Nie mogę znaleźć okładki tego wydania, które przeczytałam, więc zamieszczam inne także składające się z trzech ksiąg wydanie (około 1800 stron); oczywiście tomów jest pięć.
W życiu bywają noce i bywają dni powszednie, a czasem bywają też niedziele. I dzisiaj zdaje mi się, że jest właśnie niedziela.
Tymi mniej więcej słowami (cytuję z pamięci) odezwała się pani Barbara Niechcic do pana radcy Ceglarskiego.
Noce i dnie to jeden z tych przypadków, kiedy ekranizacja powieści skłoniła mnie do sięgnięcia po książkę na długo przed tym, kiedy została ona moją lekturą szkolną.
Jest to kolejna z moich ukochanych powieści. Lubię książki, które opowiadają o życiu codziennym, o zwykłych ludzkich sprawach, o troskach, zmartwieniach i radościach w życiu człowieka na tle wielkiej historii i zastanego układu społecznego. Bo przecież poprzez to codzienne, zwyczajne życie człowiek także tworzy historię, jak mawiał Bogumił.
Podany wyżej cytat należy do moich ulubionych z dwóch względów. Po pierwsze niedziela jest dla mnie, jak i dla większości synonimem tego, co piękne i szczęśliwe, beztroskie i radosne, jak wyniesione z domu rodzinnego wspomnienie niedzielnych obiadków, rodzinnych spacerów, odświętności i niezwykłości. Po drugie, jest to dla mnie potwierdzenie, iż nawet Barbara Niechcic kobieta niekompatybilna z życiem potrafiła być momentami niemal całkowicie szczęśliwą osobą.
Jak tylko poznałam bohaterkę powiedziałam sobie - Barbara Niechcic to moja mama z jej wiecznym zamartwianiem się, wiecznymi obawami i ciągłym niezadowoleniem z życia, jakie przypadło jej w udziale. Kobieta pełna sprzeczności, nielogiczności, kobieta głęboko nieszczęśliwa w swoim przeświadczeniu, jakże piękna bohaterka literacka i jakże trudna osoba we współżyciu. Dlatego tak szukałam w powieści tych momentów, kiedy coś lub ktoś będą w stanie panią Basię uszczęśliwić. Zawsze interesowało mnie, czy takie osoby można zadowolić, czy też ich powołaniem jest bycie nieszczęśliwymi. Po latach obserwacji doszłam do pewnych wniosków, ale … to zupełnie inna historia.
Bo, jak myślał o żonie Bogumił;
Cóż za usposobienie ma ta kobieta, że jeśli się o coś nie zamartwia, to ją trapią jakieś urojone grzechy.
A Barbara, jeśli już nie miała rzeczywistych powodów do zmartwień, to przecież zawsze mogła się lękać ostateczności.
„Bo wszystko zło, którego się wiecznie spodziewała, może się stać lub nie. Ale to jedno czeka na pewno i ją, i tych czworo, siedzących wesoło przy stole. Nieunikniony rozpad i rozkład, choroba, męka i śmierć.”
Często zastanawiałam się, czy Barbara kochała Bogumiła. Przecież stanowili całkiem udane małżeństwo, mimo tej różnicy charakterów, oczekiwań wobec życia, niedopasowania. On prostolinijny realista, ekstrawertyk. Ona skupiona na sobie i swoich przeżyciach, wojująca z całym światem, nostalgiczna marzycielka. Oboje reprezentujący odmienne postawy wobec życia i śmierci. Są jak noc i dzień, wzajemnie się uzupełniają. A jednak trwają przy sobie na dobre i na złe.
Barbara znała zalety Bogumiła;
Bo choć ubogie, niepełne i mało rzeczy tego świata obejmujące wydawało się pani Barbarze jego życie, to jednak żył on więcej niż jednym życiem, żył dwoma i obu im oddawał się pełną piersią; wszystek poświęcał się miłości i wszystek poświęcał się pracy.
A co do małżeństwa:
Nie mogła się ona skarżyć, wyznała skrycie, że może czuje się zadowolona, zadowolona w tym, w czym się najmniej tego mogła spodziewać –lecz jakież to dalekie od szczęścia, do którego tęskni, gdy tylko sobie przypomni kogoś, czyj widok sam więcej wstrząsał nią całą niż najsłodsze momenty z Bogumiłem.
Mimo wszystko Barbara, choć drażni i denerwuje nie jest osobą złą. Jeśli szkodzi to przede wszystkim sobie, jeśli unieszczęśliwia to głównie siebie. Bogumił zaś dostrzega zalety Barbary niedostrzegalne przez nią samą:
Tyś dobra na ciężkie godziny. Tyś kochająca nawet, kiedy nie kochasz.
Z czym oczywiście Barbara nie może się zgodzić odpowiadając całkiem rozsądnie, czyżby w oczekiwaniu na zaprzeczenie:
To nieprawda. Nigdy właśnie kochać nie umiałam i na żadne godziny nie jestem dobra, Zatruwałam ci całe życie, nigdy cię w niczym nie podtrzymywałam, nie pocieszałam, aż dziwię się, że miałeś cierpliwość tyle lat, ze mną wytrzymywać.
Moje poszukiwania krótkich chwil szczęścia przyniosły rezultat. Mieszkając w Kalińcu po śmierci Bogumiła odnajduje radość z samego tylko powolnego trwania i toczenia się życia.
Boże wielki, któż by pomyślał, że ona, której nic nie mogło szczęściem i radością napoić, czerpać będzie radość z samego jeno toczenia się lub trwania obcego świata dookoła. Że uczestniczyć będzie po trosze w życiu każdego spotkanego przechodnia, jakby nie mógłszy podołać stosunkom z najbliższymi, znajdowała we współczuciu z nieznanymi bliskimi jedyny właściwy dla niej sposób obcowania i zespalania z bytem.
Noce i dnie uwielbiam z wielu względów. Nie chciałabym tutaj przytaczać znowu argumentów tożsamych z argumentami, które można przytoczyć po lekturze niemal każdej z wielkich przedstawicielek literatury klasycznej (o wielowątkowości, o różnorodności bohaterów, o wątkach historyczno-patriotycznych, o studium psychologicznym postaci, ze studium bohaterki na czele, o pięknych opisach świata minionego, etc, etc, etc.).
I na koniec jeszcze jeden ulubiony cytat:
Człowiekowi często się zdaje, że już się skończył, że się w nim nic więcej nie pomieści. Ale pomieszczą się w nim jeszcze zawsze nowe cierpienia, nowe radości, nowe grzechy.
Musze koniecznie jeszcze raz przeczytac, bo czytalam wieki temu, a widze z fragmentow, ktore przytoczylas, ze duzo mi wtedy umknelo...
OdpowiedzUsuńAle recenzja swietna :-).
Klasyka w najlepszym wydaniu :)
OdpowiedzUsuńZatem zapraszam do lektury :)
OdpowiedzUsuńCiekawy blog na tle tych wszystkich nowości, jak świeży powiew, chętnie będę zaglądac:)
OdpowiedzUsuńMuszę chyba sobie odświeżyć, bo czytałam "Noce i dnie" wieki temu. Ale adaptację filmową znam prawie na pamięć. Jest tam jedna z najpiękniejszych miłosnych scen filmowych na świecie - mam na myśli pana Toliboskiego w białym garniturze po kolana w wodzie z pękiem nenufarów... Ach, też go pamiętała całe życie jak Barbara...;)
OdpowiedzUsuń