Od czasu, kiedy jestem świadomą konsumentka mediów było już tych pokoleń kilka: yuppies, pokolenie X, pokolenie Y (czy też Millenials).
Nie wspomnę już o tym, że co jakiś czas wraca jak bumerang hasło -
stracone pokolenie (ciekawe, czy stracone są wszystkie roczniki, czy
tylko co drugi). Ta skłonność do przylepiania etykietek grupom ludzi to
nic nowego. Pod koniec XIX wieku dorośli (i bardzo dorośli - jak
Kraszewski) drżeli na samą myśl o "dzieciach wieku" - złowrogim
pokoleniu ludzi "bez serc i bez ducha", zapatrzonych w wartości
materialne i dość swobodnie traktującym swoje życie osobiste. Czy
naprawdę to pokolenie aż tak mocno różniło się od poprzednich i
kolejnych, czy po prostu stary pisarz "zapomniał, jak cielęciem był", trudno stwierdzić.
Książka jest jednak pewnym fenomenem. Niemal wszyscy bohaterowie są
negatywni, JIK na początku nieco łaskawiej traktuje starsze pokolenie,
ale gdy uświadamiamy sobie, że to z tych jabłoni pospadały te liczne
zgniłe jabłuszka, nasza sympatia pryska. Pisarz nie tylko konstruuje
intrygę z licznych fabularnych zakrętasów, ale także pozwala nam lepiej
poznać bohaterów nie tylko za pomocą odautorskich opisów. Zżywamy się z
nimi po prostu uczestnicząc w ich życiu i słuchając rozmów.
Czyli jednak pewien postęp w technice pisarskiej jest.
Całość wciąga niczym serial z segmentu przeznaczonego dla generacji X.
Widać zresztą, że JIK z łatwością by książkę na taki serial przerobił,
natłok wydarzeń pod koniec pokazuje wyraźnie, ze pisarz niechętnie się
zatrzymuje i pobawiłby się "dziećmi wieku" przez kolejne kilkaset
stron.
Powieść, mimo, że w tej chwili kompletnie zapomniana, musiała się w
momencie swojego powstania cieszyć swoja popularnością. Za życia JIK-a
była wydana aż 3 razy (a powstała pod koniec jego życia) i doczekała
się tłumaczeń na rosyjski i węgierski. Kto wie, może to było takie
pozytywistyczne "39 i pół".
Zachęcam do odkurzenia tego szacownego zabytku literatury polskiej:).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz