Gdy jakiś czas temu przeczytałam Panią Bovary, już miałam przeczucie, że
Flaubert stanie się jednym z moich ulubionych pisarzy. Przeczytałam Trzy baśnie (w innych przekładach Trzy opowieści) i jestem już tego pewna.
Zacznę od wydania. Pochodzi z
2009 roku i należy do serii „wielkich pisarzy w nowych przekładach”. W tym
wypadku nowy przekład to przekład Jarosława Marka Rymkiewicza oraz Renaty Lis; z akcentem na
Renatę Lis, gdyż od razu widać, że wkład pana Rymkiewicza był zdecydowanie
mniejszy, choć świetny. Przełożył on jedno opowiadanie, które podobało mi się
najbardziej; czułam się tak samo jak podczas lektury Pani
Bovary. Flaubert słynął z tego, że pracował nad każdym jej zdaniem, przez
co czytanie tej powieści jest naprawdę bardzo przyjemne, jeśli lubi się piękny
język. Pierwsze z trzech opowiadań czyli Czyste
serce również spełniło moje oczekiwania pod tym względem.
Wadą wydania są jednak przypisy.
Tłumacze nie umieścili numerowanych odnośników w tekście, gdyż bali się, że
będą przeszkadzały w lekturze, ale nie dość, że nie lubię książek z przypisami
na końcu, to braku numerowanych odnośników zupełnie nie rozumiem; jak mam, na
brodę Merlina, wiedzieć, że powinnam w tym momencie przeczytać przypis, jeśli
nie jest to zaznaczone??
Tylko jedna z Trzech baśni od razu kojarzy się z
definicyjną baśnią: ma elementy fantastyczne, antropomorfizuje przyrodę, a
głównego bohatera spotyka rodzaj kary za to, że nie przestrzegał norm
moralnych. Mówię tu o drugiej opowieści z cyklu czyli o Legendzie o świętym Julianie Szpitalniku. Ta baśń natychmiast
skojarzyła mi się z historią Edypa, z tym że w średniowiecznej wersji. Pierwsza
opowieść – Czyste serce – jak już
wspomniałam, podobała mi się najbardziej. Chociaż zastanawiam się teraz: o czym
właściwie to jest? Autor przedstawił nam smutną historię służącej, ale…
Dlaczego smutną? Przecież jej nie bito, jej pani ją szanowała… A i tak
współczujemy Felicite. Może dlatego, że nie miała nic swojego, później jedyną
jej własnością była papuga, którą otoczyła kultem. Czyste serce to ta opowieść, w której wyraźnie widzę to, o czym
pisali we wstępie Jarosław Marek Rymkiewicz i Renata Lis: jest jednocześnie skrajnie
symboliczna i skrajnie realistyczna.
W Trzech baśniach podoba mi się ich różnorodność. Zupełnie różny jest
czas i miejsce akcji (akcja Herodiady rozgrywa się w Palestynie za czasów Chrystusa), w drugiej opowieści pojawiają się wątki fantastyczne.
Wszystkie mówią jednak coś o losie i tym, co tłumacze określają jako „widmowość
istnienia”. Dla mnie nie jest to lektura optymistyczna, a skoro nie
optymistyczna, to nie łatwa i nie lekka, choć niewątpliwie przyjemna. Mam wrażenie, że Flaubert jest trochę niedoceniany i naprawdę nie rozumiem, dlaczego.
Jeszcze raz dziękuję wszystkim komentującym i zapraszam na http://minerwaproject.blogspot.com - tam trochę recenzji, trochę przemyśleń, jak również ta recenzja, choć dłuższa o akapit. ;-) Zdjęcie okładki pochodzi z http://lubimyczytac.pl.
Napisalam to już w komentarzu pod postem o Emmie, ale powtórzę, że bardzo lubię twój styl. Na pewno będę Cię odwiedzać i oczywiście zaobserwowałam. Na naszym blogu też piszemy od czasu do czasu recenzje książek także zapraszam.
OdpowiedzUsuń