Anna Karenina wiedzie dostatnie, stabilne i nieco nudne życie u boku dużo starszego męża. Piękna młoda kobieta spełnia się jako matka, ale nie stroni też od przyjęć, jest uwielbiana na petersburskich salonach. Spokój znika wraz z pojawieniem się hrabiego Wrońskiego, który wprowadza w życie Anny namiętność, jakiej nigdy nie zaznała. I zniszczenie, którego nie da się cofnąć. To ponadczasowa powieść o uczuciu, które od początku było skazane na potępienie. Uczuciu, dla którego Anna poświęciła wszystko. Powieść Tołstoja po raz kolejny inspiruje Hollywood. Reżyser Joe Wright tworzy pełen rozmachu pejzaż rosyjskich elit. Keira Knightley jako Anna Karenina i Jude Law w roli jej męża - megagwiazdorska obsada pozwala na nowo odkryć najpiękniejszą rosyjską historię miłosną.
Gdy dowiedziałam się, że niebawem na ekrany wejdzie Anna Karenina, zapragnęłam oglądnąć. Uwielbiam filmy kostiumowe! Żeby należycie ocenić film, chciałam mieć gruntowną znajomość książki, już raz robiłam podejście do tego dzieła Lwa Tołstoja, działo się to w zamierzchłych czasach, szkoły średniej, po oglądnięciu ekranizacji z Sophie Marceau. Niestety… książka mnie pokonała, raz, drugi i kolejny. Tym razem postanowiłam dać jej ostatnią szanse, bo przecież „Wojna i pokój” bardzo mi się podobała, ile ja nocy zarwałam rozmyślając na głupotą panny Rostowej. Więc dlaczego „Anna Karenina” miałaby nie zaangażować mnie tak mocno w swoją treść.
Każdy, chociaż ze słyszenia zna
fabułę Anny Kareniny. Chociaż paradoksalnie, teraz mam problem z podaniem jej w
skróconej wersji, tak, aby nic nie spłycić, nie sprowadzić tej historii do losu
kobiety, która rzuca męża. To jest bardzo wielowątkowa powieść, wielość
bohaterów, wielość problemów, sprawia że nie można tego streścić w jednym
zdaniu. Chyba, że będzie to zdanie, że „powieść ta jest o życiu”.
Książka zaczyna się problemami
Daria Obłońska, de domo Szcerbacka, dowiedziawszy się o tym, że mąż ją zdradza,
postanawia go porzucić. Nie może pogodzić się z tym, że straciwszy radość
życia, zdrowie i urodę na rodzeniu i dbaniu o dzieci, nie dość, że nie czuje
mężowskiej wdzięczności, nie czuje się doceniona, to jeszcze została upokorzona
zdradą męża. Mężem Darii, zwanej przez bliskich Dolly jest Stiwa, brat Anny
Kareniny, żony wysokiego urzędnika, budzącego respekt, nie tylko w stolicy, ale
i w Rosji, jako takiej. Anna przyjeżdża do Moskwy, aby ratować małżeństwo
brata. Nie zdaje sobie sprawy, że ta podróż odmieni jej życie. Docierając do
Moskwy, na dworcu po pierwsze poznaje Wrońskiego, swoją miłość i zgubę oraz
jest świadkiem śmierci mężczyzny, pod kołami pociągu. Oba te wydarzenia wycisną
piętno na życiu kobiety. Chociaż gdyby nie Wroński, nic by się nie stało. Anna
godzi bratową z bratem i tuż przed wyjazdem udaje się na bal, na którym znów
spotyka Wrońskiego. Wrońskiego w którym kocha się siostra Dolly – Kitty. W
Kitty zaś kocha się Lewin(zwany przeze mnie, notorycznie Leninem :P ). Kitty
adorowana przez przystojnego lekkoducha – Wrońskiego, odrzuca oświadczyny,
dobrego, ale poczciwego Lenina, vel. Lewina. I tu się wszystko zaczyna walić.
Lewin zrozpaczony, wraca na wieś. Anna wraca do Petersburga, za nią podąża
Wroński, co zaś sprawia, że Kitty pogrąża się w melancholii graniczącej z
rozpaczą. Anna odkrywa, że nie żyła do tej pory naprawdę, spętana konwenansami,
starszym o dwie dekady męzem. Dochodzi do wniosku, że życie bez miłości to nie
życie. Broni się, pamięta o tym, ze ma syna, że wikłając się w romans, zostanie
wypchnięta poza nawias społeczeństwa. Ale Wroński walczy o nią ze wszystkich
sił. I tak zaczyna się stopniowa degrengolada.
Świat się zminił, na tyle, że
kobieta porzucająca męża nie spotyka się z ogólnym potępieniem, jednak wbrew
hasłom o równouprawnieniu i manifestom feministek, kobieta, która porzuca
dziecko spotyka się z potępieniem społecznym.
Anna dodatkowo żyje w czasach, gdy rozwód równa się ostracyzmowi, jej jednak
się wydaje, że jej szczera miłość zwycięży świat.
Czytając tą książkę zrozumiałam,
dlaczego wcześniej ta książka mi nie podeszła, ja szukałam wtedy bohaterów, których
będę kochała, lub potępiała, nie mogłam zgodzić się na półśrodek. Czytając „Annę
Kareninę” jako naiwna nastolatka, dopuszczałam istnienie szarości, ale
najwyraźniej preferowałam jasny podział białe – czarne. Tymczasem Tołstoj
konstruuje złożonych bohaterów, to co uwiodło mnie w „Wojnie i pokoju”, zostało
również zastosowane w „Annie Kareninie”. Ludzie nie są do gruntu dobrzy, ani do
szpiku kości źle. W jednej chwili dokonujemy wielkich czynów, po to, aby w
następnej sekundzie, po ludzku upaść. Dopiero teraz dostrzegłam to w tej
książce.
Jestem przekonana, ze doświadczycie
całej gamy, silnych emocji. Najpierw strasznie wkurzał mnie Wroński. Typowy złoty
chłopiec, lekkoduch. Facet pewien swoich powabów, bezczelnie wykorzystujący
naiwność panienek. Za samo to podejście, miałam ochotę zdzielić go po facjacie.
Podobnie Kitty, byłam zła, że w pogoni za kanarkiem, przeoczyła wróbla, o ile
Kitty mogłam usprawiedliwić, wydawało jej się, że kocha Wrońskiego. Więc miała
wyjść z tego którego akurat ma w garści? Dyskusyjne. Ale denerwowało mnie jej
zachowanie. Gorąco współczułam Annie i Lewinowi. Annie, bo wyswatana głupio
przez ciotkę, żyje z człowiekiem, którego nie kocha. Po tylu wspólnych latach
jest do niego przywiązana, ale gdy w jej życiu pojawia się miłość dostrzega
pustkę, widzi jak marną namiastką jest przywiązanie. Lewina mi szkoda, bo kocha
Kitty i chociaż jest świadomy własnych niedostatków, przekonany o własnej
niedoskonałości i ma strasznie niskie mniemanie o sobie, zbiera się na odwagę i
bach! Zostaje odrzucony. Zostaje samotny, odarty ze złudzeń, ma pretekst do
zadręczania się kompleksami.
Później wszystko się odwraca.
Jest mi szkoda Wrońskiego, który owszem, był lekkoduchem, ale ulega miłości a
jeszcze musi znosić fochy Anny. Kitty jest w depresji, zaczyna pojmować, że nie
kochała Wrońskiego i być może popełniła nieodwracalny błąd odrzucając Lewina
którego widzi w superlatywach i zaczyna rozumieć, czym jest miłość.
A Lewin jest tak wkurzający, gdy
unosi się honorem i postanawia nie widywać się z Kitty, aby nie rujnować jej
spokoju, bo przecież „Ona powiedziała”. Mój Boże, że też mężczyźni zaczynają
przejmować się tym co do nich, kiedyś tam powiedziałyśmy, zawsze wtedy kiedy
nie trzeba. Kiedy trzeba działać, brać sprawy w swoje ręce, kuć żelazo póki
gorące, to się zamieniają we wstydliwe i honorowe mimozy. Najpierw trzeba tak
myśleć, najpierw!! Jak zawracają nam w głowie. Później, takie zachowanie jest
bardzo niewskazane!!
A Anna, w pewnym momencie
będziecie mieli ochotę nią potrząsnąć. Staje się tak wredną postacią, tak
kapryśną, jak teściowa, albo baba w ciąży, złośliwa, pełna goryczy. Z wiecznymi
pretensjami, każdemu przypisuje niskie intencje. Oczywiście, jesteśmy w stanie,
do pewnego stopnia to wytłumaczyć, ale jednak życie z takim człowiekiem to
dramat. Ona ma pretensje do garbatego, że ma dzieci proste. Oskarża
społeczeństwo o reakcję, której wcześniej, przed porzuceniem się sama
spodziewała, oskarża Wrońskiego o to, że nie spędza z nią każdej wolnej
sekundy. I oczywiście podejmuje
ostateczną decyzję, również na złość Wrońskiemu. Dorosła kobieta, matka
dzieciom.
Tołstoj stworzył monumentalne
dzieło, książkę która owszem może niektórych fragmentami znudzić, bo i ja się
przyznam, że niektóre rozdziały czytało mi się z większym trudem, gdy tymczasem
niektóre połykałam jednym tchem.
Zanudziłam Was pewnie tym
długaśnym tekstem, ale emocje, które towarzyszyły mi podczas lektury, musiały,
chociaż w jakiejś części znaleźć ujście. Padło na Was… wybaczcie ;]
Chciałam was gorąco zachęcić do
dania szansy tej książce, chociaż wiem, że wiele z Was już ją uwielbia. Teraz i
ja dołączam do grona wielbicieli tej powieści Tołstoja. Będę mogła z czystym
sumieniem pójść zobaczyć jak współcześni twórcy poradzili sobie z filmową
adaptacją, tej niełatwej książki. Na pewno będzie to ciekawe doświadczenie, bo
ta książka jest trudna w przeniesieniu na ekran, ma mało dialogów, więcej
świata wewnętrznego bohaterów, ich przeżyć, obserwacji, pragnień.
Na moim zadupiu premiera dopiero
w połowie grudnia. Będę czekała cierpliwie.
Tym razem - wyjątkowo, okładka nie jest okładką mojego wydania, bo ja mam dwutomowe. Pierwszy tom od Sasa, drugi od Lasa. To wydanie widziałam w empiku, ale nie kupiłam, między innymi dlatego, że jest fatalnie wydane, tak pokaźna książka wydana w jednym tomie i w miękkiej okładce, będzie jednorazowego czytania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz