sobota, 4 sierpnia 2012

Lalka Prusa i Lalka -musical w Teatrze Muzycznym w Gdyni

Lalka Prusa należy do jednej z moich ulubionych powieści. Była ona wyrazem rozczarowania ideami pozytywizmu i jak pisał autor zamiarem jego było: „ (...) przedstawić naszych polskich idealistów na tle społecznego rozkładu. Rozkładem jest to, że ludzie dobrzy marnują się lub uciekają, a łotrom dzieje się dobrze. Że upadają przedsiębiorstwa polskie, a na ich gruzach wznoszą się fortuny żydowskie. Że kobiety dobre (Stawska) nie są szczęśliwe, a kobiety złe (Izabela Łęcka) są ubóstwiane. Że ludzie niepospolici rozbijają się o tysiące przeszkód (Wokulski), że uczciwi nie maja energii (książę), że człowieka gnębi powszechna nieufność i podejrzenie”. Mnie w Lalce najbardziej podoba się różnorodność, od zawsze bowiem jestem jej zwolenniczką. Oczywiście nie pokuszę się o zrecenzowanie książki czy dokonanie analizy jej treści i zamierzeń autora. Napiszę jedynie króciutko dlaczego tak mi się Lalka podoba. Po pierwsze jest ona powieścią wielowątkową; a każda z opisanych na jej kartach historii moim zdaniem zasługuje na uwagę i każda jest ciekawą. Kiedy czytałam Lalkę w czasach licealnych nie byłam zachwycona rozdziałami „Pamiętniki starego subiekta”. Wydawały mi się one nudziarstwem i odrywały mnie od historii Wokulskiego. Dopiero dzisiaj po latach potrafię dostrzec, jako to nieocenione źródło wiedzy o epoce. Lalka to przecież nie tylko powieść o źle ulokowanym uczuciu Stanisława Wokulskiego do panny Łęckiej i o niesprawiedliwości społecznej, która skazuje z góry na przegraną starania takich osób, jak Wokulski. Lalka to także powieść o codziennym życiu Polaków należących do różnych warstw społecznych; mamy tu przedstawicieli zarówno arystokracji, zubożałej szlachty, kupiectwa, rodzącej się klasy kapitalistów, rzemieślników, biedoty, studentów, świata nauki, a nawet przedstawicielkę najstarszego zawodu świata. Po drugie jest to przepiękny obraz XIX wiecznej Warszawy; z pałacami, w których odbywają się bogate przyjęcia, rauty, bale, z pięknymi witrynami eleganckich sklepów, z powozami mknącymi Krakowskim Przedmieściem oraz alejkami Parku Łazienkowskiego, z kwestami wielkanocnymi, podczas których panie w toaletach wartości rocznego dochodu kilkunastu biedaków przyjmują datki na dobroczynność od znudzonych panów we frakach i cylindrach. Ale to także obraz Warszawy pełnej biedoty, żebraków, kalek, ulic brudnych, cuchnących, pełnych odpadków żywności i trupów zwierząt. Po trzecie występuje tam cała plejada bohaterów; zróżnicowanych społecznie i charakterologicznie. Dzięki temu kolażowi historii i bohaterów Lalka stanowi ogromne spektrum ówczesnych opinii i poglądów na kwestie społeczne, polityczne i obyczajowe. I mimo takiej mnogości bohaterów trudno byłoby znaleźć dwoje takich samych, bowiem każda postać ma swój indywidualny styl, żadna z tych postaci nie jest jednowymiarowa. Gdybym miała obdarzyć sympatią jednego z bohaterów to wybór nie padłby wcale na Wokulskiego, ale na Rzeckiego, a to z powodu jego idealizmu, poczucie sprawiedliwości, przywiązania do przyjaciela oraz pewnej naiwności, która może bywa irytująca, ale osobiście mam do niej słabość, bo tak często sama padam jej ofiarą. Po czwarte wreszcie jest Lalka opowieścią o uczuciach. A może powinnam wymienić to, jako pierwszy walor lektury. Uczucie, którego siła jest ogromna, raz buduje, innym razem niszczy, raz doprowadza do zdobycia majątku, a za chwilę pcha pod koła pociągu, raz dodaje skrzydeł i nadaje sensu życiu a za chwilę spycha na samą otchłań rozpaczy, raz wybacza wszystkich kochanków, aby za chwilę nie przebaczyć jednej chwili zapomnienia. W parze Wokulski – Łęcka sympatia czytelników stoi po stronie Stanisława Wokulskiego, a przecież Izabela nie jest jakimś zimnym wyjątkiem, stworem bez uczuć i bez serca. Ona jest jedynie wytworem epoki, w której takich lalek po ulicach Warszawy chodziło mnóstwo. Jak pisała Magdalena Samozwaniec – „Typów takich, jak Izabela Łęcka, było w tzn. mondzie zatrzęsienie i nie frapowały one nikogo, jako koncepcja artystyczna. … Każda z nich była, tak samo, jak w powieści wielkiego pisarza piękna, chłodna, wyniosła i w każdej chwili gotowa sprzedać się jakiemuś dobremu kupcowi za grubszą forsę czemu się wówczas nikt nadto nie dziwił”. Można zatem raczej dziwić się, iż panna Łęcka tak długo opierała się naciskom rodziny, kiedy Wokulski wcale jej nie interesował. Po piąte podoba mi się dwutorowy sposób narracji; jeden to narrator anonimowy i wszechwiedzący, drugi to Ignacy Rzecki. Taki sposób ogromnie wzbogaca i pozwala spojrzeć na opisywane historie z różnych punktów widzenia. Po szóste nietypowa jak na owe czasy jest postać głównego bohatera; człowieka, który z jednej strony jest idealistą, a z drugiej realistą, który wie, że tylko dzięki kapitałowi może zdobyć uczucie panny z arystokracji. Jak się okazuje Wokulski w swym miłosnym afekcie nie bierze pod uwagę, iż do miłości nie można zmusić. Po siódme lektura mnie potrafi rozbawić dzięki takim wątkom, jak choćby historia stosunków studentów z baronową Krzeszowską, czy sam proces o lalkę (którego autentyczny pierwowzór dał asumpt dla tytułu dzieła). Po ósme lektura pochłania i czyta się szybko. I mogłabym wymieniać dalej i dalej, ale poprzestanę jedynie na tej krótkiej wyliczance. Moja ocena 6/6
Musical Lalka w Teatrze Muzycznym w Gdyni Ciężko przełożyć powieść na musical, ale niektórym to się udało (Les Miserables, Notre Dame de Paris czy choćby Romeo and Juliet, o których pisałam na tym blogu). Na temat musicalu Lalka przeczytałam sporo opinii na stronie Teatru zanim się na przedstawienie udałam. Jedno jest pewne - nie pozostawia ono obojętnym. Budzi skrajne emocje od zachwytów w stylu nareszcie mamy musical na miarę Broadwayu, nowoczesny, awangardowy, tylko dla inteligentnych po opinie typu kolejne nudne przedstawienie w Teatrze Muzycznym w Gdyni; kiepska muzyka, zbyt uproszczona scenografia, słabe nagłośnienie. Nie mnie oceniać walory artystyczne, trudno mi też stwierdzić, czy wokalistka pokazała całą barwę głosu i przeszła samą siebie. Przyznaję, iż przedstawienie jest nietuzinkowe, a pomysł i wykonanie mogą zachwycić osoby gustujące w tego typu sztuce. Przyznaję również, iż zadanie, jakie powierzył reżyser aktorom nie należało do łatwych. Mnie się jednak nie podobało. Muzyka mnie nużyła, poza dwoma ciekawymi piosenkami nie podobało mi się nic. Co więcej zmęczyło mnie słuchanie przygnębiającej, ciężkiej muzyki. Nie przemówił do mnie pomysł przedstawienia. Aktorzy są marionetkami, które zachowują się, jak pociągane za sznurki kukiełki, pełne nieskoordynowanych ruchów, przewracają się, czołgają, wykrzywiają, nogi im się plączą. Część z nich ma twarze wymalowane jak maski. Stroje są ni to negliż, ni to buduar, ale występujący w nich aktorzy i aktorki wyglądają mało pociągająco. Izabela paraduje przez niemal cały spektakl w desu - długich do kolan pantalonach z koronką i w kawałku firanki, która zwisa z tyłu niczym ogon. Scenografia to stosy skrzynek zbitych z surowego drewna, kilka belek i jakieś zwisające z sufitu liny. Przy niektórych utworach, zwłaszcza grupowych, nie dało się zrozumieć pojedynczych słów, bo zagłuszała je muzyka. Wyglądało to jak połączenie pantomimy z groteską z akompaniamentem jazzującej muzyki. Może, gdybym posłuchała tej muzyki w innym otoczeniu, bez całej tej dziwnej i przygnębiającej dekoracji oceniłabym ją inaczej. Nasunęło mi się porównanie do Teatru Krikot Kantora (Umarła klasa z muzyką w tle). No i do tego, jak dla mnie przedstawienie przegadane. Jest sporo piosenek, ale jest też sporo gadania, czego w musicalu być nie powinno. Spektakl trwa ponad trzy godziny (z jedną przerwą) i gdyby nie miłe towarzystwo wyszłabym po pierwszym akcie. Jedno można oddać przedstawieniu - na pewno go nie zapomnę, bo było to przedstawienie, które znalazło się na pierwszym miejscu musicali, które mi się nie podobały, których nie chcę już oglądać. Choć, kiedy dziś czytam co napisałam na temat przedstawiania, to przytoczone przeze mnie argumenty przemawiają raczej za, niż przeciwko przedstawieniu, a jednak ... mnie się nie podobało. Ktoś, pod tym wpisem, zamieszczonym na mojej stronie musicalowej napisał, że nie mam racji i się nie znam. Wydaje mi się, że kwestia gustów nie jest kwestią racji, czy fachowego przygotowania do odbioru sztuki. Ja bardzo się cieszę, że wielu osobom podoba się przedstawienie, bo trójmiasto posiada tylko jeden teatr muzyczny, a mnie, jako wielbicielce musicali szczególnie zależy na tym, jak funkcjonował on jak najdłużej. Doceniam też ogrom pracy, jaki włożyli aktorzy w przygotowanie przedstawienia. Mogę przyznać, że jest ono oryginalne, ale nie mogę powiedzieć, że mi się podobało, skoro nie jest to prawdą. Może zresztą błędem było nazwanie tego przedstawienia musicalem, gdybym szła na przedstawienie teatralne może nie wyszłabym tak zawiedziona.

4 komentarze:

  1. Uwielbiam Lalkę:) Szkoda tylko, że ten musical tak źle wypadł:/ jako że Prus stworzył dzieło, nie powinno się robić tego "byle jak".

    OdpowiedzUsuń
  2. Musical zrobiony nie jest byle jak, tylko że mnie nie przypadł do gustu :( może tobie by się spodobał.

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękna muzyka...............a potem nudy na pudy.......przegadane

    OdpowiedzUsuń
  4. To nie musical. To sztuka z elementami muzyki. Ale śpiewać trzeba coś więcej niż cztery słowa powtarzane 5 razy. Dla muzyki i orkiestry wielkie brawa. Melodyjność piosenek - klapa.

    OdpowiedzUsuń