sobota, 8 lutego 2014

Anne Brontë - "Lokatorka Wildfell Hall"

Wiele lat temu w pewnej plebani pośród wrzosowisk mieszkała dosyć niezwykła rodzina, która na stałe wpisała się w kanon literatury światowej. Któż bowiem przynajmniej nie słyszał o "Wichrowych Wzgórzach" czy "Dziwnych losach Jane Eyre" których autorstwo przypisuje się siostrom  Brontë? Użyłam określenia "przypisuje", bowiem od jakiegoś czasu znawcy literatury coraz głośniej mówią, że autorką wszystkich książek była Charlotta, natomiast Emily i Anne tylko firmowały swoją osobą niektóre dzieła zdolnej siostry. Jak było naprawdę pewnie nigdy się nie dowiemy, aczkolwiek moim skromnym zdaniem, o ile można się dopatrzeć pewnego podobieństwa pomiędzy powieściami Charlotty i Anne, o tyle "Wichrowe Wzgórza", jedyna powieść Emily, są zupełnie z innej bajki.
Okazją do porównywania twórczości sióstr Brontë stała się lektura jednej z dwóch powieści autorstwa najmłodszej z nich, czyli Anne - dzięki wędrującym biblionetkowym książkom miałam bowiem możliwość przeczytać "Lokatorkę Wildfell Hall".

Do opuszczonego majątku Wildfell Hall sprowadza się młoda wdowa z kilkuletnim synkiem. Okoliczni mieszkańcy wprost usychają z ciekawości - kim jest Helen Graham? Kobieta nie jest jednak zbyt towarzyska, kontakty z sąsiadami ogranicza do koniecznego minimum, bardzo dba o swoją prywatność i wręcz obsesyjnie ochrania swoje dziecko. 
Najbliższymi sąsiadami Wildfell Hall jest rodzina Markhamów. Głową rodziny i prawnym właścicielem majątku jest Gilbert, starszy z dwóch synów owdowiałej pani Markham, młodszy Fergus zajmuje się głównie nicnierobieniem, natomiast ich siostra Rose to dorastająca panienka. Gilbert, podobnie jak wszyscy, jest zainteresowany nową sąsiadką, jednak jego ciekawość dosyć szybko przeradza się w zgoła inne uczucie. Z pewnych znaków wnioskuje, że nie jest jej obojętny, jednak Helen bardzo stanowczo odmawia mu swoich względów. Pewne światło na motywy takiego postępowania rzuca jej dziennik - z jego lektury Gilbert dowiaduje się całej prawdy o małżeństwie swojej ukochanej i powodach dla których odrzuca jego uczucie.

Powieść Anne Brontë, z racji czasu powstania zaliczana jest do literatury wiktoriańskiej, jednak jej treść musiała (tak mi się przynajmniej wydaje) być mocno szokująca dla ówczesnego czytelnika. Oto główna bohaterka, zamiast w ciszy i z pokorą przyjmować wszystko co pan mąż zadysponuje, ośmiela się mieć własne zdanie i walczyć o swoje prawa, a doprowadzona do ostateczności ucieka i ukrywa się wraz z dzieckiem w odległej wiosce. Trzeba pamiętać, że ucieczka od męża była wówczas w Anglii uważana za przestępstwo, więc autorka, której sympatia jest wyraźnie po stronie Helen, musiała brać pod uwagę, że jej dzieło będzie budziło kontrowersje.
Mocną stroną tej książki są świetnie nakreślone postacie, zarówno pierwszoplanowe, jak i te które stanowią niejako tło dla głównych bohaterów. Helen to osoba inteligentna i utalentowana (jest bardzo dobrą malarką), świadoma własnej wartości, jednak, jak to często bywa, serce nie zawsze słucha rozumu, i zakochuje się w człowieku najmniej godnym uwagi. Jeszcze zanim wychodzi za mąż za swojego ukochanego Arthura dostrzega jego wady, jednak trochę naiwnie sądzi, że go zmieni. Szybko okazuje się, że małżeństwo jest ze wszech miar niedobrane, rygorystyczne zasady moralne, którym hołduje Helen są dla Arthura zupełnie nie do przyjęcia, natomiast ona sama nie potrafi przejść do porządku dziennego nad ekscesami swojego męża, a przyjście na świat dziecka jeszcze pogarsza sytuację.
W osobie męża Helen można dostrzec dosyć wyraźne podobieństwo do Branwella, jedynego brata Anne Brontë, który był uzależniony od alkoholu i środków odurzających. Można też pokusić się o stwierdzenie, że Arthur Huntingdon był człowiekiem dosyć ograniczonym umysłowo, żeby nie powiedzieć upośledzonym. Autorka zresztą dosyć ostro obeszła się z przedstawionymi w tej powieści przedstawicielami szlachetnie urodzonych - to w większości ludzie niemoralni (tak mężczyźni jak i kobiety), wyrachowani i interesowni egoiści, nie liczący się nawet z uczuciami najbliższych osób. 

"Lokatorka Wildfell Hall" to piękna, ciekawa i wciągająca lektura. I tak naprawdę nieważne kto ją napisał, ważne, że WARTO ją przeczytać.



2 komentarze:

  1. W takim razie bardzo się cieszę, że mam ten tytuł u siebie w zbiorach, bo widzę, że warto poznać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Całkiem niedawno przeczytałam "Lokatorkę" i byłam całkiem zadowolona z lektury. Nie była dla mnie źródłem jakiść szczególnie głębokich treści, ale dostarczyła całkiem sporo rozrywki. Najbardziej podobała mi się wciągająca tajemniczość, która do pewnego momentu tylko narastała i nie pozwalała oderwać się od lektury.

    OdpowiedzUsuń