czwartek, 17 lutego 2011

Les Miserables- musical wg Nędzników Hugo

Do teatru szłam z mieszanymi uczuciami; nadziei i obawy. Nadziei na kolejną muzyczną ucztę i obawy, czy spektakl sprosta moim oczekiwaniom. A były one (te moje obawy) spore. Nędznicy są bowiem moim ukochanym musicalem, od czasu, kiedy lata temu obejrzałam przedstawienie na scenie Teatru Muzycznego im. Danuty Baduszkowej w Gdyni. Nie potrafię wyrazić, co jest tego powodem. Nie składa się on bowiem z tylu łatwo wpadających w ucho utworów, które nuci się na długo po wyjściu z teatru, jak „Upiór w Operze”, nie ma w nim tak powszechnie rozpoznawalnego utworu, jakim jest „Memory” z musicalu „Cats”, nie słucham utworów z tego musicalu tak często, jak często słucham utworów z musicalu „Notre Dame”, czy choćby z „Tańca Wampirów”, a jednak to właśnie Les Mis zawładnął moim sercem.
Tak więc radosne oczekiwanie z powodu zbliżającej się wizyty w moim ukochanym Teatrze Roma, którego przedstawienia, jeszcze nigdy mnie nie rozczarowały, a także z powodu możliwości obejrzenia mojego ukochanego tytułu splatało się z obawami, że być może te moje oczekiwania są zbyt wygórowane. No, bo skoro musical jest ukochanym musicalem, teatr ukochanym teatrem, a do tego recenzje są tak wspaniałe istnieje spora obawa, czy wrażenia dorównają wyobrażeniom.
Myślę, że podobne obawy towarzyszyły dyrektorowi Teatru Roma, kiedy zdecydował się wystawić Les Mis. Musical, którego premiera miała miejsce w Londynie w 1985 r. jest od 2006 r. najdłużej granym musicalem na świecie (zdetronizował on „Koty”). Jego producentem jest Cameron Mackintosh - producent trzech najbardziej kasowych i najdłużej granych musicali (poza wyżej wspomnianymi dwoma także Upiora w Operze). Zmierzyć się zatem z takim tytułem było nie lada wyzwaniem.
Moim zdaniem teatr Roma po raz kolejny wyszedł z tego zadania zwycięsko.
więcej tutaj



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz