czwartek, 3 stycznia 2013

"Cranford"

Cranford to nie tyle powieść, co zbiór szkiców, swego rodzaju album nostalgicznych obrazków z życia niemłodych kobiet – panien i wdów – z prowincjonalnego miasteczka w XIX-wiecznej Anglii. Ich życie zorganizowane jest według kodeksu wykwintnej oszczędności, całą zaś wolną od zasad przestrzeń wypełniają czarujące dziwactwa bohaterek, ich snobizm i niedorzeczne obyczaje.

Błyskotliwie uchwycone ograniczenia społeczne są zarazem źródłem wielu trosk. Zajmowana przez damy pozycja jest na tyle wysoka, by uniemożliwić im pracę zarobkową, nie zapewnia im jednak wystarczającego dochodu, by mogły żyć niezależnie.

Na kartach tego utworu Gaskell w pełni zademonstrowała swój niesamowity talent budowania opowieści wokół wydarzeń dnia codziennego oraz umiejętnego operowania suchym humorem równoważonym idealnie wymierzoną szczyptą tragedii. Udało jej się ponadto stworzyć galerię niezapomnianych postaci, z których każda „ma własną indywidualność – żeby nie powiedzieć ekscentryczność – całkiem nieźle rozwiniętą”. Jest to bowiem przede wszystkim opowieść o kobietach: o ich zainteresowaniu pozycją społeczną, konwenansami i modą, lecz także o ich zainteresowaniu sobą nawzajem.

Cranford to powieść niezmiernie zabawna, miejscami nieopisanie smutna, to książka o dobroci i o tym, że „uczciwe życie przysparza przyjaciół”. Przez niektórych uważana jest za kobiecą odpowiedź na Klub Pickwicka.

Wydanie zawiera także dwa niepublikowane dotąd w Polsce szkice: Poprzednia generacja i Klatka w Cranford.


 Cieszy mnie to, że w Polsce widać powrót do klasyki. Coraz więcej wydawnictw dochodzi do wniosku, że warto wydawać dzieła sprawdzonych autorów sprzed stuleci. Cieszy  mnie zwłaszcza powrót do Gaskell, która dawno, dawno temu była w Polsce wydana, ale jej jedyna książka(wydana w Polsce), właśnie Panie z Cranford chodziła po allegro w astronomicznych cenach. Nie dla przeciętnego czytelnika. Dlatego podskoczyłam z radości, gdy tłumaczka Pani Katarzyna Kwiatkowska napisała do mnie pewnego pięknego dnia. Właśnie w sprawie Cranford. Gdy książkę powitałam  domu, natychmiast wylądowała przy łóżku, do jak najszybszego przeczytania. A ja raczyłam się przemiłą dedykacją. Za którą, i za książkę ślicznie dziękuje.
Niestety jestem tak chamska i bezczelna, że gdy książka mi się nie podoba nie mam, a raczej nie miałabym skrupułów aby to bezwstydnie wysmarować.

Na szczęście jednak, wiedziałam, że to mi nie grozi, zdążyłam już na tyle poznać autorkę, ze wiedziałam iż Jej styl mi całkowicie odpowiada. Zresztą jestem również pod  wpływem doskonałego serialu produkcji BBC, który luźno opiera się  na  motywach opowiadań Gaskell o paniach z Cranford. Można spokojnie przeczytać najpierw książkę, serial jest zrobiony w taki sposób, że i tak będziemy miały niespodzianki.

Cranford to babiniec, mieszkają tu głównie stare panny, lub bezdzietne wdowy, które żyją w swoim świecie, nie zważając na zmieniające się mody, obyczaje.  Ich światem jest Cranford. Dobrze się czuja w swoim gronie, chociaż nie obce są im drobne niesnaski, ich losy wbrew pozorom pełne są małych, lub większych dramatów, tragedii, jednak nic nie jest w stanie ich złamać. Żyją skromnie, oszczędzają na świecach, dbają o przyzwoitość do tego stopnia, że pomarańcze spożywają w swoim pokoju.

Pani Gaskell stworzyła szereg przeciekawych postaci, które dodatkowo nabierają barw gdy dołoży się im twarz aktorki odtwarzającej ich rolę w filmie.
Mamy więc pannę Jenkyns, noszącej dumne imię Deborah, która jest strażniczką przyzwoitości Cranford, dba bardzo o to co wypada. Jej siostra – panna Matty jest nieco bardziej „swobodna” w swoim życiu przeżyła swoją nieszczęśliwą historię miłosną, jest niesamowicie prostoduszna i do szpiku kości prawa. Do tych dwóch pan w odwiedziny przyjeżdża panna Smith, która jest narratorką, wprowadza nas do Cranford i przedstawia resztę towarzystwa. Poznamy więc damę, nieco wyżej urodzoną od swych przyjaciółek, która ma bzika na punkcie swego pieska, inna Pani ma hopla na punkcie swojej krowy, której sprawiła nawet flanelową piżamę.
Każda z bohaterek powieści ma swój niezapomniany charakter, charakterystyczny styl wypowiedzi, system wartości.

Mimo, że książka ma niewiele ponad dwieście stron, zapada się w nią niczym w puchowe, cieplutkie piernaty, jest niczym filiżanka gorącego kakao, rozgrzewa, ociepla, niesie ze sobą wiarę, że wszystko się ułoży. Książka także wzrusza, ale także w chwilach wzruszeń grzeje serce. Już teraz wiem, że książki na półkę nie odłożę, ma leżeć przy łóżku, abym mogła do poszczególnych opowiadań wracać gdy będzie mi źle. Ciężko o książkę która z takim wdziękiem łączy humor, sarkazm, ironię z odpowiednią dawką wzruszeń.

Naprawdę gorąco polecam

2 komentarze:

  1. mnie jakoś taka tematyka nie interesuje :)( pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie po raz kolejny oglądam serial, a książka rónież w planach :)

    OdpowiedzUsuń