„Blaszany bębenek” patrzył na mnie z półki od paru lat. Kilka razy nawet go brałam do rąk, czytałam umieszczony na okładce fragment: „Chociaż proszek dostał mi się do nosa, zrobiłem minę, jakbym skosztował czegoś bardzo smacznego(…)”. Przyznam szczerze, myślałam, że chodzi o narkotyki. Jednak, mimo że interesowały mnie książki o tematyce uzależnień, nieodmiennie książka lądowała z powrotem na półce. Teraz cieszę się z tej zwłoki, bo być może kilka lat temu nie potrafiłabym docenić tej lektury i znudziłabym się zamiast zachwycić.
Kolejne spotkanie z blachą Grassa odbyło się na zajęciach ze wstępu do literaturoznawstwa na studiach. Dowiedziałam się, że „Blaszany bębenek” to książka należąca do kanonu niemieckiej literatury powszechnej, że ma opinię trudnej, kontrowersyjnej lektury. Kontrowersyjnej szczególnie dla Polaków, ponieważ Grass w jednym z ważniejszych rozdziałów waży się opisać jednego, z obrońców Poczty Gdańskiej, jako tchórza, oszalałego wręcz ze strachu przed strzelbą. Głownie ten wątek omawiany był na wykładach. Teraz przykro mi się robi, że pan profesor tak jednostronnie potraktował dzieło Grassa, ale jeszcze bardziej przykro mi z powodu filmu, który pooglądałam przed egzaminem. Utwierdził mnie on w dwóch przekonaniach. Po pierwsze, film nigdy nie będzie lepszy od książki. Po drugie, jeśli już koniecznie chcemy obejrzeć jakąś ekranizację to dopiero po skończonej lekturze. Szczególnie, jeśli chodzi o tego typu literaturę, gdzie nie obrazy są ważne, nie wydarzenia, tylko to, co się za nimi kryje, to, co może nam być przekazane jedynie za pośrednictwem druku, opisów, metafor i symboli, których w „Blaszanym bębenku” mamy nieskończoną ilość. Dlatego treść przytoczę jedynie w skrócie, a skupię się na sprawach ważniejszych. Dalszy ciąg recenzji
Nie ma tego autora w spisie, ale uważam, że ta kiążka jest klasyką literatury. Mam nadzieję, że "przejdzie":)
OdpowiedzUsuń