wuja; Mary Ann - rozpuszczona pannica (nawet nie potrafię napisaćpanienka, bo jej zachowanie jest wiecej niż karygodne); panienka Fanny - nieumiejąca nic i niechcąca się niczego nauczyć. Szczerze mówiąc ja po pierwszym dniu w takim domu uciekłabym oknem przy pierwszej nadążającej się okazji, ale nie obowiązkowa Agnes Grey.
Kontynuacja na moim blogu. Zapraszam.
Czytałam "Agnes Grey" jakiś czas temu po angielsku i wydała mi się bardzo skromniutka literacko z porównaniu z genialnymi powieściami starszych sióstr Anny. Bardziej można tę ksiązkę traktować jako dokument z życia dziewiętnastowiecznych guwernantek niż jako dzieło sztuki. Ale poznać warto.
OdpowiedzUsuńJakoś nie potrafię się przekonać do pisarstwa sióstr Brontë
OdpowiedzUsuń