W dżungli zabijano by żyć,
a nie żyło się po to, aby zabijać (w przeciwieństwie do obozowej
rzeczywistości)
Na powieściach Remarque jeszcze się nie
zawiodłam. Nie wiem, jak to się dzieje, ale każda mnie zaskakuje. Zaczynam
lekturę, czytam, mówię sobie – no - może być, jednak w miarę czytania powieść
zaczyna mnie oplątać, wciągać, jak wir w akcję, mimo, iż autor porusza tematy
ciężkie i kreśli rzeczywistość w czarno-szarych barwach. Po takie książki sięga
się rzadziej, bo kto z własnej, nieprzymuszonej woli, chce dziś czytać o
sprawach brzydkich, wstydliwych, bolesnych, trudnych, o zabijaniu, o
uśmiercaniu ludzi na setki sposobów, o obozach koncentracyjnych. Przyznam, że
sama nie należę do tej nielicznej grupy czytelników, która sięga po takie
książki. Z reguły dzieje się tak z przypadku. Wiem, że być może, nie najlepiej
to o mnie świadczy, ale jak pisarz przypadnie mi do gustu wypożyczam jego
książki bez czytania opisów na okładce, do których zresztą mam bardzo
ograniczone zaufanie. Tym sposobem trafiłam ostatnio na kilka książek o
tematyce zdecydowanie nie wakacyjnej. Są to książki trudne, których lektura wyczerpuje
emocjonalnie, ale co tu dużo mówić książki niezwykle ważne i potrzebne, bo
przestrzegają, przypominają i potrząsają sumieniami.
Jest
rok 1945, wojna dobiega końca, jednak nie
dla wszystkich. Więźniowie obozu koncentracyjnego w Mellern; w tym
więzień o
numerze 509 usiłują utrzymać się przy życiu; walczą nie tylko o każdy
dzień,
walczą o każdą godzinę, a nawet minutę życia, bo każda daje szansę
przetrwania,
bo kawałek suchego chleba pozwala żyć jeszcze kilka godzin, bo
umiejętność udawania
nieboszczyka i wstrzymania oddechu w zbiorowej mogile daje szansę
wygrzebania
się i ucieczki, bo zgłoszenie się do ciężkich robót pozwala na zejście z
zasięgu wzroku kapo, który upatrzył sobie w więźniu ofiarę. Powieść jest
opisem
wydarzeń, jakie rozgrywały się w obozie i może nie byłoby w tym nic
dziwnego,
gdyby jej autor miał za sobą obozowe doświadczenia, tymczasem Remarque
zdołał
przed wojną wyemigrować do Ameryki, a realia poznał w oparciu o
wspomnienia
ocalałych. Chylę czoła przed umiejętnością wczucia się w skórę więźniów.
Książka jest … (chciałam napisać przejmującym, ale to słowo wydaje
mi się nieodpowiednim określeniem)… wstrząsającym studium życia
obozowego.
Ekstremalne warunki egzystencji, życie w poczuciu ciągłego strachu przed
bólem,
głodem, poniżeniem powoduje obojętnienie wobec spraw ostatecznych. Iskra życia to doskonałe studium
ludzkiej psychiki; u jednych życie w przedsionku piekła wywołuje zanik ludzkich
uczuć i odruchów, u innych wręcz odwrotnie, próbę ich zachowania wbrew
wszystkiemu, co dzieje się wokół. Iskra życia opisuje dwa etapy obozowego
egzystowania; pierwszy będący oczekiwaniem śmierci, jako wyzwolenia od obozowej
rzeczywistości i drugi, jako budzenie się nadziei doczekania wyzwolenia, kiedy
tląca się w więźniach iskra życia roztaje rozdmuchana i daje im nadludzkie
siły, pozwala czepiać się życia pazurami, aby tylko przetrwać.
Największe wrażenie wywarł na mnie fakt, jak
łatwo prześladowani mogą stać się prześladowcami. I wcale nie chodzi tu o odwet
ofiar na katach. W obozie znajduje się też grupa „politycznych” (komuniści) i
kiedy wokół niepodzielnie panują strach, śmierć, terror oni planują strategię
przyszłego układu sił i agitują więźniów. I co zadziwiające ich lider wcale nie
ukrywa, iż w przyszłości przeciwników politycznych będą zamykać w obozach, być może
takich samych, jak ten, w którym się teraz znajdują.
Dyskusja z komunistą
nie ma tak samo sensu, jak dyskusja z faszystą.
Tak więc, kiedy jedni „organizują”
żarcie, aby nie umrzeć z głodu, inni organizują szeregi, aby objąć przewodnictwo
w przyszłym, powojennym świecie. Jest też
i trzecia grupa - oprawcy, kaci, prześladowcy, ci którzy w chwili
wyzwalania obozu stają się tylko wykonującymi rozkazy, niczego nieświadomymi
żołnierzami. Widzimy ich w momencie, kiedy gorliwie i z pasją wymyślają coraz
to nowe sposoby tortur i powolnego zabijania, aby za chwilę zobaczyć, jak
zacierają wszelkie ślady swego zezwierzęcenia.
W tym miejscu wypadałoby napisać - uwaga książka
zawiera drastyczne sceny. Sama czytając wbijałam paznokcie w dłonie i miałam
ochotę zamknąć oczy, aby nie widzieć.
Iskra życia to jedna z najmocniejszych i
najbardziej wstrząsających powieści na temat obozów zagłady, jakie czytałam
(wiem, że brzmi to jak zapis z okładki, ale inaczej nie potrafię jej określić).
To też kolejny manifest Remarqua przeciwko totalitaryzmowi w każdej postaci
(czy to nazizmowi czy komunizmowi).
Remarque porusza prostotą, pozorną obojętnością
opisu dramatycznych zdarzeń oraz ważkością poruszanych treści.
Jedną
z najbardziej
przejmujących scen była dla mnie scena, w której więzień nr 509 próbując
ulżyć współtowarzyszowi w chwili jego umierania – daruje mu błysk
światła,
aby nie odchodził w ciemności i samotności. Wyżebraną zapałką podarował
mu
piętnaście sekund światła, myśląc, czy to dużo, czy mało „piętnaście sekund światła na 45 lat życia”.
Ocena – 5,5/6
To była ciężka książka,
na pewno do niej nie wrócę, ale też na pewno jej nie zapomnę. I myślę, że
powinniśmy od czasu do czasu czytać i takie książki, aby pamiętać.I jeśli już zdecydujecie się na taką tematykę polecam Iskrę życia Remarqua.
Polecam również Łuk Tryumfalny , Na zachodzie bez zmian oraz Trzej towarzysze
Polecam również Łuk Tryumfalny , Na zachodzie bez zmian oraz Trzej towarzysze
Uwielbiam Remarque'a :) Muszę przeczytać!
OdpowiedzUsuń