niedziela, 2 marca 2014

Cheri Gabrielle Sidonie Colette

Na książkę zwróciłam uwagę dzięki fantastycznej recenzji na jednym z zaprzyjaźnionych bloogów, gdzie jej lekturę przyrównano do degustacji szampana z truskawkami. Co prawda po szampanie boli mnie głowa, ale truskawki maczane w bąbelkach smakują wybornie.
Cheri” to romans starzejącej się kobiety (Lei) z dużo młodszym chłopcem (Cheri). Kobieta jest kurtyzaną, a chłopiec synem jej „przyjaciółki”. Lea utrzymuje młodego chłopaka zaspakajając jego zachcianki, kupuje mu ubrania, biżuterię, zastępuje mu matkę, kochankę, dba o jego potrzeby. Cheri jest jak rozpieszczony dzieciak; humorzasty, nadąsany, pozwala się kochać i obdarowywać. Nie wiele się dzieje, właściwie nie dzieje się prawie nic, wstają z łóżka, idą do znajomych, ubierają się, kładą do łóżka, sprzeczają. On lubi luksus i Leę w roli opiekunki i kochanki,  ona odnajduje się w roli matki, którą nigdy nie była.
Tę sielankę, ten niezobowiązujący układ przerywa decyzja o ślubie Cheriego. Obojgu wydaje się, że bez problemów potrafią zrezygnować z siebie. Lea postanawia wyjechać, aby wypełnić sobie czymś czas, Cheri zajmuje się urządzaniem domu. Tymczasem okazuje się ku ich zaskoczeniu, iż ich związek był czymś więcej niż tylko przelotnym romansem. Jaki będzie koniec, czy może będzie to dopiero początek - tego dowiecie się z książki.
Cheri dojrzewa, zaczyna myśleć i odczuwać, Lea zastanawia się nad sensem swojego życia, sensem związków, nad swoim miejscem w życiu.
Cheri to książka o trudnym związku, o dojrzewaniu i o starzeniu się. Ciekawe i wnikliwe studium postaci. Język kunsztowny, powiedziałabym barokowy. Lektura odpowiednia na wakacje.
Nie żałuję, że przeczytałam (czyta się lekko i szybko), ale, no właśnie, ale jakoś mi nie podeszła. Nie ten rodzaj literatury, nie ten temat, a może nie ten czas. Może dzisiaj zamiast szampana z truskawkami wolałabym białą swoistą kiełbasę.
Ale to moje subiektywne odczucie. 
Polecam wielbicielom i wielbicielkom romansów.
Należałoby dodać jeszcze, iż autorka powieści napisała ją dziewięćdziesiąt lat temu, co zapewne nie obyło się bez skandalu. Powieść została sfilmowana w 2010 roku, a w roli głównej wystąpiła Michelle Pfeiffer.

2 komentarze:

  1. Nie przepadam za romansami, ale ostatnio pochłaniam dużo książek wszelkich gatunków (niedługo ukażą się u mnie recenzję). Chyba z wiekiem staję się, hm, mniej wybredna? Albo lepiej rozumiem różnorodność gustów i już aż tak nie krytykuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie się wydaje, że w ogóle rzadko bywam krytyczna, częściej zdarza mi się, że książka mi zwyczajnie nie podpasuje. Ja z kolei z wiekiem czytam niemal wyłącznie klasykę, książki o sztuce i o podróżach oraz biografie. Inne gatunki zdarzają mi się sporadycznie. Jakoś nie potrafię się wciągnąć. Ale z drugiej strony wydawało mi się jeszcze do niedawna, że np. kryminały już mi się "przejadły" i nie mam do nich serca, tymczasem po kilku latach posuchy zaczęłam pochłaniać Akunina i to z wielką przyjemnością. Niezbadane są nasze gusta i zainteresowania.

    OdpowiedzUsuń