"Jestem w Dreźnie, skaczę i tańcuję, a zmęczony jestem daleko więcej,
niż gdybym co dzień po dwa jelenie uszczuł. Wracam do domu znużony
przebytymi tu przyjemnościami. Z pewnością żyje się tu nie po
chrześcijańsku, ale Bóg mi świadkiem, żem w tym żadnej przyjemności nie
czuł i wracam tak czysty, jak przybyłem." [1]
Ten fragment listu Fryderyka Wilhelma Hohenzollerna jest mimowolnym
komentarzem nie tylko do panowania elektora saskiego Fryderyka Augusta
Wettina (w Polsce znanego jako August Mocny), ale przy okazji do jego
związku z hrabiną Cosel.
Mocny był postacią nietuzinkową. Na poletku saskim wcale nie był tak
słabym politykiem, jak na polskim, jednak dziedziną, gdzie spełniał się
w stu procentach były imprezy i romanse. Wzruszycie ramionami, że nic w
tym dziwnego, że takie zainteresowania może mieć nawet przeciętnie
inteligentny szympans? Niby tak, ale Wettin zawiesił poprzeczkę w
obydwu dziedzinach na niebotycznym poziomie. Przytoczone przez JIK-a
pomysły zabaw dla wysoko urodzonych są chyba niedoścignionym wzorem dla
współczesnych event-plannerów. Nie tylko ze względu na koszty, ale i na
brak fantazji. Jeśli zaś chodzi o drugie pole jego działalności,
nazwijmy je romansowym, również nie brakowało mu rozmachu - liczbę
potomków elektora szacuje się na...345.
Jakie było w tym wszystkim miejsce Cosel - metresy Wettina i matki jego (wygląda na to, że zaledwie) trójki dzieci?
Mniej więcej takie, jak opisuje to Fryderyk pruski - w dzień robota
przy skokach, tańcach i szczuciu jeleni, dodatkowo ekwiwalent kilku
jeleni nocą. Próba zaś ustawienia związku i jego zakończenia na swoich
warunkach, skończyła się dla hrabiny zamknięciem w wieży. Co może nie
było takie złe, po ośmiu latach niszczącego trybu życia siły regeneruje
się pewnie znacznie dłużej.
Narzekałam ostatnio na JIK-a, że kiepski z niego psycholog, teraz muszę
nieco skorygowac tę opinię. Gdy bierze na warsztat osobe z krwi i
kości, a nie wyimaginowaną kresową dziewicę, idzie mu znacznie lepiej.
Czytelnik śledzi losy Cosel, zwłaszcza te po rozstaniu i ciągle zadaje
sobie pytanie: dlaczego tak pokierowała swoim losem? Dlaczego nie
chciała, jak inne metresy króla, spaść na cztery łapy? Hrabina jest
enigmatyczna i ciągle się nam wynika, a zafascynowany nią JIK chyba sam
nie jest do końca zgłębić jej tajemnicy.
Wygląda na to, że po "Bruehlu" to kolejna udana pozycja z cyklu saskiego.
Okładka pochodzi z nowego wydania "Hrabiny Cosel", więcej informacji tutaj.
(1) Hrabina Cosel, t.2, s. 194, Warszawa 1950
Unikałam Kraszewskiego jak ognia, choć moja babcia miała pokaźną całkiem jego biblioteczkę. Zwrócę uwagę czy znajdę jeszcze ten tytuł. W zasadzie znam tylko z ekranizacji...
OdpowiedzUsuńKraszewski jakoś nigdy mnie nie interesował... Ale po Twojej recenzji widzę, że muszę się za to zabrać! :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
W.